|
Dzień
4, 16 lipca 2013 r. |
|
Zatoka Moskenesvågen od wschodu |
|
AKAPITPoranek
jest bardzo
zbliżony do wczorajszego. Budzi nas deszcz szeleszczący o
namiot. Spoglądamy na siebie z rezygnacją, ale i bez zdziwienia, bo
wypogodzić się miało dopiero koło południa. Na szczęście jeszcze nic
nam nie przemokło, kałuża obok nie wygląda dziś groźnie, a plecaki mamy
schowane w suchej kuchni. Jemy śniadanie, wymieniając uwagi z poznaną
wczoraj hiszpańsko-niemiecką parą. Od wczoraj już przeschli i snują
kolejne plany. Do rozmowy
dołącza się Belg, jak się dowiadujemy na co
dzień kierowca ciężarówki, a w wolnych chwilach
podróżnik. Mężczyzna w wieku około 50 lat był już
w kilkudziesięciu krajach całego świata, zna kilka języków
między innymi afrykanerski – język, którym
porozumiewają się biali mieszkańcy krajów południowej
Afryki. W czasie podróży po Norwegii był oczywiście na
Nordkappie. Jego wrażenia z tego miejsca były podobne do tych
opisywanych przez spotkanych wcześniej Polaków. Nordkapp
jest przereklamowany i do granic skomercjalizowany. Naszemu
rozmówcy marzyło się zobaczenie słońca przesuwającego się o
północy ponad horyzontem. Mimo iż przez dwa dni niebo było
niemal bez przerwy zachmurzone, a deszcz przestawał padać tylko
chwilami, to drugiego dnia szczęście się do niego uśmiechnęło i właśnie
przed północą wypogodziło się na około 3 godziny. Marzenie
się spełniło.
AKAPIT
Wszyscy narzekamy na norweskie ceny. Nawet dla Niemca są one bardzo
wysokie. Belg również zastanawia się czy z samochodem wracać
ma na kołach, czy raczej płynąć promem.
AKAPIT
Na miłych pogawędkach czas mija nam niepostrzeżenie, niepostrzeżenie
również poprawia się pogoda. Chmury w końcu przegnane
ustępują miejsca błękitowi. Gotowość do wymarszu osiągamy w kilkanaście
minut i około 11:30 wyruszamy. Tak późne wyjście w polskich
warunkach skończyłoby się co najmniej powrotem po ciemku. Tutaj nam to
nie grozi. Dopiero teraz
widzimy, jak pięknie wyglądają otaczające nas
góry. Niedostępne turnie z jednej strony kształtem
przypominają nasze Tatry, z drugiej jednak są bardzo wysoko porośnięte
roślinnością przez co nabierają zielonego odcienia. To sprawa
tutejszego łagodnego klimatu i wysokości nad poziomem morza sięgających
skali raczej beskidzkiej. Zaczyna mi się tu podobać. Nawet wodospad nad
jeziorem Sørvågvatnet wygląda dziś mniej posępnie.
|
Zatoka Moskenesvågen od zachodu |
|
Za nami pyszni się Tindstinden
|
|
...wygląda
dziś mniej posępnie
|
|
AKAPITRozpoczynamy
wędrówkę
szlakiem. Według posiadanych informacji powinien być oznakowany
czerwonymi literami „T” i kopczykami kamieni. By co
chwila nie wracać do tego tematu, powiem tylko, że oznaczeń literowych
na całej długości szlaku znaleźliśmy zaledwie kilka. Nieco lepiej
wyglądała sprawa kamiennych kopczyków, choć odcinek do
Munkebu jest bardzo popularny i przy dobrej pogodzie i tak wystarczy
kierować
się położeniem innych turystów. (Uwaga, informacja dla
potencjalnych naśladowców – szlak w sieci jest
opisany jako średnio trudny,
znakowany; długość z
Sørvågen to około 6 km w jedną stronę; czas
potrzebny na dojście do schronu Munkebu to ok. 2,5 – 3
godziny. Od siebie dodam, że miejscami szlak jest podmokły, a w jednym
miejscu zamontowane są łańcuchowe poręcze umożliwiające wejście na
stromą skalną płytę. W warunkach ograniczonej widoczności szlak może
być niebezpieczny, bo na gołych skałach ścieżek nie widać i łatwo
stracić orientację, a w wyższych partiach trasy dookoła szczerzą zęby
przepaście. [przypis autora])
AKAPIT
Rozpoczynamy wędrówkę przez granitowe mutony tu i
ówdzie porośnięte niską roślinnością. Staramy się wybrać
jedną z licznych ścieżek czy może śladów wydeptanych
podeszwami poprzedników na różowawych skałach.
