|
Dzień 4, 14 czerwca 2010 r.
czyli wstęp do peregrynacji alkoholowym szlakiem doliną Białego
Czeremoszu...
|
|
AKAPIT
Kolejny dzień wita nas słońcem i
szczekaniem
miejscowego psa. Po śniadaniu o menu zbliżonym do kolacyjnego i
zwinięciu obozowiska, ruszamy dalej. Idziemy kamienistą drogą, wciętą w
strome zbocza doliny. Tempo marszu mamy bardzo umiarkowane. Chyba nie
przywykłem do takiego spacerowego rytmu. Pierwszy odpoczynek robimy już
po pół godzinie marszu. |
Obóz zwinęty |
|
Przydrożny wodopój |
|
Droga przez dolinę |
|
Czeremosz niby biały, ale... |
|
Huculskie gospodarstwo |
|
A my maszerujemy dalej |
|
Pierwszy tego dnia odpoczynek |
|
Typowy huculski dom - i z kształtu i z kolorów.
Samochód jest chyba dla ozdoby i podkreślenia statusu, bo
trawa przy nim nie wygnieciona ;-) |
|
Siano schnie chyba od poprzedniej wiosny |
|
AKAPIT
Staram się nie narzucać swojego tempa,
choć łatwe to nie jest. W pewnej chwili, gdy po raz kolejny
zatrzymujemy się, tym razem przy strumieniu aby nabrać wody, zbliżają
się dwa gruzawiki do przewozu drewna. Gruzawik to w miejscowej
nomenklaturze ciężarówka, najczęściej wyposażona w 6
napędzanych kół, nierzadko niespecjalnie ekonomicznym,
benzynowym silnikiem. Prym wiedzie tu marka Ził, często spotkamy Urala,
rzadziej Kamaza. Z samochodów "osobowych", w dolinie
Czeremoszu najczęściej zobaczymy UAZa w wersji terenowej lub mikrobusa.
Czasem widać małego, terenowego LuAZa. W rejonach bardziej
cywilizowanych, gdzie stan dróg na to pozwala, widzimy Lady,
Wołgi, i Moskwicze. Samochody marek zachodnich w Karpatach są
rzadkością, ale zdarzają się. Zwykle jednak nie są to ostatnie
rocznikowo modele. |
Dwa gruzawiki z daleka niespecjalnie wyglądają na potencjalne środki
lokomocji |
|
Z bliska nie wyglądają absolutnie |
|
AKAPIT
Kierowca jednego z
gruzawików
zatrzymuje się i proponuje nam podwiezienie. Rzucam krytycznie okiem na
samochód i momentalnie wykluczam go jako środek lokomocji.
Przecież to dłużyca do przewozu drewna. Zachęcani przez kierowcę chwile
się wahamy, ale w końcu decydujemy się skorzystać. Jakoś udaje się nam
upchnąć siebie i nasze bagaże, na bardzo małej powierzchni tuż za
kabiną, mogącej służyć za platformę. Plecaki leżą na umorusanej smarami
i paliwem beczce. Nie jestem tym zachwycony, bo nie chciałbym upaprać
basinego plecaka.
|
Wydawało się niemożliwe, a jednak... |
|
Marta wygląda na zadowoloną |
|
Droga jaka jest - każdy widzi |
|
Toperz klinuje się, jak może |
|
Rysiek nawiązuje kontakty |
|
A kierowca pruje do przodu... |
|
...przez kałuże i wądoły |
|
AKAPIT
Jazda to lekki hardcore. Na szczęście
kierowca
nie jedzie zbyt szybko, zresztą na tej drodze byłoby to trudne. Nie
spadamy więc niczym ulęgałki i sprawnie pokonujemy kilka
kilometrów dziurawej i błotnistej drogi na grzbiecie smoka
nazwanego Uralem. Smok ma 8 cylindrowy widlasty silnik diesla,
który pali - bagatela 35l/100km. Choć w warunkach
terenowych, czyli takich, jakich właśnie mamy okazję doświadczać,
zużycie sięga pewnie dwukrotności podstawowej normy. Ale nam to w
zupełności nie przeszkadza. Ważne, że sprawnie pokonuje doły i
kamienie. Od czasu do czasu uchylamy się przed zwisającymi nisko
gałęziami i w miarę możliwości podziwiamy częściowo zalesione, a
częściowo odkryte, strome zbocza doliny.
AKAPIT
Gruzawik dowozi nas do Hołoszyny. Jak na tutejsze warunki, to prawie
metropolia. Są dwa sklepy! Obydwa o dziwo są czynne. Robimy oczywiście
obowiązkowy, dłuższy postój. Tradycyjnie potrzebujący
uzupełniają poziom piwa we krwi. Ja płyny uzupełniam jedynie soczkiem
brzoskwiniowym. Zaopatrzenie nie jest tu rewelacyjne. Izie udaje się
kupić ostatni chleb spod lady, a mnie kilka
ogórków. Mam niejasne wrażenie, że sprzedawczyni
dziwnie mnie za nie podsumowała, ale nie będę się spierał o drobiazgi. |
Przed sklepem w Hołoszynie |
|
Romek się posila |
|
Okupujemy ławkę - miejscowi muszą zadowolić się progiem |
|
Bagaże na boku ale i na oku |
|
Zaopatrzenie zrobione |
|
Ził 131 - podstawowy środek lokomocji |
|
W tyle drugi sklep w Hołoszynie |
|
Kamaz to upper class tutejszych dróg |
|
Gruzawikiem przewieziesz wszystko! |
|
Zabudowania Hołoszyny |
|
Piękna kapliczka |
|
|
Kolejne huculskie zagrody |
|
AKAPIT
Ponieważ upał cały czas daje nam się
we znaki,
niedługo po wyjściu z Hołoszyny zatrzymujemy się nad rzeką. Udaje się
nam tu nieco ochłodzić i doprowadzić do stanu jako takiej używalności
nasze spocone ciała i umysły. Zajmuje nam to sporo
czasu. Chyba po prostu nikomu nie chce się dalej iść, ku rozczarowaniu
Marty, mającej jeszcze nie rozkręconą do końca
sprężynę w nogach. Postanawiamy zostać w tym miejscu na noc. Idę na
poszukiwania wody. Jakoś nie mam zaufania do tej płynącej Czeremoszem.
Żadnego źródła niestety nie znajduję. Pozostaje zadowolić
się drobnymi strużkami sączącymi się gdzieś z góry.
Wieczorem
odwiedza nasz obóz Hucuł pragnący kontaktu w wielkim
światem, a może raczej mający nadzieję się z nami napić...? Wdaje się w
dłuższą rozmowę, zaprasza do siebie na świeży chleb i bryndzę. Ot,
niedaleko - 3 kilometry w dwie strony. Jakoś nikomu nie uśmiecha się
wędrówka po ciemku...
|
Co trzy głowy, to nie jedna |
|
Chałupka ciasna, ale własna |
|
|
|