|
|
|
|
|
Dzień 13, 20 sierpnia 2011
r. |
|
Na dworcu w Sutomore
|
|
AKAPITPociąg
odjeżdża z Sutomore tuż po godzinie 9, więc wstajemy odpowiednio
wcześnie. Na
szczęście Zoran też już wstał. Jest trochę zdziwiony, że od wylegiwania
się na plaży wolimy podróżowanie i zwiedzanie. Widać
przywykł tu
do zupełnie innego trybu życia. W czasie gdy my jemy śniadanie, on
swoim zwyczajem znika. Oczywiście gdy idziemy na dworzec autobusowy,
siedzi już w kawiarni.
|
...pod
murami starego miasta w Kotorze...
|
|
AKAPITUpał
nie odpuszcza ani na stopień. Słońce po prostu praży. Do Sutomre
jedziemy autobusem i na dworcu kolejowym jesteśmy nieco przed czasem.
Kupujemy w kasie bilety. Za około 150 kilometrową podróż do
Bijelo Polje zapłacimy po 6,80 €, więc o wiele mniej niż
zapewne
wyniósłby koszt biletu autobusowego na tej trasie. Jak przy
okazji zauważam na wywieszonym cenniku, cena biletu nie zależy tu od
rodzaju pociągu, a jedynie od klasy wagonu.
AKAPITSiadamy
na ławce na peronie. Pod ławką leży sobie psinka rasy
Czarnogórski Pies Spoczynkowy. Nazwę tę nadaliśmy sami,
biorąc
pod uwagę okoliczności, w jakich najczęściej widujemy jej
przedstawicieli. Są do siebie łudząco podobni. Gdyby nie absurdalność
tego twierdzenia, można by powiedzieć, że to jeden i ten sam pies.
Zwykle z krótką sierścią w rudo-brązowym kolorze, średniej
wielkości, ze zwisającymi uszami i długim ogonem. Czy to pod murami
starego miasta w Kotorze, czy pod zaparkowanym samochodem w Muo, czy w
cieniu pod murkiem w okolicy wyspy Św. Stefana, czy też pod budynkiem
poczty w Ulcinj, psy te w ciągu dnia przejawiają zerową aktywność i
wydają się być zupełnie obojętne na otaczający je świat. Dopiero
wieczorem, gdy temperatura spada do wartości akceptowalnych także przez
psi organizm, ożywiają się i ruszają w rejs. Najczęściej szlakiem
restauracyjnym. Żebractwo rozwinięte jest nie tylko wśród
rasy
ludzkiej...
|
AKAPITSądząc
po ilości czekających na peronie ludzi, pociąg może być
nieco zapchany. Widać sporo pasażerów czekających z wielkimi
walizami.
Wakacje powoli mają się ku końcowi i trzeba wracać do domów.
Do tego
jest sobota i zapewne finisz wczasowych turnusów. Nie
wszyscy mają tyle
szczęścia co my – konstatuję nie bez pewnej dozy wrodzonej
przekory. |
AKAPITNasz
pociąg jest pociągiem międzynarodowym i jedzie z Baru do stolicy Serbii
– Belgradu, czyli pokonuje odległość 476 km. Niby na polskie
warunki nie jest to wiele, jednak pamiętajmy, że szlak wiedzie niemal
wyłącznie przez góry. To też sprawia, że trasę tę pociąg
przebywa w około 10 godzin. Warto kilka słów poświęcić samej
linii kolejowej. Jest ona stosunkowo młoda, została bowiem wybudowana w
latach 60 i 70 ubiegłego wieku, natomiast odcinek, którym my
będziemy się poruszać, ukończony został w połowie lat 70. Z 476 km
długości szlaku 301 km znajduje się na terenie Serbii, 176 km w
Czarnogórze, a 9 km w Bośni i Hercegowinie, jednak tam
pociągi
się nie zatrzymują. Na całej trasie są 254(!) tunele (z tego 106 w
Czarnogórze) o łącznej długości aż 114,5 km. Najdłuższe dwa
z
nich mają po 6170 m („Sozina” pomiędzy Barem i
Podgoricą
oraz „Zlatibor” na terenie Serbii). Szlak przebiega
przez
ponad 430 mostów, z których najbardziej znany i
według
niektórych źródeł do 2001 roku największy
kolejowy
wiadukt na świecie – „Mala
Rijeka” – ma
498 m długości i wznosi się 198 m nad poziomem ziemi. Most ten jest tak
charakterystyczny, że jego sylwetka zdobi logo
czarnogórskich
kolei. Na czarnogórski
odcinek -szlaku -przypada „tylko” |
...pociąg
może być nieco zapchany
|
|
|
107
mostów o łącznej długości niemal 8 km. To naprawdę
imponujące
biorąc pod uwagę, iż niemal 1/3 długości trasy i tak przebiega tu pod
ziemią. Najwyższy punkt trasy jest położony pomiędzy
Kolašinem i
Mateševem na wysokości 1032 m n.p.m. Odległa od niego o
nieco
ponad 60 km Podgorica leży na wysokości 40 m n.p.m. To powoduje, że na
stosunkowo krótkim odcinku szlak jest bardzo mocno
nachylony. To
nachylenie właśnie, a także prawdopodobny błąd ludzki i zły stan
techniczny taboru były powodem bardzo poważnej katastrofy, jaka
wydarzyła się tu w styczniu 2006 roku. Na skutek nadmiernej prędkości
(prawdopodobnie zawiodły hamulce) w okolicy miejscowości Bioče odległej
o kilkanaście kilometrów od Podgoricy, pociąg osobowy jadący
z
Bijelo Polje wykoleił się i spadł 100 m w dół kanionu
Moračy. Z
300 jadących nim pasażerów zginęło wówczas 45
osób, a 198 zostało rannych.
|
AKAPIT(Oczywiście te wszystkie
encyklopedyczne wiadomości zdobyłem już po
powrocie do Polski, w czasie pisania niniejszej relacji. Tam na miejscu
wiedzieliśmy jedynie, że jest dość daleko, pociąg jakoś tam jedzie,
prawdopodobnie będą niezłe widoki i że podróż w jedną stronę
zgodnie z
rozkładem powinna nam zająć około 3,5 godziny. Do tego należy dodać, że
pociągi na jedynej czarnogórskiej linii kolejowej kursują
niezwykle
rzadko, zaledwie kilka razy w ciągu dnia, a rozkłady jazdy na
poszczególnych stacjach według naszych obserwacji
różniły się od siebie
znacząco w kwestii obecności na nich konkretnych pociągów.
