Wstęp

Strona główna

dzień1 dzień2 dzień3 dzień4 dzień5 dzień6 dzień7 dzień8 dzień9 dzień10

...poprzedni dzień
Dzień 7, 7 maja 2008 r. trasa na mapie
AKAPITNa kolejny dzień wyprawy mamy kolejny ambitny plan oraz wątpliwości co do możliwości jego zrealizowania. Niestety tak to już będzie w czasie tej wyprawy. Ostra i śnieżna zima spowodowała spore opóźnienia w przyrodzie, a co za tym idzie w terminach udostępniania niektórych atrakcji. Cóż koniec maja byłby pewnie lepszy...
AKAPIT Ale do rzeczy: Po śniadaniu zbieramy się szybko i sprawnie i idziemy do sąsiedniej miejscowości Obertraun. Pogoda jest słoneczna, a góry właśnie otrząsają się z pozostałości porannych mgieł i wczorajszych chmur, zapowiada się więc przyjemny spacerek. Będziemy co prawda iść wzdłuż drogi, ale na szczęście nie jest ona przesadnie ruchliwa.

Ranek na kempingu

W tle Solna Góra

Hocher Sarstein - 1975 m n.p.m.
AKAPIT Po pokonaniu 5 km odcinka mamy zamiar skorzystać z kolejki gondolowej na Krippenstein. Niestety z tego co wiemy czynny jest tylko pierwszy odcinek, więc bierzemy pod uwagę konieczność wspinaczki na grzbiet płaskowyżu ze stacji pośredniej zu Fuß czyli pieszo. Nad urwiskiem Krippenstein jest zainstalowana dość nietypowa platforma widokowa składająca się z pięciu kładek, niczym pięciu palców ręki, unoszących się nad przepaścią. Idziemy wzdłuż jeziora, mogąc obserwować Hallstatt z coraz to innej perspektywy. Właściwie z każdej wygląda równie urokliwie. Widzimy również górujący w oddali szczyt Plassen (1953 m). Po nieco ponad godzinnym marszu dochodzimy do dolnej stacji kolejki.

Z tyłu wyłania się ośnieżony...

...Plassen

Stacja kolejowa Hallstatt na drugim brzegu


Kolejka na Salzberg - Solną Górę

Stacja kolei linowej w Obertraun
AKAPIT Pusto tu i cicho, ale sama kolejka jest czynna. Tzn. czynny jest, tak jak przypuszczaliśmy, pierwszy odcinek. Bulimy więc 14,40 euro od osoby i błyskawicznie wjeżdżamy na górę.

Jedziemy do góry

Biały Plassen i jez. Halsztackie w oddali...

...z wyższej perspektywy widoczne są lepiej
AKAPITWysiadamy z kolejki i rozglądamy się niepewnie. Ze stacji prowadzi wygodna asfaltowa ścieżka do góry. Kierunek zgadza nam się średnio, ale postanawiamy z ciekawości nią pójść. Jak się po kilkunastu minutach okazuje prowadzi ona wyłącznie do Wielkiej Jaskini Lodowej (Rieseneishöle). Ponieważ po odwiedzinach jaskini w Werfen nie mamy już takiego parcia na jej zwiedzenie, decydujemy się więc wracać do stacji. Po drodze robimy jednak przystanek na drugie śniadanie. Zaraz po nim nagle orientuję się, że  nie  mam  polaru,  który  był

