|
Dzień
17, 12 lipca 2010 r. |
|
Budzę się wczesnym rankiem z uczuciem
koszmarnego
zmęczenia. Leń siedzi na mnie okrakiem i śmieje mi się w twarz. Myśl o
wstaniu powoduje niemal fizyczny ból wszystkich tkanek. O
dalszej drodze nawet nie chce mi się myśleć. No cóż, to
przykre,
ale... Muszę działać z zaskoczenia i podstępnie. Rogaty leniuch dostaje
sierpowym, choć tym razem nie za pierwszym razem go trafiam. Leży
znokautowany, więc mam chwilę na zebranie swoich zwłok z wyrka zanim
otrzeźwieje. Po śniadaniu, którego ukoronowaniem jest, jak
zwykle, Basi kawa, pakujemy się i wychodzimy. Ruszamy wcześnie, bo
około ósmej. Słońce wita nas uśmiechem, ale ten uśmiech pali
nam
skórę. Osłaniamy głowy nakryciami, oczy okularami i
wchodzimy na
wzgórze Holica (697 m), dzielące Krynicę od stacji
narciarskiej
w Czarnym Potoku. Pierwszy fragment trasy wiedzie terenem
głównie odkrytym, w pełnym słońcu. Ciepło jest! Trochę
lepiej
sprawy się mają po przekroczeniu grzbietu. Tu idziemy
głównie
lasem. Droga z Czarnego Potoku na Jaworzynę Krynicką (1114 m)
przeważnie wygląda podobnie, choć momentami musimy się trochę poopalać. |
...momentami
musimy się poopalać... |
|
Na szczęście na niebie pojawiają się
już
pierwsze
chmury, dając szansę na cień nawet w nasłonecznionych miejscach.
Podejście jest odcinkami strome i męczące, ale dajemy radę. Basi
odciski trochę się uspokoiły, teren jest mniej kamienisty, oznakowanie
jest o wiele lepsze. To wszystko miło nas nastraja. W dodatku zaczynamy
całkiem realnie zbliżać się do naszego domu. Im wyżej wchodzimy, tym
upał staje się mniej dotkliwy. Przechodzimy pod linią kolejki z
politowaniem spoglądając na leni wjeżdżających do góry.
Mijamy Diabelski Kamień. Zauważamy z niesmakiem, że i tutaj dotarli
graficiarze-wandale.
|
...spoglądając
na leni... |
|
Legenda
na temat pojawienia się w tym miejscu kamienia głosi:
"Dawno
temu rycerz z Muszyny zakochał się w krynickiej pasterce. Ojciec
rycerza nie chciał zgodzić się na małżeństwo, bo dziewczyna była
biedna. Kiedy król wezwał na wyprawę wojenną, wysłał na nią
syna, myśląc, że zapomni o ubogiej ukochanej. Gdy po wyprawie rycerz
wracał w rodzinne strony, na Górze Parkowej w Krynicy
napadli go zbójcy. Jęki rannego usłyszała pasterka, pasąca w
pobliżu owce. Zobaczywszy ukochanego, uklękła i zaczęła modlić się do
Matki Boskiej, prosząc o jego uzdrowienie. Wielkie było jej zdziwienie,
gdy zobaczyła wypływające tuż obok źródełko. Obmyła nim rany
rycerza i ten wnet ozdrowiał, a ojciec zgodził się na małżeństwo syna z
biedną pasterką. Kiedy diabły usłyszały o istnieniu w Krynicy cudownego
źródełka z życiodajną wodą, postanowiły je zniszczyć. Jeden
z nich podniósł z Tatr