Część była
po prostu zaklejona, lub zamalowana korektorem. Jednak bez
jakiejkolwiek konsekwencji w działaniu. Pociąg teoretycznie
nieistniejący w Barze figurował na rozkładzie w Podgoricy lub
Mojkovacu. Albo na odwrót... Mówiąc szczerze,
przyjazdu naszego pociągu
też nie byliśmy pewni. Nie byliśmy pewni także powrotu,
który jak się
już niedługo miało okazać, nie był pozbawiony przygód.
[przyp. autora])
AKAPITAktualizacja:
w dniu 1.10. 2012r. po renowacji uruchomiona została druga linia
kolejowa z Podgoricy do Nikšićia. |
AKAPITMniej
więcej planowo, kilka minut po 9 pociąg wtacza się na peron.
Pakujemy się do pierwszego wagonu. Póki co przedziały są
puste, więc
lokujemy się w jednym z nich. Szybko jednak okazuje się, że pociąg ma
całkowitą rezerwację miejsc i lądujemy na korytarzu. Damy radę, w końcu
to tylko 3,5 godziny. Szybko wychodzi na jaw kolejny mankament. Okna
się nie otwierają, bo to pociąg w rodzaju naszego Intercity do tego
międzynarodowy, znaczy luksusowy. Wagony są co prawda klimatyzowane,
wiec wewnątrz jest przyjemny chłód, ale podziwianie
niecodziennych
widoków, jakich się spodziewam i robienie zdjęć przez szybę
to jednak
nie to. No i brak będzie tego wiatru we włosach, piasku w oczach i much
na zębach... |
...wtacza
się na peron
|
|
AKAPITRuszamy.
Szybko zauważam kolejną ciekawą rzecz. W wagonie jest co najmniej
dwóch policjantów wyraźnie pilnujących porządku.
Są
umundurowani i przechodzą od przedziału do przedziału zaglądając do
każdego z nich przez przeszklone drzwi. Nie dam głowy, czy jeden z
cywili stojących przy drzwiach wagonu z charakterystyczną, niewielką,
ręczną torebką na krótkim pasku (mogącą doskonale pomieścić
np.
broń, którą ciężko byłoby zamaskować pod podkoszulkiem), też
nie
jest na służbie. W każdym razie wyraźnie dobrze zna się
zarówno
z mundurowymi, jak i obsługą pociągu. Jak się niedługo okaże, wysiądzie
w Podgoricy, zostawiając w pociągu jedynie mundurowych. Dalszy odcinek
jest zapewne mniej „złodziejski”, bo następne
stacyjki
położone są na odludziu i ewentualny przestępca miałby problem ze
zgubieniem się w tłumie. Trasa Bar – Podgorica stwarza już o
wiele większe możliwości. A obładowani bagażem turyści są stosunkowo
łatwym łupem. No cóż, czarnogórscy policjanci
mają tych
pociągów tyle, że ich upilnowanie nie powinno stanowić
problemu
nawet dla niezbyt liczebnej formacji.
|
AKAPITWagon
ustawiony jest korytarzem w przeciwnym kierunku niż gdy jechaliśmy z
Podgoricy. To dobrze, bo po pierwsze drugą stronę szlaku już częściowo
znamy, a w dalszej trasie będziemy po stronie
„odprzepaścistej”, a więc bardziej atrakcyjnej
widokowo niż
„odskarpowa”, którą muszą się zadowolić
pasażerowie
siedzący w przedziałach. Tymczasem niemal od razu po ruszeniu pociągu z
Sutomore pogrążamy się w ciemnościach ponad sześciokilometrowego tunelu
„Sozina”. Niedługo po jego opuszczeniu przejeżdżamy
przez
most nad zatoką Jeziora Szkoderskiego, w miejscu ujścia do niego Moračy
– jednej z głównych rzek Czarnogóry. To
jej doliną
czy też raczej kanionem będziemy jechać przez pierwszą część
podróży. Morača wygląda teraz bardzo niepozornie. Szerokie i
głębokie koryto jest niemal puste.
|
Jez. Szkoderskie w okolicy...
|
|
...ujścia Moračy
|
|
...niemiłosiernie
zaśmiecone brzegi
|
|
AKAPITSusza
daje się we znaki również w górach. Wiele
mniejszych
strumieni wyschło i nie zasila głównego nurtu. Wiosną w
czasie
roztopów zapewne pienią się tu wzburzone wody, teraz jednak
jest
to leniwa rzeczułka odsłaniająca niemiłosiernie zaśmiecone brzegi.
Pociąg co chwila zwalnia i zatrzymuje się. Większość
przejazdów
kolejowych jest tu niestrzeżona i widocznie z miejscowych
przepisów wynika konieczność zatrzymania się przed każdym i
ostrzeżenia sygnałem potencjalnych samobójców. Do
Podgoricy jedziemy przez znaną częściowo równinę. Z tej
strony
torów wygląda dość podobnie. Wysuszone na wiór
płowe łąki
porośnięte są rzadkimi drzewami, najczęściej mającymi głębokie korzenie
sosnami. Za Podgoricą krajobraz zaczyna się zmieniać. Koryto rzeki
wyraźnie się pogłębia i zwęża, a ściany po jego bokach robią się coraz
bardziej strome i wysokie. Ku mojemu zdziwieniu nie pozostajemy na
poziomie rzeki i wijącej się wzdłuż niej asfaltowej drogi tylko
zaczynamy się wznosić coraz wyżej i wyżej.
|
Koryto wyschniętego dopływu Moračy |
|
Koryto
rzeki...
|
|
...się...
|
|
...pogłebia...
|
|
...i
zwęża...
|
|
...ściany
coraz bardziej strome i wysokie...
|
|
AKAPITPo
drodze obserwujemy unoszące się w wielu miejscach dymy. Ogromna
susza i wysokie temperatury na niedostępnych, porośniętych
suchą trawą zboczach powodują pożary,
z którymi usiłują walczyć
niewielkie
pożarnicze samolociki. Widzieliśmy takie schodząc z Jezerskiego Vrhu.
