wstęp
mapa Strona główna
dzień1 dzień2 dzień3 dzień4 dzień5 dzień6 dzień7 dzień8 dzień9 dzień10

...poprzedni dzień
Dzień 6, 15 czerwca 2011 r.
AKAPITWstał kolejny słoneczny dzień. Wstajemy i my, choć z pewnym ociąganiem. Nie musimy się nigdzie spieszyć. Mamy dziś do przejścia około 12 km, co nie powinno nam zająć więcej niż jakieś 3 godziny. Pakujemy się, pamiętając o obiecywanych sobie wczoraj śledziach. Jednak trzeba byłoby na nie poczekać do 11, bo dopiero się wędzą. Decydujemy, że aż tyle czasu to nie mamy i po raz kolejny odkładamy realizację obżarstwa na później. Słońce świeci, ale wiatr wieje  z  taką  samą  siłą,  jak  poprzedniego. 

Wszechobecne na wyspie dzikie róże
dnia. Ruszamy w kierunku Rønne, stolicy wyspy. Idziemy najpierw rzadkim laskiem wzdłuż plaży, potem samą plażą - o dziwo piaszczystą. Basia decyduje się nawet na zamoczenie nóg. Woda  jednak  temperaturę  ma  typowo  bałtycką.  Po  kilkuset  metrach  piasek  kończy  się
i musimy wrócić na ścieżkę, która najpierw prowadzi obok nieczynnych wyrobisk gliny i pozostałości po olbrzymiej cegielni, a potem wiedzie nas w las. Niestety znów mocniej dają o sobie znać moje kichy, więc robimy krótki przystanek na herbatkę z liści borówki.

Szopa ze starej łodzi

Też idzie na wycieczkę

Rybackie domki
AKAPITNieco przed drugą po południu dochodzimy do Rønne. Jak na tutejsze warunku to prawie  metropolia. Mieszka tu około 15000 osób. Gdy dochodzimy do centrum, od razu rzuca mi się w oczy zdecydowanie większy ruch samochodowy i spora, jak na tutejsze warunki, ilość ludzi na ulicach. Zaczynam nawet z tęsknotą myśleć o cichych miejscowościach, które odwiedziliśmy w czasie kilku poprzednich dni. Galloken Camping, na który zmierzamy, mieści się na przeciwległym końcu miasta, musimy więc przejść z plecakami przez całą jego długość. Za to jutro będziemy mieli lżej.

...spora ilość ludzi na ulicach...

