|
Dzień 9, 19 czerwca 2010 r.
cywilizacja wymaga poświęceń, czyli golimy!
|
|
AKAPITW nocy
nie wiadomo skąd przyplątał
się wiatr. Wieje dość mocno, tak że namiot cały czas porusza się i
szeleści. Spanie w takich warunkach nie jest zbyt komfortowe. Do tego
mój w miarę równy i płaski kawałek podłogi
okazuje się jednak
spadzisty i wyboisty, a to skutkuje dodatkowymi wrażeniami. Po
niecałkiem przespanej nocy wstał nowy dzień. Początkowo
pochmurny, jednak szybko miejsce chmur zajmuje słońce. Po śniadaniu
zaczynamy schodzić z powrotem w dolinę. Tym razem naszym celem jest
miejscowość Wierhnyj Jałowiec. |
|
|
Królestwo Buby i Toperza |
|
Królestwo Izy, Marty i Romka |
|
Królestwo Ryśka |
|
|
Toaleta poranna |
|
AKAPITPo
drodze, już w dolinie, ale przed
wejściem do
cywilizacji
zatrzymujemy się nad rzeką. Tu odbywa się doprowadzanie do ładu naszego
wyglądu. Romek jeszcze w trakcie schodzenia
goli się wykorzystując do tego wodę
z napotkanej po drodze kałuży. Ponieważ poprzedniego wieczora się
– było nie było
– kąpałem,
poprzestaję na zgrubnym umyciu głowy oraz dostępnych bez rozbierania
powłok skórnych. Woda do specjalnie ciepłych nie należy,
więc nieomal
słyszę wrzask cebulek włosowych, buntujących się z powodu traktowania
ich w taki sposób. Z niejakim zdumieniem obserwuję, że
dziewczyny nie
poprzestają na dokładnej łaźni, ale nawet golą nogi. Zdecydowanie
mężczyźni są z Marsa... |
|
Zbliżamy się do Wierhnego Jałowca |
|
Mała terenówka LuAZ |
|
Charakterystyczne kolory wracają |
|
Kolejny typowy huculski dom |
|
|
Droga jest, jaka jest... |
|
...ale... |
|
...gruzawikom wystarcza |
|
AKAPITWchodząc
do Wierhnego Jałowca oglądamy
ładnie położoną zieloną grekokatolicką cerkiewkę i leżący tuż obok na
zboczu, maleńki porośnięty polnymi kwiatami, cmentarzyk. |
Dochodzimy do centrum czyli do sklepu |
|
AKAPITJałowiec
okazuje się miejscowością, po
której jeżdżą nawet samochody osobowe. To wbrew pozorom jest
jakiś wyznacznik rangi, bo pomimo iż to nie jest metropolia, sklep
jest całkiem dobrze zaopatrzony. Bez porównania lepiej niż w
Niżnym Jałowcu, Hołoszynie, czy nawet Usterikach. Chociaż chleba tu
również nie mają... Jak nietrudno się domyślić, robimy tu
dłuższy przystanek. Wszak od trzech dni potrzebujący nie tankowali
p(al)iwa. Siadamy w przysklepowej wiacie,
zajadamy smakołyki i popijamy
tym, co akurat kto ma pod ręką. A może raczej w butelce... Obserwujemy
miejscowych. Życie toczy się tu ciut inaczej niż w poznanych dotąd
miejscowościach. Widać więcej ruchu, domy w większości są zadbane choć
skromne. To zapewne kwestia bliskości rumuńskiej granicy i obecności
drogi. Jej standard co prawda daleki jest od norm europejskich, a nawet
polskich, ale jeżdżą nią nawet samochody osobowe. Podstawową rozrywką
pozostaje chyba jednak alkohol...
|
|
Zamiast koguta - gołąb na dachu |
|
Zemdlał? |
|
Domy buduje się tu z drewna... |
|
...a drewno przywozi się z lasu |
|
Pierwsza od kilku dni osobówka. I to jaka! |
|
To z nim wygrałem wyścig |
|
AKAPITRuszamy
dalej w kierunku Szepitu.
Droga z bitego
kamienia zaczyna się piąć do góry. Są nawet serpentyny.
Kierują nas na przełęcz, przez którą musimy się przedostać,
aby wrócić do cywilizacji. Narzucam ostre tempo i po chwili
reszta grupy znika mi gdzieś w pyle wznoszonym co jakiś czas przez
przejeżdżające z rzadka samochody. Przez dłuższy czas mam zabawę
ścigając się z ogromnym Uralem wiozącym na dłużycy ładunek drewna.
Samochód jedzie na najniższym biegu i zapewne używając
reduktora, więc nie jest dla
mnie problemem odsadzenie się od niego na
odległość pozwalającą zapomnieć o hałasie, jaki emituje. Dogania mnie
dopiero, gdy jesteśmy znacznie wyżej i teren już się wypłaszcza
|
Po drodze na przełęcz |
|
|
|
Na horyzoncie juz Rumunia |
|
AKAPITNa
przełęczy
lokuję się na miejscu widokowym obok starego, zniszczonego, drewnianego
domu. Właściwie cała przełęcz to jedno wielkie miejsce widokowe. Widzę
stąd Jarowycę, na której byliśmy poprzedniego dnia. Czyli z
Jarowycy również było
widać to miejsce. Może nawet niechcący
jakieś zdjęcie wczoraj przełęczy zrobiłem. Sprawdzę w domu. Nad
górami unoszą się też niezwykle malownicze chmury. Niestety
wróżą nadejście burzy. Ale wyglądają
pięknie –
jak
gigantyczne lody śmietankowe.
