|
Dzień 7, 13 maja 2011 r. |
|
Nie
wiem o której w końcu zasnąłem. Wiem jedno: kleszcze to
sk..., a ja jestem koszmarnie niewyspany. A miało być tak pięknie... Do
tego nad ranem pojawia się deszcz. Nie ma tego wiele, właściwie można
powiedzieć, że spada kilka kropel, ale niebo jest zachmurzone dość
poważnie. W dodatku wieje silny wiatr i jest zauważalnie chłodniej.
Wstaję później niż zwykle, gotuję wodę na płatki i jem
śniadanie. Zwijam namiot. Tropik jest mokry, mocuję go więc na zewnątrz
plecaka. Usiłuję wywróżyć z chmur, jaka będzie pogoda.
Wychodzi mi, że będzie deszcz. Chyba, że nie będzie padało. ;-)
Postanawiam więc, nie oglądając się na pogodę iść dalej. Ruszam kilka
minut po 9. Po chwili jestem na szlaku. Przechodzę obok niegdysiejszej
chatki studenckiej „Fata Sokoła”
Trwają jakieś
prace budowlane i nic nie wskazuje by ktoś oczekiwał tu gości. Idę
teraz dokładnie pod wiatr i momentami nie jest mi wcale gorąco. W lesie
za Zdowem napotykam na niedawne pogorzelisko. Poszycie paliło się tu na
całkiem sporej powierzchni. Czuć jeszcze zapach spalenizny. |
Ranek w obozie |
|
Pogorzelisko |
|
|
Zagadkowy mur |
|
Kilka
minut po 10 dochodzę do Bobolic. We wsi, po lewej stronie drogi
wybudowane jest częściowo tylko ukończone kamienne ogrodzenie. Niby
nic szczególnego, ale ciągnie się ono przez kilkaset
metrów choć domów na tym odcinku jest zaledwie
kilka. Czyżby aż tak dbano tu o jednolitość?
Niedługo później dochodzę do zamku i oczom nie wierzę.
Zamek, jak malowany. Żadna tam ruina. Słyszałem, że znalazł właścicieli
i jest rekonstruowany, ale to co widzę znacznie przekracza skalę moich
wyobrażeń.
|
Odrestaurowany zamek w Bobolicach |
|
Większa być nie mogła? |
|
Nieco
deprymuje mnie ogromna tablica zabraniająca wstępu z uwagi na trwające
prace budowlane, podchodzę więc tylko nieśmiało pod mury.
Aby mieć pojęcie o ogromie wykonanych tu prac
warto spoglądnąć na zdjęcie z przed lat.
Oto nieco historii:
Zamek w
Bobolicach zbudowany został w połowie XIV wieku z inicjatywy Kazimierza
Wielkiego jako kolejna warownia strzegąca południowej granicy Państwa
Polskiego. W roku 1370 z okazji swej koronacji Ludwik Andegaweński
nadał ją księciu Władysławowi Opolczykowi w zamian za popieranie jego
zamiarów dynastycznych,
|
Tak jeszcze niedawno wyglądał zamek
źródło: http://upload.wikimedia.org |
|
ten z kolei przekazał Bobolice w
ręce Węgra, Andrzeja Schoeny z Barlabas. Dzierżawcy twierdzy, spiskując
na boku z Zakonem Krzyżackim, okazali się nielojalni wobec polskiej
korony, co sprowokowało zrażonego Władysława Jagiełłę, który
w 1396 najechał ziemie Opolczyka i zbrojnie zagarnął zamek wraz z
okolicznymi włościami. Pod koniec XIV oraz w XV wieku zarządzali nim
m.in. Szafrańcowie, Trestkowie, Krezowie, a później
również Chodakowscy, Męcińscy i Myszkowscy. Nie zawsze
dziedziczenie zamku odbywało się łagodnie. Ciekawy przypadek miał tutaj
miejsce w roku 1427, po śmierci Anny, córki pierwszego
prywatnego właściciela Bobolic - Andrzeja Schoeny. Wówczas
to majątkiem podzielili się Stanisław Szafraniec z Młodziejowic herbu
Starykoń, syn Anny z pierwszego małżeństwa, oraz drugi jej małżonek -
Mściwój z Wierzchowiska herbu Lis wraz z dziećmi: Mściwojem,
