|
Dzień
18, 13 lipca 2010 r. |
|
Cyrla z Przehybą w tle |
|
|
Wstaję
wcześnie. Nie
budząc Basi robię krótki spacer po otoczeniu schroniska i
małą sesję fotograficzną. W dolinie utrzymują się jeszcze mgły, ale
czuć w powietrzu budzący się skwar. Dla nas to o tyle istotne, że
musimy zejść w dolinę do Rytra, by znów wspiąć się kilkaset
metrów po odkrytym terenie. Może być upiornie. Pobudkę robię
koło siódmej. Pakujemy się, żartując z załogantem
przestrzegającym wczoraj przed zgubnymi skutkami mieszalnictwa. O dziwo
skutki tegoż nie są przez nikogo odczuwane. Może to zbawienny wpływ
wysokości? A może raczej klimatu tego miejsca?
|
...utrzymują
się jeszcze mgły... |
|
Wszędzie mnóstwo kwiatów |
|
Na
śniadanie
serwuję sobie jajecznicę na kiełbasie. Smaczna jest, nie powiem. Ale
ostra to ta kiełbasa jest, bo pić mi się potem chce przez cały dzień
nie tylko przez upał. Z żalem żegnamy to miłe miejsce i jego gospodarzy
oraz czeredę psów i kotów, ale droga czeka.
Kiedyś tu pewnie wrócimy, bo bardzo podoba nam się filozofia
tego schroniska, zawierająca się w słowach: "WITAJCIE W NASZYM DOMKU",
widniejących na małej deseczce w jadalni.
|
Ukryta za liściastym parawanem stara... |
|
...i budowana właśnie nowa część schroniska |
|
...serwuję
sobie jajecznicę... |
|
...kiedyś
tu
pewnie wrócimy... |
|
|
...schodzimy
do Rytra... |
|
Stromym zejściem schodzimy do Rytra.
Im my
jesteśmy niżej, tym wyżej wznosi się słońce i wyższa zarazem jest
temperatura. Gdy my osiągamy dno doliny, ona osiąga szczyt.
Tak nam się przynajmniej w tej chwili wydaje. Jak się po czasie
okazuje, błędnie. Mijamy ryterski zamek, nie będziemy dziś mieli na
niego czasu. Wstępujemy tylko do sklepu. Jest klimatyzowany, więc po
wyjściu kontrast temperaturowy jest jeszcze większy. Znajdujemy
tabliczkę szlaku, która obiecuje, że na Przechybie
powinniśmy się znaleźć po 3,5 godzinnym marszu. Trochę
huraoptymistyczne te prognozy nam się wydają, ale przecież ktoś, kto
znakował szlak, powinien wiedzieć lepiej. Rozpoczynamy mozolną
wspinaczkę. Upał jest już piekielny. Słońce pali bez opamiętania. Lekki
wiatr, który tylko momentami przypomina sobie o nas, chłodzi
ledwie na tyle, byśmy się nie ugotowali na twardo. Podchodzimy najpierw
stromą dróżką wśród zabudowań. Wyżej zaczynamy
iść łąkami. |
...mijamy
ryterski zamek... |
|
...stromą
dróżką... |
|
...wyżej
zaczynamy iść łąkami... |
|
Mam lekkie obawy o nasze zapasy wody.
Nie
przeszliśmy jeszcze 1/4 drogi, a widać już dno mojej butelki. Nie
spodziewałem się, że będzie tak pustynna pogoda. Do tego z mapy wcale
nie wynika, byśmy po drodze mieli napotkać jakiś wodopój. Na
szczęście po drodze na Niemcową (1001 m) znajdujemy przy drodze
źródełko. Uzupełniamy wodę, ale sił nam od tego nie
przybywa. Zwłaszcza ja mam dosyć. Na Niemcowej urządzamy odpoczynek.
Jestem na tyle wykończony, że po posiłku na chwilę układam się i udaję,
że nie śpię. Te pół godziny, które udaje mi się
wytargować, ma dla mnie kolosalne znaczenie. Na deser zjadamy jeszcze
kilka borówek i ruszamy w dalszą, mozolną drogę. Mimo, że
wypracowaliśmy już 1000 m wysokości, upał nie pozostawia nam złudzeń.
