|
Dzień
14, 9 lipca 2010 r. |
|
Wstajemy niewyspani około
ósmej.
Nasze buty, a
zwłaszcza moje, przypominają dobrze nasączone gąbki. Basi są w ciut
lepszym stanie. Nie były co prawda prane, ale pod względem wilgoci też
niczego im
nie brakuje. Mamy dzisiaj w planie dojście do Hańczowej. Po źle
przespanej nocy to będzie spore wyzwanie. Na szczęście pogoda cały czas
nam sprzyja. Świeci ładnie słońce, ale temperatura jest umiarkowana. Po
śniadaniu ruszamy. Pomni ostrzeżeń zwracamy szczególną uwagę
na
znaki szlaku. Bez problemu dochodzimy do Wołowca. Dalej idziemy
szeroką, wygodną, leśną drogą. W pewnym momencie szlak nagle odbija z
drogi w prawo i wiedzie równolegle do niej lasem,
zarośniętą,
błotnistą ścieżką. Decydujemy, że nie będziemy się znowu moczyć,
zwłaszcza że nasze buty zaczynają właśnie podsychać. Idziemy więc
drogą. Z mapy wynika, że szlak i tak będzie musiał w pewnym momencie ją
przeciąć, przechodząc na drugą stronę. Obserwujemy więc uważnie
wytrzeszczając oczęta.
Niestety miejsca tego nie zauważamy, a droga zamiast iść doliną rzeki,
zaczyna wyprowadzać nas coraz wyżej, skręcając jednocześnie w kierunku
szczytu Obszar (685 m), na który nie mieliśmy zamiaru
wejść.
Przez chwilę próbujemy schodzić na przełaj przez las w mniej
więcej pożądanym
kierunku. Zniechęceni chaszczami szybko jednak rezygnujemy i idziemy
dalej stokówką,
która, jak wynika z mapy, powinna mieć połączenie z centrum
wsi
Krzywa. Tak też faktycznie jest. Idąc wzdłuż zabudowań w kierunku
zagubionego
szlaku widzimy, że próba przełajowego przejścia przez las
skończyłaby się niechybnie w kolejnym bagnie. Z Krzywej wchodzimy na
Popowe Wierchy. Po niezbyt długim podejściu nasłonecznioną łąką, a
następnie lasem, idziemy znów szeroką drogą wzdłuż grzbietu
Popowych. Droga jest tu do tego stopnia wygodna, że decydujemy się na
zdjęcie butów i marsz w sandałach. Ulga dla naszych
nasiąkniętych wilgocią stóp jest nie do przecenienia. Tu też
musimy jednak uważać, bo szlak kolejny raz uciekając z drogi, w pewnym
momencie odbija w lewo. Na szczęście to miejsce jest zauważalnie
oznakowane. |
...po
śniadaniu ruszamy... |
|
...dochodzimy
do Wołowca... |
|
...wchodzimy
na Popowe Wierchy... |
|
Dziś ewidentnie idzie nam się słabo.
Pewnie
to sprawka wczorajszego ciężkiego odcinka i źle przespanej nocy. No i
syndrom trzeciego dnia, który podobno jest najtrudniejszy...
Do tego Basia ma na stopach odciski, a ja mokre buty.
Na ściętych pniach robimy krótki odpoczynek i zmianę obuwia.
Spotykamy tu cztery dziewczyny idące w przeciwną stronę. Wymieniamy
oczywiście krytyczne uwagi na temat oznakowania i stanu szlaku.
Ostrzegamy je przed czychającymi pułapkami. Idąc w przeciwnym kierunku
będą miały spore trudności w odnalezieniu miejsca w którym
powinny zejść z grzbietowej drogi na ścieżkę w kierunku Krzywej.
