|
Dzień 3, 19 kwietnia 2011 r. |
|
Ranek wstaje pochmurny. Noc była
ciepła, dopiero przed świtem musiałem zapiąć śpiwór.
Budzę się wśród śpiewu ptaków. Oczywiście słyszę
też odgłosy cywilizacji, ale w nocy ratowały mnie przed nimi zatyczki w
uszach. Czuję się bardzo dobrze, wypoczęty i gotów do
wielkich czynów. Zdaję sobie jednak sprawę, że to uczucie
może się zmienić po przejściu kilkuset metrów.
Póki co robię śniadanie. Płatki dodają chęci do życia. Mimo
że jestem kilkaset metrów od drogi, na której
mógłbym próbować szukać transportu powrotnego,
decyduję się iść dalej w kierunku Jaroszowca. Jest tam stacja kolejowa.
Liczę na to, że w razie konieczności złapię stamtąd jakiś transport do
Olkusza. Namiot jest suchy, więc bez problemu zwijam obozowisko. Pakuję
się, sprawdzam czy nie pozostawiłem jakichś
„pamiątek” po czym ruszam w drogę. Początkowo idzie
mi się nieźle. Przebity odcisk siedzi cicho. Niestety bardzo szybko
okazuje się, że ścięgno się nie naprawiło i nie ma zamiaru więcej
pracować. Obmacuję je i zauważam, że bardzo nieładnie skrzypi. Z
bólem decyduję się przerwać wędrówkę. Jest to nie
tylko ból fizyczny, ale i żal, że znów nie udaje
mi się osiągnąć zamierzonego celu. Ale nie dam się zjeść w kaszy.
Podleczę się i wrócę na szlak. |
Ścieżka
na Górę Zubową (zapamiętajcie to zdjęcie)
|
|
Na
razie idę przez las pomiędzy wapiennymi ostańcami. Około 9:30 dochodzę
do stacji kolejowej w Jaroszowcu. Choć określenie
„stacja” nie oddaje w pełni klimatu tego miejsca.
Właściwie jest tu tylko peron, bo stojący opodal budynek wygląda na
nieużywany. Na domiar złego na peronie nie ma rozkładu jazdy. Jest za
to cennik, więc wiem, że bilet do Olkusza kosztuje 3,70 zł, choć nie
wiem czy i kiedy nadjedzie pociąg. |
Tu jeszcze wiosny nie widać |
|
Wszystkie
widziane z tego miejsca semafory jednoznacznie zabraniają wjazdu.
Zastanawiam się co w takiej sytuacji zrobić. Ponieważ nigdzie mi się
nie spieszy, powoli przepakowuję się na podróż i wyrzucam
śmieci. Na peronie prócz mnie nie ma żadnych innych
pasażerów. Jest mi właściwie obojętne, w którym
kierunku pojadę, bo czy z Wolbromia czy z Olkusza, busy do Krakowa
powinny być jednakowo łatwo osiągalne. Jednak równie dobrze
mogę na pociąg czekać dziesięć minut, co cztery godziny. Po kilkunastu
minutach bezowocnego oczekiwania zrezygnowany biorę plecak na plecy i
idę w kierunku przejścia podziemnego. Mam zamiar poszukać
alternatywnego transportu. I tu opatrzność daje o sobie znać, bo gdy
jestem w połowie schodów słyszę komunikat z niemych do tej
pory peronowych głośników, niczym głos z samych niebios,
zapowiadający pociąg. Nie bardzo słyszę, ale wydaje mi się, że ma
jechać w kierunku Olkusza. Uśmiech pojawia się na mojej twarzy.
Faktycznie po kilku minutach nadjeżdża bordowo-czarny skład osobowy.
Wsiadam i po 10 minutach dojeżdżamy do Olkusza. |
Kiedyś był tu rozkład... Może... |
|
Jednak się udało! |
|
|
Po
drodze obserwuję miejsca, które już znam. To te, w
których szlak przecina tory kolejowe. Busy z Olkusza do
Krakowa jeżdżą bardzo często, więc bez problemu udaje mi się złapać
jeden z nich. Równo z wybiciem godziny 11 wysiadam w okolicy
IKEI. Stamtąd kuśtykam do domu z mocnym postanowieniem jak najszybszego
powrotu na szlak. |
|