Chyba skutek tego gaszenia jest mizerny, bo dymów widać
naprawdę
sporo. Na jakiś czas opuszczamy kanion Moračy, by przez chwilę podążać
ponad doliną jej dopływu – Malej Rijeki. Mala Rijeka jest w
tej
chwili bardzo „mala”, a właściwie nie ma jej w
ogóle.
|
...unoszące
się...
|
|
...w
wielu miejscach... |
|
...dymy
|
|
...właściwie
nie ma jej w ogóle...
|
|
AKAPITWidzimy
kompletnie wyschnięte kamienne koryto, nad którym już po
chwili
ukazuje się ogromny kratownicowy most podparty na czterech betonowych
podporach. Jego położenie w stosunku do naszego pociągu jest takie, iż
moim zdaniem tylko cud mógłby spowodować, że przez niego
przejedziemy. Cud jednak się zdarza! Ku mojej radości pociąg na
krótkim odcinku robi zwrot o 180 stopni i wyraźnie kieruje
się
na most. To właśnie niegdyś największy na świecie, niemal 500 metrowej
długości kolejowy wiadukt „Mala Rijeka”, zawieszony
prawie
200 m nad dnem doliny. Przed mostem pociąg zatrzymuje się i rusza
dopiero na zezwalający sygnał dróżnika urzędującego na jego
początku. Most jest też o tyle ciekawy, że jego przebieg łukowato
zakręca, a tuż za obydwoma przyczółkami torowisko
natychmiast
znika w skalnych tunelach. Będąc już na przeciwległym stoku doliny,
widzimy nitkę szlaku kolejowego odcinającą się wyraźnie na tle
ciemniejszego zbocza. Po kilku minutach jazdy pociąg ponownie zakręca o
180 stopni i wraca do doliny Moračy. Na jej dnie dostrzegamy wijącą się
wzdłuż rzeki wstążkę drogi, która jest głównym
szlakiem
komunikacyjnym ze stolicy na północ kraju i dalej do Serbii.
|
...ogromny
kratownicowy most...
|
|
...pociąg
na krótkim odcinku robi zwrot...
|
|
...kieruje
się na most
|
|
AKAPITW
miarę upływu czasu droga ta oddala się od nas bardziej i bardziej.
Oddala się w pionie ponieważ nasz pociąg powoli, ale systematycznie
wznosi się coraz wyżej i wyżej. W okolicy stacyjki Lutovo
różnica poziomów dochodzi do 500 m. Zastanawiam
się kto
mógłby chcieć tu wysiąść, bo po drugiej strony wagonu wznosi
się
równie pionowa ściana, tyle że 500 m w górę.
Zapewne
wysiadają tu jedynie pracownicy czarnogórskich kolei
zmieniający
się na posterunku.
|
AKAPITZa
Lutovem na kilka długich minut zagłębiamy się pod ziemię. Nie wiem
jakiej długości jest tunel, ale mnie wydaje się jeszcze dłuższy niż
„Sozina”. Być może jednak pociąg jedzie tu wolniej
i stąd
to wrażenie. -(To tunel
„Trebesica” – 5122m długości. -[przyp.
autora]) |
Około 500 m niżej biegnie droga
|
|
Kanion Moračy
|
|
Stacja Lutovo
|
|
Gdy w końcu wyjeżdżamy na światło
słoneczne, nagle wydaje się, że znaleźliśmy się w zupełnie innej
strefie klimatycznej. Dotąd widzieliśmy tylko skaliste urwiska
porośnięte jakąś szczątkową roślinnością. Teraz widzimy grzbiety
wzgórz przykryte gęstym, intensywnie zielonym, liściastym
lasem i płożące się i ich stóp doliny pokryte soczyście
szmaragdową trawą.
|
Stacja Lutovo
|
|
Przed tunelem Trebesica
|
|
Za tunelem Trebesica
|
|
|
Na horyzoncie góry Maganik i ściana kanionu Mrtvice
|
|
Stacja Kos
|
|
AKAPITJeszcze
kilka tuneli (w tym
„Ostrovica” – 3827 m długości. [przyp.
autora])
i wjeżdżamy do doliny kolejnej rzeki. Tym razem jest to znana nam już
Tara. Gdzieś w tej okolicy znajduje się najwyżej położony punkt trasy.
Znakiem tego dalej będzie już z górki. Za oknami cały czas
widać
zielone doliny, a w dali wysokie, miejscami skaliste -szczyty.
-To
-góry
-Sinjavina
-(źródła
-podają -też
-Sinjajevina).
-Podążając |
Stacja Kolašin
|
|
|
Kolašin, a w oddali góry Sinjavina
|
|
cały czas z biegiem Tary, pociąg
dojeżdża w międzyczasie do Mojkovaca. Mamy zamiar go zwiedzić w drodze
powrotnej. Za Mojkovacem i następnym dość długim tunelem (Tunel
„Mojkovac” – 3243 m długości [przyp.
autora])
pociąg przejeżdża przez kolejny znany wiadukt –
Slijepač Most (nigdzie
nie znalazłem danych na temat jego rozmiarów, ale są
imponujące [przyp. autora]) i lokuje się po
lewej stronie doliny, tak że aby widzieć cokolwiek prócz
skarpy, jesteśmy zmuszeni zaglądać przez okno mieszczącego się obok nas
przedziału. Przy okazji zauważamy, że część podróżujących
nim pasażerów to Polacy – czytają polskie książki.
|
...pociąg
dojeżdża do Mojkovaca
|
|
W dali widoczny trójkątny kształt Hotelu Palas
|
|
...zaglądać
przez okno przedziału
|
|
AKAPITDo
Bijelo Polje zbliżamy się około 12:30. Najpierw przejeżdżamy przez całą
miejscowość, właściwie ją mijając. Dworzec kolejowy znajduje się bowiem
około 2,5 km od centrum miasta. Wysiadamy i jeszcze na peronie dopadają
do nas czarnogórscy celnicy czy też pogranicznicy. Jeden z
nich prosi o paszporty. Trochę się dziwimy, ale co robić –
mają władzę. Co prawda to ostatnia stacja przed granicą, a i pierwsza
patrząc od drugiej strony, wiec praktycznie to tutaj odbywa się
kontrola graniczna, jednak przecież my przyjechaliśmy od strony
wybrzeża, a nie z Serbii. Mundurowy przez dłuższą chwilę przegląda
nasze dokumenty i już chce wbić w nich pieczątkę, ale coś mu jednak nie
pasuje. Jeszcze raz przegląda, patrzy na nas – musiał
zauważyć, że w paszportach już są wjazdowe pieczątki do
Czarnogóry, a wyjazdowych nie ma. W końcu pyta skąd
przyjechaliśmy.
AKAPIT–
No, facet – myślę sobie – coś mi się wydaje, że ty
w ogóle tu nad bufetem nie panujesz. W końcu skądże
moglibyśmy przyjechać jedynym w tej chwili na stacji pociągiem, jak nie
z południa kraju? Ale nic, spokojnie odpowiadam:
AKAPIT–
z Sutomore.
AKAPITSpoziera
na nas jeszcze raz z pod daszka mundurowej czapki, rzuca okiem za
siebie na pociąg, pewnie patrzy z której strony stoi
lokomotywa, macha ręką i ze śmiechem oddaje nam paszporty.
