|
Dzień
5,
21 sierpnia 2016 r.
trasa:
Gdynia Główna – Łeba – Lębork
– Słupsk –
Szczecinek – Chojnice – Piła – Bydgoszcz
Główna – Toruń Główny
[561 km / 8 pociągów]
|
|
|
AKAPITDziś
jestem szybszy od budzika. Budzę się kilka minut przed nim i skutecznie
drania knebluję. Spałem tak sobie. Kołdra ciężka jak płyta nagrobna
cały czas zsuwała się na bok. Z wielką jak Australia poduszką
pożegnałem się już pierwszego dnia, bo jednostronnie uznałem, że dla
nas dwojga w tym łóżku miejsca jest zdecydowanie za mało.
Dziś
niedziela, znajomy bar mleczny jest nieczynny, więc muszę się zadowolić
tym, co mi jeszcze zostało z prowiantu. Sprzątam pokój i się
pakuję. Rzucam okiem przez okno – no dobra, źle nie jest,
wygląda, że chwilowo prognozy się nie sprawdzają. Nie pada, choć po
prawdzie słońca też nie widzę. Wychodzę z akademika. Po drodze na
dworzec mijam się z człowiekiem idącym w jednym, za to bardzo
eleganckim bucie. Nieco rozchełstany, choć wczoraj zapewne gustowny
ubiór zdradza, skąd osobnik ten wraca. Taka imprezka być
musiała!
AKAPITPociąg
do Łeby już stoi przy peronie. SA137 – ten sam,
który
wczoraj ciągnął moją bonanzę na Hel. Siadam z tyłu.
Pasażerów
jest bardzo niewielu. Ruszamy. Dziś znów
podróżuję na
Bilecie turystycznym, więc ominęła mnie konieczność wizyty w kasie. Na
trasie do Lęborka pociąg ma parominutowe postoje na co najmniej kilku
stacjach. Mówiąc krótko, wlecze się
niemiłosiernie. W
Lęborku zaczyna kropić deszcz. Za Lęborkiem zaczyna regularnie padać, a
nawet lać. Niebo zaciągnięte jest w zupełności. Chmury przewalają się
tak nisko, że zaplątują się w wirujące skrzydła wiatraków
elektrowni wiatrowych. Pogoda jest senna i ja zaczynam trudną walkę z
sennością. Jeżeli taki będzie cały dzień... |
AKAPITW
Łebie wysiadam jedynie pro forma. Razem ze mną wysiadła kilkuosobowa
grupa rowerzystów. Zastanawiają się, czy nie wracać tym
samym
pociągiem. Ja nie mam takich dylematów. Wiem już, że
wrócę nim na pewno. Tymczasem chronię się w ciasnej
poczekalni
miejscowego dworca. Poczekalnia jest pełna ludzi. Co najmniej część
pojedzie tym samym pociągiem. Reszta czeka zapewne na TLK. Szybko
dochodzę do wniosku, że dalsze oczekiwanie na poprawę pogody byłoby
równie bezsensowne, jak oczekiwanie od „zielonych
ludzików” dobrowolnego wycofania się z Donbasu i
wsiadam z
powrotem do pociągu. Ludzi jest sporo, ale znajduję wolną
czwórkę. Niedaleko mnie siedzi kilkuosobowa mieszana grupka
wracająca do domu. Prócz wielkich waliz
tarasujących
przejście co najmniej spora
część z nich
wiezie z sobą ogromnego kaca. Z tego, co między sobą mówią,
w
pociągu TLK brakło dla nich miejsc. |
SA137 na stacji w Łebie
|
|
AKAPITW
Lęborku, gdzie pociąg kończy teraz bieg, mam pół godziny. O
dziwo chwilowo nie leje. To znaczy, nie leje aż tak mocno. Idę więc na
poszukiwania sklepu. Znajduję mały sieciowy. Bida z nędzą. No wiem, że
jest niedziela, ale... W każdym razie w tym mieście nie pojem. Gdy
wracam na dworzec, deszcz znów się nasila. Na szczęście nie
jest
zimno. Po chwili nadjeżdża pociąg SKM z Gdyni. To nim pojadę teraz do
Słupska. Muszę tylko kupić bilet. Niestety trójmiejska SKM
nie
honoruje biletów innych przewoźników. Chytrusy...
