|
Dzień 5, 10 maja 2011 r. |
|
O świcie budzą mnie zadowolone
z siebie i życia skowronki. Ja z tej pobudki zadowolony jestem mniej,
ale zatyczki do uszu dają radę. No wiem, starają się chłopaki,
powinienem to docenić i napawać się ich pięknym śpiewem, ale czy u
diabła nie mogłyby tego robić ciszej? Względnie późniejsze
wstawanie też załatwiłoby problem.
Sam wstaję po siódmej. Skowronki koncertują w najlepsze.
Słonko ładnie przyświeca, zapowiada się piękny dzień. Po nocy namiot
jest zupełnie mokry od rosy, muszę więc rozwiesić go na rosnących
opodal tarninach. Na śniadanie zjadam resztki kanapek z wczoraj i
popijam resztką napoju, który mi został. Pierwszym miejscem
jakie muszę zaliczyć jest sklep. Ruszam tuż po 8:30. Kilka minut po 9
docieram do mostku na rzeczce Sączenica, która sączy się tu
wcale zgrabnym nurtem. Grzechem byłoby nie skorzystać z takiej okazji i
się nie umyć, choć miejscowa woda z gorącymi źródłami
nigdzie się nie spotkała. |
|
Po dokonaniu ablucji czuję się jak
nowo narodzony, choć wiem, że to uczucie zniknie już
wkrótce. Szykuje się gorący dzień, a do jego końca jest
równie daleko, jak do celu mojego dzisiejszego etapu.
Opuszczam na chwilę szlak i wchodzę do centrum Bydlina. Robię zapas
wody do picia i kupuję kilka bułek. Szybko wracam na trasę i już po
chwili znajduję się obok wzgórza, na którym leżą
ruiny – czy zamku, czy ufortyfikowanego kościoła –
o to do dziś toczone są spory. Najlepiej sięgnijmy do źródeł
wiedzy historycznej: |
Historia powstania skromnego
zameczku w Bydlinie z uwagi na niedostępność źródeł ginie w
mrokach dziejów, trudno więc o jednoznaczne określenie,
kiedy oraz przez kogo obiekt został zbudowany. Istnieje nawet opinia,
że budowla ta nigdy nie była zamkiem i od początku do końca pełniła
przede wszystkim funkcje sakralne. Po raz pierwszy castrum w Bydlinie
wzmiankowano w dokumentach z 1398 roku - w tym czasie stanowiło ono
ważne ogniwo w systemie obronnym na pograniczu polsko-śląskim. Jego
właścicielami byli wtedy Pełka i Niemierza, bratankowie Niemierzy herbu
Śmiara, któremu czasami przypisuje się fundację murowanego
założenia. Według niektórych badaczy fortyfikacja przez
pewien czas należała też do jednego z nieślubnych synów
króla Kazimierza Wielkiego i kobiety o imieniu Cudka.
Mężczyźni ci mieli na imię: Jan, Niemierza i Pełka, a zbieżność imion
sugeruje, że być może wymienieni wcześniej bracia to właśnie
kazimierzowscy synowie. W latach 1398-1400 pretensje do zamku zgłaszali
bracia Klemens i Zbigniew z Łapanowa oraz Klemens z Lubczy, kanonik
krakowski. W końcu XV stulecia Bydlin przeszedł w ręce rodu
Szczepanowskich, później dziedzicami byli tutaj Brzeziccy, a
następnie Bonarowie, którzy na początku XVI wieku
przebudowali warownię na kościółek.
