Prognozy zapowiadały w miarę pogodną
końcówkę tygodnia. Do tego był to ostatni weekend lata.
Grzechem byłoby nie skorzystać z okazji. Mieliśmy do dyspozycji tylko
dwa dni. Niewiele, ale potrzebowaliśmy ich dokładnie tylu na przebycie
kolejnego etapu. Dodatkowym plusem było to, że aby dostać się na szlak
nie potrzebowaliśmy wielogodzinej jazdy kilkoma autobusami. Wystarczył
jeden bus i po godzinie byliśmy na miejscu... |
|
Dzień
23, 18 września 2010
r. |
|
...widać
stąd praktycznie całą trasę...
|
|
Wcześnie rano zjawiamy się na dworcu
autobusowym. Mimo,
że niebo jest jeszcze mocno zachmurzone, wsiadamy do autobusu do
Zakopanego. Oczywiście w Tatry tym razem nie zamierzamy jechać,
wysiadamy więc tam, gdzie ostatnio przerwaliśmy naszą podróż
- w Zaborni. Widać stąd praktycznie całą trasę kolejnego odcinka naszej
wyprawy. Najpierw jednak czeka nas długa droga przez tereny
zamieszkane, Skawę, Jordanów i Bystrą, a potem wspinanie się
na pasmo Policy. Następnym szczytem, który zdobędziemy,
będzie
Babia Góra.
|
Na drodze nr 7 w Zaborni |
|
Królowa polskich
Beskidów
jest dziś łaskawa. Nie chowa się pod pierzyną. Od razu kierujemy się na
szlak, od
razu
trochę się zagadujemy i od razu go gubimy. W czasie powrotu do
ostatniego widzianego znaku, spotykamy samotnego wędrowca. Też podąża
Głównym Szlakiem Beskidzkim w kierunku Policy. Przez chwilę
idziemy razem. Tak samo jak my, nie ma pojęcia, gdzie szukać szlaku.
Nie chce nam się już wracać do drogi, postanawiamy więc
pójść na azymut. Rozdzielamy się. Chyba dobrze, bo dzięki
temu każdy odpowiada tylko za siebie. Chwilę przedzieramy się z Basią
przez las. Dopadamy jakiejś dróżki i postanawiamy się jej
trzymać. W międzyczasie pas niebieskiego nieba, który
zbliżał się od północnego zachodu, dociera do nas i pojawia
się słońce. Od razu robi się nam raźniej. Schodzimy na dno doliny i
kilkakrotnie przekraczamy ten sam wąski strumyczek, meandrujący tu
niczym pijana żmija. Udaje nam się nie zamoczyć, choć i tak buty mamy
mokre od chodzenia po wysokiej, mokrej trawie. Prawdopodobnie jeszcze w
nocy padał tu deszcz. W końcu dobijamy do zabudowań Skawy i odnajdujemy
szlak. Słonko świeci już na cały regulator. Gdy mijamy stację kolejową,
widzimy stojący pociąg. Stoi już od dłuższego czasu. Kojarzę to z
informacją słyszaną przez radio w czasie jazdy autobusem, o zderzeniu
pociągu z samochodem. No tak, miało ono miejsce gdzieś na tej trasie.
Po chwili spotykamy wędrowca, z którym widzieliśmy się
wcześniej. Nie łączymy jednak sił. My mamy trochę szybsze tempo,
idziemy więc do przodu. Czeka nas teraz kilka kilometrów
marszu w smrodzie spalin, wzdłuż ruchliwej drogi przez Skawę i
Jordanów. Można byłoby ten odcinek skrócić jadąc
busem, ale to niehonorowe rozwiązanie. Gdy w końcu docieramy do centrum
Jordanowa, robimy krótką przerwę i w rynku kupujemy
drożdżówki. Ja swoje zjadam niemal od razu. Nie umywają się
nawet do krościeńskich, ale są jadalne, a ja jestem głodny. |
...wchodzimy
na terenową część szlaku... |
|
W końcu opuszczamy ostatnie
zabudowania i
wchodzimy na
terenową część szlaku. Mija nas garażowej produkcji terenowy pojazd.
Charakterystyczny odgłos silnika nie pozostawia wątpliwości. Jego dawcą
był "maluch". Przez chwilę idziemy lasem wzdłuż rzeki Skawa. Przyglądam
się jej z zaciekawieniem zastanawiając się, jak będzie wyglądała
przeprawa na drugą stronę. Moje wątpliwości spowodowane są sprzecznymi
informacjami. Według jednych, kładka w rejonie Bystrej została zmyta
przez powódź, według innych da się nią przejść. Po chwili
sytuacja się wyjaśnia dość bezpardonowo. Kładka leży w korycie rzeki w
postaci sterty pogiętych, metalowych konstrukcji. Krytycznym okiem
stwierdzam, że przechodzenie po jej resztkach z plecakiem na grzbiecie
stanowiłoby pewne zagrożenie dla integralności naszych tkanek.
Pozostaje nam zatem przeprawa w bród.