AKAPITSzklana
pogoda za oknem turbokibla powoduje, że zaczyna mnie morzyć sen.
Oczywiście odpowiada za to również ogólne
zmęczenie czy
może raczej niedospanie, którego doświadczałem przez
ostatnich
kilka dni. Oj tam! Wyśpię się w domu. Ale z jedzeniem to trzeba coś
pokombinować, bo: „gdy w brzuchu burczy, dostaję
kurczy...”
AKAPITPo
mniej
więcej godzinie wysiadam w Słupsku. Mam dokładnie 12 minut na
przesiadkę i plan błyskawicznego przebiegnięcia dworca w
poszukiwaniu czegoś do... No właśnie. Na szczęście od razu wpada mi w
oko kiosk, w którym są drożdżówki. Biorę dwie.
Dieta
dietą, ale warunki są specyficzne, rzekłbym bojowe.
AKAPITKolejny
pociąg to spalinowy zespół trakcyjny Przewozów
Regionalnych SA132, w którym... pada deszcz. No tak, przez
nieszczelny dach leje się do środka i to całkiem nieźle. Część foteli
nie nadaje się przez to do użytku.
Do Szczecinka jedziemy głównie przez lasy. Wzdłuż
torów
widać często zaorany pas ziemi mający chronić drzewostan przez
rozprzestrzenianiem się „odkolejowych”
pożarów.
Wygląda to trochę jak „sistema” na granicy byłego
ZSRR.
Oczywiście tu nie ma zasieków i drutów
kolczastych.
AKAPITMniej
więcej dwie godziny później pociąg zatrzymuje się na stacji
w
Szczecinku. Pogoda jest ustabilizowana. Leje. Snuję się po peronach, bo
szczecinecki dworzec jest... hmmm... jak by to ująć? Mało
propasażerski? Budynek jest bardzo zaniedbany. Z cegieł na elewacji
odłażą liszaje warstw olejnej farby, z których ostatnia
pamięta
jeszcze prawdopodobnie wyzwolicieli z Armii Czerwonej. Nie lepiej jest
wewnątrz budynku. Dworcowa poczekalnia straszy brudem i siedzeniami,
które wydają się złośliwie kpić: |
AKAPIT–
Tylko spróbuj na mnie usiąść, a pożałujesz...
AKAPITDo
mieszczącej się w sąsiednim budynku toalety nawet bałbym się zaglądać.
AKAPITPo
drugiej stronie torów dymią wielkimi kominami zakłady
Kronospan
produkujące płyty wiórowe. Na sąsiednim peronie czeka na
pociąg
duża grupa 8-10 letnich dziewczynek
umundurowana w stroje sportowe i uzbrojona
w obręcze
|
SA132
po przyjeździe do Szczecinka
|
|
szczecinecki dworzec kolejowy
|
|
gimnastyczne.
Pewnie jadą na jakieś zawody. Każda z nich ma też sporą walizę. Kilka
minut przed przyjazdem pociągu rozlega się komunikat o zmianie peronu.
I teraz cała ta pielgrzymka obładowana jak wielbłądziątka dość
niewygodnym w transporcie bagażem gramoli się po schodach przejścia
podziemnego. Co najciekawsze, a może raczej najdziwniejsze, opiekunom
tej grupy nawet do głowy nie przychodzi, że może najmłodszym warto
byłoby pomóc. |
zakłady Kronospan |
|
czytelnicza
skrzynka
|
|
AKAPITW
końcu w geście beznadziejnej rozpaczy mimo ciągle
siąpiącego deszczu i braku perspektyw na przerwę w opadach
idę
do miasta. Jakby w opozycji do obskurnego dworca po drugiej stronie
ulicy znajduję skrzynkę „bookcrossing”
przeznaczoną do bezpłatnej wymiany przeczytanych już książek. Nie jest
pusta. Co więcej, widzę, jak podchodzi do niej mężczyzna o wyglądzie
raczej kloszarda niż inteligenta (choć zasadniczo jedno wcale nie
wyklucza drugiego oraz vice
versa) i przegląda książki. Czyli jest to co najmniej
trafna inicjatywa.