|
Ukryte wśród drzew ruiny |
|
Po Bonarach wieś weszła w skład
jurydyki Jana Firleja i ten - jako żarliwy luteranin, a potem
kalwinista - przekształcił wspomniany kościół w
zbór. Jednak już w 1594 jego syn Mikołaj zwrócił
budowlę katolikom, przeprowadził jej renowację i nadał nazwę Świętego
Krzyża. W okresie tym rozebrano mur obwodowy z wieżą bramną, zamurowano
pierwotne okienka i zreorganizowano wnętrza. W roku 1655
kościół został spalony przez idące na Częstochowę wojska
szwedzkie gen. Mullera von der Luhnen i choć odbudowano go z inicjatywy
Męcińskich w latach 30-ych XVIII wieku, powtarzające się napady
rabunkowe, zaniedbania i pożary doprowadziły do tego, że z czasem
podupadł i został opuszczony, a w wieku XIX był już ruiną. Po wybuchu I
wojny światowej, 17 listopada 1914 ze wzgórza zamkowego
ruszył zagon legionów polskich pod dowództwem
komendanta Trojanowskiego na stojące w Załężu wojska rosyjskie,
rozpoczynając w ten sposób krwawą bitwę pod Krzywopłotami. |
|
A całkiem niedawno, bo w 1989
roku przeprowadzono na terenie ruin badania archeologiczne, owocem
których jest odnaleziony w sąsiedztwie
fundamentów muru obronnego denar Ludwika Węgierskiego z 1370
roku, a także monety Zygmunta III i Jana Kazimierza Wazy oraz pokaźna
ilość ceramiki naczyniowej i kafli piecowych. Ponadto pod budynkiem
mieszkalnym odkopano trzy krypty grobowe z ludzkimi szczątkami.
[źródło:
http://www.zamkipolskie.com]
Obecnie
zachowane tu są jedynie postrzępione fragmenty murów
obronnych znikające w gęstwinie liści.
|
Z
Bydlina kieruję się w stronę Gór Bydlińskich. Tu spotykam
nawet przedstawiciela dość rzadkiego gatunku padalców
– padalca turkusowego. Nie chce ze mną zawrzeć bliższej
znajomości i daje szybko nura w trawę. Nawet na fotkę nie chce się
zgodzić i muszę zadowolić się taką z uciętym ogonem. Idę teraz
głównie przez las. Ma to niezaprzeczalnie dobrą stronę
ponieważ słońce jest coraz wyżej i grzeje jak oszalałe. Na szczęście do
kompletu wieje cały czas dość przyjemny północny wiatr.
Robię postój przy pniach ściętych drzew. Wokół
cisza i spokój, tylko ptaki urządzają wielki koncert.
Odpoczywam dłuższą chwilę i uzupełniam zapasy energii. Nie ma jak
słodki baton w porze obiadu. Oczywiście na deser. Danie
główne stanowią zakupione rano w sklepie bułki z niesioną w
plecaku konserwą. |
Nie chciał dać się zdjąć w całości |
|
|
Pora na małe co nieco |
|
|
Dalej
mam z górki. I w przenośni i dosłownie, bo teraz droga
prowadzi głównie w dół. Po chwili mijam obelisk
upamiętniający miejsce stacjonowania w czasie okupacji niemieckiej
oddziału Armii Krajowej. Odcinkami Szlak Orlich Gniazd pokrywa się z
przebiegiem szlaków maryjnych, którymi poruszają
się piesze pielgrzymki zmierzające do Częstochowy. To zapewne dla nich
przygotowywane są nowe wiaty, które od tego miejsca spotykać
będę kilkakrotnie. |
|
|
|
Znów
natrafiam na polankę otoczoną przygiętymi do ziemi
brzózkami. Zima bywa bezwzględna. Mniej więcej tu zaczyna
się Dolina Wodącej. Dolina o tyle ciekawa, że mimo sugestywnej nazwy
jej dnem nie płynie żaden strumień. Po chwili dochodzę do grupy skał o
nazwie Biśnik. Znajdują się tu jaskinie: Na Biśniku oraz Psia. W
trakcie prowadzonych w nich w latach 90 ub. w. prac archeologicznych w
jaskiniach odnaleziono ślady osadnictwa z przed 40 tysięcy lat
natomiast na szczycie odkryto pozostałości drewnianego grodu.
|
|
|
Skamielina straciła głowę |
|
Ja
napotykam tylko na resztki mocno skamieniałego praczłowieka w
przedsionku jednej z jaskiń. Wąskimi, drewnianymi stopniami wciśniętymi
między dwie wysokie skały wchodzę na szczyt, skąd rozciąga się widok
na dolinę i widoczne niedaleko Zegarowe Skały. To jeden z największych
i najbardziej skomplikowanych zespołów skał wapiennych w
Jurze. |
Schody na Biśnik |
|
Dolina Wodącej |
|
Zegarowe Skały |
|
Zegarowe Skały |
|
Poobiednia sjesta |
|
Wracam
na ścieżkę i niedługo potem z za drzew wyłania się baszta zamku w
Smoleniu. Ściślej rzecz ujmując z zamku, z którego zostały
już tylko ruiny. Po chwili wdrapuję się na wzgórze i od tyłu
zdobywam mury. Nie bez przeszkód jednak. Obrońcy zastosowali
bowiem broń biologiczną. Zbliżając się do muru słyszę w
górze wyraźne bzyczenie. Co prawda jest maj i
niektóre drzewa kwitnąc przyciągają owady, jednak to
bzyczenie, to nie jest takie sobie zwykłe bzyczenie.
