|
Dzień
4,
20 sierpnia 2016 r.
trasa:
Gdynia Główna – Hel – Gdynia
Główna –
Tczew – Elbląg – Gdynia Główna
[352 km / 5 pociągów]
|
|
|
Impulsy SKM
|
|
AKAPITBudzik
szarpie mnie
za uszy o 6:30. Normalnie wypas. Od dawna się tak długo nie wyspałem.
Dziś mam jednak nieco mniej napięty grafik. Dziś mój
pierwszy
pociąg odjedzie z Gdyni o godzinie 9:49. Do tego czasu mam
zamiar wpaść
na dworzec na małą sesję fotograficzną, a potem zjeść śniadanie w
wyszperanym w sieci barze mlecznym. Oczywiście na poranny
rozruch zjadam
małe co nieco, podziwiając przez kuchenne
okno słońce wiszące nad Gdyńskim portem, po czym
szybko się zbieram i wychodzę.
Kilka minut po godzinie 7 jestem już na dworcu. Udaje mi się
sfotografować nowy nabytek trójmiejskiej SKM – dwa
czteroczłonowe Impulsy w trakcji podwójnej. Poza tym poluję
na
nocne pociągi jadące na Hel. Mam nadzieję, że któryś z nich
odjedzie z Gdyni za czeską lokomotywą typu 754 zwaną nurkiem* lub
okularnikiem. Niestety dla nocnych pociągów TLK przygotowane
są
zmodernizowane lokomotywy SU42. Mam nadzieję, że choć do Ekspresu IC
Jantar podepną coś lepszego. Jednak o tym przekonam się dopiero na
Helu, gdzie mam zamiar się na Jantara zasadzić. |
AKAPITIdę teraz
spacerem na ulicę Morską, gdzie pod nr 97 znajduje się Bar Mleczny
Domowy. Według opinii znalezionych w sieci jest to warte odwiedzenia
miejsce, gdzie za niewielkie pieniądze można smacznie zjeść.
Spróbuję się zatem o tym przekonać. Dziś jest sobota i bar
otwiera swe podwoje dopiero o 9:00. Będę się zatem musiał sprężać z
jedzeniem. Na szczęście dworzec kolejowy jest w odległości zaledwie
trzech przystanków autobusowych. Bar jest prowadzony przez
fundację Pro Caritate Gedanensis, która zatrudnia tu osoby
niepełnosprawne i długotrwale bezrobotne. O tej porze nie ma wielu
klientów. Razem ze mną wchodzi trzech młodych
chłopaków o wyglądzie nieco postimprezowym. Po chwili zjawia
się jeszcze kilku robotników z pobliskiej budowy. To dobry
prognostyk. Zamawiam jajecznicę z 3 jaj, bułkę z masłem i kakao. Za
wszystko płacę niecałe 8 zł. Po chwili namysłu dobieram jeszcze dwie
kanapki na drogę. Wszystko jest świeżutkie i bardzo smaczne. Wnętrze
lokalu, choć stosunkowo ciasne, jest estetycznie urządzone i lśni
czystością. Do tego dwie obsługujace |
Bar Mleczny Domowy - jeszcze zamknęty na
głucho |
|
klientów
młode dziewczyny są bardzo miłe i sympatyczne, a ich troska o klienta
nie jest fałszywa ani wymuszona. Mam ochotę wyryć na ścianie:
„Tu byłem i na pewno wrócę”. Z przyczyn
oczywistych tego nie robię. |
bonanza
|
|
AKAPITPosilony
wracam na dworzec. Dziś nie muszę iść do kasy. Jest sobota, a więc będę
podróżował na kupionym jeszcze w Krakowie Bilecie
turystycznym*. Pociąg na Hel jest już podstawiony. Składa się
ze spalinowego zespołu trakcyjnego SA137 z doczepionym starym wagonem
120A pomalowanym w stylu „vintydż” na oliwkowy
kolor. Wagon tego typu nazywany bywa bonanzą* z racji
charakterystycznego rozmieszczenia miejsc siedzących. Zajmuję miejsce
na samym końcu wagonu i okopuję się przy oknie. Spodziewam się niezłego
tłoku, bo pociągi jeżdżące na tej trasie w sezonie wakacyjnym słyną z
przepełnienia. Pociąg rusza z Gdyni prawie pełny, do Rumii wszystkie
miejsca siedzące są już zajęte, a pasażerów wciąż przybywa.