Andrzejem, Dorotą, Anną, Elżbietą i Katarzyną. Obydwie strony
zobowiązały się podzielić zamkeczkiem po połowie, z czasem doszło
jednak do gorących sporów. |
|
Wewnątrz budowli własność obu
stron konfliktu wyznaczały jakieś zapory, które w 1441 syn
Mściwoja, Andrzej z Wierzchowiska - z pomocą trzydziestu szlachty oraz
setką pomocników mierniejszej kondycji - wyłamał, rabując
bydło i zboże z części przynależnej przyrodniemu bratu. Integralność
warowni przywrócona została cztery lata po tym przykrym
incydencie, kiedy podkomorzy krakowski Piotr Szafraniec wykupił od
Lisów z Wierzchowiska prawa do zamieszkanej przez nich
połowy i dóbr w najbliższym otoczeniu. Szybkie pozbycie się
przez Szafrańców zamku oraz częste w drugiej połowie XV
stuleciu zmiany właścicieli nie spowodowały już więcej
podziałów skalnej twierdzy. Początki jej upadku datuje się
na 1587 rok, w którym najechał i zdobył ją pretendent do
polskiego tronu Maksymilian Habsburg. O wiele gorzej z zamkiem obeszli
się żołnierze szwedzcy, zajmując go i paląc w roku 1657. Od tego czasu
następowała szybka degradacja królewskiego gmachu.
|
|
W roku 1683 jego stan był już
tak zły, że ciągnący ze swymi wojskami pod Wiedeń Jan III Sobieski
podczas postoju w Bobolicach wolał spędzić noc pod namiotem, niż
ryzykować nocleg w bardzo zniszczonym już budynku. W XVIII wieku
zrujnowany zamek kupili Męcińscy z zamiarem (jak się później
okazało niezrealizowanej) odbudowy. W 1882 ziemię, na której
stałe opuszczone już mury, w wyniku parcelacji otrzymała miejscowa
chłopska rodzina Baryłów. Ich spadkobiercy po długich
sporach sądowych w 1999 odsprzedali ruinę byłemu senatorowi RP
Jarosławowi Laseckiemu, który podjął się częściowej jej
rekonstrukcji.
[źródło:
www.zamkipolskie.com]
|
|
Przyzamkowa komercja |
|
Zamek
po rekonstrukcji ma być udostępniony do zwiedzania.
Równolegle na podzamczu budowane są obiekty turystyczne
– karczma oraz hotel, z niezrozumiałych dla mnie przyczyn
nazwany stajnią.
W czasie gdy ja oglądam sobie zamek, od zachodu
zbliża się zdradziecka chmura i serwuje mi mały prysznic. Na szczęście
to tylko przelotny opad, więc już po chwili mogę iść dalej. Szlak
prowadzi drogą u podnóża zamku. Będąc niejako od tyłu, mam
okazję zobaczyć, w jaki sposób na zamek jest
transportowany budulec. Służy do tego specjalnie wybudowana drewniana
pochylnia, po której wciągana jest... wanna na
kółkach.
|
Niecodzienna metoda transportu budulca |
|
Będzie
trzeba tu wrócić za jakiś czas, gdy zamek będzie już gotowy,
a tymczasem przez Mirowskie Skały idę do bliźniaczego zamku w Mirowie.
Jak głosi legenda, obydwa zamki łączył kiedyś podziemny korytarz.
Według podań w podziemiach tych do dziś znajdują się nieprzebrane
skarby należące do niegdysiejszych właścicieli obydwu warowni. Ile w
tym prawdy – nie wiadomo, ale Mirowskie Skały są dziś mocno
eksplorowane. Tyle, że nie przez poszukiwaczy skarbów, a
przez wspinaczy skałkowych. Znajduje się tu bowiem wiele tras o
zróżnicowanej skali trudności. Po kilkunastu minutach
dochodzę do zamku w Mirowie. Miał nieco mniej szczęścia, bo choć
również odkupiony, w dalszym ciągu pozostaje ruiną. Ale może
już niedługo...