|
AKAPITStrawa
dla ducha ważną jest, niemniej pora obiadowa znów nastała i
należy się rozglądnąć za czymś do zjedzenia na ciepło. Niestety nie mam
rozeznania w szczecineckich lokalach. Pozostaje mi zdać się na ślepy
los. Trafiam do pizzerii i kebabiarni na ul. 28 lutego. Na pizzę trzeba
czekać 20 minut. Dla mnie za długo. Udławiłbym się nią potem. Wybieram
więc zapiekankę z kebabem, cokolwiek by to miało oznaczać. Po kilku
minutach dostaję coś, co ocieka majonezowym sosem i kapie już na
podłogę lokalu, zanim zdążę z niego wyjść. Jem po drodze, wracając na
dworzec. W smaku jest to doskonale nijakie. Składnik, który
w
założeniu miał być chyba mięsem, nawet go nie przypomina. Bułka
–
jak bułka, żadna rewelacja. Sos – bueeee..., keczup podobnie.
Nie
wmuszam w siebie całości. Reszta ląduje w koszu. Całość zasługuje co
najwyżej na dwóję. I to słabą. Omijać szerokim łukiem.
AKAPITNie
wiem, czy to kwestia wolniejszego tempa, czy wstrętnego smaku
zapiekebaba, ale droga powrotna dłuży mi się niemiłosiernie. W pewnym
momencie zaczynam się nawet zastanawiać czy aby nie pobłądziłem, choć
droga była przeraźliwie prosta. Jedynym plusem jest to, że przestało
padać. I to chyba definitywnie.
AKAPITGdy
wracam na dworzec, dla odmiany widzę teraz
sporą
grupę chłopców. Wszyscy
ubrani są
w czerwone piłkarskie stroje z
numerami na
koszulkach. Podobnie jak wcześniej dziewczynki, mają z sobą ogromne
walizy. Najciekawsze jest to, że są przecież jeszcze wakacje. |
AKAPITKolejny
pociąg zawiezie mnie do Chojnic. Podjeżdża spalinowy SA102. To
dokładnie ten sam skład, którym w poprzednie wakacje
jechałem ze
Szczecinka do Słupska. I to w nim właśnie zostawiłem wtedy
swój
poddupnik. Siedzenia ma twarde i niewygodne, ale utraty drugiego już
nie zaryzykuję. Kilkadziesiąt minut wytrzymam. Pomny panującego w tym
składzie hałasu tym razem nie wsiadam do wagonu silnikowego. W
sterującym jest nawet znośnie.
AKAPITPrzejeżdżamy
przez Czarne. To niewielkie miasto słynie z jednego z
największych w Polsce zakładów karnych. W czasie
II wojny
mieścił się tutaj ponadto stalag II B – niemiecki
obóz jeniecki dla żołnierzy Armii Czerwonej. Po
wojnie
żołnierze tej armii pozostali w Czarnem. Teraz już jako część
kontyngentu północnej grupy wojsk. Obecnie Czarne
także ma związek z siłami zbrojnymi. Prócz
jednostki
wojskowej znajduje się tu składnica garnizonowa, czyli coś w rodzaju
wojskowych magazynów uzbrojenia. Nie wchodząc
zbytnio |
SA102 pojedzie do Chojnic
|
|
w
szczegóły, powiem tylko, że gdy przejeżdżamy obok, za
niezbyt
wysokim płotem widzę stojące rzędy starych czołgów i
transporterów opancerzonych. Po ich wyglądzie sądząc,
mogłyby
prędzej służyć za poligonowe cele, niż nadawać się do walki. |
AKAPITDojeżdżamy
do Chojnic. W tym samym mniej więcej czasie zjeżdżają się tu pociągi z
wszystkich stron świata. Choć świat w tym wydaniu ogranicza się do
okolicy w promieniu około stu kilometrów, bo przez stację
nie
przejeżdża żaden pociąg dalekobieżny. Krzyżuje się tu kilka linii
kolejowych biegnących z sześciu kierunków. Pięć z nich jest
użytkowanych. Żadna nie jest zelektryfikowana, a zatem wszystkie
pociągi są jednostkami spalinowymi. Na chojnickiej stacji co do zasady
ruch jest obecnie bardzo niewielki, ale zdarza się, że niemal
jednocześnie przyjeżdżają pociągi z czterech kierunków i
wymieniają się pasażerami. Dokładnie tak jest w tej chwili. Dla mnie to
nie lada gratka. Wyciągam aparat i fotografuję, co się da. Jest MR/MRD
zwany mrówą*
należący do
Arrivy, Są SA121, SA109, SA133 Przewozów Regionalnych i co
mnie
bardzo cieszy należący do tego samego przewoźnika SA108 z racji
kształtu określany mianem żelazka*.