|
Schowany wśród liści Smoleń |
|
Co
prawda już Kubuś Puchatek wiedział, że jedynym powodem bzyczenia jest
bycie pszczołą, a jedynym powodem bycia pszczołą, jest robienie miodu,
a jedynym powodem robienia miodu... i tak dalej... To bzyczenie jednak
jest inne. I jest go jakoś tak... za dużo. Unoszę głowę i spostrzegam
chmurę - to jedyne określenie oddające powagę sytuacji - brzęczących
owadów. Postanawiam nie pytać kto, po co i dlaczego, tylko
w miarę możliwości jak najspokojniej przechodzę obok, udając że jestem
tylko chmurką i mam nadzieję, że zostanę potraktowany nieco inaczej niż
Puchatek. Gdy w końcu udaje mi się wyjść poza zasięg brzęczących
skrzydełek i zapewne ostrych żądeł, z dala obserwuję rój
owadów, który usadowił się na pniu wysokiego
drzewa. Ich widok budzi lekki respekt i powoduje tu i ówdzie
gęsią skórkę.
Następnie wchodzę na zamkowy dziedziniec.
|
Pierwsze drewniane umocnienia
istniały tu prawdopodobnie co najmniej od XIII wieku. Drewniano-ziemny
gród został w 1300 roku doszczętnie zniszczony podczas walk
Władysława Łokietka z Wacławem II o koronę polską. Istnieje też
możliwość, że wzmianka o zniszczeniu grodu dotyczy umocnień na
sąsiedniej górze Biśnik. Właścicielem ziemi pilickiej był
wtedy ród Toporczyków. Niedługo potem, jeszcze
przed połową XIV wieku, Jan z Pilicy lub jego syn Otton
wzniósł na szczycie skały murowany zamek Pilica. W
zachodniej części założenia powstała wysoka wieża o średnicy 7,5 metra,
od której mury obwodowe biegły po krawędzi skały. Wejście do
wieży znajdowało się na poziomie szczytu murów. Wschodnią
część skały zajmował budynek mieszkalny. Niedługo po wzniesieniu zamku
na skale rozbudowano go o dwa podzamcza. Na podzamczu zachodnim
znajdowała się wykuta w skale na głębokość podobno ponad 100
metrów studnia. Tego też podzamcza broniły dwie
półbaszty. Wjazdy na podzamcza prowadziły od południowej
strony, a od północnej umieszczono niewielkie furty do
komunikacji między podzamczami. |
|
W 1389 roku Otton zmarł, a jego
córka Elżbieta wyszła za mąż za Wincentego z Grabowa herbu
Leliwa. Później zamek przeszedł na własność syna Elżbiety i
Wincentego wojewody i kasztelana krakowskiego Jana herbu Leliwa,
który przyjął nazwisko Pilecki. W XV wieku nastąpiła
rozbudowa założenia, podczas której półbaszty
zamieniono na wieże. Na przełomie XV i XVI wieku ponownie podjęto prace
budowlane, w wyniku których powiększył się obszar
zachodniego podzamcza oraz wzniesiono w zachodnim narożniku nowy dom
mieszkalny.
Ostatnim
właścicielem z rodu Leliwitów-Pileckich był
również Jan, który w 1570 roku sprzedał zamek
biskupowi Filipowi Padniewskiemu, a ten przekazał go bratankowi
Wojciechowi. Zamek nie był odtąd użytkowany jako siedziba właściciela,
a po 1610 roku, kiedy Wojciech Padniewski wzniósł zamek w
Nowej Pilicy, Smoleń został całkowicie opuszczony.
Zamek powoli
popadał w ruinę, a proces ten przyspieszyły wojny ze Szwedami.
