|
Dzień 26, 9 października
2010 r. |
|
Noc jest długa i zimna. Na szczęście
nasze
puchowe
"Cumulusy" stają na wysokości zadania i nie marzniemy. Oboje mamy
jednak trudności z zaśnięciem. To nienormalne chodzić o takiej godzinie
spać. Organizmy nieprzywykłe buntują się mimo zmęczenia. W dodatku
wieje wiatr, który co rusz porusza jakąś trawą ocierającą
się o
bok namiotu. Nieco później przechodzi obok jakieś zwierze,
wydając ni to szczeknięcia, ni pomruki. Być może jest to koziołek, ale
może być równie dobrze coś zupełnie innego. Nie wychodzimy,
żeby
sprawdzać. Basia narzeka, że jest jej twardo. Rano okazuje się, że
wiercąc się w nocy wykopała spod siebie prawie całą karimatę. Wstajemy
niewyspani, na chwilę przed wschodem słońca. Tzn. ściślej rzecz
ujmując, przed wyłonieniem się słońca zza ściany lasu. Namiot, jak i
wszystko wokół, pokryty jest grubą warstwą szronu. W nocy
musiało być co najmniej kilka stopni poniżej zera. |
...grubą
warstwą szronu... |
|
Bazowa wiata |
|
:-) |
|
Na szczęście pogoda w dalszym ciągu
jest bez
zarzutu i gdy wyłania się słońce, robi się ciut cieplej. Szybko
rozwieszam namiot by podsechł. Następny nocleg planujemy w schronisku,
ale po co nosić nieprzydatną wilgoć? Gotujemy wodę na śniadanie i na
szybko jemy. W końcu cieplej zrobiło się tylko trochę. Ubieramy się na
cebulkę i przed dziewiątą ruszamy w kierunku Przełęczy Glinne. Już po
kilkuset metrach zaczynamy się sukcesywnie rozbierać. Podejście na
Jaworzynę (1047 m) jest strome, a słońce podnosi się coraz wyżej i
coraz przyjemniej grzeje. Wokół nas mieni się jesienna
paleta barw, w zacienionych miejscach jednak ciągle panuje
mróz i szron. Gdzieś za Beskidem Krzyżowskim (923 m)
spotykamy idącego w przeciwnym kierunku turystę. Pyta nas o szlak na
Pilsko. Dopiero gdy wyciągamy mapę, orientujemy się, że to dokładnie w
przeciwnym kierunku i tłumaczymy gdzie powinien się skierować.
|
...ubieramy
się na cebulkę... |
|
...w
zacienionych miejscach... |
|
...jesienna... |
|
...paleta
barw... |
|
Babia Góra z Przełęczy Podgórskiej |
|
Oszronione trawy
|
|
W drodze
na
Przełęcz
Glinne zastanawiam się czy nie zrobić kolejnego odbicia od czerwonego
szlaku. Zaczyna mnie kusić właśnie Pilsko. Skoro jest piękna pogoda i
taka sama widoczność... Pewnie nieprędko tu wrócimy, więc
może wykorzystać i tę okazję? W końcu decydujemy się na kolejne drobne
odstępstwo. Pójdziemy szlakiem czerwonym z Przełęczy Glinne
w kierunku na Halę Miziową, potem słowackim niebieskim na
Górę Pięciu Kopców, a stamtąd szlakiem zielonym
jest kilka kroków na szczyt Pilska.
|
Tuż przed południem dochodzimy do
przełęczy
i robimy postój koło stojącej tam bacówki.
Jeszcze kilka lat temu było tu przejście graniczne ze Słowacją.
Pozostały po nim tylko budynki, parking i budki kantorów
wymiany walut. Jest też jedna z pamiątkami. |
...robimy
postój... |
|
...było
tu
przejście graniczne... |
|
Na Przełęczy Glinne |
|
Jemy obiadowe kanapki i chwilę dajemy
wypocząć nogom. Mamy już kilka podejść i zejść za sobą. Teraz czeka nas
dłuższa wspinaczka. Musimy pokonać niemal 800 m różnicy
wysokości. Przez jakiś czas idziemy błotnistą ścieżką, która
w końcu zaczyna wieść stromo w górę. Po drodze mijamy
dwóch schodzących chłopaków. Kilkanaście minut
później na ścieżce znajdujemy kurtkę. Po sprawdzeniu
kieszeni okazuje się, że w jednej z nich są kluczyki do samochodu. Po
dojściu do parkingu, ich brak będzie przykrą niespodzianką dla
właściciela. W drugiej kieszeni na szczęście znajdujemy telefon
komórkowy. Po krótkiej naradzie podejmujemy
próbę odnalezienia właściciela. Kilka minut zajmuje mi
opanowanie obsługi telefonu. Nie znam tego modelu. |
Na szczęście jest
włączony i nie zabezpieczony PIN-em. Za którymś z
kolei wykonanym telefonem udaje nam się połączyć. Jakimś cudem
prawdopodobnie z numerem współtowarzysza właściciela.