Nie namyślając się długo zdejmuję buty i skarpetki. Woda jest zimna jak
diabli, a należałoby się liczyć z koniecznością dwukrotnego
przechodzenia. Raz z moim, drugi z Basi plecakiem.
|
...sterty
pogiętych, metalowych konstrukcji... |
|
...woda
jest
zimna jak diabli... |
|
Mnie w
najgłębszym miejscu
woda sięga nieco powyżej kolan. Dla Basi to już połowa uda. Okazuje się
jednak, że ma dziewczyna szczęście. Gdy ja jestem już prawie po drugiej
stronie, a ona zdążyła ściągnąć buty, na horyzoncie pojawia się
ciągnik, którego kierowca wyraźnie ma zamiar przejechać
przez rzekę w tym właśnie miejscu. Basia korzysta zatem z jego
uprzejmości i łapie go na stopa. Po chwili przechodzimy przez tunel pod
linią kolejową Sucha Beskidzka - Nowy Targ i wchodzimy do Bystrej. Most
nad Bystrzanką na szczęście wisi bezpiecznie na dużej wysokości od
nurtu, więc nie ma potrzeby kolejnej mokrej przeprawy.
|
...łapie
go
na stopa... |
|
Przeprawa ciągnikiem przez Skawę |
|
...tunel
pod
linią kolejową... |
|
W Bystrej
zwracamy uwagę
na nieduże psiaki, które dzięki sprytnej,
drewnianej konstrukcji, mogą przemieszczać się pomiędzy
dwiema odgrodzonymi częściami posesji, niczym po kładce. Po chwili
mijamy budynek kościoła. Z pewnym zdziwieniem spoglądamy na kościelną
wieżę zakończoną ni to basztami, ni okrągłymi wykuszami oraz wyposażoną
w pokaźnych rozmiarów balkon. Kilka minut później
wchodzimy w końcu na prawdziwie turystyczną część szlaku i zaczynamy
piąć się w górę, na pierwsze wzniesienia Beskidu Żywieckiego.
|
...dwa
psiaki... |
|
...mogą
przemieszczać się... |
|
..spoglądamy
na kościelną wieżę.. |
|
Najpierw łagodnie, a po kilkuset
metrach
dość ostro.
Droga jest kamienista. Do tego moje buty są za luźne i nie trzymają
odpowiednio stopy. Nie chodzi o ich zasznurowanie, ale o konstrukcję.
Idzie mi się niewygodnie. Przy każdej nierówności, czy
usuwających się kamieniach, gdy but się przechyla, stopa ślizga mi się
w środku na boki. Do tego podeszwa jest dla mnie za miękka na
kamieniste luźne podłoże. Wspinamy się na położony około 400 m wyżej od
Bystrej, Drobny Wierch (875 m). Robimy tu postój i jemy
kanapki. Niewielka polana odsłania widok na północ, gdzie
rozciąga się dolina Skawy.
|
...zaczynamy
piąć się w górę... |
|
...dość
ostro... |
|
...droga
jest kamienista... |
|
...rozciąga
się dolina Skawy... |
|
Zimno nie
pozwala na
dłuższy odpoczynek, więc szybko się zbieramy. Idziemy teraz dość
łagodnym, choć nie pozbawionym podejść szlakiem. Droga, cały czas mocno
kamienista, nie pozbawiona jest również błota. Chwilami
musimy mijać ogromne rozlewiska i głębokie koleiny. Zwózka
drewna zrobiła tu swoje. Ale nie tylko. O ile mijanych
turystów możemy policzyć na palcach jednej ręki, o tyle co
chwila, robiąc wiele hałasu, przemykają obok nas większe bądź mniejsze
grupki wielbicieli motocrossu. Cyklicznie, to z jednej, to z drugiej
strony pojawiają się przecinki, w których możemy obserwować
wzgórza Beskidu Makowskiego i Małego po stronie
północnej lub Tatry po południowej.
|
...możemy
obserwować... |
|
...Tatry
po
południowej... |
|
|
W oddali majaczą Tatry |
|
|
Około godziny 17.00 docieramy w końcu
do
schroniska na Hali Krupowej, które tak na prawdę położone
jest na Hali Kucałowej, nieco poniżej przełęczy. Schronisko na razie
wygląda na pustawe, choć pojedynczy ludzie już się pokazują. Jesteśmy
nastawieni na nocleg w namiocie, więc krytycznym okiem obrzucam teren
wokół schroniska. Miejsce przeznaczone na biwak wygląda
błotniście i trawy na nim jest tyle, co stojących drzew na zachodnim
stoku Turbacza. Decydujemy więc, że będziemy
szukać działki pod namiot na przełęczy. Póki co zamawiamy po
bigosie. W międzyczasie zaczyna się robić bardziej ludnie. Zjawia się
nawet grupa offroadowców. Przyjechali kilkoma samochodami
terenowymi i teraz kupują piwo w schroniskowym bufecie. Cieniaki.
Spróbowaliby tu wejść z plecakami, jak
my. Opuszczamy schronisko i wracamy na przełęcz.Płaskiego
terenu co prawda nie brakuje,
ale musimy ominąć liczne
i gęsto rozsiane kępy trawy.
Kilkanaście minut
wybieramy miejsce pod namiot. Kolejnych kilka poświęcamy na
rozbicie obozowiska. |
Na Przełęczy Kucałowej |
|
|
...musimy
ominąć kępy trawy... |
|
Mamy tu
dobry
punkt
obserwacyjny. Widzimy kolejnych turystów zmierzających do
schroniska. Tuż przed zmrokiem, około 2 godziny po naszym przybyciu,
zauważamy samotnego wędrowca spotkanego na samym początku dnia. No,
tempo miał jednak zdecydowanie wolniejsze od nas.
Widzimy zachodzące słońce.
Niestety chowa się za chmurami. Gdy zapada zmrok, obserwujemy w dali
poświatę wieczornego Krakowa. Widać wyraźnie światła ostrzegawcze na
kominach elektrociepłowni w Łęgu. Kładziemy się wcześnie, koło
dwudziestej, bo po prostu zrobiło się ciemno.
|
Rozstaje na Przeł. Kucałowej |
|
Widok z przełęczy na północny wschód |
|
...tuż
przed
zmrokiem... |
|
...chowa
się
za chmurami... |
|
Na tle Złotej Grapy |
|
|