Budynek poczty
AKAPITGdy dochodzimy na miejsce, moją uwagę zwraca niecodzienny znak drogowy (do dziś nie mogę odżałować, że nie zrobiłem mu zdjęcia [przypis autora]). Ostrzega przed nisko przelatującymi... śmigłowcami. Domyślam się, że gdzieś w okolicy pewnie jest szpital, bo oficjalne lotnisko jest jakieś 4 km dalej. Jakby na zamówienie za moment rozlega się odgłos uruchamianego silnika. Ale poznaję od razu, że nie jest to mała sanitarna maszyna. Faktycznie po chwili tuż nad naszymi głowami z ogromnym hukiem przelatuje wielka ważka w wojskowo-morskim ubarwieniu. Pewnie to śmigłowiec ratowniczy lotnictwa morskiego, bo na tak małej wysepce nie jest chyba potrzebna tzw. latająca karetka.
AKAPITWchodzimy na kemping i dowiadujemy się, że recepcja będzie czynna dopiero od godziny 17. Dobra, nie to nie. Do tego czasu jakoś zorganizujemy sobie zajęcie, tym bardziej że ja nie czuję się szczególnie i chętnie po prostu poleżę. Rozbijamy namiot i rozglądamy się po kempingu. Jest kuchnia, są i rodzinne łazienki, a nawet świetlica z wielkim plazmowym telewizorem. Jednym słowem wszystko czego potrzebujemy. Nie ma dużo turystów, choć jest ich tu zdecydowanie więcej, niż spotykaliśmy do tej pory. Na samym wstępie odświeżamy się po marszu. Na szczęście łazienki nie są otwierane na kartę, a do prysznica wystarczy pięciokoronówka. Potem nadchodzi czas błogiego nicnierobienia. Rozkładam karimatę i zajmuję się tą bardzo absorbującą czynnością z wielkim zapałem. Gdy dobiega właściwy czas z pewnym ociąganiem przerywam sesję i idziemy do recepcji. Przy okazji zauważamy dwóch rowerzystów z Polski, którzy najbardziej uniwersalnym językiem świata usiłują dogadać się z recepcjonistą. Po załatwieniu formalności idziemy do miasta.
AKAPITRønne jest stolicą Bornholmu. Jego początki datują się na XIII w., kiedy jeszcze głównym ośrodkiem władzy było Aakirkeby. W 1327 roku Rønne otrzymało prawa miejskie. Podczas panowania Lubeki miasto zaczęło się szybko rozwijać, ale koniec XVI w. przyniósł trwający prawie 200 lat okres zastoju. Spowodowała go zmiana przebiegu szlaków handlowych i spadek znaczenia handlu rybami. Poprawa sytuacji nastąpiła pod koniec XVIII w. Dalszy rozwój nastąpił wraz z otwarciem w 1866 roku stałej żeglugi do szwedzkiego Ystad i innych bałtyckich portów. Na początku XX  w. Rønne zostało połączone linią kolejową z Nexø, a tuż przed wybuchem I wojny również z Allinge. Pod koniec II wojny, podobnie jak Nexø, Rønne zostało zbombardowane przez radzieckie lotnictwo. I tu także z pomocą pospieszyli Szwedzi ofiarowując mieszkańcom 225 drewnianych domków, które stoją i pełnią swoją funkcję do dziś. Obecnie miasto jest ważnym portem na promowych szlakach przez Bałtyk. Zawijają tu promy płynące z Niemiec i ze Szwecji, a także z Polski. [na podstawie: „Bornholm” Marcin Jakubowski].
AKAPITWłaściwie zaraz po wyjściu z kempingu natykamy się na dziwną budowlę. Jest to okrągła i przysadzista wieża Kastellet pochodząca z okresu, gdy planowano otoczyć całe miasto fortyfikacjami. Przy wieży znajduje się Forvarsmuseet – muzeum wojskowości. Nie muszę dodawać,  że o tej godzinie jest już zamknięte. Nie żebyśmy jakoś bardzo chcieli je zwiedzać, ale ten fakt znów wpisuje się bardzo dobrze w ogólny klimat wyspy. Przez mur widzę tylko, że na dziedzińcu stoi jakiś czołg, samochód opancerzony i tym podobne żelazo.

Kastellet

Eksponaty Forvarsmuseet

Eksponaty Forvarsmuseet
AKAPITPrzechodzimy obok dużego cmentarza. Jest to cmentarz ewangelicko-luterański, bowiem wyznawcami tej właśnie religii są Duńczycy. Naszą uwagę zwraca tabliczka stojąca u wejścia, na której widnieje informacja, aby na terenie cmentarza psy trzymać na smyczy. No tak, u nas w ogóle wejście na cmentarz z psem odebrane zostałoby jako niemal świętokradztwo... Nie po raz pierwszy i nie ostatni zauważamy, że zwierzęta, a psy w szczególności, traktowane tu są zupełnie inaczej niż w Polsce, w której aż roi się od nakazów, zakazów i ograniczeń. Ale przyznać też trzeba, że większość szczekających czworonogów chodzi tu na smyczy. O sprzątaniu po nich nawet nie wspominam.  Następne   kroki  kierujemy  do
do portu. Stojące tu akurat promy przygotowują się do odpłynięcia. Widzimy wsiadających pasażerów i wjeżdżające samochody. Jednostki są dwukadłubowe, mają dość ciekawy, nowoczesny kształt i wyglądają znacznie solidniej niż nasz „Jantar”. W porcie stoi też zacumowany niewielki okręt marynarki wojennej.

...miasto jest ważnym portem na promowych szlakach przez Bałtyk...


Port w Rønne
AKAPITObok portu znajduje się zabytkowa kuźnia portowa. Budynek powstał w 1735 roku z przeznaczeniem jako skład amunicji dla systemu obrony portu. Następnie był wykorzystywany na magazyn, a dopiero od połowy XIX w. służył jako portowa kuźnia. Kowalskie tradycje utrzymywane są do dziś. Raz w tygodniu spotykają się tu weterani kowalskiego rzemiosła. Gdy idziemy w stronę centrum, natykamy się na kolejny zabytkowy samochód. Tym razem jest to czarna „cytryna” niemal żywcem wyjęta z filmów o agencie J-23.