[źródło:
http://www.zamki.pl]
|
|
|
|
Wejście
na zamek górny jest możliwe tylko po klamrach wbitych w
wapienną skałę. Nie chcąc zostawiać plecaka, rezygnuję z jego
zdobywania zadowalając się zwiedzeniem pozostałości wschodniego i
zachodniego podzamcza. Słońce przygrzewa, jak oszalałe, na niebie nie
widać ani jednej chmurki. Na szczęście cały czas wieje chłodny wiatr.
Taka wyżowa cyrkulacja wróży piękną pogodę przynajmniej
przez kilka następnych dni. Schodzę z wzgórza zamkowego w
kierunku drogi.
|
|
Spotykam
tu dwie sprzeczne informacje. Jedna zaprasza do odwiedzenia ruin zamku,
druga zabrania wejścia. Jestem w domu... ;-)
Dalej idę kawałek asfaltem, a potem polną drogą. W pewnym momencie
wydaje mi się, że na skutek jakiegoś zagięcia czasoprzestrzeni
znalazłem się nagle w Beskidzie Niskim. Przynajmniej w kwestii
oznakowania szlaku. Na szczęście zauważam niepozorną ścieżkę odbijającą
od „głównej” drogi. Wobec braku
znaków od razu zaczynam poszukiwania. |
|
Oczywiście
okazuje się, że szlak skręca właśnie w tę niepozorną
ścieżynkę. Ale o tym świadczy znak widoczny na drzewie dopiero
kilkadziesiąt metrów dalej. Jakiegokolwiek wcześniejszego
nie ma. To
znaczy jest jeden, ale bardzo sprytnie ukryty w gęstwinie
krzaków i do
tego wcale nie informujący o zmianie kierunku. Elementem podnoszącym
nieco dodatkowo napięcie sytuacji jest fakt, że moja mapa nie obejmuje
tego fragmentu terenu. Po prostu tak sobie redaktor wymyślił, że
bezpośrednich okolic Pilicy na mapie nie ma. To również
powoduje że
szczególnie dokładnie pilnuję szlaku. |
Szlak... |
|
...skręca
bez ostrzeżenia w prawo w zupełnie niewidoczną ścieżkę
|
|
Zbliżam
się do Pilicy. Postanawiam więc przed wejściem do
miasteczka zrobić sobie odpoczynek. Wybieram więc miejsce na
niewielkiej polance, rozkładam karimatę i przygotowuję posiłek. Suszone
rybki anchois przywiezione z Ukrainy w zeszłym roku, jakoś do tej pory
nie znalazły amatorów, a może były po prostu zbyt głęboko
schowane.
Teraz bardzo mi smakują zagryzane bułką. Mam zamiar zrobić tu dłuższy
popas, ale moje wprawne, choć z lekka już niedowidzące oko dostrzega
bardzo niemiłe stworzonko. Stworzonko ciche i niepozorne. Malutkie,
płaściutkie, prawie niewidoczne. A przynajmniej takim zapewne chciałoby
być. |
|
Fajnie, gdyby nie kleszcze... |
|
Jest
na tyle bezczelne, że zanim wgryzie się w ciało ofiary
wstrzykuje mu środek znieczulający, by zamaskować swoją niecną
działalność. Niestety często wraz z nią w
organiźmie lądują wirusy zapalenia
opon mózgowych lub krętki boreliozy. Kleszcz. I taki
skubaniec zasuwa
po mnie. O nie bracie! Nic z tego, to nie twój dzień! Cichy
trzask pod
paznokciem i ziemska fauna uboższa jest o jednego przedstawiciela tej
rodziny pajęczaków. Mnie jednak od razu skacze poziom
adrenaliny i
zmęczenie znika. No, może nie całkiem, jednak uznaję, że zagrożenie
jest niewspółmierne do zysków i szybko się
zwijam.
Kilkanaście minut później znajduję się w Pilicy. Po
rejestracjach samochodów orientuję się, że zmieniłem powiat
z olkuskiego na zawierciański. Idę dłuższy czas asfaltową drogą. Ze
zdumieniem dostrzegam, że ulokował się tu jeden z zakładów
mleczarskich „Mlekovity” Na jego tyłach znajduje
się spory staw. Umowna przejrzystość wody nie nastraja do kąpieli, ale
w pewnym momencie zauważam dziwne zmarszczenie wody i rozchodzące się
ukośnie fale. Ki diabeł? Łódź podwodna? Okazuje się zbiornik
zasiedlony jest przez karpie. I są to naprawdę spore sztuki. Ciekawe
– na ściekach z „Mlekovity” się tak
upasły? ;-) W Pilicy znajduje się piękny pałac. Choć określenie
„piękny” to raczej pieśń dalekiej przeszłości.