AKAPITNie
niepokojeni już przez nikogo wychodzimy z dworca. Słońce wisi w zenicie
i jest gorąco, jednak temperatura w cieniu jest tu i tak o co najmniej
10 stopni niższa niż na wybrzeżu. Szybkim marszem idziemy w kierunku
centrum.
|
...ulicą
sprawiającą wrażenie miejskiego deptaka |
|
AKAPITBijelo
Polje jest czwartym co do wielkości miastem Czarnogóry oraz
głównym ośrodkiem administracyjnym, kulturalnym, oświatowym
i ekonomicznym północy kraju. Zamieszkuje go około 15,5
tysiąca ludności, z której znaczna część to muzułmanie.
Miasto bowiem aż do 1912 roku należało do Imperium Osmańskiego.
Zabudowa pochodzi głównie z lat 70 i 80 ubiegłego wieku,
więc zabytków zbyt wielu tutaj nie ma, ale miejscowość jest
za to ciekawie położona wśród zielonych wzgórz, w
dolinie rzeki Lim. Oczywiście jak w chyba wszystkich miastach
Czarnogóry, tak i tu pełno jest kawiarni i kawiarnianych
ogródków, które mimo wczesnej pory
wcale nie świecą pustkami. Idziemy przez chwilę ulicą sprawiającą
wrażenie miejskiego deptaka. Ponieważ pora robi się odpowiednia,
rozglądamy się równocześnie za czymś do jedzenia. Nie widząc
ciekawszej możliwości, decydujemy się na pizzę. Bierzemy na wynos i
sadowimy się na ławce w parku przy fontannie. Na przeciw nas stoi
pomnik. Sądząc po charakterystycznych pozach figur, jest to pomnik
bojowników o wolność Czarnogóry.
|
|
Centrum miasta |
|
|
AKAPITW
mieście widać bardzo dużo napisów cyrylicą. O wiele więcej
niż gdziekolwiek do tej pory. Na jednym z okolicznych wzgórz
zauważam wielką, czerwoną gwiazdę, zapewne pamiątkę po marszałku Tito.
Dla równowagi w centrum stoi konstrukcja w kształcie kuli
ziemskiej, którą oplatają gwiazdy tym razem
żółte. Czyżby ciągoty unijne?
AKAPITPizza
jest taka sobie, ale zapycha nas w miarę skutecznie. Pora ruszać
dalej. Mamy zamiar znaleźć dworzec autobusowy i pojechać do Mojkovaca,
zobaczyć go (bo określenie „zwiedzić” byłoby raczej
nadużyciem) i złapać tam pociąg powrotny. Po kilku minutach dochodzimy
do niewielkiego budyneczku, który dumnie mieni się dworcem.
I w tym właśnie momencie odjeżdża z pod niego autobus z tablicą
„Mojkovac” za szybą. Właściwie moglibyśmy
próbować go jeszcze zatrzymać, ale tuż obok jest spory plac
targowy i chcemy jeszcze zobaczyć, czym tu się handluje. A handluje
się, jak to w takich miejscach, wszystkim. Są owoce i jarzyny, jest
nabiał i mięso, jest oczywiście i rakija, a także cała masa
różnych tak zwanych przydasi.
|
|
Są
owoce i jarzyny...
|
|
...cała
masa różnych przydasi...
|
|
AKAPITWracamy
na dworzec. Rozkład jazdy trochę burzy nam koncepcję
podróży. Na kolejny autobus musielibyśmy czekać dobrze ponad
godzinę. Do tego jest niedziela i wcale nie mamy pewności czy ten
autobus w ogóle dziś pojedzie. Po krótkim namyśle
postanawiamy więc spróbować autostopu. W końcu w najgorszym
razie zatrzymamy ten właśnie autobus. Jako ciekawostkę zauważam, że
moglibyśmy stąd pojechać do... Istambułu. Nie decydujemy się nie tylko
dlatego, że musielibyśmy zaczekać do następnej środy.
AKAPITZmierzając
do drogi wylotowej z miasta, zauważamy dwie wysokie, murowane wieże.
Gdy podchodzimy bliżej, okazują się przybudówkami czy też
raczej dzwonnicami niewielkiej cerkiewki. To cerkiew świętych Piotra i
Pawła, najważniejszy z nielicznych obiektów zabytkowych w
mieście. Została ufundowana pod koniec XII wieku przez
Mirosława, brata serbskiego żupana Stefana Nemanji. To w niej powstała
tzw. Ewangelia Mirosława – najstarsza zachowana na terenie
byłej Jugosławii księga napisana cyrylicą. Wewnątrz cerkwi można
obejrzeć dobrze zachowane freski. I tylko te dwie wieże moim zdaniem
zupełnie nie pasują skalą do maleńkiej, zbudowanej na planie krzyża
świątyni.
|
|
AKAPITMiejsce
na uprawianie autostopu musi być wybrane szczególnie
starannie. Mało który kierowca zatrzyma się o tak, byle
gdzie. Do tego szukamy terenu zacienionego, bo słonko cały czas mocno
operuje. Na szczęście znajdujemy niewielką zatoczkę i rozpoczynamy
polowanie. Stoimy i machamy. Machamy i stoimy. I nic. Samochody
przejeżdżają obok nas, a kierowcy nie przejawiają żadnego
zainteresowania naszym losem. Tiaaa... to jest ta legendarna
czarnogórska uczynność i chęć niesienia pomocy
podróżnym? W końcu po jakichś 20 minutach bezowocnego
machania zatrzymuje się obok nas błękitny van. Rzut oka na tablice
rejestracyjną i lekka konsternacja. Literka E pod wianuszkiem unijnych
gwiazdek bez cienia wątpliwości wskazuje na ojczyznę flamenco.
Hiszpańskiego ni w ząb nie znamy, ale po angielsku spróbować
nie zawadzi. Szybko okazuje się, że moje obawy są bezpodstawne, bo
kierowca mówi po serbsku. No tak, z tym że dla nas to prawie
tak, jakby mówił po hiszpańsku... Niemniej jednak jakoś się
dogadujemy, jak to Słowianin ze Słowianinem. Z mężczyzną jedzie jego
kilkuletni wnuk i jak po chwili wynika z rozmowy, tylko on uczy się
angielskiego. A właściwie dopiero zaczyna się uczyć, więc też z nami
nie pogada. Niestety nie jadą do Mojkovaca tylko w kierunku Berane, a
to oznacza, że w najlepszym przypadku podwiozą nas jakieś 5 km do
skrzyżowania dróg. Nie grymasimy, bo to i tak do przodu.
Zasiadamy w wygodnym klimatyzowanym wnętrzu. Próbujemy
rozmawiać. Mówimy skąd przyjechaliśmy i ogólnie
co robimy w Czarnogórze. Nasz kierowca w zasadzie jest
Niemcem, to znaczy przynajmniej mieszka w Niemczech, a do
Czarnogóry przyjechał do rodziny. Nie chcemy już nawet
dociekać skąd hiszpańskie tablice.