Tego zespołu nie miałem jeszcze okazji oglądać, a wygląda na to, że
właśnie nim pojadę w dalszą drogę. |
SA133
|
|
żelazko
|
|
AKAPITDo
odjazdu mam jeszcze trochę czasu, obchodzę więc całą stację. Zauważam
innego kolejowego maniaka. Podobnie jak ja, on też fotografuje składy.
Po chwili jednak znika. Zapewne poszedł zwiedzić miasto. Ja zostaję.
Mam tutaj co robić. Uwieczniam na zdjęciach dworcowy budynek. Już
dzielny wojak Szwejk mówił, że kolejowe dworce bardzo dobrze
się
fotografuje, bo się nie ruszają. Budynek jest okazały, choć przydałby
mu się gruntowny remont.
Niemniej jednak
|
w
porównaniu do szczecineckiego dworca, jest to po prostu
pałac. W
2015 roku dworcowy budynek został przejęty od kolejowej
spółki przez władze miasta i
teraz to na nich
spoczywa obowiązek jego
remontowania i utrzymywania w dobrej kondycji. Jakoś tak się
dziwnie składa, że wcześniej tego nie planując, chojnicką stację
odwiedzam już po raz
drugi w czasie tej
podróży. Chojnice, Chojnice... Co mnie tak do was ciągnie?
|
dworzec
kolejowy w Chojnicach
|
|
czas biegnie tu innym rytmem
|
|
AKAPITTym
razem mam nieco więcej czasu, a po poprzednim rozpoznaniu terenu wiem
już gdzie i po co iść. Stacja jest ogromna. Ponad 20 przelotowych
torów jest zupełnie pustych. Prócz nich są tu
jeszcze
tory ślepe prowadzące do starej parowozowni. Niedaleko niej stoi
parowóz Ty2. Gdyby go nieco podreperować, to kto wie, może i
wypuściłby jeszcze z komina kłąb pomieszanego z parą dymu.
AKAPITTy2...
Zaraz. Parowóz, lokomotywownia, Chojnice, Ty2...
Parowóz,
Ty2, 860... Chwila. Jakie 860? Skąd 860? Przecież ten tutaj ma numer
1387. Ty2-860, parowozownia Chojnice... Puzzle w mojej głowie zaczynają
się powoli układać w całość. Po chwili dołączają jeszcze inne fragmenty
obrazka. Pogrążona w mroku stacja kolejowa, stojący obok dworca
wyremontowany parowóz, właśnie Ty2-860, mały drewniany domek
i... |
|
AKAPIT–
Wiem! – mój okrzyk był zapewne słyszalny ze
sporej
odległości. Rozglądam się ukradkiem, ale na szczęście w polu widzenia
nie ma absolutnie nikogo.
Uświadamiam sobie w końcu to, co usiłowałem wygrzebać z pamięci dwa dni
temu.
Dociera do mnie ponadto, że wydarzyło się to dokładnie rok wcześniej od
tamtego dnia. Przypadek? Nie sądzę.
AKAPIT–
Ale przecież to był tylko...
AKAPITNa
wszelki wypadek jednak spoglądam na parowóz i niby do
siebie, niby do niego rzucam
AKAPIT–
Co, może mi powiesz, że też go znałaś? A może i ją?
AKAPITLokomotywa
jest jednak porządnym kawałem stali. Milczy jak zaklęta.
AKAPITWspomnienia
zeszłorocznej niezwykłej przygody wprowadzają mnie w specyficzny
nastrój. Postanawiam pójść do małego sklepiku i
jednak
pogadać. Klepię na pożegnanie stalowy zderzak parowozu i brnę z
powrotem przez mokre trawy. Przechodzę przez pusty o tej porze budynek
dworca, słuchając echa własnych kroków. Podchodzę do drzwi
sklepu i... Są zamknięte na
głucho,
a wewnatrz panują ciemności. No tak, jest niedziela, do tego godzina
zrobiła się późna nawet dla kogoś, kto bardzo swoją pracę
kocha...
