wstęp strona główna
dzień1 dzień2 dzień3 dzień3 dzień3 dzień3



Dzień 5,
21 sierpnia 2016 r.


trasa:
Gdynia Główna – Łeba – Lębork – Słupsk – Szczecinek – Chojnice – Piła – Bydgoszcz Główna – Toruń Główny
[561 km / 8 pociągów]
mapa


AKAPITDziś jestem szybszy od budzika. Budzę się kilka minut przed nim i skutecznie drania knebluję. Spałem tak sobie. Kołdra ciężka jak płyta nagrobna cały czas zsuwała się na bok. Z wielką jak Australia poduszką pożegnałem się już pierwszego dnia, bo jednostronnie uznałem, że dla nas dwojga w tym łóżku miejsca jest zdecydowanie za mało. Dziś niedziela, znajomy bar mleczny jest nieczynny, więc muszę się zadowolić tym, co mi jeszcze zostało z prowiantu. Sprzątam pokój i się pakuję. Rzucam okiem przez okno – no dobra, źle nie jest, wygląda, że chwilowo prognozy się nie sprawdzają. Nie pada, choć po prawdzie słońca też nie widzę. Wychodzę z akademika. Po drodze na dworzec mijam się z człowiekiem idącym w jednym, za to bardzo eleganckim bucie. Nieco rozchełstany, choć wczoraj zapewne gustowny ubiór zdradza, skąd osobnik ten wraca. Taka imprezka być musiała!
AKAPITPociąg do Łeby już stoi przy peronie. SA137 – ten sam, który wczoraj ciągnął moją bonanzę na Hel. Siadam z tyłu. Pasażerów jest bardzo niewielu. Ruszamy. Dziś znów podróżuję na Bilecie turystycznym, więc ominęła mnie konieczność wizyty w kasie. Na trasie do Lęborka pociąg ma parominutowe postoje na co najmniej kilku stacjach. Mówiąc krótko, wlecze się niemiłosiernie. W Lęborku zaczyna kropić deszcz. Za Lęborkiem zaczyna regularnie padać, a nawet lać. Niebo zaciągnięte jest w zupełności. Chmury przewalają się tak nisko, że zaplątują się w wirujące skrzydła wiatraków elektrowni wiatrowych. Pogoda jest senna i ja zaczynam trudną walkę z sennością. Jeżeli taki będzie cały dzień...
AKAPITW Łebie wysiadam jedynie pro forma. Razem ze mną wysiadła kilkuosobowa grupa rowerzystów. Zastanawiają się, czy nie wracać tym samym pociągiem. Ja nie mam takich dylematów. Wiem już, że wrócę nim na pewno. Tymczasem chronię się w ciasnej poczekalni miejscowego dworca. Poczekalnia jest pełna ludzi. Co najmniej część pojedzie tym samym pociągiem. Reszta czeka zapewne na TLK. Szybko dochodzę do wniosku, że dalsze oczekiwanie na poprawę pogody byłoby równie bezsensowne, jak oczekiwanie od „zielonych ludzików” dobrowolnego wycofania się z Donbasu i wsiadam z powrotem do pociągu. Ludzi jest sporo, ale znajduję wolną czwórkę. Niedaleko mnie siedzi kilkuosobowa mieszana grupka wracająca do domu. Prócz wielkich  waliz  tarasujących  przejście  co  najmniej  spora  część z nich wiezie z sobą ogromnego kaca. Z tego, co między sobą mówią, w pociągu TLK brakło dla nich miejsc.

