|
Dzień
10, 23 maja 2010 r. |
|
Ranek wstaje słoneczny. Poprzedni
wieczór zakończył się chmurami, więc to słońce tym bardziej
nas cieszy. Ruszamy z nowymi siłami. Na rozruch mamy około 8
kilometrów asfaltem. Droga jest trochę monotonna, ale
przynajmniej bez stromizn. |
Pensjonat Salamander w Puławach Górnych |
|
...ruszamy
z
nowymi siłami... |
|
...bez
stromizn... |
|
...zrujnowanemu
przepustowi pod drogą... |
|
...podmytemu
i osuniętemu jej fragmentowi... |
|
Dochodząc
do
Wisłoczka,
widzimy, jakie zniszczenia podczas niedawnej powodzi poczynił potok o
tej samej nazwie. Przez chwilę przyglądamy się zrujnowanemu przepustowi
pod drogą oraz podmytemu i osuniętemu jej fragmentowi. Po drewnianym
mostku, z którego zwisają resztki popowodziowych śmieci,
przekraczamy strumień i dochodzimy do studenckiej bazy namiotowej SKPB
Rzeszów. Robimy tu krótki postój.
|
Zwiedzamy pustą
o tej
porze roku bazę. Z podziwem oglądamy zbudowaną saunę i elegancki
kibelek. Baza ma swoją studnię i obszerną wiatę kuchenną. Oczywiście
jest też dostęp do potoku, który w tym miejscu tworzy
malownicze kaskady. Trochę żałujemy, że poprzedniego dnia jednak tu nie
dotarliśmy. To naprawdę wymarzone miejsce na nocleg. |
...po
drewnianym mostku... |
|
|
...ma
swoja
studnię... |
|
...saunę... |
|
...dostęp
do
potoku... |
|
...elegancki
kibelek... |
|
...obszerną
wiatę kuchenną... |
|
Ruszamy dalej w kierunku Rymanowa.
Podchodzimy na pasmo
Działu. Idziemy w zasadzie ścieżką. W zasadzie, bo aktualnie jest to
strumyk. Może niezbyt intensywny, ale poruszanie się tędy jest naprawdę
trudne. Dróżka jest wąska, gliniasta, a środkiem woda żłobi
sobie korytko. Nie bardzo można tę ścieżkę obejść, bo wokoło jest gęsta
niska roślinność. Brniemy więc dalej, licząc, że sytuacja będzie się
poprawiać wraz ze wzrostem wysokości. Niestety nasze nadzieje pozostają
płonne. Wyżej teren się co prawda wypłaszcza, ale strumień zmienia się
w rozlewiska. Staramy się je omijać, ale woda jest niemal wszechobecna.
Sytuacja poprawia się, gdy wychodzimy z lasu.
|
ruszamy
w
kierunku Rymanowa |
|
Ale nie na długo. Po chwili
znów
pojawia się błoto. Tym większe, że szlak prowadzi szeroką drogą,
która co dopiero została potraktowana ciężkim sprzętem.
Najprawdopodobniej był to spychacz. Brniemy znów po kostki w
błocie, a błoto jest rasowe: gliniaste, lepkie i tłuste. Zastanawiamy
się, jak w takim stanie wejdziemy do Rymanowa. W końcu to miejscowość
uzdrowiskowa, do tego mamy niedzielę. Wypadałoby jako tako wyglądać.
Przechodzimy przez Wołtuszową. Wieś nie istnieje od czasu wysiedlenia
jej łemkowskich mieszkańców na Ukrainę, w czasie osławionej
"Akcji Wisła" przeprowadzonej w 1945 roku. Zatrzymujemy się na chwilę
przy pozostałościach drewnianej, rozebranej w 1953 roku cerkwi. O jej
istnieniu w tym miejscu świadczą obecnie tylko rozłożyste lipy, rosnące
w charakterystycznym kręgu. Spoglądamy przez chwilę na stary cmentarz.
Schodząc w dół doliny widzimy tu i ówdzie
zdziczałe drzewa owocowe, będące pozostałością po niegdysiejszych
sadach. Przed wejściem do centrum Rymanowa zatrzymujemy się przy drodze
i w strumieniu czyścimy z błota buty i kijki. Powoli zaczynamy wyglądać
jak ludzie. W Rymanowie panuje klimat uzdrowiska. Jest tu sporo
budynków sanatoryjnych oraz całkiem przyjemny park i deptak
nad rzeką Tabor. Musimy zejść nieco ze szlaku w poszukiwaniu sklepu.
