|
Dzień 3, 13 czerwca 2010 r.
czyli marszrutkowa marszruta karpackimi drogami...
|
|
AKAPITPociąg
w tym czasie pędzi, osiągając
niekiedy
zawrotną prędkość 40 km/h. Większość czasu jednak stoi na mniej lub
bardziej uczęszczanych stacyjkach, bądź gdzieś pośród
pól. Budząc się rano stwierdzam, że temperatura nie spadła
jakoś
znacznie. Ponieważ moje miejsce znajduje się na trasie do kibelka, już
po chwili zaczynają obok mnie przemieszczać się pielgrzymki kierujące
się do tegoż przybytku czystości.
Choć czystość jest tu pojęciem czysto
umownym. Kibelek jest po prostu brudny, co jednak nikomu zdaje się nie
przeszkadzać. Nawet szczotka przymocowana drutem do jakiejś rury na
nikim z miejscowych nie robi specjalnego wrażenia. Pomimo tego
ogólnego dyskomfortu, udaje mi się kilkoma kroplami
wody o metalicznym zapachu z
kranu nad umywalką zmyć z twarzy sen. |
Za ostatnim wagonem wstaje świt |
|
A przed nami Kołomyja |
|
AKAPITW
z grubsza planowym czasie nasz pociąg
dojeżdża do
Kołomyji. Szybko przesiadamy się do marszrutki jadącej na dworzec
autobusowy, który znajduje się akurat na drugim końcu
miasta. Tam dołącza do nas reszta składu osobowego wyprawy w postaci
Pauliny, zwanej Bubą, z uśmiechem od ucha do ucha i Janka, zwanego dla
niepoznaki Toperzem, choć do jego postury bardziej pasowałaby
określenie Tur. Obydwoje wyekwipowani są w plecaki o wielkości,
która od samego patrzenia przyprawia o ból
kręgosłupa. Razem, już siedmioosobową grupą |
wtłaczamy się do kolejnej marszrutki
jadącej w
kierunku Karpat. Po niedługim
czasie otaczają nas typowe górskie krajobrazy. Tego dnia
przesiądziemy się jeszcze kilka razy. |
Buba i... ;-) |
|
My i kupa bagaży |
|
Zaczynają się górki |
|
AKAPITOczekując
na połączenie w Wierhnim Jasieniwie, robimy sobie
przystanek nad rzeką. Jest okazja, by trochę się umyć i wyprać
podkoszulek. Upał cały czas
jest koszmarny. Wilgoć wisi w powietrzu,
które można niemal kroić nożem. Ciekawe jak długo wytrzyma
bez deszczu. Choć jesteśmy już tak zmęczeni upałem, że deszcz nam chyba
niestraszny. |
Punkt przesiadkowy Wierhnyj Jasieniw |
|
Romek czyta nam na głos książkę Tarasa Prochaśki - ukraińskiej
wersji Stasiuka
|
|
Czekamy na marszrutkę nad rzeką |
|
Buba i Toperz, a w narożniku chowa się Marta |
|
Romek łowi pstrągi ;-) |
|
Wyżnij Jasieniw - droga o standardzie karpackim |
|
AKAPITPo
około dwóch godzinach
leniuchowania w cieniu nad rzeką udaje nam się w końcu doczekać na
marszrutkę. Właściwie do końca nie
było pewne czy ta sie zjawi, bowiem dziś jest niedziela. A rozkład
jazdy przekazywany jest tu w formie legendy z pokolenia na pokolenie. W
postaci pisanej nie
funkcjonuje. Pozostaje nam
zawierzyć miejscowym
i ich niepewnym informacjom. W niewielkim
autobusiku jest trochę tłoczno, ale dajemy radę.
Kierowca podwozi nas parę kilometrów do wsi Riwnia. Stąd
maszerujemy kolejnych kilka do Usterik. |
Idziemy do Usterik |
|
Opuszczamy wieś Riwnia |
|
Huculski domek |
|
Kolejny i nie ostatni Huculski dom |
|
Kapliczka w stylu retro... |
|
... i w stylu new age |
|
Czas sianokosów |
|
Przystanek w Usterikach |
|
Picie piwa pod budką bez piwa ;-) |
|
AKAPITW
Usterikach robimy zakupy po czym musimy szukać
schronienia przed gwałtowną ulewą. Gdy w końcu przyjeżdża marszrutka,
jestem pod wrażeniem. Tę sylwetkę znam z radzieckich filmów
z lat 70 ubiegłego
wieku. Nasz egzemplarz ma zapewne podobny rocznik
produkcji. Miejscami jego konstrukcja trzyma się wyłącznie na farbie. W
czasie podróży zaczyna padać, więc po chwili do wnętrza
licznymi nieszczelnościami w dachu również kapie woda. Na
nas także... |
Sylwetka znana z radzeckich filmów |
|
Romek "kupuje bilety" |
|
AKAPITPrzez
pierwsze kilkanaście minut
jedziemy w jako
takim komforcie. Nie ma zbyt wielu pasażerów. Naprzeciw nas
siedzi mała, może 4 letnia leśna rusałka i świdruje nas niebieskimi
oczami, do których świetnie pasuje kolorystycznie kusa
sukieneczka. Gdzieś z tyłu dwóch młodziaków z
nagimi torsami wspólnie słucha muzyki z odtwarzacza mp3.
