Wstęp
Strona główna
dzień1 dzień2 dzień3 dzień4 dzień5 dzień6 dzień7 dzień8 dzień9 dzień10 dzień11



...poprzedni dzień
Dzień 7, 17 czerwca 2010 r.
czyli pies najwierniejszym przyjacielem człowieka...

trasa na mapie
AKAPITRano pada już bez przerwy. Pobudkę mamy więc nieco opóźnioną. Ma to tę dobrą stronę, że w końcu w normalnych i w miarę bezstresowych warunkach mogliśmy się wyspać. Składamy się na mokro i idziemy dalej owinięci szczelnie pelerynami. Dochodząc do skrzyżowania dróg w Perkałabi widzę, jak od strony Niżnego Jałowca zbliżają się dwie sylwetki. Oczywiście to Buba z Toperzem. Gdybyśmy się tu umówili, nigdy nie udałoby nam się tak perfekcyjnie zgrać czasu przybycia na miejsce. Z powodu wysokiej wody nie udało się im poprzedniego dnia przeprawić przez rzekę. Nawet napotkani przez nich pogranicznicy zrezygnowali z pokonania brodu terenowym Uazem. Poczekają aż woda opadnie. Dalej idziemy już w pełnym, siedmioosobowym składzie. Właściwie nawet większym, bo w Perkałabi przyłącza się do nas psina, która będzie nam towarzyszyć do końca naszej wyprawy. Jest bardzo przyjacielska, choć urodę psuje jej niesamowita wręcz wada zgryzu. Przechodzimy przez odnogę wsi leżącą nad rzeka Sarata, wzdłuż której będziemy teraz iść. To jej gwałtowny przybór obserwowaliśmy poprzedniego dnia. Znów mijamy rozpadające się budynki mieszkalne i gospodarcze oraz zaniedbane podwórka.

Od rana siąpi...

Nasza grupa się powiększyła

Psina dalej idzie z nami

Tan samochód już raczej nie pojeździ

Obok waląca się szopa, ale talerze na domu są

Nietypowa psia buda

Spora część bydynków w Karpatach jest w takim stanie...

A rogi gdzie?

Niby tylko rów, ale z plecakiem nie jest łatwo

Rysiek - "Na co mi to było?"

Obórka wygląda na opuszczoną...

...ale chyba jednak jest używana
AKAPITW odległości kilku kilometrów od wsi okazuje się, że czeka nas przeprawa przez ową rzekę, bo most odpłynął, pewnie z niegdysiejszą powodzią. Niestety w tym miejscu raczej nie mamy co liczyć na stopa... Woda jest mętna, zimna i miejscami sięga kolan. Samozaparcia wystarcza mi akurat na dotarcie na drugi brzeg. Reszta grupy również przeprawia się bez problemu. Nawet Rysiek przechodzi sam, choć z uwagi na brak sandałów nie ma lekko.
AKAPITNajwiększy podziw jednak wzbudza we mnie psina. Byłem niemal pewny, że nasze drogi tu się rozejdą i psinka pozostanie w swoich rodzinnych (albo i nie) stronach. Ona jednak bez dłuższego namysłu włazi do wody, dokąd się da, brnie na piechotę, a gdy wody jest już zbyt wiele, płynie. Prąd znosi ją kilkanaście metrów, ale jest dzielna i już po chwili otrzepawszy się nieco, spogląda na nas wesoło gotowa do dalszej drogi.
AKAPITCały czas niebo jest mocno zachmurzone, ale na szczęście już nie pada. Idziemy głównie przez las, jednak od czasu do czasu po jednej lub drugiej stronie doliny na zboczach można dostrzec szerokie łąki. Tu i ówdzie widać pasące się krowy lub konie.


Do najbliższych zabudowań jest daleko, ale im to nie przeszkadza

Kolejne opuszczone domostwo

Wzgórza przed Saratą

Dochodzimy do Saraty

A skąd tu ławka?

Wokół jest wiele ciekawych obiektów do fotografowania

Im bliżej Saraty, tym szerzej
AKAPITGdy dochodzimy do pierwszych zabudowań Saraty, naszym oczom ukazuje się kolejna klauza. Podobnie jak poprzednia, jest w miarę dobrze zachowana, ale wody już nie spiętrza. Spotykamy też miejscowych i chwilę z nimi rozmawiamy. Pytani o sklep potwierdzają, że w Saracie owszem jest, ale albo sens naszego pytania i ich odpowiedzi zatracił się gdzieś "między słowami" albo do owego sklepu po prostu nie trafiamy.

Zaparkowana na drodze piła łańcuchowa

Dochodzimy do klauzy na Saracie

Klauza

Zabudowania Saraty

Trochę to zaniedbane, ale jaka lokalizacja!

Plecak Marty pasuje do kolorów doliny

To jest sklep czy nie?
AKAPITKoniec końców, w Saracie oglądamy jedynie z zewnątrz położoną na stoku, drewnianą cerkiewkę i leżący obok niewielki cmentarz. Kształt krzyży wskazuje, że są grekokatolickie. Wreszcie zaczynamy piąć się ku górze. Ku górze, która na niektórych mapach zwana jest Tomnatykiem. Zaś miejscowi nazywają ją Pamirem. Mieszczą się tam pozostałości po radzieckiej wojskowej stacji radiolokacyjnej i to te obiekty chcemy obejrzeć. Rzecz jasna sama stacja na żadnej mapie zaznaczona nie jest, nie mamy więc jasności w temacie jej dokładnego położenia.

Wejście do Saraty. Szlaban to symptom bliskości granicy

Cerkiewka w Saracie
AKAPITPonieważ jest już popołudnie, zatrzymujemy się na wielkiej łące leżącej ponad Saratą i rozbijamy obozowisko. W miejscu tym, ku naszemu zdziwieniu, znajdujemy nawet ławkę. Już po chwili służy za wieszak do suszenia naszego dobytku. Chmury wiszą nisko i wydaje się, że zaraz rozbiją nam głowy. Na szczęście te najniżej wiszące zadowalają się wierzchołkami otaczających nas w oddali drzew. Nic nie zapowiada poprawy pogody. W oczekiwaniu na wieczór robię ciepły posiłek. Menu składające się z chińskiej zupki i paczki ciastek jest może niezbyt wykwintne, daje jednak złudę sytości.

Wchodzimy na wzgórze nad Saratą

Jest dużo miejsca na rozbicie obozowiska

Spadnie czy nie?

Udało się!

Nasz obóz

Niezły widok z okna

Krzywozęba towarzyszka
następny dzień...