Obecnie pałac i jego otoczenie są w stanie totalnej zapaści i nic nie
wróży rychłej tego stanu zmiany.
|
Rezydent stawu |
|
Parkowa aleja |
|
W Pilicy |
|
Pałac najprawdopodobniej
wzniesiono na ruinach wcześniejszego zamku. Nie znamy dokładnie daty
jego powstania. Wiemy, że Padniewscy, którzy zamieszkiwali
zamek w Smoleniu wybudowali pałac – zamek rycerski w Pilicy w
stylu renesansowym do którego przenieśli się około 1610
roku. Obiekt był kilkakrotnie przebudowywany - kolejni właściciele
dostosowywali go do własnych potrzeb i wizji. W pierwszej połowie XVIII
wieku stał się własnością Marii z Wesslów Sobieskiej,
która przebudowała go w stylu francuskim. Kontynuatorem jej
dzieła był Teodor Wessel, który założył park z altankami i
fontannami. Wnętrza kryją czterdzieści pokoi niegdyś bogato urządzonych
i zdobionych, w tym jadalnię z kasetonowym sufitem i salę rycerską
nazywaną „balową” lub
„lustrzaną” z dębową podłogą. Do pałacu należy duży
liczący dziesięć hektarów ogród. Całość terenu
otoczona jest wysokimi fortyfikacjami, które około 1651 roku
wybudował Stanisław Warszycki. Potężne mury zachowały się w całości do
dnia dzisiejszego (ta informacja niestety nie jest już aktualna). Od
strony południowo-zachodniej oglądać można jeden z sześciu istniejących
pierwotnie bastionów. Były one podobno połączone podziemnymi
korytarzami i spełniały funkcję obronną - umieszczano na nich ciężką
artylerię. Dodatkowo wzdłuż całych murów biegnie głęboka
fosa. Wodę do niej doprowadzano zapewne rurami z odległości aż
dziesięciu kilometrów. W 1655 roku pałac zdobyli Szwedzi,
ale szybko udało się go odbić, co uratowało go przed zniszczeniem. W
połowie XIX wieku remontem pałacu zajął się Chritian A. Moes, a potem w
1876 roku Leon Epstein. Wtedy to pałac zyskał neorenesansowy wygląd. W
1989 roku pałac przeszedł w ręce Barbary Johnson Piaseckiej,
której celem było odnowienie zamku i stworzenie w jego
wnętrzach otwartej dla zwiedzających galerii malarstwa. Te ambitne
plany pokrzyżowało pojawienie się potomków dawnych
właścicieli – Arkuszewskich, którzy byli
właścicielami pałacu w latach 1906 –1945.
[źródło:
www.libertas.pl]
Jako
uzupełnienie można dodać, że w latach powojennych mieścił się tu
sierociniec, a później, do połowy lat 80 ubiegłego wieku,
dom poprawczy.
Ponieważ spadkobiercy właścicieli chcą odzyskać nieruchomość, trwają
kolejne rozprawy, odwołania, apelacje, a pałac w tym czasie niszczeje.
Obecnie na terenie pałacu nie są prowadzone żadne prace konserwatorskie
i bardzo prawdopodobne, że już niedługo w majestacie prawa i w niemocy
urzędniczych decyzji zamieni się on w kupkę cegieł.