|
|
Mirowskie Skały |
|
Ruiny zamku Mirów |
|
|
Warownia w Mirowie zbudowana
została prawdopodobnie na miejscu drewniano-ziemnego grodu w czasach
Kazimierza Wielkiego. Powszechnie przyjmuje się, że właśnie ten władca
był fundatorem zamku, choć nie brakuje głosów, iż twierdzę
wzniesiono z polecenia Władysława Opolczyka lub rodu Lisów,
właścicieli zamku w Koziegłowach. Warowny zespół Mirownik
przypuszczalnie miał pełnić rolę strażnicy chroniącej zachodnie rubieże
Rzeczypospolitej przed najazdem braci Czechów. Pierwsza
wzmianka poświadczająca istnienie murowanej warowni pochodzi z
dokumentu wystawionego w 1405 roku i wskazuje niejakiego burgrabiego
Sasina jako pana i właściciela mirowskiego zamku. Wcześniej, bo około
1370 wieś oraz okoliczne ziemie stały się lennem księcia Władysława
Opolskiego, który utracił je w roku 1396. Oskarżony o
kolaborację z Czechami został zbrojnie najechany przez Władysława
Jagiełłę, a zamek trafił w ręce Krystyny(a?) z Koziegłów,
pełniąc później rolę mieszkalno-obronnej siedziby
rycerskiej.
|
|
W roku 1422 kupił go Piotr z
Bnina, który do istniejącej jednopiętrowej budowli dostawił
trzypiętrową wieżę. W 1489 roku warownię przejął Piotr Myszkowski herbu
Jastrzębiec z Przeciszowa. Obiekt był w posiadaniu rodu Myszkowskich
przez następne 144 lata, podczas których uległ gruntownej
modernizacji i rozbudowie. W roku 1633 dotychczasowi właściciele
przeprowadzili się do Pińczowa, a zamek sprzedali Janowi Korycińskiemu,
który niespełna dwadzieścia lat później
spieniężył go rodzinie Męcińskich. Podczas Potopu Szwedzi nie po raz
pierwszy pokazali wyższość "kultury zachodu" nad kmiotami z Polski,
niszcząc i paląc piękną mirowską twierdzę. I choć została ona częściowo
odbudowana przez swoich właścicieli, to w XVIII wieku ostatecznie
popadła w ruinę i w roku 1787 pożegnała ostatnich lokatorów.
Potem była systematycznie rozbierana przez mieszkańców wsi,
a jej cząstki posłużyły do budowy domów i drogi. |
|
Kolejny dramat wydarzył się w
1937 roku, kiedy zawaliła się południowo-zachodnia ściana prostokątnej
wieży. Pierwsze prace sondażowo-remontowe przeprowadzono w latach
1960-62, podczas których zamek odgruzowano i zabezpieczono w
formie trwałej ruiny. W czasach komuny zabytku formalnie nie
znacjonalizowano, a biedny właściciel siedział cicho, ażeby system nie
przypomniał sobie o załatwieniu niezbędnych formalności. W latach
60-ych pewien mieszkaniec Śląska chciał ruinę wykupić i otworzyć w niej
winiarnię. Komuna nie dała.
[źródło:
www.zamkipolskie.com]
Obecnie trwają spory na gruncie
biurokratycznym co do przyszłości i ewentualnej odbudowy, bądź
przynajmniej zabezpieczenia ruin przed dalszą degradacją. Jak to jednak
zwykle u nas bywa, młyny urzędnicze mielą baaardzo powoli...
|
Zbliża
się południe, w sam raz pora na drugie śniadanie. Wiatr wieje cały czas
bardzo mocno, a niebo jest dokładnie zasnute, więc aby coś zjeść chowam
się za potężną skałą. Po odpoczynku ruszam dalej. Idę teraz przez las w
stronę Niegowy. W lesie dopada mnie słońce, robię więc
krótką przerwę na dosuszenie namiotowego tropiku. Następnie
wdrapuję się na ukrytą w gęstwinie drzew Wielką Górę.
Zauważam, że odkąd w Bobolicach opuściłem powiat zawierciański i
znalazłem się w myszkowskim, szlak jest lepiej oznakowany.