W Pucku dosiada się jeszcze spora grupa młodzieży szkolnej. Dopiero we
Władysławowie robi się luźniej. Obok mnie siedzi mama z
kilkuletnią blondynką, ktora
daje |
dość
ostro do wiwatu, testując na żywych organizmach, jak dużo jej wolno.
Jest w stanie zagłuszyć nawet hałas jadącego po niezbyt nowych szynach
wagonu. Mama jednak skutecznie pacyfikuje dyktatorskie zapędy swojej
latorośli. Zamiast do kąta, mała nawet na chwilę ląduje sama w
przedsionku obok toalety na końcu wagonu. Widać wyraźnie, że nie jest
to model tak popularnego ostatnio bezstresowego wychowania. Wychowania,
które w praktyce polega na kompletnym braku reakcji na
wszelkie zachowania dziecka, a będącego często skutkiem kompletnego
nieradzenia sobie dorosłych z rodzicielskimi obowiązkami. Bezstresowe
wychowanie jest słowem kluczem, gdy rodzic po prostu nie umie lub nie
chce mu się nad dzieckiem zapanować.
AKAPITNiebo
od południa zaczyna z wolna przesłaniać się wysokimi chmurami. To
zapowiedź kolejnej zmiany pogody. Na Zatoce Puckiej widzę sporo
kitesurferów. Mimo zbliżających się ku końcowi wakacji widać
sporo wypoczywających na półwyspie ludzi. Kempingi są
zastawione przyczepami i camperami, z rzadka namiotami. Parkingi pękają
w szwach od samochodów. Wzdłuż uliczek stoją gęsto
stragany z kolorową chińszczyzną wszelkiego przeznaczenia.
Wczasowicze uzbrojeni w niezbędny zestaw survivalowy plażowicza PRL
(parawan, ręcznik, leżaczek) zmierzają do wejść na plaże czy to po
stronie otwartego morza, czy też zatoki. Jedyną oznaką, że sezon ma się
jednak wyraźnie ku końcowi, jest brak korków na jedynej
drodze łączącej koniec półwyspu ze stałym lądem.
AKAPITNa
półwyspie Helskim pociąg dotąd poruszający się tempem mocno
umiarkowanym, wyraźnie nabiera prędkości. Momentami wydaje mi się
nawet, że pędzi jak szalony. A może to tylko efekt ostatniego wagonu i
ostatniego miejsca w nim? Tak czy inaczej, docieramy do końca
półwyspu w rozkładowym czasie. Od razu po wyjściu z pociągu
kieruję się na boczne tory, na których stoją nocne składy
oraz przeznaczone im lokomotywy. Wszystkie to zmodernizowane SU42,
zatem tu nic mnie nie jest w stanie zaskoczyć. Przechodzę więc
dalej w kierunku przejazdu kolejowego i tu zajmuję pozycję
bojową w oczekiwaniu na EIC Jantar. Najpierw ćwiczebnie ostrzeliwuję
widzianą już kilkakrotnie w Gdyni starą lokomotywę SU42 z piętrowymi
wagonami. Tym to składem dwa dni temu jechałem z Tczewa. I nim właśnie
będę dziś do Gdyni wracał. EIC Jantar przybywa z zadziwiającą
punktualnością. Zgodnie z przewidywaniami prowadzi go nurek vel
okularnik. Jedno spojrzenie na tę lokomotywę wystarczy, by zrozumieć
mechanizm nadania jej żargonowej nazwy. Dla mnie to ukoronowanie
dzisiejszego dnia, a może i całego wyjazdu. Nurka bowiem na naszych
torach spotkać niełatwo. Zasadniczo pojawia się na linii helskiej i w
Olsztynie, skąd prowadzi składy do Białegostoku i Suwałk. Tam jednak
tym razem spotkać mi się go nie udało. |
AKAPITWracam w
kierunku helskiego dworca. Grzyby musiały w tym
roku obrodzić, bo w oknie starego wagonu robiącego
teraz za dom letniskowy suszy się ich spora kolekcja.