potężny kamień, by go na nie zrzucić. Ale pod szczytem Jaworzyny zapiał
kur – diabeł przestraszył się i upuścił kamień. Leży tam do
dziś." |
...odcinkami
strome i męczące... |
|
Przy Diabelskim Kamieniu |
|
...i
tutaj
dotarli graficiarze... |
|
Po chwili robimy małe odstępstwo od
trasy
szlaku. Zamiast iść czerwonym, biegnącym trasą narciarską, idziemy
szlakiem zielonym do schroniska. Ścieżką dochodzimy do utwardzonej
drogi i z niejakim zdumieniem zauważamy jeżdżące tędy samochody, w tym
również wielkie ciężarówki. Jesteśmy przecież na
1000 m npm... Infrastruktura budowlana na Jaworzynie rozrasta się w
tempie geometrycznym. Niedługo powstanie tu zapewne miasto
pensjonatów, stacji narciarskich, restauracji. Tylko co na
to lokalny ekosystem? Coś sie kończy... |
...zielonym
do schroniska... |
|
...w
tym
wielkie ciężarówki... |
|
Schronisko na Jaworzynie Krynickiej
|
|
...jemy
szarlotkę... |
|
Choć z nazwy schronisko znajduje się
na
Jaworzynie
Krynickiej, to faktycznie stoi nieco pod szczytem. Tu wita nas komercja
czystej postaci w formie plastikowej fioletowej krowy reklamującej
mleczną czekoladę. Fuuujjj... Żeby zatrzeć to niemiłe wrażenie, jemy
szarlotkę na tarasie widokowym, spoglądając w kierunku z
którego przyszliśmy. Basia oczywiście uzupełnia poziom
kofeiny. Z pomocą mapy i kompasu staramy się wypatrzyć w dali poznane
niedawno góry.
|
...poznane
niedawno góry... |
|
|
Gdy wchodzimy na szczyt Jaworzyny,
chmur na
niebie jest już całkiem sporo, a temperatura powietrza jest zupełnie
znośna. Jesteśmy przecież ponad 1100 m nad poziomem morza, więc siłą
rzeczy jest tu o kilka stopni chłodniej niż w Krynicy. Basia w końcu
może się czuć usatysfakcjonowana, bo na horyzoncie widać Tatry.
Widoczność jest daleka od ideału, a i perspektywa pozwala na obserwację
jedynie Bielskich, ale to jej wystarcza. Dalsza trasa przebiega
znów lasem, więc żegnamy się z Tatrami. Idziemy teraz
szeroką, równą, leśną drogą, dobrze oznakowaną i wygodną. O
ile na szczycie Jaworzyny było sporo ludzi - głównie
pasażerów kolejki linowej, o tyle, im jesteśmy
|
...chmur
na
niebie jest już sporo... |
|
Nartostrada
|
|
dalej,
tym robi się luźniej. Jako ostatnich
spotykamy
kilkuosobową rodzinę, która posługując się schematycznym
szkicem szlaku zamieszczonym w folderze reklamowym kolejki linowej,
wybiera się... do Krynicy. Pytają kiedy w końcu dojdą do Diabelskiego
Kamienia. Uświadamiamy im, że idą w dokładnie przeciwnym kierunku. Są
bardzo zdziwieni. Przez Runek (1080 m) dochodzimy do schroniska na Hali
Łabowskiej. Robimy tu postój z przerwą obiadową.
|
...do
schroniska na Hali Łabowskiej... |
|
Jem całkiem smaczną zupę gulaszową, a
Basia,
ku uciesze obsługi, wsuwa dwie porcje kwaśnicy i bardzo ją chwali.