Dochodzę do Niegowy. Bardzo charakterystycznym punktem jest
tu wieża przekaźnika telewizyjnego z lat 60 poprzedniego stulecia.
Obecnie wykorzystywana jest jako stanowisko dla stacji bazowych
telefonii komórkowych. Widoczna z daleka, wyrastającą ni z
gruszki, ni z pietruszki spośród drzew wygląda bardzo
zagadkowo, choć jej funkcja jest zupełnie prozaiczna. Dalej opłotkami
wsi Moczydło dochodzę do Trzebniowa. Czas zrobić zapasy. Kupuję wodę i
kilka bananów, które usadowiwszy się przed
sklepem zjadam na trzecie śniadanie. Na obiad przyjdzie pora
później. Przez chwilę obserwuję tutejszy folklor. Już
zbliżając się do sklepu słyszę głośny łomot puszczonej z samochodowego
odtwarzacza muzyki w stylu disco polo, w odmianie dla mniej wymagającej
publiczności. |
Choć
trafia się i klasyk gatunku w postaci utworu „Daj mi tę
noc”
w wykonaniu kultowego zespołu Bolter z połowy lat 80 ubiegłego wieku. Co
najciekawsze, źródłem dźwięku jest nie kolejny klasyk
gatunku
sołeckiej motoryzacji – VW Golf, ale całkiem świeża Vectra z
taksówkarskim kogutem na dachu. Właściciel siedzi z kolegami
na
ławeczce przed sklepem i popija – a jakże – piwo.
Ponieważ mam już dość
mydełka Fa i kropeczek na majteczkach, ruszam w dalszą drogę. Po chwili
na rozstajach dróg mijam kapliczkę z figurą która
kojarzy mi się
jednoznacznie: Chrystus zakratowany. |
Wieża niegdyś telewyzyjna |
|
|
Niecałą godzinę później
docieram do położonych na wysokiej skale ruin zamku Ostrężnik.
W 1386 roku
Wojciech z Potoka herbu Jelita – właściciel Potoku, występuje
jako rycerz w świcie księcia Władysława Opolczyka, gdy ten odwiedza
swoje opolskie posiadłości w Woźnikach. Wojciech był właścicielem
Potoka, Trzebniowa oraz Mokrzeszy i on prawdopodobnie zaczął budowę
zamku na Ostrężniku, być może na polecenie i za pieniądze księcia
Władysława. Zamek był jak na owe czasy bardzo obszerny. Składał się z
zamku dolnego i górnego oddzielonych od siebie głęboką fosą
wypełnioną wodą z górnego, nieczynnego już dzisiaj
źródła. Zamek górny mieścił się na wysokiej,
urwistej od strony północnej skale i zajmował 1500 m
kwadratowych. Długość murów obwodowych wynosiła
144 m. Otaczały one pomieszczenia mieszkalne o układzie
amfiladowym. W południowej części wznosiła się wystająca z zewnątrz
murów, obszerna, czworokątna baszta o wymiarach 6x9 m
(widoczna fragmentami jeszcze do dzisiaj), pod którą
znajdowały się zasypane obecnie podziemia. Od strony południowej stok
spada do głębokiej fosy. Pod nią znajdował się zamek dolny o
powierzchni 7.200 m kwadratowych. Prowadzone badania ujawniły
przygotowany do budowy usypany w sterty kamień wapienny oraz ceramikę i
monety z okresu Cesarstwa Rzymskiego. Najprawdopodobniej zamek na
Ostrężniku funkcjonował przez krótki okres i został zburzony
w 1391 r. przez ekspedycję karną wysłaną z Krakowa przez
króla Władysława Jagiełłę przeciwko księciu Władysławowi
Opolczykowi, który trudnił się również rozbojem
(raubritterstwem) i na jego to polecenie zaufany rycerz Wojciech z
Potoka z pomocą swoich ludzi grabił karawany kupieckie ciągnące tędy
bursztynowym szlakiem z Gdańska przez Kalisz do Krakowa (stąd podania o
zbójnikach na zamku). Karawany nocowały w Potoku bowiem
tutaj kończyła się obszarowo Małopolska, a na obrzeżu wsi przy tzw.