AKAPITPora
wracać na stały ląd. Znów poza torami nie zobaczyłem
właściwie nic. Nawet na plażę nie poszedłem. Dziwny ludź ze mnie... Co
jednak robić, skoro na plaży nie ma pociągów? Na upartego
mógłbym odwiedzić ekswojskową kolejkę wąskotorową wożącą
zwiedzających do helskiego Muzeum Obrony Wybrzeża. Niestety brakuje na
to czasu, bo przede mną dziś jeszcze sporo kilometrów
kolejowych szlaków. Poza tym samo muzeum zwiedziłem kilka
lat temu razem z kilkoma innymi helskimi militarnymi atrakcjami.
Działobitnie baterii Schleswig-Holstein (nie mylić z pancernikiem o tej
samej nazwie, z którego salwy skierowane na Westerplatte
uznawane są tyle powszechnie, co błędnie za początek II wojny
światowej) zrobiły na mnie wówczas spore wrażenie swym
ogromem. Jeżeli drogi Czytelniku |
...grzyby
musiały w tym roku obrodzić... |
|
byłbyś
na Helu i szukał możliwości alternatywnej do plażowania formy spędzenia
wolnego czasu, to odwiedziny w Muzeum zdecydowanie nie będą czasem
straconym. Helska wąskotorówka z racji mocno ograniczonej
długości szlaku już tak łakomym kąskiem nie jest. Przynajmniej dla
mnie. Ale kto wie, być może przy następnej okazji przejadę się tym 1,5
km odcinkiem i odwiedzę Muzeum Kolei Helskiej. |
AKAPITPociąg
zestawiony jest z zespołu czterech piętrowych wagonów
zwanych behapami i jednego dopiętego zaraz za lokomotywą tzw. bohuna*. Wybieram
bohuna. Powody są co najmniej dwa. Po pierwsze behapem jechałem dwa dni
temu, po drugie bohun nie ma bezpośredniego wewnętrznego połączenia z
resztą wagonów, a jako pierwszy w składzie nie będzie zbyt
oblegany. Dodatkowym atutem są sprawne mechanizmy otwierania okien na
górnym poziomie. Ale zaraz, zaraz, dokąd ten pociąg
właściwie jedzie? Rozkładowo powinien jechać do Gdyni, tymczasem na
tabliczce umieszczonej na ścianie bohuna widnieje wyraźnie –
Chojnice. Właściwie byłoby mi to nawet na rękę, bo kolejnym
przystankiem przesiadkowym na mojej trasie będzie Tczew. Na wszelki
wypadek pytam konduktora. Ten potwierdza, że rzeczywiście ten skład
pojedzie do Chojnic. Zajmuję miejsce na pięterku.
W wagonie jestem |
pięterko bohuna
|
|
sam.
Otwieram okno na tyle, na ile jest to możliwe, czyli wystarczająco by
wysunąć rękę z aparatem, ale już nie głowę. Przymierzam się do
filmowania ciekawszych fragmentów trasy. Powinno się udać.
Pociąg rusza. Od razu doświadczam uroków bliskości
lokomotywy. Spaliny dieslowskiego silnika mają wyjątkowo łatwy dostęp
do położonych wysoko okien. Gdy jednak pociąg nabiera prędkości, nie
jest to już tak odczuwalne. Będzie się jednak powtarzało po każdym
przystanku.
