wstęp strona główna
dzień1 dzień2 dzień3 dzień3 dzień3 dzień3



Dzień 3,
19 sierpnia 2016 r.


trasa:
Gdynia Główna – Olsztyn Główny – Braniewo – Olsztyn Główny – Elbląg – Malbork – Gdynia Główna
[599 km / 6 pociągów]
mapa

AKAPITJako się rzekło, o godzinie 4:00 sen prysł rozwiercony ostrym dzwonkiem budzika w komórce. Wstaję jednak wypoczęty. Wczesne ułożenie się do snu procentuje. Zjadam szybko śniadanie złożone z kupionych wieczorem bułek i dżemu. Za oknami świta. Do wschodu słońca pozostało sporo czasu, ale ciemności z wolna się rozstępują. Spakowany jestem od wczoraj. Nie zabieram całego dobytku, choć to, co zostawię, mieści się na maleńkiej półeczce szafki. Wychodzę, starając się nie robić hałasu. Sąsiedzi zapewne śpią. Podobnie jak pani portierka. Przez maleńkie okienko wkładam klucz do pokoju, po czym łapię za drzwi wejściowe i... no tak, zamknięte. A więc POBUDKA! Pani ma jednak czujny sen, obudziła ją pewnie moja szarpanina z drzwiami. Wstaje zaspana i otwiera mi drzwi.
AKAPIT– Ale klucze to trzeba zostawić! – mówi z wyraźną pretensją. Wskazuję jej tylko skinieniem głowy na stolik w jej kanciapie.

świt
AKAPITNa niebie króluje jeszcze księżyc. Jest niemal pełnia. Lekki chłód przegania resztki senności. Na dworzec mam 15 minut marszu. Wolę nie liczyć na komunikację, bo o tej porze pewniejsze będą własne nogi. Dzisiaj po raz drugi podbijam w kasie swój RegioKarnet i idę na peron. Po chwili podstawia się mój pociąg. Kibel. No cóż, nie liczyłem na nic innego, bo województwo pomorskie to kolejowy skansen, gdzie nowsze jednostki to gatunek niemal niewystępujący. Na szczęście ten na wygodne stare pokryte dermą kanapy, a nie twarde siedzenia montowane w trakcie różnych modernizacji tych jednostek. W całym pociągu jest może kilkanaście osób. Jednak to dopiero początek trasy. Przed nami całe Trójmiasto. Może się zapełni.
AKAPITSłońce powoli wyłania się zza linii horyzontu. Spoglądam ciekawie za okno, gdzie rozpoczyna się poranna gra świateł i cieni. Po drugiej stronie zenitu księżyc nie ma zamiaru poddać się bez walki i w dalszym ciągu srebrzy się na niebie, choć widać go coraz słabiej. Ciekawie prezentuje się cień mojego pociągu. Przypomina tłustą gąsienicę poruszającą się na krótkich nóżkach. Mijamy most w Tczewie, a potem zamek w Malborku.

stary most w Tczewie

Wisła i zamek w Malborku

...księżyc nie ma zamiaru poddać się bez walki...

...przypomina tłustą gąsienicę poruszającą się na krótkich nóżkach....
AKAPITW Iławie pociąg zmienia czoło, czyli zaczyna jechać do tyłu. Tę trasę znam z czerwcowego kolejowego weekendu. Niektóre jej obrazy sobie przypominam. Jest bardzo malownicza, choć od tamtego czasu sporo się tu zmieniło. Przede wszystkim pola nie są już soczystozielone młodymi zbożami, a raczej złocą się ścierniskami. W pewnym momencie zauważam samotne drzewo z kapliczką, które udało mi się wtedy sfotografować w środku łanu zboża. Zdjęcie, choć wówczas strzelone niemal z biodra wyszło bardzo dobrze i do chwili obecnej zdobi pulpit na moim ekranie. Teraz również strzelam odruchowo i łapię je w bardzo podobnym kadrze. Zielone zboże, jak za dotknięciem różdżki zamieniło się w zaorane ściernisko, ale drzewo nie straciło niczego ze swojej oryginalności.

gdzieś...

...po...