Ścieżka do jaskini

W siodełku widoczna stacja pośrednia na Krippenstein
wcześniej przytroczony do plecaka. Na szczęście w kieszeniach nie było nic ważnego, ale bluzy szkoda. Robię więc drugie podejście do końca ścieżki. Niestety zguby nie znajduję. Jestem pewny, że wywiozłem ją na górę, a kradzież wykluczam z powodu braku ludzi oraz przede wszystkim tego, że znajdujemy się w Austrii, kraju w którym za każdym załomem nie czyhają amatorzy łatwego zarobku. Mam nadzieję że jak szybko znikła, tak szybko znowu się pojawi. I faktycznie znajduje się. Gapa jestem! Gdy po wyjściu ze stacji na chwilę przysiedliśmy na ławce, odpiąłem ją od plecaka, bo po coś do niego sięgałem. No i została na ławce zapomniana...
AKAPITPrzy stacji rozglądamy się za szlakiem, który wyprowadziłby nas na szczyt płaskowyżu. Powinien wieść obok drugiej z tutejszych jaskiń – Jaskini Mamuciej. A ścieżka do niej prowadząca jest wyraźnie zamknięta. Prawdopodobnie zima i tu nie zdążyła jeszcze spakować wszystkich bagaży i utknęła gdzieniegdzie w żlebach pod postacią śnieżnych zapór. Szkoda nam tak miło rozpoczętego dnia, szkoda kasy bezsensownie wydanej (nie pierwszy zresztą raz podczas tego wyjazdu) na wjazd kolejką i szkoda, że znów nie uda nam się wyjść nigdzie wyżej. No ale co robić. Nie mamy tu czego szukać ani na co czekać. Pakujemy się więc do wagonika powrotnego i z żalem zjeżdżamy na dół. Wracamy z wolna do Hallstatt znów idąc wzdłuż jeziora. Po drodze oglądamy ładne alpejskie domostwa i urzędujące obok nich zwierzątka.

Alpejski dom



Inny alpejski dom

W formie mniej alpejski, ale też ładny
AKAPITGdy tak sobie idziemy zastanawiając się jaką formę architektoniczną powinien mieć optymalny dom (w domyśle nasz własny dom, którego pewnie i tak mieć nie będziemy), nagle z tyłu słyszymy odgłos silnika. Dźwięk jest na tyle nietypowy, że przez moją głowę przebiega myśl czy to nie zbłąkany samolot, którego pilot wybrał tę łąkę na pole do lądowania. Na szczęście wszystko się wyjaśnia, gdy obok nas pojawia się... kosiarka do trawy. Nie jest to jednak zwykła kosiarka. To kosiarka klasy lux. Taki   kosiarkowy  Maybach  rzec  by  można.
Nie dość, że ma komfortową kabinę, to jeszcze sam odkurza to, co skosi.
AKAPITNa sporej łące nad wodą robimy postój i zjadamy kanapki. Po co je mamy nosić skoro i tak wracamy. Przed oczami po drugiej stronie jeziora widzimy Hallstatt. Również po przeciwnej stronie (ale z perspektywy miasta to też jest „druga” strona - wszystko przez to, że jezioro ma dość nieregularny kształt) widzimy stację kolejową Hallstatt. Kiedyś była to jedyna droga jaką można było dostać się do miasta. Z przystani obok stacji regularnie kursował niewielki parowiec przewożący pasażerów do miasta. Z tej perspektywy miasto i stacyjka prezentują się równie ładnie. Po jeziorze pływają wędkarskie łódki o dość charakterystycznym kształcie przypominającym coś w rodzaju wąskiego kanciastego czółna lub pojedynczy segment pienińskiej tratwy z wysoko uniesionym dziobem. 

Superkosiarka


Stacja kolejowa Hallstatt

Plassen przegląda sie w jeziorze

Fragment miasta

Hallstatt fragment miasta

Widok na jezioro w kierunku Bad Ischl

Wędkarska łódka

Hocher Sarstein - 1975 m n.p.m.
AKAPITPo powrocie w obozowisku zostawiamy tylko plecaki i idziemy do centrum. Słonko ładnie przyświeca, ale mimo iż jest dopiero koło drugiej po południu, zaraz schowa się za wysokimi grzbietami otaczających miasto gór. Przez następnych kilkadziesiąt minut włóczymy się po cichych i wąskich zaułkach. Na pocieszenie po nieudanej wycieczce kupujemy sobie maleńki talerzyk z widoczkiem miasta. Do jedzenia na nim raczej się nie nadaje, chyba że dla niechcianych gości. Za mały jest. Lepiej będzie go jednak powiesić na ścianie.

Widok na jezioro w kierunku Obertraun


Ciągle jestem pod wrażeniem tych drzew

Mamy pamiątkę

Przyjeżdżają tu i tacy turyści





Wystające z wody kolorowe kształty to zapewne forma rzeźby, ale ja się nie znam ;-)

Kolejne halsztackie czółno
AKAPITGdy idziemy nadbrzeżną uliczką zauważamy nietypowy znak drogowy. W budynku po jednej stronie uliczki znajduje się restauracja natomiast po drugiej ogródek ze stolikami. Znak nazwałbym „Uwaga kelner!”
AKAPITOdwiedzamy tutejszy nietypowy cmentarzyk. Maleńkie nagrobki robią wrażenie, jakby pochowano tu same dzieci. Tymczasem to efekt pionowego chowania trumien. A ten nietypowy sposób pochówku wymuszony jest z kolei bardzo ograniczoną ilością miejsca.