AKAPITZaczynam
filmować. Dobrze, że jestem tu sam, bo zachowuję się ciut
niekonwencjonalnie. Biegam z jednego boku wagonu na drugi i z powrotem
kilka razy. Wystawiam rękę uzbrojoną w mały aparat i celuję nim raz
zgodnie, raz przeciwnie do kierunku jazdy. Prostopadle do niego rzecz
jasna również. Kilka razy dostaję po łapach gałęźmi drzew
czy może raczej krzaków, ale wcale mnie to nie zniechęca.
Taka sielanka trwa do Władysławowa, gdzie do mojego prywatnego do tego
czasu wagonu wsiadają inni pasażerowie. Mnie jednak i tak najbardziej
zależało na helskim odcinku szlaku. Z nie do końca dla mnie jasnych
powodów pociąg do Gdyni jedzie dłużej niż w kierunku
przeciwnym. Momentami odnoszę wrażenie, że po prostu się wlecze. Może
to kwestia mocy wysłużonej stonki. W końcu jednak dojeżdżamy do Gdyni i
nagle zostaję w wagonie sam. Nie wysiadam, bo przecież pociąg jedzie do
Chojnic. Po chwili przez wagon przechodzi konduktor.
AKAPIT–
A pan dokąd chce jechać? – pyta lekko zdziwiony.
AKAPIT–
Do Tczewa – odpowiadam zdziwiony jego zdziwieniem –
podobno jedziemy do Chojnic.
AKAPIT–
Tak, ale dopiero za półtorej godziny. Teraz będziemy się
przestawiać na inny tor i sprzątać skład. Musi pan wysiąść. Ale do
Tczewa będzie pan miał niedługo inny pociąg – rzuca na
odchodnym.
AKAPITKurna,
przecież o to wcześniej pytałem... |
AKAPITOpuszczam
więc wygodne pięterko i wychodzę na zatłoczony peron. Sprawdzam
połączenia. Za pół godziny powinienem mieć pociąg do Tczewa,
a stamtąd po kolejnych 30 minutach do Elbląga.
AKAPITLudzi
na Gdyńskim dworcu jest naprawdę sporo. Ogromne walizy sugerują, że
będą raczej klientami PKP IC, czyli nie będą dla mnie konkurencją do
pociągu Regio. Miejsca na ławkach są pozajmowane. Dla jednego z
pasażerów stanowi to widoczny problem, bo siada na krawędzi
peronu, zwieszając nogi nad
torami. Chłopak ma
może z 18-20 lat i
jest tu z kilkuosobową grupą znajomych. Dzieje się
to wszystko w momencie, gdy zapowiedziany już został wjazd pociągu na
ten właśnie tor. Chłopak oczywiście nie zwraca uwagi na to, co dzieje
się wokół, bo zatopiony jest w smartfonie. Tymczasem pociąg
zbliża się już do peronu. Ktoś z pozostałych
osób oczekujących na peronie głośno go upomina. Co istotne,
to nikt z jego znajomych. Chłopak jest wielce zdziwiony i wydaje się w
ogóle nie rozumieć, o co chodzi. |
no
comment |
|
AKAPIT–
Przecież nic się nie stało. Poza tym to moje życie. Nie?
AKAPITW
tym momencie włączam się do rozmowy i w dość krótkich, ale
bardzo, może nawet do przesady dosadnych słowach sugeruję młodemu
idiocie, aby może skorzystał z jakiegoś mostu i z niego się rzucił w
dół, zamiast stwarzać potencjalne problemy innym
podróżnym. Skoro jemu samemu na własnym życiu zależy
niespecjalnie, to tym bardziej nie zależy mnie. Zależy mi natomiast na
dalszej niezakłóconej podróży, więc nie uśmiecha
mi się opóźnienie lub odwołanie pociągu z powodu wypadku
wynikającego z czyjejś bezgranicznej głupoty. Biedak wydaje się dalej
nie rozumieć. Kilkanaście sekund po tym, jak chłopak wstaje, na peron z
łoskotem wtacza się pociąg. Mój pociąg.