Wszystkie zasadniczo prowadza w pożądanym |
Początek oznakowania nie wygląda obiecująco
|
|
przez
nas kierunku, jednak my szukamy
tej najwygodniejszej. I przede
wszystkim najbardziej suchej. Cienka
warstwa gleby jeżeli już tu jest, to przeważnie mocno nasiąknięta wodą.
Spływa ona z gór wieloma strumieniami, strumyczkami i
strużkami. Wyżej, dla nas jeszcze niewidoczne, znajdują się liczne
jeziora, jeziorka i stawy, ale woda wydaje się tu po prostu wypływać z
pod
każdego niemal kamienia. Wokoło widzimy też wiele mniejszych i
większych
wodospadów.
|
Wodospady Studalselva, nad nimi góra Støvla
|
|
...zauważamy
czarną kudłatą kulkę...
|
|
AKAPITW
pewnej chwili zauważamy czarną kudłatą kulkę, której widok
coś nam przypomina. To trzymiesięczny szczeniak psa rasy Flat coated retriever.
Dorosły osobnik tej rasy pełni u
nas w domu rolę ogromnej przytulanki i
wyrozumiałego dogoterapeuty. Kilka kolejnych minut upływa nam na
rozmowie z właścicielką i czochraniu malucha, który wydaje
się bardzo zadowolony z zawartej właśnie znajomości. Podrapani i
pogryzieni ostrymi pazurkami i ząbkami idziemy teraz wzdłuż jeziora
Studalsvatnet. |
...wydaje
się bardzo zadowolony... |
|
...idziemy
teraz wzdłuż jeziora Studalsvatnet |
|
AKAPITZ
pewnym zdziwieniem dostrzegamy na przeciwległym brzegu niewielki domek.
Podobnych miniemy po drodze jeszcze kilka. Wielkością odpowiadają
działkowym altankom, choć przewyższają je zdecydowanie urodą. By
podejść do niecki, jeziora Tridalsvatnet musimy pokonać stromy odcinek.
Szlak jest tu zabezpieczony łańcuchowymi poręczami. Pomagają nam szybko
i sprawnie pokonać pochyłą
granitową skałę. Trasa nie jest zatłoczona,
ale cały czas w zasięgu wzroku znajdujemy osoby podążające w tym samym
kierunku. Im wyżej się wspinamy, tym piękniejsze widoki odsłaniają się
przed nami. |
...na
przeciwległym brzegu niewielki domek
|
|
Urwiska Støvla |
|
...zabezpieczony
łańcuchowymi poręczami
|
|
|
Piknie!
|
|
Jeden z nielicznych na trasie znaków
|
|
AKAPITMijamy
ogromne skalne płyty, na których spływająca z
góry woda tworzy malownicze pasiaste zacieki, niewielkie
stawki, w których przegląda się błękitne niebo, a wszystko
to ubarwia blask wiszącego
stosunkowo nisko na nieboskłonie słońca. Są
tu jednak i miejsca, których nie polecałbym osobom z lękiem
wysokości. Zdarzają się pionowe skalne urwiska i wydawałoby się
niegroźne trawiaste płaszczyzny, za krawędzią których czają
się kilkusetmetrowe przepaści. |
...malownicze
pasiaste zacieki...