AKAPITKilka
minut wspólnej jazdy szybko mija i już po chwili wysiadamy w
okolicy rozwidlenia dróg na Mojkovac i Berane. W rejonie
samego skrzyżowania jest posterunek tutejszej policji drogowej, widzimy
też i mundurowych uwijających się wśród zatrzymanych
samochodów. Musimy zatem kawałek odejść, bo znając życie, w
tym miejscu nikt się nie zatrzyma nie zmuszony ręką inną niż uzbrojoną
w lizak.
AKAPITKurcze,
ani pobocza, ani zatoki, ani nawet zwykłego wjazdu gdziekolwiek. Tylko
jezdnia, a zaraz obok rów i krzaki. Nawet iść tędy nie jest
zbyt
bezpiecznie. O cieniu nawet szkoda marzyć. A słonko w dalszym ciągu
pracuje bez wytchnienia. W końcu decydujemy się stanąć. Odległość od
skrzyżowania jest już chyba bezpieczna, choć w polu widzenia
policjantów -pewnie
-pozostajemy. Na
-szczęście
oni są |
Slijepač Most.
|
|
wyraźnie
bardziej zainteresowani samochodami. Stoimy i machamy. Machamy
i stoimy. I znowu nic. Znowu mija jakieś 20 minut i gdy zaczynamy się
już z lekka niepokoić, z piskiem opon zatrzymuje się obok nas czarne
Audi. Tym razem literki BIH na tablicy rejestracyjnej wskazują na
mieszkańca Bośni i Hercegowiny. A więc znów nie
Czarnogórzec... Wskakujemy. Kierowca jest młody i od razu
dynamicznie rusza. Jak się okazuje rzeczywiście jest Bośniakiem i do
tego zna angielski więc możemy się w miarę dobrze porozumieć. Na stałe
mieszka w Australii, a teraz przyjechał z rodziną na wakacje do Budvy.
Właśnie tam wraca, będzie więc jechał przez Mojkovac. Przez
krótką chwilę rozważam w myślach czy nie jechać z nim do
końca, ale styl jego jazdy, ostry i dość brawurowy, w połączeniu z
trasą wiodącą serpentynami kanionu Moračy mógłby mieć zgubny
wpływ na stan psychiczny mojej małżonki. Po kilku minutach mijamy
Slijepač Most, przez który jechaliśmy pociągiem. Dopiero
teraz widzimy ogrom, a jednocześnie lekkość tej konstrukcji, choć i tak
z perspektywy drogi widać jedynie jej fragment. Dla wyobrażenia jego
wielkości powiem tylko, że lokomotywa z czterema wagonami mieści się
pomiędzy dwiema podporami mostu
widocznymi po obu stronach drogi.
|
AKAPITTuż
przed godziną 15 wysiadamy przy dworcu autobusowym w Mojkovacu.
Zwyczajowo utrwalamy rozkład jazdy. Tak na wszelki wypadek, bo choć
mamy zamiar wracać pociągiem, to posiadanie planu B jeszcze nikomu nie
zaszkodziło.
AKAPITMojkovac,
podobnie jak Bijelo Polje, do 1912 roku był pod panowaniem Imperium
Osmańskiego, ponieważ przepływającą obok miasta rzeką Tara biegła
granica. Niedaleko Mojkovaca na początku stycznia 1916 roku rozegrała
się bitwa, w czasie której I Sandżacka Dywizja
Czarnogórska dowodzona przez generała Janko Vukotićia
zatrzymała armię austro-węgierską, osłaniając wycofujące się oddziały
serbskie. Ciekawostką jest fakt, iż jako jedyna kobieta w bitwie tej
uczestniczyła córka generała, Vasilija Vukotić, pełniąca
funkcję łączniczki. Bitwa, pomimo że wygrana, nie wpłynęła jednak na
losy wojny, ponieważ wojska austro-węgierskie przełamały front w
okolicy masywu Lovćen i zajęły ówczesną stolicę kraju
Cetinje, skutkiem czego Czarnogóra utraciła suwerenność. Na
pamiątkę tej bitwy w okolicy skrzyżowania drogi Pogdorica –
Belgrad z drogą wiodącą do mostu Đurđevića Tara postawiono obelisk.
AKAPITWspółczesny
Mojkovac to osada robotnicza, której mieszkańcy do niedawna
zatrudnieni byli głównie w miejscowej fabryce mebli i
okolicznych tartakach. Z racji swojego położenia mógłby być
doskonałym ośrodkiem turystycznym, jednak Czarnogórcy chyba
nie potrafią tego potencjału wykorzystać. To tutaj ma swój
początek jedna z największych atrakcji Czarnogóry
– kanion Tary. Ponadto miasto leży na zboczu masywu
Bjelasicy, który częściowo jest objęty Parkiem Narodowym
Biogradska Gora. We fragmencie widocznym z miasteczka przypomina nieco
nasze Bieszczady, choć wysokością i charakterem głównych
szczytów zbliżony jest bardziej do Tatr Zachodnich. Po
drugiej stronie doliny Tary leży o wiele bardziej rozległy masyw
gór Sinjavina.
AKAPITWchodzimy
do centrum miasta, które stanowi niewielki ryneczek.
Honorowe miejsce zajmuje na nim pomnik zwycięskiego generała Vukotićia.
Na tyłach rynku odnajdujemy niewielki obelisk, poświecony poległym w
wojnach lokalnym bohaterom. Po datach śmierci sądząc, upamiętnia on
ofiary wojny bałkańskiej z lat 90 XX wieku. Widać z tego miejsca
również miejscowy cmentarz położony dosłownie tuż przy
osiedlu mieszkaniowym. Odwołując się do czarnego humoru, przypomina mi
się stary kawał o kimś, kto niegdyś mieszkał na przeciw cmentarza, a
teraz mieszka naprzeciw domu... |
Mojkovac i Góry Bjelasica
|
|
Pomnik gen.Vukotićia
|
|
|
Niezły widok
|
|
...lekko
zapomniany... |
|
...i
zaniedbany...
|
|
AKAPITRozglądając
się po nieco dalszej okolicy, widzimy wzgórza Bjelasicy.
Będą
musiały zaczekać na inną okazję, choć zielone połoniny na grzbietach
wyglądają naprawdę kusząco i znajomo. Kręcimy się trochę po miasteczku.
