|
AKAPITKolejowe
włóczęgi stanowią swego rodzaju hybrydę pomiędzy
jednodniówką a maratonem. Trwają zazwyczaj kilka dni, podczas których z zasady poruszam się wyłącznie składami
osobowymi różnych przewoźników, często wykorzystując Bilet turystyczny*, Regiokarnet*, bądź po prostu zwykłe bilety relacyjny. To wymusza
przerwy w podróży, albowiem pociągi osobowe kończą bieg
najpóźniej około północy, a kolejnego dnia rozpoczynają nie
wcześniej niż po godzinie 3 rano. Jest zatem czas na sen, choć warunki
tego snu i jego jakość bywają baaardzo różne. Czasem jest to
nocleg w hostelu, czasem na rozwieszonym w lesie hamaku, zdarzają się i
warunki bardziej spartańskie. Ot, po prostu to, na co okoliczności i
zawartość plecaka pozwalają. Zazwyczaj celem włóczęgi nie
jest przejechanie maksymalnej ilości kilometrów, ale
poznanie pod względem kolejowym danego regionu, nieznanego jeszcze
odcinka linii, odwiedzenie ciekawego (z dowolnych powodów)
miejsca, czy wreszcie urządzenie polowania z obiektywem na kolejowy
tabor. Ten ostatni motyw jest zresztą brany pod uwagę przy okazji
każdej podróży, nie tylko kolejowej, bo aparat fotograficzny
to już od dawna niemal anatomiczna część mojego ciała.
AKAPITZapraszam
zatem do lektury! |
|