Wielkiej Drodze stało 6 karczm z noclegowniami dla karawan. Za
Potokiem, na Woli Ponikowej (obecnie Ponik) przeprawiano się przez
bród na Wiercicy i pobierano opłaty celne (myto) na granicy
Małopolski. W 1391 r. Władysław Jagiełło przejmuje zamek ostrężnicki
dla korony i przekazuje ruinę w dzierżawę Janowi ze Szczekocin herbu
Odrowąż – kasztelanowi lubelskiemu. Ten jednak nie związany z
terenem, nie odbudowuje zamku, dlatego popada on w dalszą ruinę. Zamek
na Ostrężniku jest najbardziej tajemniczą warownią na Szlaku Orlich
Gniazd, gdyż nie zachowały się żadne pisane wzmianki na jego temat.
Dziś z zamku zostały jedynie resztki baszty i murów oraz
przyziemia. Żywe są natomiast legendy o ukrytych na zamku skarbach.
[informacje
na podstawie tablicy umieszczonej u stóp ruin]
|
W drodze na Ostrężnik |
|
W
skale, na
której posadowiony był zamek, wiele milionów lat
temu, na
skutek występowania zjawisk krasowych woda wypłukała system korytarzy,
z których powstała Jaskinia Ostrężnicka. Główne
wejście
do jaskini stanowi duży otwór przedzielony słupem skalnym na
dwie części. Miejscowi zwą go płucami. Jaskinia ma około 90 m długości
i jest jedną z najbardziej znanych jaskiń tego rejonu.
Grotołazem nie jestem, więc darowuję sobie jej
eksplorację. Wchodzę tylko na szczyt wzgórza i oglądam
niewielkie pozostałości murów.
|
"Płuca" |
|
|
Resztki ruin Ostrężkina |
|
Po
zejściu i powrocie na szlak idę bardzo ładnie przygotowaną ścieżką
wśród drzew, równolegle do drogi Janów
–
Żarki. Przechodzę obok tzw. Diabelskich Mostów. To wysokie
skalne ściany znane doskonale wspinaczom. Do lat 60 ub. wieku ich
wierzchołki były połączone kładkami. Dalej szlak biegnie obok
źródeł Zygmunta i Elżbiety gdzie swój bieg
zaczyna rzeka
Wiercica. Następnie wspina się na wzgórze, na
którym do
dziś widoczne są pozostałości po grodzisku Osiedle Wały. Dalej szlak
ponownie schodzi w dół i zbliża się do asfaltowej drogi.
Wcześniej jednak mijam Żródło Spełnionych Marzeń.
|
|
Diabelskie Mosty |
|
|
Leśna ścieżka |
|
Pozostałości Osiedla Wały |
|
Żródło Spełnionych Marzeń |
|
Idę
dalej w kierunku Złotego potoku. Tuż przed wsią właściwie przypadkiem
wchodzę na teren pola namiotowego. Oczywiście jest zaznaczone na mapie,
ale nie liczyłem, że będzie to tak przyjemne miejsce. Oczywiście
określenie pole namiotowe jest tu ściśle teoretyczne, bowiem po
wszelakiej infrastrukturze pozostały tu resztki pozbawionej dachu
betonowej wiaty i zarośnięte kibelki. Niemniej jednak teren jest
porośnięty sympatyczną trawką, a wokół pną się w
górę
wysokie sosny. |
|
|
Do
tego normalnie
powinien się znajdować nad stawem nazwanym Amerykan. Stawu jednak nie
ma, ponieważ jest w remoncie, czy raczej w przebudowie. Widać ślady
działalności spychacza. Niemądrze byłoby nie skorzystać z takiej okazji
i nie zatrzymać się tu na noc, zwłaszcza że planowane miejsce postoju
znajduje się co prawda niedaleko, ale nie wiem czy będzie tam w
ogóle możliwość rozbicia namiotu. Decyzję podejmuję
błyskawicznie i już po chwili na kuchence gotuje się woda na zupkę. Po
jej zjedzeniu zajmuję się rozbiciem obozowiska. Co jakiś czas pojawiają
się w zasięgu wzroku spacerowicze z psami lub bez. Czasem pojawiają się
również same psy. Jeden zwraca moją uwagę ponieważ idzie w
wyraźnie określonym przez swój instynkt kierunku. Po prostu
widać, że ma jakąś pilną sprawę do załatwienia. Po jakimś czasie
zresztą równie pewnym krokiem wraca.