SA137 na stacji w Łebie
AKAPITW Lęborku, gdzie pociąg kończy teraz bieg, mam pół godziny. O dziwo chwilowo nie leje. To znaczy, nie leje aż tak mocno. Idę więc na poszukiwania sklepu. Znajduję mały sieciowy. Bida z nędzą. No wiem, że jest niedziela, ale... W każdym razie w tym mieście nie pojem. Gdy wracam na dworzec, deszcz znów się nasila. Na szczęście nie jest zimno. Po chwili nadjeżdża pociąg SKM z Gdyni. To nim pojadę teraz do Słupska. Muszę tylko kupić bilet. Niestety trójmiejska SKM nie honoruje biletów innych przewoźników. Chytrusy...
AKAPITSzklana pogoda za oknem turbokibla powoduje, że zaczyna mnie morzyć sen. Oczywiście odpowiada za to również ogólne zmęczenie czy może raczej niedospanie, którego doświadczałem przez ostatnich kilka dni. Oj tam! Wyśpię się w domu. Ale z jedzeniem to trzeba coś pokombinować, bo: „gdy w brzuchu burczy, dostaję kurczy...”
AKAPITPo mniej więcej godzinie wysiadam w Słupsku. Mam dokładnie 12 minut na przesiadkę i plan błyskawicznego przebiegnięcia dworca w poszukiwaniu czegoś do... No właśnie. Na szczęście od razu wpada mi w oko kiosk, w którym są drożdżówki. Biorę dwie. Dieta dietą, ale warunki są specyficzne, rzekłbym bojowe.
AKAPITKolejny pociąg to spalinowy zespół trakcyjny Przewozów Regionalnych SA132, w którym... pada deszcz. No tak, przez nieszczelny dach leje się do środka i to całkiem nieźle. Część foteli nie nadaje się przez to do użytku.
Do Szczecinka jedziemy głównie przez lasy. Wzdłuż torów widać często zaorany pas ziemi mający chronić drzewostan przez rozprzestrzenianiem się „odkolejowych” pożarów. Wygląda to trochę jak „sistema” na granicy byłego ZSRR. Oczywiście tu nie ma zasieków i drutów kolczastych.
AKAPITMniej więcej dwie godziny później pociąg zatrzymuje się na stacji w Szczecinku. Pogoda jest ustabilizowana. Leje. Snuję się po peronach, bo szczecinecki dworzec jest... hmmm... jak by to ująć? Mało propasażerski? Budynek jest bardzo zaniedbany. Z cegieł na elewacji odłażą liszaje warstw olejnej farby, z których ostatnia pamięta jeszcze prawdopodobnie wyzwolicieli z Armii Czerwonej. Nie lepiej jest wewnątrz budynku. Dworcowa poczekalnia straszy brudem i siedzeniami, które wydają się złośliwie kpić:
AKAPIT– Tylko spróbuj na mnie usiąść, a pożałujesz...
AKAPITDo mieszczącej się w sąsiednim budynku toalety nawet bałbym się zaglądać.
AKAPITPo drugiej stronie torów dymią wielkimi kominami zakłady Kronospan produkujące płyty wiórowe. Na sąsiednim peronie czeka na pociąg duża grupa 8-10 letnich    dziewczynek    umundurowana w stroje sportowe i uzbrojona  w  obręcze


SA132 po przyjeździe do Szczecinka

szczecinecki dworzec kolejowy
gimnastyczne. Pewnie jadą na jakieś zawody. Każda z nich ma też sporą walizę. Kilka minut przed przyjazdem pociągu rozlega się komunikat o zmianie peronu. I teraz cała ta pielgrzymka obładowana jak wielbłądziątka dość niewygodnym w transporcie bagażem gramoli się po schodach przejścia podziemnego. Co najciekawsze, a może raczej najdziwniejsze, opiekunom tej grupy nawet do głowy nie przychodzi, że może najmłodszym warto byłoby pomóc.