|
Wejścia
do pałacowego parku bronią tablice informująco-zakazujące, nie pcham
się więc, gdzie mnie nie proszą. Po drodze na pilicki rynek mijam sklep
monopolowy o wdzięcznej nazwie „Galaktyka”. Ciekawe
jaka? Rynek wygląda tak, jak wyglądają chyba rynki wszystkich małych
miasteczek. Choć przyznaję, że jest dość ładnie odnowiony. Tylko ten
zegar stojący na jego płycie trochę ni w pięć, ni w dziewięć... Ze
stojącej pośrodku obudowanej studni nabieram wody. Będzie służyła do
mycia. Następnie idę zaszaleć i w sklepie kupuję tę która
będzie do posiłków. Stać mnie, a co?! |
|
Na rynku |
|
Pilicki rynek |
|
|
|
Opuszczam
rynek i przechodzę obok kościoła św. Jana Chrzciciela i św. Jana
Ewangelisty. Kilkaset metrów dalej znajduję się na tyłach
pałacu i otaczających go murów z bastionami. Mury
przedstawiają sobą dość przykry widok. Miejscami osypujące się,
miejscami wręcz zawalone. Robią jednak wrażenie. Znajduje się tu
również kurhan z czasów powstania styczniowego
1863 roku. Idę kawałek wzdłuż głębokiej fosy. Przez dziurę w murze
wchodzę na teren parku. Nie zagłębiam się dalej. Robię tylko zdjęcie
pałacu i wracam.
|
Kościół św Janów - Chrzciciela i
Ewangelisty |
|
Powstańczy kurhan |
|
Fragment pałacowych murów |
|
Stan murów jest fatalny |
|
|
Podobnie jak stan samego pałacu |
|
Dochodzę
do rozwidlenia dróg. Jedna odbija lekko w lewo i prowadzi
polami w pełnym słońcu, druga biegnie przyjemną kasztanową aleją.
Wybieram tę kasztanową rzecz jasna, jestem nawet prawie pewny, że to
nią biegnie szlak. No właśnie – prawie. Ale aleja jest taka
ładna, zacieniona, a wszędzie indziej świeci mocno słońce. I to jakoś
usypia moją czujność. W dodatku kto prowadziłby szlak inną drogą niż
tak piękna aleja? Przypominam, że w dalszym ciągu moja mapa nie
obejmuje tego odcinka trasy, nie mogę więc porównać z nią
terenu. Gdy jednak po przejściu dłuższego odcinka zbliżam się do
asfaltowej drogi z Pilicy do Zawiercia, dochodzę do wniosku, że chyba
jednak popełniłem błąd. Postanawiam nie wracać do rozwidlenia, na
którym musiałem się zgubić, ale skorzystać z innej mijanej
wcześniej drogi, zapewne gdzieś krzyżującej się z tą właściwą. I tak
sobie idę zygzakując i ponownie nieświadomie przecinam szlak, przez co
nadkładam ponad 2 km i tracę prawie godzinę. Oznakowanie trasy w
powiecie zawierciańskim pozostawia naprawdę wiele do życzenia.
|
W oddali zamek Smoleń |
|
Miło iść cieniem |
|
Jeszcze nie wiem, że zbłądziłem... |
|
W
końcu docieram do Kocikowej. Robi się już późnawo, a przede
mną jeszcze jakieś 4 km marszu. Nie chcę zbytnio przyspieszać, bo wiem
czym się to może skończyć. Póki co nogi zachowują się
przyzwoicie, więc nie będę im robił głupich numerów. Idę
dalej spokojnie. I tak zdążę przed zachodem.
Nieco przed godziną 19 osiągam zbocza
najwyższego wzniesienia na Jurze - Góry Janowskiego. Wg
najnowszych pomiarów jej najwyższa skała ma 515,5 m
wysokości. Na północno-zachodnich stokach rozłożył swoje
mury zamek Ogrodzieniec. Zanim jednak tam dotrę, muszę pokonać mocno
terenowy odcinek szlaku. Chwilami prowadzi on tu wąską ścieżką
wśród gęstych krzaków. Gdyby nie to, że jest
nienajgorzej oznakowany, miałbym spore wątpliwości czy dobrze idę. W
końcu docieram w okolice najwyższej skały. Z pewnym zdumieniem, a może
bardziej na miejscu byłoby tu określenie niesmakiem, zauważam coś w
rodzaju sporego placu budowy. Obok dużego budynku widocznego na
zdjęciach satelitarnych pod samą skałą 504 (Czubatką) powstanie pewnie
kolejny obiekt. Na razie jest tu zniwelowane rumowisko skalne, na
którym stoi kilka kontenerowych baraków. Całość
robi bardzo przygnębiające wrażenie. Zastanawiam się co robi miejscowy
konserwator przyrody? I kiedy okaże się, że teren zostanie ogrodzony i
otabliczkowany zakazami wejścia na prywatną posesję? Wśród
skał staną zapewne luksusowe apartamentowce, strzeżone przez płoty,
bramy, kamery, psy i legion ochroniarzy... A może się mylę i powstanie
tu jakaś atrakcja turystyczna? Tylko, że przyrodzie jest chyba obojętne
z jakiego powodu jest dewastowana, a z dewastacją niewątpliwie mamy tu
do czynienia.