Dziewczyny polecają nam studencką bazę namiotową w Regetowie, jako
świetne miejsce na nocleg. To trochę bliżej, niż planujemy dojść, ale
plany planami, a możliwości fizyczne... Póki
co schodzimy do wsi Ług. Po drodze robimy jeszcze postój na
posiłek. Jesteśmy już głodni, a na głodno iść się nie da. |
...zatrzymujemy
się pod sklepem... |
|
...wchodzimy
na szeroką łąkę... |
|
W
Ługu po raz
kolejny zatrzymujemy się pod sklepem. Kupujemy coś do picia i lody na
deser po "obiedzie" w postaci kanapek, które zjedliśmy
niedawno. Tuż
obok sklepu jest ośrodek wypoczynkowy nadleśnictwa. Jestem już tak
zmęczony, że na dobrą sprawę najchętniej zrezygnowałbym z dalszego
marszu i poszukał tu
kwatery. Jednak udaje mi się przeprowadzić poważną rozmowę z
wewnętrznym rogatym leniuszkiem i zmusić go do dalszego wysiłku. Ze wsi
kierujemy się na Rotundę (771 m). Z drogi wchodzimy na szeroką łąkę, na
której rzecz jasna nie ma żadnego oznakowanego szlaku. |
Nie ma go również na
żadnych
będących w zasięgu wzroku drzewach czy innych bardziej i mniej stałych
elementach krajobrazu. Mamy już dość tej ciuciubabki. Zaczynam się
lekko złościć, bo limit tolerancji na błądzenie w dniu dzisiejszym
został już dawno wyczerpany. Dopiero spotkany na łące miejscowy
wskazuje nam
właściwy kierunek. Oczywiście po przejściu około kilometra, na granicy
lasu spotykamy poprzeczną drogę ze szlakiem. Na
Rotundę wchodzimy już bez większych problemów, choć
odcinkami szlak wydaje się nam stromy. |
|
...wysokie,
stylizowane wieże... |
|
A
może po prostu jesteśmy już
bardzo zmęczeni... Na szczycie położony jest bardzo nietypowy w swej
formie cmentarz z okresu
I wojny. Jest to cmentarz wojenny nr 51 zbudowany według
projektu architekta Duszana Jurkowicza. Założony na planie
koła, jest otoczony kamiennym niewysokim
murem. Znajduje się tu 20 grobów pojedynczych i 4 mogiły
zbiorowe, żołnierzy armii austro-węgierskiej i rosyjskiej. Nad
ułożonymi w charakterystyczny, kolisty kształt grobami
górują wysokie, stylizowane wieże, zwieńczone krzyżami. W
oryginale było ich pięć. Obecnie w trakcie odbudowy cmentarza są
jedynie dwie. Inskrypcja na kamiennej tablicy w tłumaczeniu na język
polski brzmi:
|
|
Nie
płaczcie, że leżymy tak z dala od ludzi,
A burze już nam nieraz we znaki się dały
Wszak słońce co dzień rano tu nas wcześniej budzi
I wcześniej okrywa purpurą swej chwały.
|
|
Robimy kilka pamiątkowych zdjęć i
schodzimy
do Regetowa. W międzyczasie ustalamy, że to będzie finisz dzisiejszego
etapu i decydujemy się na nocleg w bazie namiotowej SKPB Warszawa. Już
po chwili możemy się przekonać, że jest to słuszna decyzja. W bazie
panuje bardzo miła atmosfera. Ze szlaku zostajemy niemalże zgarnięci,
choć wcale nie trzeba nas do tego namawiać. Tegotygodniowe bazowe - Ala
i Marysia - pokazują nam gdzie i czego szukać, więc nie mamy problemu
ze
znalezieniem miejsca pod namiot. Baza jest pełna ludzi, ale miejsca nie
brakuje. Z naszych
obserwacji wynika, że łączą się w niej co najmniej trzy pokolenia. Od
dzieci w wieku niemowlęcym, poprzez młodzież, do pań i panów
w wieku, powiedzmy, średnim. Położenie bazy sprawia, że można bardzo
blisko
podjechać samochodem. Aby dojść do drogi wystarczy przekroczyć rzekę
Regetówkę. To gościom, ale i gospodarzom, znacznie
ułatwia
wszelkie zagadnienia
logistyczne. |
...schodzimy
do Regetowa...
|
|
Baza w Regetowie |
|
...co
najmniej trzy pokolenia... |
|
|
W
bazie można nocować we
własnym namiocie lub w jednym z kilku eleganckich namiotów
bazowych.
Po
rozbiciu obozowiska myjemy się w strumieniu, czerpiemy wodę ze
źródła i robimy ciepły posiłek. Powoli dochodzimy do siebie
po męczącym dniu. |
Ustalam
trasę na następny dzień |
|
Wieczorem
na chwilę
siadamy przy ognisku, słuchamy opowieści i wymieniamy uwagi na temat
szlaku z dwoma chłopakami idącymi nim w przeciwnym kierunku. Od
bazowych dowiadujemy się, że dziewczyny, które polecały nam
nocleg w tym miejscu, jak i nasz chrapiący współlokator z
Bartnego także tu gościli. Dziś idziemy spać naprawdę zmęczeni.
Postanawiamy, że następny dzień będzie dniem zdecydowanie rekreacyjnym.
|
|