Cicho tu
i spokojnie, bo Mojkovac, mimo że biegnie tędy jedna z
głównych dróg Czarnogóry, wygląda na
lekko zapomniany i zaniedbany. Nawet bardzo charakterystyczny o
trójkątnym, tarasowym kształcie, pamiętający czasy komuny
budynek Hotelu Palas nie jest chyba mocno obłożony. Tylko stojąca
opodal niego świątynia Narodzenia Chrystusa sprawia wrażenie nowej. Aż
za nowej. Wnętrze wygląda tak, jak gdyby malarz za punkt honoru
postawił sobie nie pozostawienie nawet centymetra kwadratowego
powierzchni nie pokrytej malowidłami. Dochodzimy
do dwóch mostów na Tarze. Są tak blisko siebie,
że
jeden z przyczółków mają wspólny.
Zapewne niegdyś był tu jeden most,
węższy i wyraźnie starszy, z kamiennym, łukowatym przęsłem. Drugi,
betonowy, został
prawdopodobnie -wybudowany aby -„wyprostować”
-drogę
w -kierunku
na |
Niemal jak Caryńska
|
|
Rezerwat Biogradska Gora |
|
Pink rulez!
|
|
|
Bijelo
Polje.
Drogę, która zapewne z biegiem czasu zyskała większą rangę
od tej prowadzącej wzdłuż kanionu. Wody w rzece jest mało, ale nie
przeszkadza to młodym chłopakom w skakaniu z brzegu na
główkę. I tylko po kolorze wody można się zorientować, że są
miejsca, gdzie dno jest zapewne oddalone od powierzchni o dobrych kilka
metrów. Z mostu widać ciągnącą się kilometrami dolinę Tary
przechodzącą dalej w kanion. Niecałe 50 km stąd jest most,
który odwiedziliśmy kilka dni temu.
|
Nowy most na Tarze |
|
Wody w
rzece jest mało... |
|
AKAPITNa
prawym brzegu rzeki widzimy ogromny, bardzo starannie
wyrównany plac. Wygląda dość zagadkowo, bo wystarczyłby
spokojnie jako lądowisko dla niewielkiego samolotu. Plac jest
zdecydowanie za duży na parking, a tylko takie przeznaczenie wydaje mi
się w tym miejscu w miarę logiczne. (Jak ustaliłem po powrocie do
domu, kiedyś był tu ogromny osadnik z wysypiskiem, należący do
pobliskiej kopalni srebra cynku i ołowiu Brskovo, mieszczącej się w
górach Bjelasica. W okresie działania kopalni w latach
1976-91 na obszarze ok. 19 ha zgromadzono ponad 2 miliony ton trujących
odpadów. Po zaprzestaniu wydobycia z biegiem czasu tama
zabezpieczająca składowisko przed wydostawaniem się z niego toksycznych
substancji uległa rozszczelnieniu i zaczęła zagrażać katastrofą
ekologiczną przepływającej tuż obok Tary. Na skutek przedostawania się
w to miejsce ścieków komunalnych z miasta i intensywnych
opadów deszczu, powstał tu zbiornik wodny i zaistniały
warunki do rozwoju roślin. Miejsce to upodobały sobie
również niektóre gatunki ptaków.
Jednak jezioro tylko pozornie nadawało się do życia. W głębi tkwiły
cały czas ogromne ilości toksycznych zanieczyszczeń, w tym wielu
związków metali ciężkich, które według
przeprowadzonych badań miały wpływ na zwiększenie ilości zachorowań na
choroby nowotworowe i górnych dróg oddechowych na
terenie Mojkovaca. Od 2004 roku trwała rewitalizacja tego terenu
polegająca na osuszeniu jeziora, wzmocnieniu tamy i przykryciu terenu
czymś w rodzaju sarkofagu zabezpieczającego przed opadami
atmosferycznymi. My widzieliśmy tylko górną powierzchnię
tego mogilnika. Aktualnie planowana jest budowa na tym terenie dużego
kompleksu obiektów rekreacyjnych.
[przyp. autora]) |
Z lewej góry Bjelasica, z prawej Sinjavina. Po lewej stronie
drogi leży miasto, po prawej ogromny mogilnik z milionami ton
toksycznych kopalnianych odpadów
|
|
AKAPITOkoło
16 idziemy na dworzec kolejowy. Nie widać tu wielkiego ruchu, ale sami
też nie jesteśmy. Są dwie anglojęzyczne turystki z plecakami i... tyle.
Gdzieś po budynku stacji kręci się znudzony zawiadowca, jest też
dziewczyna pracująca w bufecie. Bo nawet bufet tu jest. Ale po ilości
pociągów na dobę sądząc, korzystają z niego chyba
głównie
robotnicy kolejowi. A tych zapewne jest tu więcej niż
pasażerów,
bo linia kolejowa jest aktualnie modernizowana w ramach projektu
finansowanego przez Unię Europejską i w rejonie stacji stoi sporo
robotniczych baraków. W każdym razie jest bufet i bufetowa w
fartuszku, jest nawet jadłospis. Krótki i zwięzły na każdy
dzień
tygodnia. I Stały. Oczywiście z racji trudności translacyjnych nie
podejmę się zacytowania w przetłumaczonym oryginale, ale przykładowo
ujmę to tak: jeśli dziś środa, to mamy flaki.
AKAPITDo
odjazdu pociągu zostało nieco ponad godzinę, przynajmniej tak wynika z
rozkładu jazdy. Jakkolwiek modłą czarnogórską rozkład jest
bogato upstrzony poprawkami i korektami, to nasz pociąg widnieje na nim
nietknięty, rzekłbym dziewiczy. Jest i na rozkładzie
przyjazdów,
i odjazdów. Do tego jest to pociąg międzynarodowy z
Belgradu, co
jeszcze bardziej umacnia jego wiarygodność. Żeby mieć całkowitą
pewność, sprawdziłem wcześniej, że pociąg ten figuruje
również
na rozkładach w Barze i Podgoricy. Znaczy, na pewno pojedzie.
AKAPITMoże
się spóźni, ale pojedzie.
AKAPITO
17:11 pojedzie. |
Stacja
Mojkovac
|
|
AKAPITNadwyżki
czasu przeznaczam na dokładne obejrzenie stacji i stojącego w jej
obrębie taboru. Zresztą tabor ten nie jest ani zbyt liczny, ani
urozmaicony. Właściwie są to głównie maszyny służące do
remontowania szyn. Gdy snuję się po peronie, przejeżdża nawet niewielka
drezynka na oko mogąca być starszą ode mnie. W budynku dworca jest dość
obskurna poczekalnia, ale nie ma kasy. Podchodzę więc do okienka, przy
którym siedzi kolejarz i pytam o bilety. Ten bierze
karteczkę i kaligrafuje: -5,80
€, -ale -gdy chcę
|
...na
oko mogąca być starszą ode mnie... |
|
zapłacić i wyciągam pieniądze, macha
rękami i
mówi coś, z czego wnioskuję, że bilety trzeba będzie kupić w
pociągu. Nie ma sprawy.