|
Przez
szczelinę pomiędzy dwoma wysokimi skalnymi ostańcami przedostaję się w
rejon zamkowych murów. Przez chwilę obserwuję
dwóch motoparalotniarzy latających nad zamkowym
wzgórzem. Wspominam czasy, gdy sam w ten sposób
zwiedzałem ciekawe miejsca. Rozglądam się za miejscem do rozbicia
obozowiska. Udaje mi się dość szybko znaleźć kawałek płaskiego terenu
tuż obok murów, po południowo-zachodniej stronie zamku, obok
skały Niedźwiedź. W pierwszej kolejności muszę się wykąpać, bo po całym
dniu marszu w słońcu trochę się kleję. Chowam się za wielkim kamieniem
i z pomocą wody przyniesionej ze studni na rynku w Pilicy funduję sobie
odrobinę luksusu. W promocji dodaję sobie komplet świeżej bielizny. No,
full wypas można powiedzieć. :-). Z rozbiciem namiotu zaczekam do
zachodu słońca. Tymczasem wchodzę na okoliczne, dostępne skałki i
wybieram miejsca do zrobienia ciekawych zdjęć. Z niektórych
skał dochodzą ludzkie głosy. To wspinacze. Nie widzę ich jednak. |
|
Teraz
trochę na temat historii zamku:
Zamek Ogrodzieniec znajduje się
na skalistym wzgórzu zwanym Górą Janowskiego na
wschód od miasta Ogrodzieniec. Pierwsze założenie obronne
drewniano-ziemne mogło tu istnieć już za czasów Bolesława
Krzywoustego. Możliwe też, że pierwszy gród ogrodzieniecki
znajdował się na sąsiedniej górze Birów, gdzie
Błażej Muzolf w latach 90. XX wieku podczas badań odkrył relikty
drewnianego grodu. Murowana warownia powstała za czasów
Kazimierza Wielkiego lub nieznacznie wcześniej. Kazimierz Wielki nadał
dobra ogrodzienieckie marszałkowi Królestwa Polskiego
Przedborowi z Brzezia. Kiedy Przedbór otrzymał Ogrodzieniec
zamek był uszkodzony i wymagał odbudowy, którą
przeprowadzono, możliwe, że wcześniej drewniany zamek uzyskał wtedy
murowane elementy obronne.
|
|
W tym czasie zamek zajmował
najwyższą partię skał, ale poza murami obwodowymi mógł się
składać tylko z drewnianej zabudowy dziedzińca. Możliwe, że od
północnego-wschodu, gdzie stok opadał łagodniej istniał wał
lub mur obronny. Wjazd na teren zamku prowadził przez szczelinę w
skałach po wschodniej stronie założenia. Po śmierci Przedbora zamek
wrócił na własność państwa i w 1386 roku Władysław Jagiełło
nadał go cześnikowi krakowskiemu i staroście lubelskiemu Włodkowi z
Charbinowic herbu Sulima. W XV wieku, prawdopodobnie za
czasów Sulimów, zamek rozbudowano. Na wschodniej
skale wzniesiono trzykondygnacjową mieszkalną wieżę, a na południowej -
skrzydło mieszkalne. Na dziedzińcu umieszczono, choć być może istniała
już wcześniej, cysternę na wodę. W 1470 roku zamek został kupiony od
rodu Sulimów przez Imbrama i Piotra Salomonów, a
następnie przechodził na własność Rzeszowskich, Pileckich, Chełmskich i
Bonerów. W pierwszej połowie XVI wieku właścicielem
Ogrodzieńca był Seweryn Boner.
|
|
Był prawą ręką Zygmunta Starego,
który polecił mu przebudować Wawel. Po wybudowaniu
rezydencji królewskiej zdecydował się dla siebie wznieść
równie wspaniałą. Z wielu swoich posiadłości wybrał
Ogrodzieniec jako najlepiej położony, blisko Krakowa. Przebudował
gotycką warownię w Ogrodzieńcu na okazałą renesansową siedzibę.