|
|
Stamtąd przyszliśmy |
|
|
AKAPITW
końcu osiągamy płaski wierzchołek Djupjfordheja (510 m n.p.m.),
którego kulminacja zaznaczona jest kamiennym kopcem. Nazwa
oznacza „wrzosowisko nad głębokim fiordem” i jest o
tyle uzasadniona, że faktycznie widać stąd wcinającą się w ląd zatokę,
a o jej 123 metrowej głębokości mogą świadczyć nurzające
się w falach
stromo nachylone ściany. Zatoka ta jak łatwo się domyślić nosi nazwę
Djupfjorden i jest fiordem, nad którego
wąskim ujściowym przesmykiem |
Za mną Djupfjorden, z prawej Merraflestinden
|
|
Djupfjorden
|
|
rozpina swoje przęsła most
Djupfjordbrua. Patrząc w przeciwnym kierunku widzimy najwyższy szczyt
wyspy, czyli Hermannsdalstinden (1029 m n.p.m.) Widzimy jedynie w
wyobraźni, bowiem góra konsekwentnie i szczelnie otula się
chmurami, jakby wstydziła się za fatalną pogodę, którą do
tej pory gościły nas Lofoty. Wstyd musi być na prawdę wielki, bo
Hermannsdalstinden nie ukaże się nam ani tego, ani żadnego
innego dnia. Jeżeli
wysilić wzrok, to
pośród kolorowych skał
można już dostrzec
ciemnoczerwoną kropkę schronu
Munkebu. |
...płaski
wierzchołek Djupjfordheja...
|
|
...aznaczony
kamiennym kopcem...
|
|
...pośród
kolorowych skał...
|
|
...można dostrzec ciemnoczerwoną
kropkę... |
|
...schronu
Munkebu |
|
Dojście
do niego zajmuje nam jeszcze około pół
godziny. Schron jest położony wręcz bajkowo nad niewielkim stawem,
który stanowi źródło doskonałej wody pitnej.
Widok z tarasu jest tak piękny, że bez długiego namawiania
mógłbym tu pełnić rolę
stałego rezydenta lub chociażby
stróża. I to nawet za darmo. Po drugiej stronie jeziorka z
trudem dostrzegamy ukryty wśród skał niewielki namiot. To na
pewno jest tańsza opcja noclegu, a widoki są niemniej fascynujące. |
AKAPITRozkładamy
się na tarasie i jemy kanapkowy obiad. Po chwili nadchodzi kilkuosobowa
grupka. Słyszymy polską mowę, więc zagadujemy. Młodzi ludzie są na
Lofotach od tygodnia i od tygodnia leje. Dziś jest ich pierwszy dzień
ładnej pogody. Byli oczywiście na Nordkapp. Nic
szczególnego,
zwłaszcza przy pogodzie jaka była, a była fatalna. Zwiedzili
także Muzeum Wikingów Lofotr w miejscowości |
...ukryty
wśród skał niewielki namiot... |
|
|
Żuraw zapuszczony przez okno schroniska
|
|
Berg,
gdzie znajduje się między innymi 83 metrowej długości najdłuższy na
świecie wikiński dom. Został on odbudowany od podstaw w miejscu
znalezienia jego pozostałości. Wejście do muzeum nie jest najtańsze
(160 koron za osobę dorosłą), jednak nasi rozmówcy są w
Norwegii goszczeni przez rodzinę, i ta pokrywa wszelkie koszty ich
pobytu. Farciarze... Pytani
skąd teraz idą odpowiadają, że z Munkena i
wskazują wąską i niewyraźną ścieżkę wspinającą się zboczem ku
rozciągającej się po wschodniej stronie schroniska grani. My w
pierwotnych planach rozważaliśmy wejście na Hermannsdalstinden, ale
skoro tak skutecznie nas zniechęca, rozwieszając wokół
siebie mgielne zasłony, to napraszać się nie będziemy. Zresztą to byłby
kaaawał drogi, a przecież musimy jeszcze wrócić. (Uwaga! Dla chętnych na
sprawdzenie się na tym szlaku: na stronie ut.no droga jest opisana jako
wymagająca; długość to ok. 4 km w jedną stronę ze schronu na szczyt;
brak jest określenia czasu niezbędnego na jej pokonanie;
najprawdopodobniej nie jest oznakowana, choć podejrzewam, że ścieżka
jest w miarę wyraźna, bo to popularny szlak; finalne podejście wygląda
na mocno strome [przypis autora]).