AKAPITCzekamy
dalej...
AKAPITChodzę
z wolna w tę i z powrotem po pustym peronie. Siedzenie w jednym miejscu
nie leży w mojej naturze.
AKAPITGdy
ja spaceruję po stacji, Basia nawiązuje kontakty z miejscowymi.
Wszystko przez brak kofeiny we krwi. Wiedziona nieposkromioną żądzą
uzupełnienia jej poziomu zamówiła sobie kawę w dworcowym
bufecie. Siedzi teraz przy stoliku i konwersuje z bufetową. Właściwie
to głównie odpowiada na pytania ciekawej wszystkiego młodej
Czarnogórki: ile ma lat, a gdzie pracuje, a ile ma dzieci, a
gdzie mąż pracuje i co w ogóle robimy w
Czarnogórze?
Rozmawiają sobie po angielsku. Może nie jest to angielski na poziomie
FCE, ale dogadują się nieźle. Jak to kobieta z kobietą.
AKAPITKoło
godziny 17 zaczynamy się z lekka ogarniać i zbierać do mającego
przecież zaraz
nadjechać pociągu. Zastanowienie wzbudza we mnie tylko jedna kwestia.
Na stacji nie ma ani jednego miejscowego pasażera. A tu
cudów
nie ma. Niemal zawsze ktoś z okolicznych mieszkańców czeka
na
pociąg, zwłaszcza jeżeli ten przyjeżdża tak rzadko. Bufetowa widząc
nasze ruchy lekko się dziwi i nagle stwierdza, że teraz żadnego pociągu
nie będzie. Będzie, owszem, ale dopiero po siódmej. Kiedy
próbuję oponować, że jest przecież na rozkładzie no i w
ogóle, i że jak to i dlaczego? – macha tylko ręką.
Dziś
jest tylko jeszcze jeden pociąg i będzie po siódmej. Koniec,
kropka.
AKAPIT–
Jasna cholera – rzucam z cicha do siebie (oczywiście to
skrócona i mocno złagodzona transkrypcja frazy,
która
wykrystalizowała z moich myśli) – jeżeli pociąg odjedzie po
godzinie 19, o
ile rzecz jasna w ogóle odjedzie, bo moje zaufanie do
instytucji Željeznički
prevoz Crne Gore
właśnie przed chwilą poleciało na ryj, to nie zdążymy w Sutomore na
ostatni autobus do Petrovača. I takim sposobem będziemy w ciemnej
dupie, skazani na autostop, który jak do tej pory szedł nam
co
prawda może i nie najgorzej, ale też bez spektakularnych
sukcesów. Dziewczyna przecież by nas nie wprowadzała w błąd,
bo
niby po co, a pracując na tej stacyjce jest chyba nieźle zorientowana.
O odkryciu rozkładowego pociągu widmo informujemy dwie oplecakowane
turystki, które tak jak my czekały i tak jak my już
szykowały
się do odjazdu. Teraz tak jak my są mocno rozczarowane, ale nie tak jak
my zdeterminowane, bo z racji posiadania z sobą pełnego dobytku i chyba
nie do końca sprecyzowanych planów noclegowych wcale im się
nie
spieszy. My po krótkim namyśle postanawiamy pojechać
autobusem,
one zostać i czekać na pociąg. Życzymy sobie wzajemnie szczęścia w
podróży, bo coś mi się wydaje, że będzie nam ono bardzo
potrzebne.
AKAPITWcześniej
sprawdziliśmy, że o 17:50 i 18:00 powinny jechać autobusy w kierunku
Podgoricy. Niestety czeka nas powrót w rejon
mostów, a to
około 1,5 kilometra. Na dworzec autobusowy byłoby jeszcze dalej, ale
tradycyjnie nie mamy zamiaru płacić kasowego haraczu. Idziemy zatem
spacerkiem 20 minut i ustawiamy się na poboczu. To miejsce ma tę
zaletę, że doskonale widać oddalony o jakieś 500 m dworzec autobusowy i
wyjeżdżające z niego autobusy. Tyle, że jest niedziela i tych
autobusów zbyt wiele nie ma. Zasadniczo to w
ogóle ich
nie ma. Jeden owszem, na dworzec wjechał.
AKAPIT–
Dobra nasza – myślę sobie – pewnie zaraz ruszy
dalej do Podgoricy.
AKAPITAle
mijają kolejne minuty, a tu nic. Widziany jakiś czas temu przed wjazdem
na dworzec autobus znikł jak sen złoty i nie ma zamiaru ponownie się
pojawić.
AKAPITMinęła
17:50, stoimy, autobusu nie ma.
AKAPIT17:55
– autobusu nie ma.
AKAPIT18:00
– autobusu, tym razem już kolejnego, nie ma.
AKAPITZaczynamy
się zastanawiać czy to miasto ma w sobie jakiś magnetyzm,
który
nie pozwala go opuścić? Coś jak Soho na Manhattanie w filmie Martina
Scorsese „Po godzinach”, z którego
bezskutecznie
próbuje się wydostać znudzony życiem informatyk zwabiony tam
przez dziwaczną znajomą. Sytuacja zaczyna przypominać koszmarny sen.
Nie możemy trafić z powrotem do miejsca z którego wyszliśmy,
bo
cały czas te same i z pozoru właściwe drzwi prowadzą do zupełnie innego
pokoju.
|
AKAPITNa
18:15 ustalamy deadline
i nie doczekawszy się autobusu, wracamy na dworzec kolejowy. Trudno,
pojedziemy pociągiem po godzinie 19, a w Sutomore będziemy się martwić
co dalej. Co za tym
idzie, znów czeka nas 1,5 km marszu. Po drodze po raz
kolejny
mijamy tutejszą remizę strażacką, przed którą stoją dwa wozy
bojowe. Tu wyraźnie przeszłość wita się z teraźniejszością. Oglądamy
też spokojnie przydrożną tablicę informującą o szlakach turystycznych,
by w końcu ruszyć ku stacji. Gdy jesteśmy jakieś 200 m od niej, nagle
słyszę głos kolejowego sygnału. Nie ma mowy o pomyłce. To nic innego
tylko nadjeżdżający pociąg. Nie może być daleko, bo tuż za miastem
zaczyna się tunel. No fajno, ale jest dopiero wpół do
siódmej!? Nie zastanawiamy się jednak długo i przyspieszamy.
Na
peron wchodzimy dokładnie wtedy, gdy pociąg zbliża się do stacji.
Uffff... mieliśmy sporo szczęścia!