|
Dziękuję! |
|
|
Cycek po prawej to Jarowyca |
|
|
Na prawo do Jałowca, na lewo do Szepitu |
|
Dolina zaprowadzi nas do Szepitu |
|
Lody śmietankowe fajne są, ale czy z tego nie będzie burzy? |
|
AKAPITPodziwiam
tak krajobrazy przez
kilkadziesiąt minut zanim dogania mnie reszta grupy. Mają do mnie żal
(właściwie to pretensje), że nie zaczekałem gdzieś niżej. Nie byli
pewni, czy nie zabłądziłem, skręcając gdzieś w boczną drogę. Mam
wyrzuty
sumienia, ale tylko i wyłącznie z tego powodu, że żadnej bocznej drogi
zasługującej na wejście w nią nie zauważyłem. Zresztą stosunkowo dobra
(jak na ukraińskie warunki) nawierzchnia i znaczny (jak na ukraińskie
warunki) ruch, nie dawały wątpliwości, że poruszam się tą jedynie
słuszną. Poza tym innej drogi do Szepitu po prostu nie ma.
AKAPITZaczynamy
schodzić i równocześnie zaczyna się chmurzyć. Gdy dochodzimy
do pierwszych zabudowań zaczyna lekko kropić. Uzbrajamy się w pokrowce
i peleryny, ale te kilka kropel to wszystko, na co stać
było nadciągającą chmurę. Gdy dochodzimy do środka wsi, jest już
słonecznie,
choć słońce zdecydowanie ma się ku zachodowi.. |
|
Kiedyś ciężko pracował... |
|
...a teraz stoi zapomniany. Samo życie... |
|
Najpierw powstaje szkielet, potem wypełniane są ściany... |
|
Na koniec tynk lub, jak tu, deski elewacyjne |
|
A w końcu i tak zostaje... |
|
Szepit City |
|
AKAPITJedną
z pierwszych rzeczy,
która rzuca
mi się w oczy w centrum (wielkie słowo ;-) ) Szepitu, to znak
informujący o przejściu dla pieszych. Ciekawe zjawisko tutaj, w miejscu
gdzie samochód przejeżdża z częstotliwością zaćmień
księżyca. Oczywiście nie ma pasów na jezdni, bo kto by je
malował na ubitym tłuczniu. Niemniej jednak znajdujemy przystanek
autobusowy, rozległe skrzyżowanie i kilka sklepów. Po chwili
jeszcze
większe zdziwienie budzi w nas przejeżdżający ogromny TIR.
Okazuje się, że przez Szepit przebiega międzynarodowa trasa do Rumunii.
Oczywiście "trasa" w znaczeniu umownym. Droga jakością nie odbiega od
średnich standardów karpackich, czyli jest z nawierzchni
kamiennej. Niemniej jednak jakiś ruch tędy się odbywa, bo jest nawet
tablica informująca o niedalekim przejściu granicznym i jest
pogranicznik, który wpada sprawdzić, co z nas za jedni.
|
Spotkałem ich na przełęczy. Zapewne będą teraz wracać do Wierhnego
Jałowca |
|
Drugi sklep? Jest! O, tam... |
|
Przystanek Szepit |
|
AKAPITUdaje
nam się kupić chleb. Jest
dokładnie taki sam jak w Niżnym Jałowcu, pieczony w foremce, bardzo
smaczny i to nie tylko dlatego, że pierwszy od kilku dni. Po chwili
pojawia się i autobus. W rozmowie z kierowcą dowiadujemy się, że
odjeżdża on dopiero
następnego dnia rano i do tego niezupełnie tam,
gdzie byśmy chcieli, bo do Putyły. Putyła co prawda leży na naszej
trasie, jednak dla nas jest za blisko. Chcemy dojechać gdzieś dalej.
Jak mówi kierowca, o 5:15 będzie odjeżdżał autobus do
Wyżnicy, a stamtąd powinniśmy mieć lepsze połączenia na dalszą powrotną
drogę. Choć godzina wydaje się zabójcza, decydujemy się na
tak wczesną pobudkę. |
Jedzie do Putyły. Dla nas za blisko... |
|
Tu udało nam się kupić chleb |
|
Chwila odpoczynku |
|
I narada wojenna |
|
Ostatnia porządna micha. Kiedy będzie taka następna - kto to wie? |
|
AKAPITPóki
co szukamy miejsca na
nocleg. Po
wsi kręcą się młodzi ludzie bacznie się nam przyglądający. Pomni
dotychczasowych
doświadczeń, tę noc, która ma być
krótką nocą, chcemy spędzić w miarę spokojnie, nie
niepokojeni przez tubylców. Dzięki emerytowanemu wysokiemu
rangą wojskowemu, który okazuje się być teraz nauczycielem w
tutejszej szkole, znajdujemy spokojną miejscówkę. Okazuje
się, że w tejże szkole ma mieć dziś miejsce uroczystość pożegnania
absolwentów, stąd we wsi nastrój jest dość
uroczysty. Robimy jeszcze pożegnalną kolację, psina, która
cały czas jest z nami dostaje ostatnią porządną michę i idziemy spać.
|
|