AKAPITWsiadam
i zajmuję miejsce. Jak nietrudno się domyślić jest to oczywiście kibel.
Wyraźna niechęć województwa pomorskiego do zakupu nowego
taboru obrosła już niemal legendą. Pociąg jest pustawy, ale zapełnia
się w miarę przejazdu przez Trójmiasto, W Gdańsku jest już
pełny, wszystkie miejsca siedzące są zajęte, a i to nie wystarcza. Po
minięciu Trójmiasta pociąg wyraźnie przyspiesza. Daje jednak
znać o sobie jego przestarzała konstrukcja, bo wagon mocno wężykuje
powodując silne szarpanie na boki. Czuję jak w brzuchu wszystko mi się
kotłuje. Na szczęście ta szaleńcza jazda nie trwa długo. Wysiadam w
Tczewie. O dziwo tutaj pogoda jest o wiele lepsza niż na Helu. Na
niebie znów króluje błękit i słoneczna tarcza. |
Republikańsko-Ciechowsska Tekatka (TKt48)
|
|
AKAPITPrzy
Tczewskim dworcu stoją dwa pomnikowe parowozy. Jeden sfotografowałem
dwa dni temu, teraz pora na drugi, stojący bliżej
galerii handlowej. Zastanawiam
się tylko, w czyim pijanym widzie urodziła się myśl, by
pomalować go w zebrze pasy. (Tę
zagadkę pomógł mi rozwiązać jeden z internetowych znajomych
redagujący blog o tematyce kolejowej https://upadektechnikikrakowa.blogspot.com
Lokomotywa została tak pomalowana na cześć Grzegorza Ciechowskiego,
lidera noszącego takie właśnie barwy zespołu Republika,
który urodził się w tym mieście. Szkoda, że autorom tego
skądinąd niezłego pomysłu nie przyszło do głowy, iż nie każdy był fanem
Republiki i bez choćby najmniejszej tablicy informacyjnej będzie miał
problem ze zrozumieniem przekazu. [przyp.
autora])
Samą galerię też odwiedzam. Bynajmniej nie w celach handlowych. Po
prostu obiekty tego typu kryją zazwyczaj w swoich wnętrzach toalety, a
ja pragnąłbym skorzystać z nieco lepszego komfortu od oferowanego przez
pomorskie kible. |
AKAPITW dalszą
drogę tym razem do Elbląga pojadę czym? To chyba jasne –
kiblem. Pociąg jest zestawiony z dwóch jednostek. Wybieram
starszą. Ma dermowe kanapy. W jednostkach zmodernizowanych kanapy
najczęściej są zastępowane pojedynczymi fotelami. Ładniejszymi, ale
zdecydowanie mniej wygodnymi.
AKAPITZaczynam
głodnieć. Czas po temu najwyższy, bo pora obiadowa dawno już minęła, a
ja nie miałem w ustach niczego konkretnego poza kanapkami. W Elblągu
mam zamiar przetestować kolejny bar, na którego temat
informacje zaczerpnąłem z internetu. Tymczasem dla oszukania głodu
zaczynam snuć plany na jutrzejszy dzień. Pogoda ma się popsuć, a ja
wybierałem się do Łeby i miałem tam zamiar spędzić nieco czasu. Gdyby
jednak przywitała mnie deszczem, to narzucał się nie będę.
Wrócę tym samym pociągiem i... No właśnie. I co? Jutro muszę
dostać się do Torunia, skąd kolejnego dnia będę wracał do domu.
Pierwotny plan zakładał jazdę przez Trójmiasto, a potem
Grudziądz. Gdybym jednak musiał wracać z Łeby wcześniej, zostanie mi
sporo czasu do wykorzystania. A może by tak pojechać od drugiej strony?