Powstało wtedy skrzydło północne, powiększono południowe,
które otrzymało dwie wieże, a w miejscu dawnej bramy
wzniesiono trzecią wieżę bramną, do której prowadził
zwodzony most. W wieży bramnej urządzono na trzeciej kondygnacji
kaplicę. U stóp zamku rozciągało się rozległe podzamcze o
celach gospodarczych i rozrywkowych, na którym urządzano
turnieje rycerskie. Po śmierci Seweryna Bonera rozbudowę jeszcze
kontynuował jego syn Stanisław, który wzniósł
skrzydło zachodnie, a do południowego dobudował "kurzą nogę" na
zewnątrz murów zamkowych, budynek ten posiadał pięć
kondygnacji i na każdej z nich umieszczono strzelnice.
|
|
Zamek
jednak w XVI wieku był bardziej rezydencją niż obiektem obronnym.
Kolejnym właścicielem Ogrodzieńca został Mikołaj Ligęza,
który podniósł obronność zamku od południa
wznosząc obok "kurzej nogi" beluard. Zamek został w 1587 roku zdobyty
przez wojska arcyksięcia Maksymiliana Habsburga, jednak nie ucierpiał w
tym epizodzie. Potem był własnością Firlejów, a w połowie
XVII wieku Andrzej Firlej dokonał niewielkich prac budowlanych i
zmienił wystrój zamku na barokowy. Podczas potopu
szwedzkiego zamek został opanowany przez najeźdźcę, ale
również nie ucierpiał. Po wycofaniu się Szwedów
zamek objął kasztelan krakowski Stanisław Warszycki, który
podzamcze otoczył murem z bramą wjazdową i wzniósł w jego
obrębie stajnię i wozownię.
Od 1702 roku rozpoczął się upadek zamku.
Szwedzkie wojska Karola XII wycofując się z tych terenów
podpaliły rezydencję. Ówcześni właściciele Męcińscy nie
podjęli się zbyt kosztownego remontu i zamek popadał w ruinę. W roku
1784 zrujnowane zabudowania kupił od Męcińskich Tomasz Jakliński,
nadawało się tu do użytku jedynie kilka pomieszczeń. W 1810 roku
ostatnia właścicielka Ogrodzieńca, siostra Jaklińskiego, ostatecznie
opuściła zamek.
|
Od tej pory był on miejscem
pozyskiwania budulca dla okolicznych gospodarstw. W początkach XX wieku
teren z ruinami zakupił jeden z tutejszych chłopów, co
jednak nie zmieniło przeznaczenia ruin.
W okresie
międzywojennym z inicjatywy Aleksandra Janowskiego,
współzałożyciela Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego,
stopniowo wykupywano teren zamkowy i przystąpiono do zabezpieczania
posiadłości.
Po drugiej
wojnie światowej zabezpieczono w latach 1949-1973 zamek jako trwałą
ruinę i udostępniono turystom.
[źródło:
www.zamki.pl]
|
Wieczór
robi się chłodny. Na szczęście nagrzane całodziennym słońcem wapienie
teraz oddają ciepło i w ich bliskości jest bardzo przyjemnie.
Zachód w sąsiedztwie ruin zamku dostarcza niezapomnianych
wrażeń wizualnych. Jest naprawdę klimatycznie... Gdy robi się już
całkiem ciemno, wybieram się jeszcze na mały spacer. Spacer staje się
niechcący obejściem dookoła całego zamku wraz z murami. Ruiny jednak są
tak ładnie oświetlone, że chcę je obejrzeć z każdej strony. Przy okazji
zaglądam przez płot tutejszego parku miniatur. Jednak po odwiedzeniu
podobnego miejsca w Klagenfurcie w Austrii, ten wydaje mi się dość
siermiężny. |
|
Ponieważ
ruiny otwarte będą jutro rano dopiero od 9:00 postanawiam ich nie
zwiedzać. Zresztą znam je, kilkakrotnie tu byłem, a nie sądzę by zaszły
jakieś rewolucyjne zmiany. Wieczorny spacer zajmuje mi tak długi czas,
że spać idę około 22. Dziś ziemia wydaje mi się twardsza. A może jestem
po prostu bardziej zmęczony. W końcu przeszedłem 27 km. Trochę więcej
niż wynosi dzienny limit, ale wszystko przez to błądzenie...
|
|