Kończy nam się chleb i woda. A i zjeść coś na obiad byłoby miło. Przez
chwilę szukamy, ale okazuje się, że wszystkie okoliczne sklepy są
pozamykane. Dziś jest 23 maja - Zielone Świątki. Pytamy, ale jedyne
otwarte mogą być niżej, w centrum Rymanowa, a my jesteśmy w
Rymanowie-Zdroju. Rezygnujemy, bo to kilka kilometrów stąd.
Wstępujemy za to do restauracji o wdzięcznej nazwie "Straszny
Dwór" i nie wystraszeni raczymy się skądinąd bardzo smacznym
bograczem. Musimy sprawiać wrażenie zabiedzonych, bo kelnerka - młoda
dziewczyna - nawet nie chce od nas napiwku. A może to nasze plecaki
budzą taki szacunek. Tak czy inaczej, najedzeni
wracamy na szlak. |
...stary
cmentarz... |
|
...szukamy... |
|
Straszny Dwór w Rymanowie Zdroju |
|
...park
i
deptak nad rzeką Tabor... |
|
Iwonicz-Zdrój od
Rymanowa-Zdroju dzieli część pasma
Wzgórz Rymanowskich, w tym Mogiła (606 m) i Glorietka (573
m), na przełęcz pomiędzy którymi musimy się wspiąć. Dalej z
przełęczy schodzimy momentami stromą, wąską i kamienistą ścieżką w
dolinę potoku o nieco dziwnej w tym miejscu nazwie - Świętokrzyski. Z
doliny znów wspinamy się na Suchą Górę (611 m).
Tu dopada nas przykra wiadomość o śmierci naszego przyjaciela. Czeka
nas w związku z tym lekka korekta planów. Póki co
jednak schodzimy do Iwonicza. Po drodze mijamy tzw. kiwaki lub kiwony,
czyli pompy służące do pompowania ropy naftowej z podziemnego złoża.
|
...wąską
i
kamienistą ścieżką... |
|
W Iwoniczu panuje o wiele większy ruch
niż w
odwiedzonym niedawno Rymanowie, toteż bez problemu udaje się nam
znaleźć otwarty sklep, w którym uzupełniamy zapasy. Jemy też
małe lody. Powódź i tutaj zostawiła swój ślad. Po
drodze widzimy basen kąpielowy pełen szlamu. |
...kiwaki
lub kiwony... |
|
...większy
ruch... |
|
...basen
kąpielowy pełen szlamu... |
|
...nocleg
planujemy poza miastem... |
|
Nocleg planujemy poza miastem. Z mapy
wynika, że po
drodze, na górze Żabiej (549 m), jest punkt widokowy.
Liczymy, że znajdzie się też miejsce dla maleńkiego namiotu. Gdy
wchodzimy na jej szczyt, naszym oczom ukazuje się wspaniały widok we
wszystkich kierunkach. Najokazalej wygląda stąd Cergowa -
góra, która jest następna w kolejce do zdobycia.
Silny wiatr robi co w jego mocy, by zniechęcić nas do pozostania w tym
miejscu na noc, ale z nami nie tak łatwo. Rozbijamy obozowisko tuż
poniżej szczytu na w miarę płaskim terenie.
|
...Cergowa
-
następna w kolejce... |
|
Panorama dookolna z Góry Żabiej |
|
Robimy wystawną kolację, mamy zamiar
się również
upić. Ponieważ dysponujemy tylko jednym Redds`em, nietrudno się
domyślić, że spać pójdziemy jednak stosunkowo trzeźwi. Żeby
wynagrodzić tę przykrą okoliczność, serwuję sobie dodatkowo "Słodką
chwilę". Urządzamy jeszcze łaźnię i myjemy się dość dokładnie, używając
do tego 1,5 litrowej butelki wody. Wystarcza na dwie osoby, choć wydaje
się to nieprawdopodobne. |
...z
nami
nie tak łatwo... |
|
...dysponujemy
jednym Redds`em... |
|
serwuję
sobie dodatkowo "Słodką chwilę"... |
|
Wieczór jest ładny, ale
wieje
wiatr i szybko robi się chłodno. Obserwujemy też z pewnym niepokojem
wypiętrzające się na horyzoncie chmury burzowe. Widać nawet błyskawice,
choć odgłosy grzmotów do nas nie docierają. Wieczorem
przyglądamy się widocznym w dali światłom miast. To Krosno i Jasło. A u
stóp naszej góry Żabiej migoce Lubatowa. |
Na szczycie Góry Żabiej |
|
Cergowa zasypia |
|
...migoce
Lubatowa... |
|
|
Światła Krosna i Jasła
|
|
|
|