AKAPIT–
Mówiłem przecież, że sobie przypomnisz. Poniewczasie...
–
twarz w tej samej co dwa dni wcześnuiej kałuży uśmiecha się
sarkastycznie – Nic dwa razy się nie zdarza.
(Ciekawych
co miało miejsce rok wcześniej, odsyłam tutaj)
|
AKAPITDo
rzeczywistości przywołuje mnie niski dźwięk sygnału lokomotywy. W
oddali widzę światła zbliżającego się pociągu towarowego i unoszącą się
nad nim ciemną smugę spalin. Układ tych świateł jest dość
charakterystyczny. Trzecie, górne światło umieszczone jest
dość
nisko, pod szybami kabiny sterowniczej. Czyżby to była Ludmiła*?
W rzeczy samej, po chwili ciężka lokomotywa spalinowa BR232 ze składem
węglarek zatrzymuje się przed semaforem wyjazdowym ze stacji. Na
sąsiednim torze stoi zespół SA108, który wygląda
teraz
przy niej jak dużo młodszy braciszek. Po kilku minutach postoju
towarowiec rusza w dalszą drogę, a ja uwieczniam ten moment na filmie.
AKAPITWsiadam
do mojego składu. Przed jego odjazdem na stację wtacza się jeszcze
pociąg z Tczewa. Spora część pasażerów przesiada się i
mój wagon się zapełnia. Widzę sporo młodych osób.
Dokąd
jadą po weekendzie? Pewnie do pracy lub szkoły, a nie w rodzinne strony. |
Ludmiła z braciszkiem żelazko
|
|
|
AKAPITPogoda
zaczyna się poprawiać. Zza chmur wyłania się na moment wiszące nisko
nad horyzontem słońce. Złotawe światło omiata świat, ocieplając nieco
jego wizerunek po dość szarym i nieprzyjemnym dniu. Pociąg sunie żwawo,
ale i tak łapie kilka minut opóźnienia. Problem leży jednak
w
tym, że mnie nie na rękę jest nawet tak niewielkie. W Pile będę miał
ledwie pięć minut na przesiadkę. W dodatku nie znam topografii dworca,
a pilski jest kolejnym budowanym na północną modę pomiędzy
peronami. Zapewne czeka mnie więc szybki bieg po nie jednych schodach.
Z tego, co obserwuję i słyszę, nie jestem osamotniony z tym problemem.
Pasażerowie przesiadający się na pociąg jadący potem do Poznania mają
jeszcze mniej czasu, a jak się za chwilę okaże, dłuższy ode mnie
dystans do pokonania. W pociągu panuje więc z lekka nerwowa atmosfera.
Na wszelki wypadek kilka minut przed przyjazdem do Piły idę do
kierownika pociągu i proszę o skomunikowanie*
z pociągiem do Bydgoszczy. |
AKAPIT–
Już jest zgłoszone – słyszę burkliwą odpowiedź.
AKAPITNie
jestem zapewne pierwszym zgłaszającym, bo kierownik jest już wyraźnie
rozdrażniony udzielaniem ciągle tej samej odpowiedzi. Na wszelki
wypadek ustawiam się w blokach startowych przy drzwiach, a gdy
wjeżdżamy na stację, jeszcze z pociągu rozglądam się, szukając
właściwego kierunku. Pilski dworzec nie jest niestety zbyt
ergonomiczny. By dostać się z peronu, na który wjechał
mój pociąg na peron, z którego odjedzie kolejny,
muszę
dwukrotnie zejść do przejścia podziemnego i dwukrotnie z niego wyjść.
Ja jestem w miarę sprawny, ale co w takiej sytuacji
zrobić
ma osoba z problemami ruchowymi lub tylko ze sporym bagażem. Udaje mi
się wsiąść do pociągu na dwie minuty przed planowym odjazdem. Ku mojemu
zdziwieniu skład nie czeka ani minuty dłużej. No cóż,
adrenalinka to adrenalinka...
AKAPITKibel
z
Piły do Bydgoszczy zasuwa aż miło. W końcu mogę usadzić swoją odwrotną
stronę w wygodnej kanapie, a nie na twardych, choćby nie wiem jak
nowoczesnych siedziskach, z którymi mój odwłok
miał dziś
styczność od samego rana. Nie ma jak stara poczciwa derma z gąbką pod
spodem.