Krótko go instruujemy gdzie ukryjemy zgubę przed oczami
niepowołanych i ruszamy dalej. Straciliśmy pół godziny, ale
mamy na koncie dobry uczynek. A te podobno wracają. Zobaczymy...
Podejście na Górę Pięciu
Kopców jest długie, strome i męczące. Ale opłaca się. Gdy
wychodzimy ponad górną granicę lasu i zanurzamy się w
kosówce, zaczynają się znów pojawiać panoramy. Ze
szczytu wstępujemy na ścieżkę oznaczoną zielonym szlakiem i będąc już
na Słowacji idziemy na szczyt Pilska (1557 m). I znowu ze wszystkich
stron otaczają nas góry. Te mniejsze, te większe i
największe. Na chwilę siadamy schowani za kępą kosówki, bo
wieje wiatr. Sycimy oczy pięknymi widokami. W dolinach cały czas
utrzymują się inwersyjne mgiełki, ale wierzchołki gór są
doskonale widoczne. Przez lornetkę obserwujemy Tatry i usiłujemy
odnaleźć znajome kształty. Jako tako udaje nam się rozpoznać Giewont.
Ale to nie jest trudna zagadka. Z wyższymi mamy zdecydowanie większe
problemy. Brakuje nam tu tablicy z panoramami, ot takiej choćby, jaka
znajduje się na Hali Długiej pod Turbaczem.
|
Babia ze ścieżki na Pilsko |
|
Na Górze Pięciu kopców na tle Tatr... |
|
...i Babiej góry |
|
Wysokie Tatry z Pilska |
|
Widok z Pilska w kierunku południowym |
|
Na szczycie Pilska |
|
...w
kierunku schroniska na Hali Miziowej... |
|
Po
krótkim
odpoczynku połączonym z degustacją czekolady zbieramy się do drogi i
idziemy ścieżką oznaczoną żółtym szlakiem w kierunku
schroniska na Hali Miziowej. Po drodze zastanawiamy się, czy nie zostać
w tym schronisku na noc. Byłoby to co prawda nie do końca zgodne z
naszymi planami, ale przeszliśmy dziś więcej niż planowaliśmy i czujemy
się już zmęczeni, mimo stosunkowo wczesnej pory. Około godziny 16.00
dochodzimy do schroniska. Pan w recepcji od razu rozwiewa nasze
wątpliwości. Schronisko jest pełne, miejsca na podłodze nie będzie.
Radzi, by w sprawie noclegu udać się do goprówki.
|
...oznaczoną
żółtym szlakiem... |
|
Hala Miziowa |
|
...schronisko,
a właściwie hotel górski... |
|
No cóż, co prawda jesteśmy
zmęczeni, ale pora jest zbyt wczesna, żeby szukać noclegu w
goprówce. Decydujemy się więc pójść na Halę
Rysiankę. Zanim jednak ruszymy, jemy w schronisku ciepły posiłek. Basia
tradycyjnie wciąga porcję kwaśnicy, ja bigosu. Muszę przyznać, że o ile
może i jadłem lepszy bigos (choć właściwie temu nic nie brakuje), to
porcja jest naprawdę słusznej wielkości. Właściwie jej nie dojadam, bo
mimo głodu miejsca w żołądku nie stało. Basia ma podobny problem z
kwaśnicą. Napełniwszy brzuchy po krawędź przełyku, idziemy dalej.
