mWstęp
Strona główna
dzień1 dzień2 dzień3 dzień4 dzień5 dzień6 dzień7 dzień8 dzień9 dzień10 dzień11



...poprzedni dzień
Dzień 6, 16 czerwca 2010 r.
czyli cicha woda brzegi rwie...

trasa na mapie
AKAPITRanek wstaje pochmurny i chłodny. Budzi nas odgłosami piły z pobliskiego tartaku. Z ociąganiem wstajemy. Noc dla nas była krótka, a snu mieliśmy niewiele. Staramy się, nie robiąc zbyt dużo ruchu zniknąć z cmentarza. Jednak odnajduje nas tu starsza kobieta, która z dezaprobatą w głosie i wyrazie twarzy pyta, co tam robimy. Po krótkim tłumaczeniu ulatniamy się. Jak się później okazuje, wieść o naszym noclegu szybko się roznosi, bo Buba z Toperzem, gdy w końcu się z nimi spotykamy, wiedzą gdzie i jak spędziliśmy tę noc. Tymczasem przy sklepie, w którym wczoraj robiliśmy zakupy, zostawiamy kartkę z informacją dla nich, podając kierunek, w którym się udamy. 

Hotel "Pod krzyżem"

Ten sam hotel z zewnątrz

Sąsiedztwo ciche i spokojne

Popas nad rzeką
AKAPITWychodzimy ze wsi i tuż za ostatnimi zabudowaniami, postanawiamy zaczekać. Lokujemy się w zagajniku nad rzeką. Obserwujemy drogę, na której spodziewamy się zobaczyć naszych współtowarzyszy. W pewnym momencie słyszę jakieś skrzypienie czy raczej miarowy pisk. Po chwili widzę mężczyznę, pchającego taczkę wyładowaną śmieciami. Bez ogródek podjeżdża nią do brzegu i z wysokiej skarpy zrzuca cały ładunek w nurt Białego Czeremoszu. Podstawowa zasada przetrwania – nie pić wody z rzeki poniżej wsi!
AKAPITPo niedługim oczekiwaniu zauważamy Bubę i Toperza. Zdają nam krótko relację z reszty wieczoru i stwierdzają, że będą teraz odsypiać. Znów się rozdzielamy. Oni zostają nad rzeką, natomiast Iza, Marta, Romek, Rysiek i ja idziemy w dalszą drogę w kierunku wsi Perkałaba. Pogoda niestety wyraźnie się pogarsza. Jest zdecydowanie chłodniej, a chmury nie wróżą nic dobrego. Przez pewien czas idziemy drogą. Nagle zastępuje nam drogę bardzo elegancka krowa. Na szczęście powoduje nią wyłącznie ciekawość, więc mijamy się bezkonfliktowo.
AKAPITTrafia się kolejny gruzawik. Znowu jest to paliwożerny Ził. Ratuje nas ponownie przed koniecznością pokonywania rzeki brodem, ponieważ droga w kilku miejscach została przez nią zerwana. Podjeżdżamy kilka kilometrów, po czym kierowca wysadza nas, a gruzawik skręca i znika w lesie. Obok turystycznej wiaty robimy krótką przerwę. Jest tu też barak drwali zrobiony z mieszkalnej skrzyni jakiegoś wojskowego pojazdu. Przez okno widać zbite z desek prycze, a na podłodze wala się mnóstwo pustych   butelek.   Na   stole    leży    mocno
używana talia kart i kawałek książki. Ta ostatnia służyła pewnie jako podpałka do rozpalania kozy, po której ślady są również widoczne. Pod barakiem osiedliła się kocia rodzina. Zauważamy opodal kotkę, a dwa maleńkie kociaki siedzą schowane pod spodem. Widać, że ktoś je tu dokarmia, ale czy koty jedzą chleb? Po odpoczynku połączonym z toaletą ruszamy dalej wzdłuż rzeki. Po chwili zaczyna padać deszcz, który z przerwami towarzyszyć nam będzie przez kilka kolejnych dni. Pierwszy jego impet przeczekujemy pod drzewami obok drogi. Siedząc w kucki, okryci pelerynami, sprawiamy wrażenie ślimaków częściowo ukrytych w skorupach. Ponieważ ostatnią noc mimo najszczerszych chęci trudno byłoby nazwać przespaną, po chwili ślimaki chowają różki i zapadają w sen. Kołysze je miarowy szum padających wokół kropel i płynącej niedaleko rzeki.

Ślimaki...

...chowają...