zakłady Kronospan

czytelnicza skrzynka
AKAPITW końcu w geście beznadziejnej rozpaczy   mimo   ciągle   siąpiącego   deszczu i braku perspektyw na przerwę w opadach idę do miasta. Jakby w opozycji do obskurnego dworca po drugiej stronie ulicy znajduję skrzynkę „bookcrossing” przeznaczoną do bezpłatnej wymiany przeczytanych już książek. Nie jest pusta. Co więcej, widzę, jak podchodzi do niej mężczyzna o wyglądzie raczej kloszarda niż inteligenta (choć zasadniczo jedno wcale nie wyklucza drugiego oraz vice versa) i przegląda książki. Czyli jest to co najmniej trafna inicjatywa.
AKAPITStrawa dla ducha ważną jest, niemniej pora obiadowa znów nastała i należy się rozglądnąć za czymś do zjedzenia na ciepło. Niestety nie mam rozeznania w szczecineckich lokalach. Pozostaje mi zdać się na ślepy los. Trafiam do pizzerii i kebabiarni na ul. 28 lutego. Na pizzę trzeba czekać 20 minut. Dla mnie za długo. Udławiłbym się nią potem. Wybieram więc zapiekankę z kebabem, cokolwiek by to miało oznaczać. Po kilku minutach dostaję coś, co ocieka majonezowym sosem i kapie już na podłogę lokalu, zanim zdążę z niego wyjść. Jem po drodze, wracając na dworzec. W smaku jest to doskonale nijakie. Składnik, który w założeniu miał być chyba mięsem, nawet go nie przypomina. Bułka – jak bułka, żadna rewelacja. Sos – bueeee..., keczup podobnie. Nie wmuszam w siebie całości. Reszta ląduje w koszu. Całość zasługuje co najwyżej na dwóję. I to słabą. Omijać szerokim łukiem.
AKAPITNie wiem, czy to kwestia wolniejszego tempa, czy wstrętnego smaku zapiekebaba, ale droga powrotna dłuży mi się niemiłosiernie. W pewnym momencie zaczynam się nawet zastanawiać czy aby nie pobłądziłem, choć droga była przeraźliwie prosta. Jedynym plusem jest to, że przestało padać. I to chyba definitywnie.
AKAPITGdy wracam na dworzec, dla odmiany  widzę  teraz  sporą  grupę  chłopców.  Wszyscy  ubrani  są  w  czerwone  piłkarskie  stroje z numerami na koszulkach. Podobnie jak wcześniej dziewczynki, mają z sobą ogromne walizy. Najciekawsze jest to, że są przecież jeszcze wakacje.
AKAPITKolejny pociąg zawiezie mnie do Chojnic. Podjeżdża spalinowy SA102. To dokładnie ten sam skład, którym w poprzednie wakacje jechałem ze Szczecinka do Słupska. I to w nim właśnie zostawiłem wtedy swój poddupnik. Siedzenia ma twarde i niewygodne, ale utraty drugiego już nie zaryzykuję. Kilkadziesiąt minut wytrzymam. Pomny panującego w tym składzie hałasu tym razem nie wsiadam do wagonu silnikowego. W sterującym jest nawet znośnie.
AKAPITPrzejeżdżamy przez Czarne. To niewielkie miasto słynie z jednego  z  największych w Polsce zakładów karnych. W czasie II wojny mieścił się tutaj ponadto stalag II B – niemiecki obóz  jeniecki dla żołnierzy Armii Czerwonej. Po wojnie żołnierze tej armii pozostali w Czarnem. Teraz już jako część kontyngentu północnej grupy wojsk. Obecnie  Czarne  także ma związek z siłami zbrojnymi. Prócz jednostki wojskowej znajduje się tu składnica garnizonowa, czyli coś w rodzaju wojskowych magazynów uzbrojenia. Nie wchodząc  zbytnio

SA102 pojedzie do Chojnic
w szczegóły, powiem tylko, że gdy przejeżdżamy obok, za niezbyt wysokim płotem widzę stojące rzędy starych czołgów i transporterów opancerzonych. Po ich wyglądzie sądząc, mogłyby prędzej służyć za poligonowe cele, niż nadawać się do walki.
AKAPITDojeżdżamy do Chojnic. W tym samym mniej więcej czasie zjeżdżają się tu pociągi z wszystkich stron świata. Choć świat w tym wydaniu ogranicza się do okolicy w promieniu około stu kilometrów, bo przez stację nie przejeżdża żaden pociąg dalekobieżny. Krzyżuje się tu kilka linii kolejowych biegnących z sześciu kierunków. Pięć z nich jest użytkowanych. Żadna nie jest zelektryfikowana, a zatem wszystkie pociągi są jednostkami spalinowymi. Na chojnickiej stacji co do zasady ruch jest obecnie bardzo niewielki, ale zdarza się, że niemal jednocześnie przyjeżdżają pociągi z czterech kierunków i wymieniają się pasażerami. Dokładnie tak jest w tej chwili. Dla mnie to nie lada gratka. Wyciągam aparat i fotografuję, co się da. Jest MR/MRD zwany mrówą* należący do Arrivy, Są SA121, SA109, SA133 Przewozów Regionalnych i co mnie bardzo cieszy należący do tego samego przewoźnika SA108 z racji kształtu określany mianem żelazka*. Tego zespołu nie miałem jeszcze okazji oglądać, a wygląda na to, że właśnie nim pojadę w dalszą drogę.