Wyglądają
niczym syjamscy bracia, zrośnięci wspólnymi słuchawkami.
AKAPITMarszrutka
porusza się drogą, która zawieszona jest
pomiędzy skalną skarpą z
|
jednej,
a
kilkumetrowym urwiskiem i rzeką poniżej, z drugiej strony. Oczywiście
drogą nie w polskim, lecz ukraińskim tego słowa znaczeniu. Asfalt
skończył
się już dawno. A może w ogóle go nie było? Tutaj
nawierzchnia to kamienie i błoto, gęsto poprzetykane głębokimi
dziurami. Droga taka jest z trudem dostępna dla samochodów
osobowych, a jeżeli już, to tylko z podwyższonym domowymi metodami
zawieszeniem.
AKAPITW
miarę pokonywanych kilometrów pasażerów
przybywa. W pewnym momencie Romek, który załapał się na
miejsce bliżej kierowcy, donosi nam, że ten ma zamiar wygospodarować
jeszcze miejsce dla 20 osób. Kpi czy o drogę pyta? Jednak
to, co wydawało się niemożliwe, dzięki zaangażowaniu pewnego Ukraińca,
nie do końca trzeźwego, za to uzbrojonego w całkiem groźnie wyglądające
grabie bez stylisk, w końcu się udaje. Niesforni, nie chcący się
przesunąć do tyłu pasażerowie, zostają spacyfikowani, chętni wsiadają i
możemy ruszyć w dalszą drogę. Siedzimy stłoczeni w samym tyle,
zastanawiając się, jak uda nam się przecisnąć przez tłum do przednich
drzwi. Na szczęście u celu naszej podróży kierowca lituje
się i sobie tylko znanym sposobem otwiera drzwi tylne, które
z racji braku klamki i wyglądu sprawiającego wrażenie
ogólnego zaspawania, wstępnie wykluczyliśmy jako jakąkolwiek
drogę ewakuacji |
Huculska rusałka |
|
Na lewo skarpa, na prawo skarpa... |
|
Im dalej w góry, tym więcej pasażerów |
|
AKAPITPo
uruchomieniu za pomocą korby
wielkopojemnościowego benzynowego silnika, marszrutka odjeżdża, a my
zostajemy w pyle na środku drogi. Obok widzimy stację benzynową,
składającą
się z trzech bardzo zdezelowanych dystrybutorów.
Znajdujemy sie obok ujścia rzeki Probijna do Białego Czeremoszu tuż
przed wsią Hryniawa. Dalszą podróż odbywamy, idąc doliną
Białego Czeremoszu. |
Kierowca wyjął korbę ze schowka i za moment silnik był uruchomiony |
|
Odprawa przed marszem |
|
Złapał gumę i tak sobie został na środku drogi |
|
|
Most na Probijnej |
|
Kolejny zabytek motoryzacji od frontu |
|
...i od zakrystii |
|
FAP - Felcziersko Aptecznyj Punkt |
|
Rozpoczynamy wędrówkę doliną Białego Czeremoszu |
|
AKAPITTego
dnia docieramy do wsi Bila Riczka
zabudowanej huculskimi domkami, z których niemal każdy ma
oszkloną, rzeźbioną werandę i jest pomalowany na żółto,
zielono, niebiesko i biało, w różnych odcieniach i
konfiguracjach. Znajdujemy tu malutki sklepik, na tyłach
którego na podwórku udaje się nam rozbić
obozowisko. Przy
okazji oczywiście uzupełniona zostaje ilość piwa w
organizmach członków wyprawy. Rozmawiamy tu
również z synem właścicielki posesji, na której
stoją nasze namioty. Wspomina lata, kiedy był w Polsce w pracy.
Niestety musimy przyznać, że wspomnienia te nie są dla naszego kraju i
rodaków powodem do dumy... Na kolację zjadam na oko
tygodniowy chleb z wędzonym serem, kupione w Usterikach. Wieczorem po
raz kolejny spotyka nas deszcz, ale temperatura spada tylko nieznacznie. |
Biła Riczka |
|
Nasze obozowisko... |
|
...na łące za sklepem |
|
A sklepik jest naprawdę niewielki |
|
Kolejna huculska chatka |
|
Chmury wpadły sprawdzić co u nas |
|
Za to sztaba jest spora |
|
|