Wstęp Główny Szlak Beskidzki Strona Główna
Etap I - Bieszczady Etap II - Beskid Niski Etap III - Beskid Niski i Sądecki Etap IV - Gorce Etap V - Beskid Żywiecki Etap VI - Beskid Żywiecki Etap VII - Beskid Śląski

dzień12 dzień13 dzień14 dzień15 dzień16 dzień17 dzień18 dzień19
...poprzedni dzień

Dzień 18, 13 lipca 2010 r.


Cyrla z Przehybą w tle
Wstaję wcześnie. Nie budząc Basi robię krótki spacer po otoczeniu schroniska i małą sesję fotograficzną. W dolinie utrzymują się jeszcze mgły, ale czuć w powietrzu budzący się skwar. Dla nas to o tyle istotne, że musimy zejść w dolinę do Rytra, by znów wspiąć się kilkaset metrów po odkrytym terenie. Może być upiornie. Pobudkę robię koło siódmej. Pakujemy się, żartując z załogantem przestrzegającym wczoraj przed zgubnymi skutkami mieszalnictwa. O dziwo skutki tegoż nie są przez nikogo odczuwane. Może to zbawienny wpływ wysokości? A może raczej klimatu tego miejsca?

...utrzymują się jeszcze mgły...

Wszędzie mnóstwo kwiatów
Na śniadanie serwuję sobie jajecznicę na kiełbasie. Smaczna jest, nie powiem. Ale ostra to ta kiełbasa jest, bo pić mi się potem chce przez cały dzień nie tylko przez upał. Z żalem żegnamy to miłe miejsce i jego gospodarzy oraz czeredę psów i kotów, ale droga czeka. Kiedyś tu pewnie wrócimy, bo bardzo podoba nam się filozofia tego schroniska, zawierająca się w słowach: "WITAJCIE W NASZYM DOMKU", widniejących na małej deseczce w jadalni.

Ukryta za liściastym parawanem stara...

...i budowana właśnie nowa część schroniska

...serwuję sobie jajecznicę...

...kiedyś tu pewnie wrócimy...

...schodzimy do Rytra...
Stromym zejściem schodzimy do Rytra. Im my jesteśmy niżej, tym wyżej wznosi się słońce i wyższa zarazem jest temperatura. Gdy my osiągamy dno doliny, ona osiąga szczyt.  Tak nam się przynajmniej w tej chwili wydaje. Jak się po czasie okazuje, błędnie. Mijamy ryterski zamek, nie będziemy dziś mieli na niego czasu. Wstępujemy tylko do sklepu. Jest klimatyzowany, więc po wyjściu kontrast temperaturowy jest jeszcze większy. Znajdujemy tabliczkę szlaku, która obiecuje, że na Przechybie powinniśmy się znaleźć po 3,5 godzinnym marszu. Trochę huraoptymistyczne te prognozy nam się wydają, ale przecież ktoś, kto znakował szlak, powinien wiedzieć lepiej. Rozpoczynamy mozolną wspinaczkę. Upał jest już piekielny. Słońce pali bez opamiętania. Lekki wiatr, który tylko momentami przypomina sobie o nas, chłodzi ledwie na tyle, byśmy się nie ugotowali na twardo. Podchodzimy najpierw stromą dróżką wśród zabudowań. Wyżej zaczynamy iść łąkami.

...mijamy ryterski zamek...

...stromą dróżką...

...wyżej zaczynamy iść łąkami...
Mam lekkie obawy o nasze zapasy wody. Nie przeszliśmy jeszcze 1/4 drogi, a widać już dno mojej butelki. Nie spodziewałem się, że będzie tak pustynna pogoda. Do tego z mapy wcale nie wynika, byśmy po drodze mieli napotkać jakiś wodopój. Na szczęście po drodze na Niemcową (1001 m) znajdujemy przy drodze źródełko. Uzupełniamy wodę, ale sił nam od tego nie przybywa. Zwłaszcza ja mam dosyć. Na Niemcowej urządzamy odpoczynek. Jestem na tyle wykończony, że po posiłku na chwilę układam się i udaję, że nie śpię. Te pół godziny, które udaje mi się wytargować, ma dla mnie kolosalne znaczenie. Na deser zjadamy jeszcze kilka borówek i ruszamy w dalszą, mozolną drogę. Mimo, że wypracowaliśmy już 1000 m wysokości, upał nie pozostawia nam złudzeń. Tym razem nie możemy już raczej liczyć na spadek temperatury wraz ze wzrostem wysokości. A może to na dole temperatura stale się podnosi, a tylko my pozostajemy w "strefie izotermicznej"? Na szczęście mamy teraz więcej lasu do osłony i słońce już nie ma możliwości ciągłego kłucia nas swoimi promieniami.