mrówa

SA121

SA109

SA133

żelazko
AKAPITDo odjazdu mam jeszcze trochę czasu, obchodzę więc całą stację. Zauważam innego kolejowego maniaka. Podobnie jak ja, on też fotografuje składy. Po chwili jednak znika. Zapewne poszedł zwiedzić miasto. Ja zostaję. Mam tutaj co robić. Uwieczniam na zdjęciach dworcowy budynek. Już dzielny wojak Szwejk mówił, że kolejowe dworce bardzo dobrze się fotografuje, bo się nie ruszają. Budynek jest okazały, choć przydałby mu  się  gruntowny  remont.  Niemniej  jednak
w porównaniu do szczecineckiego dworca, jest to po prostu pałac. W 2015 roku dworcowy budynek został przejęty od kolejowej  spółki  przez  władze miasta i teraz to na nich spoczywa obowiązek       jego         remontowania i utrzymywania w dobrej kondycji. Jakoś tak się dziwnie składa, że wcześniej tego nie planując, chojnicką stację  odwiedzam  już  po   raz   drugi w czasie tej podróży. Chojnice, Chojnice... Co mnie tak do was ciągnie?

dworzec kolejowy w Chojnicach

czas biegnie tu innym rytmem
AKAPITTym razem mam nieco więcej czasu, a po poprzednim rozpoznaniu terenu wiem już gdzie i po co iść. Stacja jest ogromna. Ponad 20 przelotowych torów jest zupełnie pustych. Prócz nich są tu jeszcze tory ślepe prowadzące do starej parowozowni. Niedaleko niej stoi parowóz Ty2. Gdyby go nieco podreperować, to kto wie, może i wypuściłby jeszcze z komina kłąb pomieszanego z parą dymu.
AKAPITTy2... Zaraz. Parowóz, lokomotywownia, Chojnice, Ty2... Parowóz, Ty2, 860... Chwila. Jakie 860? Skąd 860? Przecież ten tutaj ma numer 1387. Ty2-860, parowozownia Chojnice... Puzzle w mojej głowie zaczynają się powoli układać w całość. Po chwili dołączają jeszcze inne fragmenty obrazka. Pogrążona w mroku stacja kolejowa, stojący obok dworca wyremontowany parowóz, właśnie Ty2-860, mały drewniany domek i...

AKAPIT– Wiem! – mój okrzyk był zapewne słyszalny ze sporej odległości. Rozglądam się ukradkiem, ale na szczęście w polu widzenia nie ma absolutnie nikogo. Uświadamiam sobie w końcu to, co usiłowałem wygrzebać z pamięci dwa dni temu. Dociera do mnie ponadto, że wydarzyło się to dokładnie rok wcześniej od tamtego dnia. Przypadek? Nie sądzę.
AKAPIT– Ale przecież to był tylko...
AKAPITNa wszelki wypadek jednak spoglądam na parowóz i niby do siebie, niby do niego rzucam
AKAPIT– Co, może mi powiesz, że też go znałaś? A może i ją?
AKAPITLokomotywa jest jednak porządnym kawałem stali. Milczy jak zaklęta.
AKAPITWspomnienia zeszłorocznej niezwykłej przygody wprowadzają mnie w specyficzny nastrój. Postanawiam pójść do małego sklepiku i jednak pogadać. Klepię na pożegnanie stalowy zderzak parowozu i brnę z powrotem przez mokre trawy. Przechodzę przez pusty o tej porze budynek dworca, słuchając echa własnych kroków. Podchodzę do drzwi sklepu i...  Są zamknięte na głucho, a wewnatrz panują ciemności. No tak, jest niedziela, do tego godzina zrobiła się późna nawet dla kogoś, kto bardzo swoją pracę kocha...
AKAPIT– Mówiłem przecież, że sobie przypomnisz. Poniewczasie... – twarz w tej samej co dwa dni wcześnuiej kałuży uśmiecha się sarkastycznie – Nic dwa razy się nie zdarza.
(Ciekawych co miało miejsce rok wcześniej, odsyłam tutaj)
AKAPITDo rzeczywistości przywołuje mnie niski dźwięk sygnału lokomotywy. W oddali widzę światła zbliżającego się pociągu towarowego i unoszącą się nad nim ciemną smugę spalin. Układ tych świateł jest dość charakterystyczny. Trzecie, górne światło umieszczone jest dość nisko, pod szybami kabiny sterowniczej. Czyżby to była Ludmiła*? W rzeczy samej, po chwili ciężka lokomotywa spalinowa BR232 ze składem węglarek zatrzymuje się przed semaforem wyjazdowym ze stacji. Na sąsiednim torze stoi zespół SA108, który wygląda teraz przy niej jak dużo młodszy braciszek. Po kilku minutach postoju towarowiec rusza w dalszą drogę, a ja uwieczniam ten moment na filmie.
AKAPITWsiadam do mojego składu. Przed jego odjazdem na stację wtacza się jeszcze pociąg z Tczewa. Spora część pasażerów przesiada się i mój wagon się zapełnia. Widzę sporo młodych osób. Dokąd jadą po weekendzie? Pewnie do pracy lub szkoły, a nie w rodzinne strony.