Opuszczamy schronisko, a właściwie hotel górski. Chyba
dobrze się stało, bo jest sobota, a miejsce jest stosunkowo łatwo
dostępne. Dlatego w schronisku jest tłum ludzi, niekoniecznie wiele
mających wspólnego z turystyką jako taką. Więcej z
imprezowiczami chcącymi się zabawić (w domyśle napić) w "tak pięknych
okolicznościach przyrody i tego... niepowtarzalnych". |
...widoki
z
okien pokoi muszą tu być... |
|
|
Zatem bez
wielkiego żalu opuszczamy
to miejsce, choć widoki z okien pokoi muszą tu być pierwszorzędne. Po
chwili mijamy goprówkę, zaledwie rzuciwszy na nią okiem i...
gubimy szlak. Po prostu idziemy sobie wygodną drogą zamiast nieco
węższą, w dodatku prowadzącą do góry, ale za to oznakowaną
właściwym kolorem. Naprawiamy ten błąd stosunkowo szybko i zamiast
granicą lasu, idziemy na przełaj Halą Cebulową. Po kilkuset metrach
jesteśmy z powrotem na szlaku.
|
Narzucamy trochę ostrzejsze tempo, bo
na
Miziowej spędziliśmy około 30 minut, a według tabliczek mamy przed sobą
jeszcze 2,5 godziny marszu. Choć jesteśmy wyekwipowani w
czołówki, to wolelibyśmy dojść do celu przed zmrokiem. Do
tego mamy niepotwierdzone informacje, że na Rysiance również
jest komplet. Cóż, zawsze liczymy się z koniecznością spania
na podłodze. Chwilami znów idziemy ze słońcem świecącym
prosto w oczy. Wdrapujemy się po kolei na Munczolik (1356 m), Palenicę
(1343 m) i Trzy Kopce (1216 m). Już o zmierzchu, ale pół
godziny przed "rozkładowym" czasem, docieramy na Halę Rysianka. |
Pilsko i Munczolik z Hali Cudzichowej |
|
...ze
słońcem świecącym w oczy... |
|
...docieramy
na Halę Rysiankę... |
|
...podziwiamy
Małą Fatrę... |
|
Podziwiamy Małą Fatrę odcinającą się
od
różowego, wieczornego nieba, a kilka minut
później
dochodzimy do schroniska. W recepcjo-barze dowiadujemy się, że miejsc
wolnych nie ma, a na rozdział podłogi trzeba jeszcze poczekać, aż się
przeludni. Z tym przeludnieniem sprawa nie wygląda tragicznie, bo
większość publiczności właśnie zbiera się do wyjścia. Zajmujemy więc
strategiczną pozycję w jadalni i grupami idziemy się kąpać. Moja
jednoosobowa grupa idzie w drugiej kolejności, po jednoosobowej grupie
Basi.
|
...odcinającą
się od różowego nieba... |
|
Po takim dniu nie ma jak gorący
prysznic! W
dodatku w schronisku są bardzo przyzwoite warunki sanitarne. Jest
schludnie i czysto. Są wieszaki, półeczki i zasłona w
eleganckiej kabinie prysznicowej oraz papier toaletowy w toalecie. Z
przyjemnością zmywam z siebie trud dwudniowego marszu. Po kąpieli
serwujemy sobie małą kolacyjkę. Na większą nie mamy ochoty, jeszcze
jesteśmy najedzeni po Miziowej. A w czasie gdy jemy, nasz dobry uczynek
ze szlaku wraca do nas w postaci... wolnego pokoju. . Okazuje się, że
ktoś odwołał rezerwację i to nam właśnie trafia się ten
pokój. Do tego jest to pokój 4-osobowy, będziemy
w nim tylko we dwoje, a zapłacimy, jak za nocleg w pokoju 8-osobowym.
Normalnie, żyć nie umierać! |
...zajmujemy
strategiczną pozycję w jadalni... |
|
|
...normalnie,
żyć nie umierać... |
|
Do tego pokój ma okna na
dwie
strony –
wschodnią i południową, a więc przepiękne widoki. Oczywiście
nie w tej chwili, bo jest już ciemno, ale w takiej sytuacji grzechem
byłoby nie wstać na wschód słońca. Pokój jest
właściwie apartamentem. Oczywiście w schroniskowym tego słowa
znaczeniu. W każdym razie ma dwa pomieszczenia. W jednym trzy, w drugim
jedno łóżko. Z perspektywy czasu i obserwacji wydaje mi się,
że pokój nr 3 to najlepszy pokój w całym
schronisku. Przed snem wychodzimy jeszcze przed budynek. Pięknie jest!
Ani jednej chmurki, a niebo skrzy się od gwiazd. Opodal płonie ognisko
i słychać ciche dźwięki gitary. Tylko wiatr wieje mocno i nie jest to
wcale ciepły wiatr. Uciekamy zaraz do pokoju i kładziemy się spać.
Wcześniej ustalamy z Mają przy pomocy sms-ów godzinę wschodu
słońca. Nie ma lekko, trzeba będzie wstać koło 6-tej. Ale damy radę!
Musimy! Wypada zaliczyć choć jeden wschód na całym szlaku. |
|