Tym razem nie możemy już raczej liczyć na spadek temperatury wraz ze
wzrostem wysokości. A może to na dole temperatura stale się podnosi, a
tylko my pozostajemy w "strefie izotermicznej"? Na szczęście mamy teraz
więcej lasu do osłony i słońce już nie ma możliwości ciągłego kłucia
nas swoimi promieniami. |
Widok ze szlaku w kierunku północnym |
|
...udaję,
że
nie śpię... |
|
Na Wielkim Rogaczu |
|
Gdy schodzimy z Wielkiego Rogacza
(1182 m),
otwiera się na chwilę panorama moich ulubionych Małych Pienin, co daje
mi kolejny zastrzyk sił. Widoczność nie jest rewelacyjna, ale widok
Szerokiego Wierchu, zwanego też wierchem Wysokim, Wysokich Skałek,
zwanych Wysoką oraz Durbaszki, pobudza moje krążenie. |
Małe Pieniny z pod Radziejowej |
|
Wysoka (Wysokie Skałki) |
|
Szeroki (Wysoki) Wierch |
|
Na Radziejową (1266 m) znów
wdrapujemy się stromizną. Plecaki są jakby coraz cięższe, a nasze nogi
jakby coraz bardziej miękkie. Na szczycie czeka na nas wieża widokowa.
Czeka niestety bezczynnie, bo z powodu uszkodzenia jest zamknięta.
Wygląda na to, że dostała co najmniej kilkoma piorunami. Szkoda.
Mieliśmy nadzieję na piękny widok ze szczytu, a tak musimy obejść się
smakiem. Nie pozostaje nam nic innego, jak kontynuować marsz.
|
...wdrapujemy
się stromizną... |
|
|
...dostała
co najmniej kilkoma... |
|
|
Po kilkudziesięciu minutach bez
większych
przeszkód osiągamy Przehybę (1175 m). Schronisko budzi w nas
mieszane uczucia. Raz to ze względu na obsługę, która zdaje
się uważać turystów za niepotrzebnych intruzów, a
dwa z uwagi na fatalny stan sanitariatów. Korzystamy tylko z
prysznica (smród szamba, zatkany odpływ i ogólny
syf) i rozbijamy namiot przed budynkiem. Przezornie, i jak się potem
okazuje słusznie, rozbijamy się w pewnym oddaleniu od oficjalnego
"obozowiska", na którym koczuje grupka
nastolatków. Jak dla nas, zachowują się trochę za głośno.
|
|
Jedzenie w schronisku okazuje się
jadalne,
ale w znaczeniu "tylko jadalne" Jemy bez przekonania bigos z
ziemniakami i popijamy kwaśnym mlekiem. Porównując ten
posiłek z wczorajszym na Cyrli... Przepraszam, takie
porównanie byłoby nie na miejscu. Nie ta liga.
Wczesnym wieczorem zasiadamy na tarasie widokowym i przygotowując
kolację podziwiamy piętrzące się nad Tatrami chmury. W pewnym momencie
na taras wchodzi pan z obsługi i niedwuznacznie zaczyna zamiatać
wielgachną miotłą niewidoczne śmieci. Ktoś pijący akurat przy stoliku
piwo wstaje karnie z ławki i pozwala wymieść sobie z pod
nóg. My jesteśmy na tyle bezczelni, że siedzimy dalej, jakby
nigdy nic, mimo iż właściwie nie trzyma nas tu nic prócz
wszechobecnego smrodu szamba. Pan po chwili opuszcza taras, zamykając
na klucz drzwi od wewnątrz budynku. Brakuje tylko kartki:
"Przepraszamy, taras widokowy nieczynny. Najbliższy czynny taras
widokowy we Wrocławiu". Na szczęście jest też drugie zejście, schodami
bezpośrednio przed budynek. Utwierdzamy się w przekonaniu, że nocleg w
samym schronisku byłby rozrzutnością i zbytnią łaskawością dla
gospodarzy. |
|
...przygotowując
kolację... |
|
|
...podziwiamy
piętrzące się nad Tatrami chmury... |
|
Wieża przekaźnikowa na Przehybie |
|
O
zmierzchu robię jeszcze kilka zdjęć i podziwiam
błyskające w dolinach światła miejscowości, po czym idziemy spać.
|
|
|