...zabytkowa kuźnia portowa...

...spotykają się tu weterani rzemiosła...

...żywcem wyjęta z filmów...
AKAPITDochodzimy w okolice rynku. Miasto wygląda już tak, jak wszystkie bornholmskie miasta około godziny 18. Jest niemal wymarłe. Wygląda zupełnie inaczej, niż gdy byliśmy tu koło południa. Robimy zakupy w markecie Netto po czym z pokrowcem na karimatę pełnym wiktuałów zagłębiamy się w plątaninie wąskich uliczek. Przyglądamy się fasadom budynków i zaglądamy w okna. Bornholmczycy nie tylko nie mają w nich zasłon czy firanek, ale lubują się również w wystawianiu wszelakich, jak my to określamy, „dzińdzibołów”. Czasem są to butelki lub kieliszki czy inne szklane bibeloty, czasem jakaś ceramika. Spotkać można różnej maści figurki, świeczniki, doniczki i wiele, wiele innych przedmiotów, które lokatorzy pragną pokazać szerszej publiczności lub może tylko zapełnić pustą przestrzeń pomiędzy futrynami. Czasem wygląda to gustownie. Przeważnie strasznie kiczowato...

Ratusz miejsci i sklep Netto

...jak wszystkie bornholmskie miasta...

...niemal wymarłe...

Typowa stołeczna uliczka

w...

...i...

...n...

...d...

...o...

...w...

...s...

...2011
AKAPITJeżeli już zeszliśmy na temat przyozdabiania domów, to trzeba wspomnieć o tabliczkach z numerami, a często również z nazwiskami lokatorów. W przeciwieństwie do Polaków, za pomocą koszmarka prawnego, jakim jest ustawa o ochronie danych osobowych, opętańczo strzegących swojej prywatności, Bornholmczycy nie wstydzą się swoich nazwisk i często umieszczają je na swoich domach. A że Bornholm znany jest z wytwarzania ceramiki, toteż często tabliczki te są właśnie ceramiczne i do tego pięknie zdobione. Mało tego. Zdarzyło nam się kilka razy obok nazwiska właściciela posesji znaleźć również jego zdjęcie. Nawet zwykłe tabliczki z numerami domów zasługują na uwagę. Zdarzają się również ceramiczne elementy wkomponowane w elewację wyłącznie ze względów estetycznych.




AKAPITPrzed domami zaś można spotkać kwiatki wystawione w doniczce, wiadrze lub nawet starych gumowcach, gipsowe figurki albo nawet i kamień o tyle niezwykły, że pomalowany lub mający ciekawy kształt. Może to być również ręcznie zdobiona budka dla ptaków.

Erichsens Gaard
AKAPITTak sobie obserwując, z wolna przemierzamy Rønne. Wchodzimy w uliczkę o nazwie Laksegade, gdzie znajduje się jeden z najlepiej zachowanych domów mieszczańskich w Danii – Erichsens Gaard. Przez okna obserwujemy jego wystrój. Przez okna, bowiem znajdujące się tu muzeum jest już oczywiście od 2 godzin zamknięte. Według przewodnika budynek ma tonąć w malwach. Jesteśmy chyba za wcześnie, bo malwy jakieś takie niewyrośnięte są. Ku naszemu zdziwieniu w pewnej chwili drzwi się otwierają, a z domu wychodzą dwie panie, skrzętnie go zamykają po czym jedna piechotą, a druga skuterem udają się zapewne tym razem do swoich domów. A więc prawdopodobnie są to pracownice muzeum. Od razu w naszych głowach rodzi się podejrzliwość. Dwie godziny po "godzinach urzędowania"? No tak, pewnie urządziły sobie imprezę. I to tak w środku tygodnia? Albo mężowie w domu żyć nie dają, więc panie po pracy zostały na plotkach.

...jakieś takie niewyrośnięte...

...obserwujemy jego wystrój...