AKAPITPierwszą
stacją jest stacja o wdzięcznej nazwie Kaczory. Mieszczą się tu zakłady
papiernicze produkujące papier toaletowy. Skąd to wiem? Bo miałem go
kiedyś w rękach. I nie tylko tam. Oczarował mnie wówczas
żółtymi kaczuszkami na “banderoli”
oklejającej nową
rolkę.
AKAPITZbliża
się wieczór. Zanim zasłoni wszystko granatową zasłoną, widze
snujące się nisko nad zielonymi łąkami wąskie pasemka mgieł. Linia
kolejowa wiedze teraz północnym zboczem Doliny Noteci.
Chwilami
tor wznosi się kilkanaście, a może i więcej metrów nad jej
dnem.
Gdyby nie późna pora, widoki mogłyby być naprawdę piękne.
AKAPITPora
na
kolację. Nie będzie wyszukana. To bardziej pozbywanie się resztek niż
uczta. Chleb kupiony jeszcze w Braniewie, pasztecik przywieziony z
Krakowa i resztka wczorajszego soku do
popicia. Do Bydgoszczy musi
wystarczyć. Potem –
się zobaczy. A w Bydgoszczy wita mnie odnowiony
budynek starego dworca i niedawno ukończony nowy z nowoczesną,
szklano-metalową bryłą. Obydwa wyglądają bardzo ładnie, zwłaszcza stary
podświetlony jasnymi lampami i odcinający się od ciemnego nocnego
nieba. Mam trochę czasu, więc zwiedzam je dokładnie. Bydgoski
stary dworzec jest kolejnym z dworców umiejscowionych
pomiędzy peronami. Aby przejść tu z peronu 3 na peron 2 lub z peronu 2
na peron 1, trzeba przejść przez budynki obydwu dworców,
albowiem wejścia do przejść podziemnych kryją się w ich wnętrzach.
Osoby znające rozkład budynków poradzą sobie na pewno.
Gorzej przyjezdny, który ma tylko kilka minut na przesiadkę.
W dodatku liczba peronów jest tu znaczna, bo
prócz przelotowych*
są tu również perony czołowe*. Na
plus należy policzyć to, że dworzec jest czynny całą dobę,
jest w nim kilka poczekalni, wydzielona specjalna strefa z miejscem
zabaw dla osób z małymi dziećmi oraz oszklona kabina dla
palaczy. Jest to chyba jeden z najbardziej zaawansowanych
dworców kolejowych w Polsce. |
AKAPITSpaceruję
wzdłuż peronów. Po drugiej stronie torów znajdują
się zakłady Pesa. Na torach obok hal zaparkowane są 3 Gagariny, stonka,
2 gamonie i kolejna widziana dziś przeze mnie Ludmiła.
AKAPITW
ostatnią dziś podróż powiezie mnie czerwono-biały Elf
Przewozów Regionalnych. Jest prawie pusty. Prawie... Za mną
siada trzech przyszłych finansistów. Wymieniają się
wrażeniami, po jak podejrzewam, ostrej weekendowej popijawie,
którą zaliczyli gdzieś na wyjeździe. Resztki alkoholu,
zapewne solidnie utrwalone, szumią im jeszcze w głowach. Snują plany na
przyszłość bliższą i dalszą. W tej dalszej marzą o zbiciu fortuny z
prowizji maklera giełdowego. W tej bliższej zadowolą się kebabem
zjedzonym na toruńskiej starówce.
AKAPITDo
miasta Kopernika mój pociąg wjeżdża planowo o godzinie
23:22. Dwie minuty później melduję się w recepcji
sympatycznego hostelu na toruńskim dworcu. Nieco
wcześniej |
odbicie Elfa
|
|
napisałem
maila, uprzedzając, że przyjadę raczej późno, więc
spodziewają się mnie tu. Kwadrans później jestem już w
łóżku. I znów jestem sam w pokoju. Umyłem się
nawet, choć było to raczej zgrubne mycie. Na dokładne
ablucje nie ma czasu.
Północ już puka do
drzwi, a pobudka tylko czeka z orkiestrą na godzinę 5:00. Sen
musi się dziś bardzo spieszyć z robotą. |
* - odnośniki z
wyrażeń okraszonych gwiazdką prowadzą do wyjaśniającego ich znaczenie kolejowego leksykonu |
|