AKAPITZauważamy
kolejną prawidłowość: tu jest
bardzo mało
oznakowanych
szlaków. Za to na
niemal każdy szczyt sprawiający
|
wrażenie
dostępnego prowadzi choćby wąska ścieżynka. Zazwyczaj ciężko ją
wypatrzyć, bo jest ukryta wśród krzewinek jagód,
traw lub krzaków. I jeszcze jedno, te ścieżki nie znają
zakosów. Najczęściej droga biegnie na wprost w kierunku
szczytu czy przełęczy. W miejscach szczególnie stromych lub
trudnych z powodu np. zalegających głazów albo mokradeł
często rozwidla się na wiele
odnóg, ale generalnie prowadzi
najkrótszą drogą. Mam wrażenie, że nikt tu nie zajmuje się
wytyczaniem szlaków,
a jedynie z rzadka znakowane są te
bardzo popularne i wcześniej wydeptane przez turystów.
Ponieważ Hermann pokazał nam figę, decydujemy się wejść na
Munken (797
m n.p.m.). Podejście |
Schron
jest położony wręcz bajkowo nad niewielkim stawem... |
|
Nad schroniskiem
|
|
Za nami Gylttinden i Merraflestinden
|
|
Lokalna jagoda - malina moroszka
|
|
Jezioro Tennesvattet, w centrum kadru schowany w chmurze
Hermannsdalstinden |
|
jest
strome, ale technicznie
łatwe i pozbawione
miejsc eksponowanych. Nie
spieszymy się, robimy po drodze kilka
fotostopów, przez co wejście na jeden z
wierzchołków zajmuje
nam nieco ponad godzinę. Po drodze
wyprzedza nas kilkuosobowa grupa. Mają takie tempo, że nawet nie
próbujemy ich gonić. Kulminacja Munkena to właściwie trzy
nieodległe od siebie wierzchołki o zupełnie jednak
różnym charakterze. Pierwszy, na którym
postanawiamy zostać to rozległe kamieniste wypłaszcnie
z dziesiątkami ustawionych |
|
Kamienna "kanapa" po drodze na szczyt
|
|
Czemu służy ta kamienna kula, nie wiem do dziś
|
|
ręką człowieka kamiennych
piramidek. Oddzielony niewielką przełączką znajduje się szczyt drugi,
nieco wyższy, bardziej przypominający wąską, kamienistą grań, a
ostatni, najwyższy, to otoczony zewsząd przepaściami i broniący do
siebie dostępu skalny ząb rekina. |
Na jednym ze szczytów Munkena
|
|
A w sąsiedztwie dwa pozostałe
|
|
Widiok w kierunku Sørvågen
|
|
AKAPITGdy
dobijamy do szczytu, chmury cały czas zahaczają o nasze głowy, to
zasłaniając nam niemal całkowicie widok, to ukazując fragmenty
rozciągających
się w dali krajobrazów. Widzimy piękne lazurowe wody
Vestfjorden, którymi archipelag oddzielony jest od stałego
lądu. Widzimy Djupfjorden
i most Djupfjordbrua. Widzimy także
Kjerkfjorden i rozłożoną na jego brzegu maleńką osadę Rostad.
Bunesfjorden zasłania się czym może i w efekcie dostrzegamy tylko jego
niewielki fragment. Z
wszystkimi tymi fiordami mamy
jeszcze |
...chmury
zahaczają o nasze głowy...
|
|
...to
zasłaniając nam widok... |
|
...to
ukazując fragmenty krajobrazów... |
|
Widok z Munken w kierunku Kjerkfjorden i Bunesfjorden. Od lewej
Tennestinden, Veinestinden i przysłonięty strzępem chmury
Navaren
|
|
Bunesfjorden
zasłania się czym może... |
|
Osada
Rostad nad Kjerkfjorden |
|
Navaren
|
|
W oddali Djupfjorden, po prawej najwyższy szczyt Munken
|
|
zamiar
nawiązać bliższy kontakt. Można
powiedzieć – będą nam jadły z
ręki. Przynajmniej takie są plany. Przesuwające się szybko chmury
momentami odsłaniają bliższe i dalsze łańcuchy gór.