...drzwi się otwierają...
AKAPITIdziemy kolejnymi brukowanymi uliczkami, zaglądamy w okna, w wąskie przejścia i na podwórka. Wracamy na ulicę Toldbodgade, na której już byliśmy. To tu stał czarny Citroen. Tym razem z pomocą przewodnika odnajdujemy dom z numerem 1. To prawdopodobnie najstarszy dom w mieście. Został postawiony w 1684 roku, a jedne z jego drzwi według niesprawdzalnych informacji pochodzą z zamku Hammershus. Prawdopodobnie najstarszy, bowiem o palmę pierwszeństwa walczy z nim Lybækkerlænge – dom stojący na ulicy Grønnegade. Niejasności wynikają z faktu, iż w bogatych miejskich archiwach z XVII wieku nie zachowały się wzmianki o tym obiekcie. Nazwa sugerowałaby związek z XVI w. kiedy to wyspą władali hanzeaci z Lubeki, ale pojawiła się ona dopiero w dokumentach z około roku 1900.

...wąskie...

...przejścia...

...podwórka...

Ulica Toldbodgade

Dom nr 1. Środkowe drzwi mogą pochodzić z zamku Hammershus

Lybækkerlænge

Jedna z uliczek

W dali kościół św Mikołaja
AKAPITNiedaleko znajduje się kościół św Mikołaja, dzięki wysokiej wieży doskonale widoczny z daleka i stanowiący charakterystyczny punkt orientacyjny. Podobnie zresztą jak smukła, biała latarnia morska.

...doskonale widoczny z daleka...

...smukła, biała...
AKAPITChodząc krętymi zaułkami, cały czas posiłkując sie przewodnikiem Marcina Jakubowskiego, natykamy się na najmniejszy dom w mieście. Według przewodnika ma jedno okno i drzwi ze schodkami, tymczasem ja zauważam co najmniej 3 okienka. Ale fakt, dom wielki nie jest, do tego ma kształt klina zwężającego się ku tyłowi. na dodatek na jego froncie wisi nieproporcjonalnie wielka lataria No i te kolory niemal klasyczne dla wyspy - intensywny, ciemny róż elewacji i niebieskie drzwi. Do wypełnienia wzorca brakuje tylko niebieskich ram okiennych. Prawie po sąsiedzku stoi dom bez narożnika. Przedziwna ta konstrukcja zbudowana została pod kątem do osi ulicy i aby nie utrudniać przejazdu wozom konnym  pozbawiono  ją  właśnie  jednego,  najbardziej  wystającego  na  jezdnię  narożnika. Dalej  idziemy  na

...posiłkując sie przewodnikiem...

...najmniejszy dom w mieście...

...dom bez narożnika...
Søndergade. Tu znajduje się niewielki, ceglany budynek wzniesiony z cegieł pochodzących z zamku Hammershus. Tu znajdował się południowy wjazd do miasta, a budynek pełnił funkcję wartowni i aresztu. Docieramy także do Rønne Theater. Jest to najstarsza prowincjonalna scena  Danii.  Spacer  kończymy  idąc  kompletnie  wyludnionymi  ulicami.  Przestało  nas  to  już  dziwić.  Na  zakończenie

...wzniesiony z cegieł pochodzących z zamku...

...najstarsza prowincjonalna scena Danii...
spotykamy jeszcze lokalnego przedstawiciela zwierząt futrzastych. I to dosłownie. Zauważyliśmy już wcześniej, że bornholmskie koty są naprawdę obficie obdarzone przez naturę futrem. I w ogóle wyglądają jak kłębki sierści. Spotkany przez nas zwierzak najpierw czai się zza muru ale potem nabiera śmiałości i  ochoty  na  zabawę,  łasi  się  do  Basi  i  głaskany  mruczy  z  zadowoleniem.  Jest  to  spotkanie  o  tyle

...kompletnie wyludnionymi ulicami...
sympatyczne co prorocze. Po powrocie na kemping obok naszego namiotu zastajemy niezły bałagan. Porozwlekane śmieci, porozrywana na strzępy reklamówka i tym podobne rekwizyty świadczące o... no właśnie o czym? O naszej niefrasobliwości. Zostawiliśmy masło zawinięte w reklamówkę w przedsionku namiotu. Coś przyszło i się poczęstowało. Skończyło się na śmiechu, bo na szczęście masło właśnie kupiliśmy i będziemy mieli co zjeść na kolację oraz śniadanie. A`propos kolacji: przygotowujemy ją w świetlicy oglądając jakiś duńskojęzyczny program w telewizji. Jak miło jest nie rozumieć ani słowa z przekazywanych informacji...
następny dzień...