Ludmiła z braciszkiem żelazko
AKAPITPogoda zaczyna się poprawiać. Zza chmur wyłania się na moment wiszące nisko nad horyzontem słońce. Złotawe światło omiata świat, ocieplając nieco jego wizerunek po dość szarym i nieprzyjemnym dniu. Pociąg sunie żwawo, ale i tak łapie kilka minut opóźnienia. Problem leży jednak w tym, że mnie nie na rękę jest nawet tak niewielkie. W Pile będę miał ledwie pięć minut na przesiadkę. W dodatku nie znam topografii dworca, a pilski jest kolejnym budowanym na północną modę pomiędzy peronami. Zapewne czeka mnie więc szybki bieg po nie jednych schodach. Z tego, co obserwuję i słyszę, nie jestem osamotniony z tym problemem. Pasażerowie przesiadający się na pociąg jadący potem do Poznania mają jeszcze mniej czasu, a jak się za chwilę okaże, dłuższy ode mnie dystans do pokonania. W pociągu panuje więc z lekka nerwowa atmosfera. Na wszelki wypadek kilka minut przed przyjazdem do Piły idę do kierownika pociągu i proszę o skomunikowanie* z pociągiem do Bydgoszczy.
AKAPIT– Już jest zgłoszone – słyszę burkliwą odpowiedź.
AKAPITNie jestem zapewne pierwszym zgłaszającym, bo kierownik jest już wyraźnie rozdrażniony udzielaniem ciągle tej samej odpowiedzi. Na wszelki wypadek ustawiam się w blokach startowych przy drzwiach, a gdy wjeżdżamy na stację, jeszcze z pociągu rozglądam się, szukając właściwego kierunku. Pilski dworzec nie jest niestety zbyt ergonomiczny. By dostać się z peronu, na który wjechał mój pociąg na peron, z którego odjedzie kolejny, muszę dwukrotnie zejść do przejścia podziemnego i dwukrotnie z niego wyjść.  Ja  jestem w miarę sprawny, ale co w takiej sytuacji zrobić ma osoba z problemami ruchowymi lub tylko ze sporym bagażem. Udaje mi się wsiąść do pociągu na dwie minuty przed planowym odjazdem. Ku mojemu zdziwieniu skład nie czeka ani minuty dłużej. No cóż, adrenalinka to adrenalinka...
AKAPITKibel z Piły do Bydgoszczy zasuwa aż miło. W końcu mogę usadzić swoją odwrotną stronę w wygodnej kanapie, a nie na twardych, choćby nie wiem jak nowoczesnych siedziskach, z którymi mój odwłok miał dziś styczność od samego rana. Nie ma jak stara poczciwa derma z gąbką pod spodem.
AKAPITPierwszą stacją jest stacja o wdzięcznej nazwie Kaczory. Mieszczą się tu zakłady papiernicze produkujące papier toaletowy. Skąd to wiem? Bo miałem go kiedyś w rękach. I nie tylko tam. Oczarował mnie wówczas żółtymi kaczuszkami na “banderoli” oklejającej nową rolkę.
AKAPITZbliża się wieczór. Zanim zasłoni wszystko granatową zasłoną, widze snujące się nisko nad zielonymi łąkami wąskie pasemka mgieł. Linia kolejowa wiedze teraz północnym zboczem Doliny Noteci. Chwilami tor wznosi się kilkanaście, a może i więcej metrów nad jej dnem. Gdyby nie późna pora, widoki mogłyby być naprawdę piękne.
AKAPITPora na kolację. Nie będzie wyszukana. To bardziej pozbywanie się resztek niż uczta. Chleb kupiony jeszcze w Braniewie, pasztecik przywieziony z Krakowa i resztka wczorajszego  soku  do  popicia.  Do  Bydgoszczy  musi  wystarczyć.  Potem  –  się  zobaczy. A w Bydgoszczy wita mnie odnowiony budynek starego dworca i niedawno ukończony nowy z nowoczesną, szklano-metalową bryłą. Obydwa wyglądają bardzo ładnie, zwłaszcza stary podświetlony jasnymi lampami i odcinający się od ciemnego nocnego nieba. Mam trochę czasu, więc zwiedzam je  dokładnie. Bydgoski stary dworzec jest kolejnym z dworców umiejscowionych pomiędzy peronami. Aby przejść tu z peronu 3 na peron 2 lub z peronu 2 na peron 1, trzeba przejść przez budynki obydwu dworców, albowiem wejścia do przejść podziemnych kryją się w ich wnętrzach. Osoby znające rozkład budynków poradzą sobie na pewno. Gorzej przyjezdny, który ma tylko kilka minut na przesiadkę. W dodatku liczba peronów jest tu znaczna, bo prócz przelotowych* są tu również perony czołowe*. Na plus należy policzyć to, że dworzec jest czynny całą dobę, jest w nim kilka poczekalni, wydzielona specjalna strefa z miejscem zabaw dla osób z małymi dziećmi oraz oszklona kabina dla palaczy. Jest to chyba jeden z najbardziej zaawansowanych dworców kolejowych w Polsce.