Właściwie całe Lofoty to jeden wielki górski masyw. Tylko
Hermann jest konsekwentny i jego wierzchołek pozostaje w ciągłym
ukryciu.
AKAPITTemperatura
na szczycie jest sporo niższa, do tego wieje wiatr. Nie
jest bardzo silny, ale odczuwalny. To znacząco wpływa na naszą decyzje
o zejściu. Droga w dół zajmuje nam zdecydowanie mniej czasu
niż podejście. Już po około
pół godzinie jesteśmy przy
Munkebu. Uzupełniamy zapas wody i ruszamy w drogę
powrotną. Chwilę później
jesteśmy na |
Widok w kierunku Sørvågen |
|
Jeziora Tennesvatnet i powyżej Krokvatnet
|
|
Zdrówko! |
|
Jezioro Krokvatnet
|
|
Jest czas i na śnieżki i na narty ;-)
|
|
Djupfjordheia.
Będąc
w tym miejscu uprzednio, zauważyliśmy ścieżkę, która dawała
nadzieję na alternatywną drogę powrotu. Mieliśmy tylko wątpliwości
dokąd prowadzi. No i jak wygląda za grzbietem, na końcu
którego niknie z oczu? Z obecnej perspektywy jest
zachęcająca. Wiedzie trawersem
przez zielone trawiaste zbocze
Merraflestinden, a następnie wzdłuż płaskiego i szerokiego grzbietu
Kjølen, jakby żywcem wyjętego z bieszczadzkich połonin. |
|
|
"Deszcze niespokojne
zmyły farbę z nas..."
|
|
W podjęciu decyzji, by
pójść tą właśnie trasą pomógł nam uprzedni widok
maszerujących tamtędy turystów, wśród
których zauważyliśmy również mocno starszą panią.
Zamiast więc schodzić od razu w dolinę, wybieramy kolejne podejście. Na
szczęście jest zupełnie łagodne i już po chwili znajdujemy się na
szerokim grzbiecie porośniętym w całości polami jagodowymi. Po
wschodniej stronie, niczym
orzeł z rozpostartymi nad gniazdem
skrzydłami przysiadł Gylttinden. Przez chwilę obserwujemy jak
urzeczeni grę świateł na skalistych masywach, jeziorach, a przede
wszystkim na niebie, po którym cały czas przesuwają się
złowieszczo ciemne chmury. |
...w
tym miejscu zauważyliśmy ścieżkę...
|
|
|
|
...niczym
orzeł z rozpostartymi nad gniazdem skrzydłami przysiadł Gylttinden
|
|
...wzdłuż
płaskiego i szerokiego grzbietu...
|
|
Za nami został Merraflestinden
|
|
...obserwujemy
jak urzeczeni grę świateł... |
|
AKAPITGdy
docieramy do krawędzi grzbietu, do portu w Moskenes zbliża się
wieczorny prom. To oznacza, że nadchodzi godzina 21. Robi się
późno, ale słońce
cały czas wisi wysoko nad horyzontem. Całe
szczęście dla nas, bo przyjemności się kończą, a zaczyna się norweska
proza życia na szlaku. Błoto, kamienie, woda, jednym słowem
demotywatory. Zwłaszcza strome
zejście z przełęczy między Kjølen, a Kollfjellet w kierunku
jeziora Stuvdalsvatnet
dostarcza nam wielu
niezapomnianych |
Półwysep Glåpen w rejonie
Sørvågen |
|
...zbliża
się wieczorny prom
|
|
wrażeń.Około
22:30 wracamy na kemping. Tu spotykamy kolejnych
Polaków. Małżeństwo z na oko pięcioletnią córką
mieszka
w namiocie. Jesteśmy zmęczeni, ale przy szybkiej kolacji wymieniamy się
wrażeniami.
AKAPIT
To był piękny dzień, a wszystko wskazuje, że jutro również
tak powinno być przynajmniej do południa. Będziemy więc mieli co
najmniej kilka godzin na kolejną górską wycieczkę. A
jutrzejszy dzień z pewnych względów będzie dniem
szczególnym...
|
...jednym
słowem demotywatory
|
|
|
Wygląda znajomo...
|
|
|