Przez Słupsk, Szczecinek i... gdzieś tam? Biorę się za układanie trasy.
W końcu po przeanalizowaniu rozkładów wybieram mocno
wężykującą trasę z Łeby przez Lębork, Słupsk, Szczecinek, Chojnice,
Piłę i Bydgoszcz. Jeżeli doliczyć do tego przejazd z Gdyni do Łeby wychodzi ponad 550 km. Całkiem niezły wynik. |
AKAPITW Elblągu
mam do wykorzystania półtorej godziny. Czasu niby niewiele,
ale też na szczęście nie jest to metropolia, choć akurat dworzec jest
od centrum oddalony o 20-25 minut marszu. Bar Słoneczny znajduję bez
problemu. Właściwie jest po drodze, na ul. Hetmańskiej pod nr 16.
Wewnątrz nie ma gości, ale późnopopołudniowa pora wydaje się
to usprawiedliwiać. Właściwie to za pół godziny będą
zamykać. Czy uda mi się coś jeszcze zjeść? Ależ oczywiście. Zamawiam
barszcz czerwony z kołdunami i pierogi z mięsem. W oczekiwaniu na
zamówienie rozglądam się po wnętrzu. Wystrój
lokalu jest dość nowoczesny, a z informacji widniejącej na ścianie
wynika, że zajmują się również organizacją przyjęć. Nie mam
jednak zbyt wiele czasu na analizy, bo już po chwili odbieram
zamówienie. I muszę przyznać z pełną świadomością swych
słów, że tak dobrego barszczu czerwonego
nie jadłem |
Bar Słoneczny na ul Hetmańskiej 16
|
|
dawno.
Wbrew pozornej prostocie nie jest to wcale zupa łatwa do przyrządzenia.
Musi mieć odpowiedni kolor,
smak, ostrość, kwaśność i zapach. Jadałem
barszcz czerwony nie raz. Czasem przypominał barszcz, czasem wodę spod
ścierki. Ten jednak kwalifikuje się na wzorzec barszczu godny
przechowywania go w Sèvres pod Paryżem. Ma to wszystko, o
czym pisałem wyżej i to dobrane w odpowiednich proporcjach. Jest po
prostu pyszny. Pływającym w nim kołdunom też nie można niczego
zarzucić, choć tu już moja ocena nie musi być miarodajna, bo nie mam
porównania. Kołduny jem bowiem po raz pierwszy. Gdy po
ostatniej łyżce barszczu z ostatnim kołdunem zostaje tylko wspomnienie
na mym podniebieniu, obok na talerzu parują już pierogi. Po takim
barszczu, nie ukrywam, obiecuję sobie po nich wiele. I nie doznaję
zawodu. To nie są żadne pierogi z mrożonek z farszem zaledwie udającym
wyrób mięsopodobny. To są prawdziwe, ręcznie lepione pierogi
z prawdziwym mięsem, polane tłuszczykiem z prawdziwymi skwareczkami.
Pychota! Co prawda skwarki mogłyby być ciut miększe, ale to już
fanaberie posiadacza nie pierwszej nowości uzębienia. Nie rozczulam się
nad pierogami zbyt długo. Po pierwsze są zbyt smaczne, po drugie nie
chcę zmuszać obsługi do zostawania po godzinach. Obsługi skądinąd
bardzo miłej. Bar Słoneczny ląduje w ścisłej czołówce
odwiedzonych przeze mnie budżetowych lokali. Aha! Byłbym zapomniał. Za
wszystko płacę niecałe 10 zł.