Schronisko robi sympatyczne wrażenie i jest bardzo ładnie
położone. |
...wsuwa
dwie porcje kwaśnicy... |
|
...schronisko
jest bardzo ładnie położone... |
|
|
Warto byłoby się tu zatrzymać na noc,
ale
mamy inne plany, więc po odpoczynku ruszamy w dalszą drogę Robimy
jeszcze kilka krótkich przystanków na zjedzenie
deseru. Dziś są to borówki, w niektórych
regionach zupełnie nieprawidłowo zwane czarnymi jagodami. Są dojrzałe i
smaczne. Hale przez które przechodzimy, są ich pełne. Idzie
nam się dobrze, nawet sympatycznie, podłoże jest miękkie, kamieni
stosunkowo niewiele, a Basi odciski, całkiem się uspokoiły. Niemniej
jednak czujemy te kilometry, które przeszliśmy w czasie
kilku ostatnich dni. |
...ruszamy
w
dalszą drogę... |
|
...kilka
krótkich przystanków... |
|
...zwane
czarnymi jagodami... |
|
Na Hali Jaworzyna |
|
...do
prywatnego schroniska na Cyrli... |
|
Z ulgą
dochodzimy do
prywatnego schroniska na Cyrli. Pierwsze, co rzuca nam się w oczy, to
ogromna ilość kwiatów wokół budynku. Drugie, to
wrażenie placu budowy. To jednak jest zrozumiałe, bo schronisko właśnie
się rozbudowuje. Ale na samym wstępie zauważamy dużego czarnego psa,
który szwenda się po podwórku. Jest bardzo
podobny do naszej psiny. Gdy podchodzimy, okazuje się, że to
przedstawicielka tej samej , dość rzadko u nas spotykanej
rasy. Basia
jest ugotowana i to całkiem na miękko.
|
Basia i Flat Coated Retrieverka |
|
Oczywiście ucinamy sobie dłuższą
pogawędkę z
właścicielami suki, którzy również są tu gośćmi,
ale mieszkają w wolnostojącym domku.
Gospodarze schroniska proponują
nam nocleg w dwuosobowym pokoju z małżeńskim łożem, ale my nastawieni
jesteśmy na spanie pod gwiezdnym sufitem. Jest ciepło, a chmury się
jakoś rozpłynęły. Rozbijamy obóz i idziemy się wykąpać w
nowej, superkomfortowej łazience. Po drodze zamawiamy jedzonko na
kolację. Nic tak nie przywraca do życia, jak gorący prysznic. Wykąpani
zjadamy z Basią po porcji odsmażanych ziemniaków z kwaśnym
mlekiem. Są pyszne, a mleko można kroić nożem. Poprawiam porcją
pierogów z mięsem. Nie są gorsze. W zasadzie pojadłem. Basia
ma za to ochotę na coś mocniejszego. Ponieważ krupnik (ten
niskozamarzający
oczywiście) akurat był wyszedł, obsługa proponuje śliwowicę. Basia zbyt
długo się nie broni. Właściwie nie broni się wcale. Ale na tym nie
koniec. Siadamy w jadalni wspólnie z dwiema dziewczynami,
które poza nami są jedynymi gośćmi schroniska. Basia dla
towarzystwa zamawia sobie grzane wino. W czasie rozmowy okazuje się, że
dziewczyny są przyszłymi pilotkami zagranicznych
wycieczek, a jedna z
nich akurat obchodzi urodziny. A więc kolejna okazja.... Tym razem będą
oswajane "wściekłe psy".
|
...przyrządza... |
|
Gospodarz schroniska wprawną ręką
przyrządza
i
objaśnia, również metodę "przyswojenia" tego
niekonwencjonalnego, łączącego kilka przeciwstawnych smaków
napitku. Wszyscy wznosimy urodzinowy toast. Ja też, tyle że Gingersem -
oranżadką, jak nieco uszczypliwie komentuje jeden z
chłopaków z obsługi. Na koniec Gospodarz proponuje
"kukułczankę". Nikt nie odmawia. W trakcie tej imprezy drugi z
chłopaków stanowiących załogę schroniska, w pewnym momencie
przechodząc obok nas rzuca złowieszczo: "Jedenaste - nie mieszaj..."
Wieczór jest długi. Kończymy go tuż przed
północą. Basia w baaardzo dobrym humorze. |
...i
objaśnia... |
|
...wznosimy
urodzinowy toast... |
|
Kilka
minut
spędzamy na wpatrywaniu się w piękne, gwiaździste niebo. Noc jest
ciepła, nie ma więc obaw, że zmarzniemy w naszym namiociku. Nie znamy
co prawda oficjalnych prognoz pogody, ale wszelkie znaki na niebie i
ziemi zdają się
zapowiadać wysoką temperaturę i słońce. Trzeba się zatem wyspać przed
następnym ciężkim dniem. |
...Gospodarz
proponuje "kukułczankę"... |
|
|