...różki
AKAPITGdy deszcz słabnie, idziemy dalej i po kilkunastu minutach dochodzimy do wsi Perkałaba. Wieś w tym przypadku oznacza kilka zaniedbanych domostw, oraz pozostałości podmytej przez rzekę i zrujnowanej leśniczówki. To tutaj swój początek ma Biały Czeremosz powstający z połączenia wód Saraty i Perkałabi. Siedząc w znajdującej się tu wiacie, czekamy aż ustanie kolejny, silniejszy deszcz i obserwujemy, jak gwałtownie potrafi przybrać woda w rzece i jak nieprzewidywalnie potrafi się ona zachować. Jej kolor zmienia się na ciemnobrązowy, a z nurtem płyną potężne konary i pnie. Prawie zrywają przerzuconą nad wodą kładkę

Zniszczona leśniczówka w Perkałabi

Kiedyś to był ładny budynek

Przeczekujemy w wiacie

Sarata niesie spory ładunek
AKAPITMimo iż marszruta zakładała dalszą drogę wzdłuż doliny rzeki Saraty, decydujemy się odbić nieco w bok i idziemy dalej w górę rzeki Perkałaba, w kierunku kolejnej klauzy. Osiągamy ją po kilkudziesięciu minutach marszu, po drodze mijając kilka zaniedbanych gospodarstw.

Powstaje nowy dom
AKAPITZapora jest dość dobrze zachowana. Do tego stopnia, że w dalszym ciągu spiętrza wodę. Przeciwległe zbocze doliny jest bardzo strome. Widać jednak, że pomimo tego odbywała się tam intensywna wycinka drzew. Prawdopodobnie dalszej eksploatacji zapobiega chwilowo zerwany most. Spotykamy strażnika, bo znajdujemy się na terenie Czywczyńsko-Hryniawskiego Parku Narodowego, ale po wypytaniu dokąd idziemy, życzy nam tylko szczęśliwej drogi. Trochę zastanawia mnie idea tego parku, bo przez cały czas obserwujemy gruzawiki wywożące z niego na potęgę drewno... Około 6 km stąd na południe leży punkt, który w okresie międzywojennym był najdalej wysuniętym w tym kierunku krańcem Polski. Granica z Rumunią przebiegała właśnie dnem doliny Perkałabi i Białego Czeremoszu. Można powiedzieć, że stąpamy po rubieżach II Rzeczypospolitej...

W górnym biegu Perkałabi też musiało nieźle lać, bo woda ma kolor kawy z mlekiem

Zerwany most(ek) na Perkałabi

Marta testuje wytrzymałość klauzy

Zbiornik wodny

Śluza

Ile lat jeszcze postoi...?
AKAPITPo dłuższej sesji fotograficznej poświęconej zaporze wracamy w kierunku Perkałabi. Nie mamy zamiaru dochodzić do samej wsi. Po drodze szukamy więc miejsca na rozbicie obozowiska. Dno doliny jest wąskie, nie jest to zatem zadanie łatwe. Do tego wszędzie jest mokro. W końcu znajdujemy niewielką łączkę tuż przy drodze. Szybko rozkładamy namioty, bo właśnie znowu zaczyna padać. Iza jest trochę zaniepokojona stanem klauzy, a raczej stanem wody,   podniesionym   w    wyniku   deszczu.

Zimno wszędzie, mokro wszędzie...

Ale co to dla nas!
Oczyma wyobraźni już widzi namiociki z nami w środku, unoszone wartkim nurtem wody, pędzącej z rozbitej tamy. Na szczęście jednak ten czarny scenariusz nie sprawdza się. Do snu kołysze nas szum Perkałabi i niestety również deszczu, który pada dość intensywnie choć z przerwami.

SUPLEMENT

AKAPITJuż po powrocie do Polski, a właściwie w dłuższy czas po nim dotarły do mnie nowe informacje na temat Perkałabi. W tej odciętej od świata i cywilizacji wiosce do końca lat 80 XX wieku funkcjonował specjalny szpital psychatryczny z radziecka zwany psychuszka. Przetrzymywani tu byli przeciwnicy najlepszego ustroju na świecie – komunizmu. Najczęściej stawianą w tego typu placowkach diagnozą była "schizofrenia bezobjawowa" – choroba wynaleziona przez radzieckich światowej klasy specjalistów w dziedzinie psychiatrii, objawiająca się jedynie sprzeciwem wobec systemu. No bo jakże to? Żeby być przeciw jedynie słusznej władzy, trzeba być wariatem! Skądinąd prosty i pozornie logiczny tok rozumowania. W sieci tego typu placówek na terenie całego byłego ZSRR przez lata przetrzymywani byli bezterminowo radzieccy dysydenci. Powszechnie stosowano tu wobec nich przemoc fizyczną i psychiczną, bo o żadnym "leczeniu" oczywiście mowy być nie mogło. Kres psychuszek przyniosła dopiero pieriestrojka z przełomu lat 80-90 ub. wieku. Nie udało mi się ustalić, w którym dokładnie miejscu szpital się znajdował. Zdjęcia satelitarne także pozwalają jedynie na hipotezy i domysły.
AKAPITOd miejscowości wzięła także nazwę ukraińska grupa muzyczna wykonująca odmianę punk-folku w duchu huculskim, zbliżonego nieco klimatem do dokonań Gorana Bregovićia. W 2008 roku grupa zawitała do wsi, by na własne oczy zobaczyć w jakich warunkach ludzie tutaj żyją. A nie są to warunki łatwe...
AKAPITPoniżej film wyemitowany w TVP1 dokumentujący to wydarzenie oraz próbka muzyki zespołu. Obydwa warte obejrzenia.
następny dzień...