|
|
Wieczorny seans łączności z domem
|
|
Jest
jeszcze
stosunkowo wcześnie więc postanawiam wybrać się na poszukiwanie
będących lokalnymi zabytkami dworku i pałacu z parkiem. Jakiś czas idę
chodnikiem wzdłuż szerokiej, wiodącej środkiem wsi drogi. Zresztą
trzeba przyznać, że wieś robi przez to wrażenie małego miasteczka.
Zwłaszcza, iż mijam ze dwie knajpy o bynajmniej nie wiejskim
charakterze. Właściwie określenie „knajpa” może być
dla
nich z lekka uwłaczające, więc napiszę: drink bary.
W pewnej chwili zostaję zaatakowany z powietrza. Nie jest to co prawda
atak zagrażający życiu czy nawet zdrowiu, nie jest to nawet chamskie
potraktowanie ekskrementami przez jakieś wredne ptaszysko, niemniej
jednak uderza we mnie całkiem spory obiekt latający. To chrabąszcz
majowy, który wraz z liczną rzeszą kolegów
wieczorną porą
wybrał się na żerowisko. Chrabąszcz siada mi na ramieniu kotwicząc się
wszystkimi sześcioma odnóżami, ale przekonawszy się, że
podążam
w dokładnie przeciwnym kierunku od jego zamierzonego, po chwili
odlatuje.
|
Jeszcze
kilka
razy muszę uchylać się przed nisko
przelatującymi
osobnikami, a charakterystyczny brzęk ich skrzydełek mielących z
wysiłkiem powietrze, by unieść niezgrabne i stosunkowo wielkie cielska,
towarzyszy mi przez cały czas. Przechodzę przez całą długość wsi i w
końcu docieram do bramy w murze, za którym chronią się dwa
budynki
będące atrakcją turystyczną tego miejsca. Pierwszy to pałac
Raczyńskich, a drugi stojący tuż obok dworek Krasińskich. Ich historia
splata się w jedną całość. |
Dwór
najprawdopodobniej z roku 1581, przebudowany w formę
piętrowej kamienicy przez Jana Silnickiego –
protestanta, na miejscu istniejącego wcześniej w tym miejscu
dworu obronnego z wieżą, wybudowanego przez Jelitczyków, a
przejętego później przez Szreniawitów
(Potockich). Dwór wymieniony jako zamek odsprzedał w 1625r.
następny właściciel Jan Koryciński – Stanisławowi
Koniecpolskiemu, który przekazał go bratankowi Janowi
Koniecpolskiemu – założycielowi Janowa. Kolejnymi
właścicielami zamku byli Potoccy, a następnie nadaniem carycy
Katarzyny II przejęli go Książęta Kurlandzcy –
Bironowie, którzy nie mieszkali w Potoku. Niezamieszkały
zamek stopniowo podupadał i następni właściciele
Szaniawscy, a później Pruszkowie nie remontowali go i
mieszkali tylko w części budynku. W 1829r. zamek nie nadawał się do
zamieszkania, dlatego Stanisław Leski wybudował obok dworek
parterowy w którym mieszkali kolejni właściciele Potoku
– Skarżyńscy i Pintowscy. |
Pałac Raczyńskich |
|
Posiadłości
potockie były wtedy zadłużone a zamek stał w tym czasie pusty i obracał
się w ruinę. W 1851r. dobra złotopotockie zakupił generał hr.
Wincenty Krasiński i on przebudował w roku 1856
zamek w rezydencje pałacową w stylu pseudoklasycystycznym z elementami
neorenesansowymi. Rok później w 1857r. wraz r
rodziną spędzał tutaj wakacje Zygmunt Krasiński. Jesienią
zmarła najmłodsza córka poety – 4-letnia
Elżbietka, pochowana w kościele w Złotym Potoku. Pałac od tej
pory stał nie zamieszkały aż do roku 1877, kiedy to
sprowadziła się tutaj starsza córka Zygmunta Krasińskiego
– Maria Beatrix, która wyszła za mąż za hr.