AKAPITNażarłem
się. Tylko tak mogę opisać to, co stało się chwilę temu. Teraz pora
przynajmniej część tej obfitej obiadokolacji spalić. Szybkim krokiem
kieruję się nad rzekę Elbląg w okolicy starego miasta. To z tego
miejsca w 2009 roku startowałem w rejs po Kanale Elbląskim. Przy
nabrzeżu odpoczywa zacumowany statek wycieczkowy Żeglugi
Elbląsko-Ostródzkiej. Zapewne jutro popłynie w kierunku
pochylni. Pod podniesionym w tej chwili zwodzonym mostem przepływa
niewielki jacht. Po chwili cumuje przy nabrzeżu. Muszę przyznać, że
trochę zazdroszczę załodze. Chyba więcej niż trochę. |
AKAPITElbląska
starówka bardzo ucierpiała w wyniku działań II wojny
światowej. Największe zniszczenia
przynieśli jej "wyzwoliciele" z Armii
Czerwonej w lutym 1945 roku. Stare miasto zostało wówczas
zniszczone w niemal 90%. Po wojnie podjęto decyzję o rozebraniu
pozostałych ruin, a odzyskane materiały wywieziono i zużyto do odbudowy
Warszawy. Dopiero w latach 80 ubiegłego stulecia (sic!) podjęto decyzję
o odbudowie starówki, który to proces trwa do
dziś dnia. Budowane kamienice nawiązują stylem do budowli z okresu
przedwojennego, niektóre zaś są ich wiernymi kopiami. |
AKAPITPora
wracać na dworzec. Z wolna zapada zmierzch. Do Gdyni pojadę
turbokiblem. Zatem na moją odwrotną stronę czekają znów
twardawe siedzenia. Pasażerów jest niewielu. Za oknem także
niewiele widać, więc po raz kolejny o tej porze uzupełniam notatki.
Mijamy Malbork, po niedługim czasie po raz kolejny przejeżdżamy przez
most w Tczewie. Stacyjny zegar na zmianę wyświetla godzinę 20:22 i
temperaturę 25 stopni.
AKAPITDo
mojego wagonu wsiadają trzy młode dziewczyny. Właściwie to bardziej je
słyszę, niż zauważam, bo ich miejsca są nieco oddalone.
AKAPIT–
Ale masz super buty, ile dałaś?
AKAPIT–
No fajne są, ale wiesz, nie jestem opalona.
AKAPIT–
No, ja też... – w tym momencie łoskot jadącego pociągu
zagłusza ich dalszą rozmowę. Ja jednak mam nieodparte skojarzenie z
jedną ze scen z filmu Marka Koterskiego “Dzień
świra”. Scenę nota bene rozgrywającą się w pociągu. Podczas
kolejnej audycji na którejś ze stacji mimowolnie
podsłuchuję, jak komentują fejsbukową rzeczywistość. Właściwie nie
muszę podsłuchiwać, bo zachowują się tak hałaśliwie, jakby chciały, by
wszyscy wiedzieli o ich towarzyskich klęskach. O ile można tak określić
bycie porzuconą przez kolejnego chłopaka. Nie wydają się jednak tymi
porażkami poruszone, bo kwitują wszystko głośnym śmiechem. Wysiadają w
Sopocie i dopiero wtedy mogę się im przyjrzeć. Ich stroje jednoznacznie
wskazują na cel wizyty. Jest letni sobotni wieczór. Klubowe
łowy czas zacząć. Tylko dlaczego potem dziwią się, że faceci je
rzucają, skoro szukają ich w ten sposób i w takich miejscach?
AKAPITDo
Gdyni pociąg dojeżdża niemal pusty. Tym razem nie chce mi się iść na
piechotę. Korzystam z tego, za na przystanek akurat podjeżdża autobus.
Dwa przystanki dalej wysiadam. Krótki spacer pod morenowe
wzgórze i po raz ostatni przekraczam progi akademika
Akademii Morskiej.
AKAPITKąpię
się i po raz ostatni sprawdzam rozkład pociągów na jutro.
Trzeba będzie wstać przed szóstą. A zatem teraz szybko pod
kołdrę. |
* - odnośniki z
wyrażeń okraszonych gwiazdką prowadzą do wyjaśniającego ich znaczenie kolejowego leksykonu |
|