Wąskie...

...zaułki


Cmentarzyk

Wejście do kościoła farnego
AKAPITSpacerując spotykamy rudego kota. Jest przyjacielski i łaskawie pozwala się pogłaskać. Gdzieniegdzie widzimy specjalne kładki dla tych zwierzaków mające im pomóc w wejściu do domu. Na drzwiach wejściowych jednego z domów wisi natomiast tabliczka ostrzegającą o ich tutaj obecności. No cóż, spotkany wcześniej rudzielec chyba tu nie mieszka...

Bieżąca woda

Zawsze widoczna wieża to wieża kościoła ewangelickiego

Przymilasty rudzielec

Kładka dla kotów, a budka dla ptaków

"Uwaga! Kot bojowy w domu!"

Wodospad - jedno ze żródeł wszechobecnej wilgoci








AKAPITWracamy na kemping. Robimy obiadokolację i zastanawiamy się co dalej. Co dalej dziś i co dalej w ogóle. Śnieg torpeduje wszystkie nasze plany. Mieliśmy tu zostać jeszcze jeden dzień, a potem zakładaliśmy powrót do Karyntii i odwiedzenie górskiego jeziora zaporowego Malta. No, ale jeżeli ten śnieg... Po naradzie postanawiamy, że jutro spróbujemy zaatakować od drugiej strony. Postaramy się wejść na płaskowyż poprzez dolinę rzeki Waldbach i może uda nam się dojść w rejon schronisk Simonyhutte, albo przynajmniej Wiesberghaus. Późnym popołudniem idziemy na mały rekonesans. Chcemy się zorientować gdzie szukać szlaku i jak będzie  on  oznakowany.  Przy  tej  okazji

czynimy kolejne obserwacje. W Hallstatt jest szkoła. Podejrzewamy nawet, że jest to rodzaj wyższej szkoły plastycznej. Kręci się tu więc spora ilość młodych ludzi. Po drodze mijamy budynek, który prawdopodobnie służy jako akademik. Oczywiście obok jest doskonale wyposażony teren do uprawiania wszelakich sportów. Są boiska do nogi, koszykówki, a nawet wypełnione złotym piaseczkiem do gry w siatkówkę plażową. Naszą uwagę zwraca jednak co innego. Otóż młodzi ludzie mijani na ulicy zawsze nas pozdrawiają. Zwykle jest to „Grűss Gott” lub jego pochodna. Nie tylko zresztą młodzi ludzie. Właściwie niemal każdy mijany po drodze uśmiecha się i rzuca pozdrowienie. Dla nas jest to zjawisko. Choć nie powiem – całkiem miłe.
AKAPITIdziemy więc w głąb doliny asfaltową drogą. Napotykamy na żółte tabliczki z których wynika, że szlak jest oznakowany, a wędrówka powinna nam zająć około 5-6 godzin. Idziemy jeszcze jakiś czas przed siebie. Mimo że pora jest jeszcze w miarę wczesna, a niebo niebieskie, słońca już dawno nie widać. Droga zaczyna się wspinać trawersując strome zbocze. Po lewej stronie na stromiźnie wśród drzew widzimy ogromne głazy i nie są to zwykłe skałki wystające z ziemi. Po  prostu  oderwały  się  od  ogromnej  skalnej  ściany  powyżej,
spadły, stoczyły stromym zboczem, skosiły po drodze kilka drzew i zatrzymały zmęczone tą wędrówką. Wyglądają dość niesamowicie wśród wysokich świerków. Jak gnomy albo trolle zaklęte w ogromne kamienie. Oczywiście ich wędrówka miała miejsce wiele lat temu, a może nawet wiele ich tysięcy. Głazy pokryte są mchem, a rosnące wokół drzewa nie noszą śladów obrażeń. Niemniej jednak to skalne rumowisko w starym lesie przy zapadającym wczesnym zmierzchu robi dość niesamowite wrażenie.


AKAPITWracamy do obozowiska i przygotowujemy się psychicznie na jutrzejszy wielogodzinny marsz w górę.
następny dzień...