Aleksandra Raczyńskiego. Pałac został wtedy wyremontowany i doposażony
w meble, obrazy i sprzęty. Po jej wczesnej śmierci
od 1886r. do 1903r. w pałacu mieszkał plenipotent
małoletniego wnuka poety Karola Raczyńskiego - Tadeusz Dzierżykraj
– Morawski herbu Nałęcz.
Pałac od 1903r. do 1905r. został gruntownie przebudowany wg. projektu
Jana Heuricha i Zygmunta Hendla. Hrabia Karol Raczyński ożenił się z
Księżną Stefanią Czetwertyńską i przygotował pałac jako swoje gniazdo
rodzinne. Front zwrócony na zachód zdobi
pięcioosiowy ryzalit, zakończony trójkątnym
przyczółkiem z kartuszem herbowym. W północnym
skrzydle znajdowała się romantyczna wieża, którą ze
względów strategicznych rozebrano w połowie 1939r. Przed
portykiem, zdobiącym główne wejście do pałacu ustawione są
dwa marmurowe lwy, podtrzymujące tarcze herbowe: Nałęcz
(przewiązka) – Hrabiów Raczyńskich i
Czetwertyński I (Święty Jerzy zabijający smoka) – Książąt
Czetwertyńskich.
Były one ukryte na czas wojny i zakopane w miejscu w którym
stoją. Po wkroczeniu hitlerowcy zajęli pałac i przenieśli
hrabiów Raczyńskich do dworku. W 1944r. wysiedlili
hrabiów do Częstochowy, aby nie widzieli dokonywanej
kradzieży. Najcenniejsze wyposażenie pałacu wywieźli Niemcy w 1945r.
Resztę zniszczyli po wkroczeniu Rosjanie rozpalając w pałacu resztkami
mebli ognisko, aby się ogrzać. Władze komunistyczne zabroniły
Raczyńskim po wojnie powrotu do Złotego Potoku pod groźbą
aresztu, a dobra złotopotockie zostały rozparcelowane jako pierwsze w
kraju. Ostatni właściciel Złotego Potoku hrabia Karol Raczyński
– wnuk Zygmunta Krasińskiego zmarł w nędzy ze zgryzoty w
Łodzi w 1946r. i został pochowany w złotopotockim Kościele. Jego żona
Stefania z Czetwertyńskich wyjechała po jego śmierci do
Anglii. Pozwolono Jej zabrać ze sobą tylko jedną walizkę. Po wojnie w
pałacu mieściło się Technikum Rolnicze, później
Wojewódzki Ośrodek Postępu Rolniczego a obecnie
oddział Zespołu Parków Krajobrazowych i niewielka wystawa
przyrodnicza. Po wojnie budynek był 4-krotnie
remontowany.
Pałacowy hol parteru zdobią pary kolumn i dekoracja stiukowa. Zachowała
się drewniana klatka schodowa oraz na piętrze część boazerii
przytrzymującej tapety z materii. Pozostały także szafy
biblioteczne i kredens kuchenny oraz nieliczne meble i obrazy
eksponowane w Dworku Krasińskiego.. Pałac jest własnością Skarbu
Państwa. Nikt z bezpośrednich właścicieli Pałacu, ani ich dzieci nie
żyją, istnieją jedynie skoligaceni z Raczyńskimi spadkobiercy
z rodu Dębińskich.
[źródło:
http://janow.pl]
|
Jest już prawie ciemno, robię więc
kilka „nocnych” zdjęć. Przez chwilę spaceruję po
ciemnym parku nad pałacowym stawem Irydion, po czym wracam do
obozowiska. Jest już zupełnie ciemno i mimo latarki oraz księżycowego
światła mam lekki problem z odnalezieniem między drzewami swojego
namiotu. W końcu jednak mi się udaje i mogę się spokojnie położyć.
Zasypiam niemal natychmiast. Wczorajsza nieprzespana noc daje o sobie
znać. |
|