Widok ze szlaku w kierunku północnym

...udaję, że nie śpię...

Na Wielkim Rogaczu
Gdy schodzimy z Wielkiego Rogacza (1182 m), otwiera się na chwilę panorama moich ulubionych Małych Pienin, co daje mi kolejny zastrzyk sił. Widoczność nie jest rewelacyjna, ale widok Szerokiego Wierchu, zwanego też wierchem Wysokim, Wysokich Skałek, zwanych Wysoką oraz Durbaszki, pobudza moje krążenie.

Małe Pieniny z pod Radziejowej

Wysoka (Wysokie Skałki)

Szeroki (Wysoki) Wierch
Na Radziejową (1266 m) znów wdrapujemy się stromizną. Plecaki są jakby coraz cięższe, a nasze nogi jakby coraz bardziej miękkie. Na szczycie czeka na nas wieża widokowa. Czeka niestety bezczynnie, bo z powodu uszkodzenia jest zamknięta. Wygląda na to, że dostała co najmniej kilkoma piorunami. Szkoda. Mieliśmy nadzieję na piękny widok ze szczytu, a tak musimy obejść się smakiem. Nie pozostaje nam nic innego, jak kontynuować marsz.

...wdrapujemy się stromizną...

...dostała co najmniej kilkoma...
Po kilkudziesięciu minutach bez większych przeszkód osiągamy Przehybę (1175 m). Schronisko budzi w nas mieszane uczucia. Raz to ze względu na obsługę, która zdaje się uważać turystów za niepotrzebnych intruzów, a dwa z uwagi na fatalny stan sanitariatów. Korzystamy tylko z prysznica (smród szamba, zatkany odpływ i ogólny syf) i rozbijamy namiot przed budynkiem. Przezornie, i jak się potem okazuje słusznie, rozbijamy się w pewnym oddaleniu od oficjalnego "obozowiska", na którym koczuje grupka nastolatków. Jak dla nas, zachowują się trochę za głośno.
Jedzenie w schronisku okazuje się jadalne, ale w znaczeniu "tylko jadalne" Jemy bez przekonania bigos z ziemniakami i popijamy kwaśnym mlekiem. Porównując ten posiłek z wczorajszym na Cyrli... Przepraszam, takie porównanie byłoby nie na miejscu. Nie ta liga.

Wczesnym wieczorem zasiadamy na tarasie widokowym i przygotowując kolację podziwiamy piętrzące się nad Tatrami chmury. W pewnym momencie na taras wchodzi pan z obsługi i niedwuznacznie zaczyna zamiatać wielgachną miotłą niewidoczne śmieci. Ktoś pijący akurat przy stoliku piwo wstaje karnie z ławki i pozwala wymieść sobie z pod nóg. My jesteśmy na tyle bezczelni, że siedzimy dalej, jakby nigdy nic, mimo iż właściwie nie trzyma nas tu nic prócz wszechobecnego smrodu szamba. Pan po chwili opuszcza taras, zamykając na klucz drzwi od wewnątrz budynku. Brakuje tylko kartki: "Przepraszamy, taras widokowy nieczynny. Najbliższy czynny taras widokowy we Wrocławiu". Na szczęście jest też drugie zejście, schodami bezpośrednio przed budynek. Utwierdzamy się w przekonaniu, że nocleg w samym schronisku byłby rozrzutnością i zbytnią łaskawością dla gospodarzy.


...przygotowując kolację...

...podziwiamy piętrzące się nad Tatrami chmury...

Wieża przekaźnikowa na Przehybie
O zmierzchu robię jeszcze kilka zdjęć i podziwiam błyskające w dolinach światła miejscowości, po czym idziemy spać.
następny dzień...