AKAPIT–
Just on time
– uśmiecham się do dwóch stojących
już na peronie znajomych turystek.
|
|
AKAPIT–
You are
really lucky – odpowiada jedna z nich.
AKAPITZauważa
nas również młoda bufetowa i po minie widzimy, że kamień
spadł
jej z serca, bo niechcący wprowadziła nas w błąd. Okazuje się, że
jednak niezbyt dokładnie znała rozkład jazdy. Pociąg o 17:11 faktycznie
z jakichś powodów nie przyjechał, ale następny w rozkładzie
– 18:33 z Bijelo Polje już tak. Tyle że my zwiedzieni jej
słowami
prawie w ogóle nie braliśmy go pod uwagę. No właśnie
– prawie
– stąd ten deadline
nieco podświadomie ustalony tak, by jednak w razie czego zdążyć. I
zdążyliśmy.
|
...pociąg
zbliża się do stacji...
|
|
|
AKAPITZgodnie
z moimi wcześniejszymi przewidywaniami na peronie czeka teraz
prócz nas kilkoro miejscowych. Stalowa gąsienica pociągu
wtacza
się powoli na stację miarowo stukocząc kołami. Mam ochotę pogładzić
lokomotywę po jej czerwonym trójocznym pysku. Wsiadamy z
całkiem
nielekką ulgą. Mojkovac to może i fajne miejsce do rozpoczęcia
górskiej wędrówki, ale chyba wolelibyśmy nie
nocować tu,
zwłaszcza na dworcu w oczekiwaniu na kolejny pociąg.
AKAPITRuszamy.
Na szczęście nie ma tłoku. Tym razem jedziemy osobowym. Cieszę się, bo
choć wagony sprawiają wrażenie mocno wyeksploatowanych, pomimo
kończącego się z wolna dnia będę mógł wystawić głowę za okno
i
coś pofotografować. Tradycyjnie zauważam mundurowych. Ci jednak, w
przeciwieństwie do porannych, sprawiają wrażenie zajętych swoimi
interesami. No cóż, to tylko lokalny osobowy, a nie
międzynarodowy intercity... Odnajduje się też i
brodaty, zwalisty konduktor. Pytam o bilety.
Prowadzi mnie na bok |
|
|
i
pyta ile nas jest i skąd jesteśmy. Usłyszawszy,
że z Polski, twarz mu od razu łagodnieje. Bierze karteczkę i
kaligrafuje: 7 euro (nie wie cygan jeden, że ja wiem ile powinien
kosztować bilet). Pod tą siódemką dopisuje drugą, że niby za
dwie
osoby, ładnie podkreśla i sumuje – 14 euro –
wychodzi mu o dziwo
dobrze. Teraz posyła mi długie, powłóczyste spojrzenie,
klepie mnie
protekcjonalnie w ramię, końcem długopisu pokazuje na jedną
siódemkę,
potem na swój obszerny, ubrany w porozpinany mundur tors, a
następnie
na drugą siódemkę i na mnie. Czuję się jak w domu. Nie mam
wątpliwości,
po prostu pojedziemy za połowę kasy -ale bez
|
biletu.
Cóż mam
odpowiedzieć na takie korupcyjne acz milczące dictum, gdy na
dodatek
konduktor jest w wyraźniej komitywie z policjantami? Nie targuję się.
AKAPITStojąc
w korytarzu, obserwuję zmieniające się za oknem krajobrazy. Co chwila
wagon znika pod ziemią w jednym z niezliczonych tuneli. Oglądam kilka
zachodów słońca, każdy za innym pasmem gór. W
końcu
słoneczna tarcza chowa się na dobre. Wyraźnie spada też temperatura,
zamykam wiec okno choć pomaga to średnio, bo inne dookoła są
pootwierane. W końcu wjeżdżamy do tego samego długiego tunelu po
którym zaobserwowaliśmy zdecydowaną zmianę
krajobrazów (tunel
„Trebesica” [przyp.
autora]).
Gdy z niego wyjeżdżamy, owiewa mnie fala ciepłego powietrza. O ile po
tamtej stronie gór było na oko mniej niż 20, to tutaj jest
blisko 30 stopni. I znowu można wywiesić się za oknem.
Niestety coraz mniej widać, bo jest mrok jest coraz gęstszy, ale za to
ciekawe wrażenie robią światełka samochodów |
|
...każdy
za innym pasmem gór
|
|
...chowa
się na dobre
|
|
...mrok
jest coraz gęstszy...
|
|
jadących
kilkaset
metrów niżej kanionem Moračy. Zastanawiam się jakie wrażenie
na
ich kierowcach robi świecąca i do tego ruszająca się dżdżownica
jadącego gdzieś tam w górze pociągu. Gdy zbliżamy się do
Podgoricy, czuję zapach dymu i widzę w oddali liczne ogniska
pożarów na górskich zboczach.
AKAPITNa
koniec jeszcze jedna obserwacja. Konduktor to w
czarnogórskim
pociągu pan i władca. Jednego z pasażerów, oczywiście
miejscowego, dość bezceremonialnie pyta wskazując na jego sporą torbę,
czy ten nie ma tam piwa. Musiał iść na pewniaka, bo po chwili butelka
się znajduje. Konduktor bez skrępowania otwiera ją i pije po czym pyta
ile ma zapłacić. Oczywiście nie musze dodawać, że pytanie było zadane pro forma. W tym
czasie w przedziale obok policjanci zagadują
anglojęzyczne turystki z Mojkovaca. Na stacji w Podgoricy jeden z nich
wysiada, usiłując trzymaną przed sobą służbową czapką ukryć butelkę z
rakiją...
|
AKAPITDo
Sutomore dojeżdżamy tuż po godzinie 22. Jesteśmy kilka minut
spóźnieni,
ale powinniśmy zdążyć. Mamy naprawdę dużo szczęścia tego dnia. Dużo
szczęścia do zjawiania się w ostatniej chwili. Tuż po tym, jak
dochodzimy do przystanku, nadjeżdża ostatni w tym dniu autobus w
kierunku Petrovača – nasz autobus.
AKAPITTo
był długi dzień. Długi, intensywny i pełen wrażeń. Dla mnie spokojnie
starczyło by ich na kilka dni. Ale ten typ odpoczynku lubię. Plaża i
smażenie cielska to zdecydowanie nie dla mnie, gdybym przez jakiś
przypadek jeszcze o tym nie wspominał. Choć jutro planujemy nieco
odpocząć w ten właśnie sposób.
AKAPITZoran
już oczywiście śpi. On zapewne też miał ciężki dzień. Bezczynność jest
przecież cholernie męcząca...
|
...ogniska
pożarów na górskich zboczach |
|
|