budynek bydgoskiego starego dworca

poczekalnia dla osób z dziećmi...

...i dla palaczy
AKAPITSpaceruję wzdłuż peronów. Po drugiej stronie torów znajdują się zakłady Pesa. Na torach obok hal zaparkowane są 3 Gagariny, stonka, 2 gamonie i kolejna widziana dziś przeze mnie Ludmiła.
AKAPITW ostatnią dziś podróż powiezie mnie czerwono-biały Elf Przewozów Regionalnych. Jest prawie pusty. Prawie... Za mną siada trzech przyszłych finansistów. Wymieniają się wrażeniami, po jak podejrzewam, ostrej weekendowej popijawie, którą zaliczyli gdzieś na wyjeździe. Resztki alkoholu, zapewne solidnie utrwalone, szumią im jeszcze w głowach. Snują plany na przyszłość bliższą i dalszą. W tej dalszej marzą o zbiciu fortuny z prowizji maklera giełdowego. W tej bliższej zadowolą się kebabem zjedzonym na toruńskiej starówce.
AKAPITDo miasta Kopernika mój pociąg wjeżdża planowo o godzinie 23:22. Dwie minuty później melduję się w recepcji sympatycznego hostelu na toruńskim dworcu.  Nieco  wcześniej

odbicie Elfa
napisałem maila, uprzedzając, że przyjadę raczej późno, więc spodziewają się mnie tu. Kwadrans później jestem już w łóżku. I znów jestem sam w pokoju. Umyłem się nawet, choć było to raczej zgrubne mycie. Na  dokładne  ablucje  nie  ma  czasu.  Północ  już  puka  do  drzwi, a pobudka tylko czeka z orkiestrą na godzinę 5:00. Sen musi się dziś bardzo spieszyć z robotą.


* - odnośniki z wyrażeń okraszonych gwiazdką prowadzą do wyjaśniającego ich znaczenie kolejowego leksykonu


następny dzień