...drodze
AKAPITPo wczorajszych potyczkach z deszczem moim butom należał się ciepły kąt. Niestety w akademiku go nie znalazłem i zmuszony byłem włożyć je rano wilgotne. Dopiero na pociągowym grzejniku dochodzą do właściwego stanu. Rzecz jasna najpierw sprawdzam jego temperaturę, bo w większości kibli widoczne jest ostrzeżenie, by nie stawiać na nich obuwia ani bagażu.
AKAPITKilkanaście minut po godzinie ósmej dojeżdżamy do Olsztyna. Ruch na stacji panuje spory. Obskakuję perony i fotografuję, co się da, mając jednak na uwadze tutejszych czujnych SOK-istów. Miałem już z nimi do czynienia podczas ostatniej tutaj wizyty i kolejnych razów wolałbym uniknąć. Co prawda seledynowych kamizelek nie ma w zasięgu wzroku, ale licho nie śpi. Do odjazdu szykuje się pociąg do Ełku. Jeden piętrowy wagon zaprzężony w spalinową lokomotywę SU42. Właściwie nie miałbym nic przeciwko takiemu środkowi lokomocji, jednak do Braniewa, gdzie właśnie mam zamiar się wybrać, pojedzie szynobus SA106. Zatem przez następne 2 godziny czekają mnie twarde siedzenia i głośny szum spalinowego silnika. Gdy tylko ruszamy, moje przewidywania sprawdzają się co do joty. Pomagają dopiero włożone do uszu słuchawki od odtwarzacza. Hałas staje się znośny.
AKAPITZa stacją Bukwałd wjeżdżamy w gęsty bukowy las. Ciekawe czy nazwa miejscowości ma coś z tym lasem wspólnego. Gałęzie drzew niemal wchodzą do okien pociągu, który na tym odcinku znacznie zwalnia. To pewnie jednak kiepski stan toru, a nie roślinność jest tego powodem. Zauważam rosnącą tuż przy torze jabłoń. Rośnie w środku lasu, więc nie jest to pamiątka po nieistniejącym już gospodarstwie. Zastanawiam się, czy to wyrzucony z pociągu ogryzek dał początek jej istnienia. To zresztą nie pierwsza przytorowa jabłoń, którą widzę i zawsze wtedy zastanawiam się nad ich genealogią.
AKAPITDalej jedziemy przez łąki i pastwiska. Pociąg musi tu być rzadkim widokiem, bo pasące się krowy reagują na niego bardzo żywiołowo. W przeciwieństwie do kilku danieli, które zauważam leżące nad sporym stawem przy przystanku Rogiedle. Teren jest tu jednak ogrodzony i wyraźnie zagospodarowany. Wygląda na prywatne łowisko, bo na brzegu widzę tu i tam sterczące w górę wędkarskie kije. Na mijanych łąkach widać miejscami spore rozlewiska. To pewnie efekt tegorocznych letnich sporych opadów. Pasące się krowy mają teraz darmowy basen, z którego chętnie korzystają.

łowisko

...krowy mają teraz darmowy basen...
AKAPITPo dwóch godzinach dręczenia mojego tyłka na twardych siedzeniach pociąg dojeżdża do Braniewa. Wysiada ledwie kilka osób. To zapewne tutaj spore wydarzenie, bo na peronie czekają już SOK-iści. Trochę ironizuję, ale w rzeczy samej nie widzę konieczności aż takiej obstawy, zwłaszcza że na stacji ruch jest po prostu zerowy. Trzy pary pociągów na dobę, a w weekend 3 pary na dwa dni, realizowane szynobusem na pewno nie uzasadniają obecności służb porządkowych. Co innego duża stacja przeładunkowa kilkaset metrów dalej. Niestety panowie w seledynowych kamizelkach właśnie tam teraz kierują swe kroki, krzyżując mi niecne plany poszwendania się po bocznych torach. No cóż, nikt mi przecież nie obiecywał, że będzie łatwo.

dworzec w Braniewie

SA106 w Braniewie

strażnica SG i Urzędu Celnego
AKAPITTymczasem idę do miejscowego sklepiku uzupełnić prowiant, a przede wszystkim zaopatrzyć się na drugie śniadanie. Kupuję standardowy zestaw żebraczy – chleb i kefir. Ze zdziwieniem zauważam, że w sklepie nie ma lady, a raczej jest ona oddzielona od klienta szybą sięgającą mu do piersi. Towary sprzedawczyni podaje ponad jej krawędzią. Ciekawy  zwyczaj i nie powiem, żeby był wygodny. Wychodzę ze sklepu i siadam na ławce stojącej na skwerku obok dworca. Ławka czy raczej jej nędzne resztki nie jest zbyt wygodna i przypomina raczej madejowe łoże niż parkowy mebel, ale na tę chwilę musi wystarczyć.
AKAPITPo śniadaniu postanawiam zaryzykować i przejść się wzdłuż torów w kierunku granicy, do której jest stąd około 6 km. Oczywiście nie mam zamiaru do niej dojść. Chcę właściwie tylko sprawdzić, co parkuje na tutejszych szerokich torach. Po krótkim spacerze zarośniętą ścieżką już wiem, że sa to głównie  wagony.  Znajduje  tylko  3  sztuki  SM48, czyli

madejowa ławka

Tamary

skład z Obwodu Kaliningradzkiego wjeżdża do Braniewa
spolszczoną wersje Tamary* radzieckiej lokomotywy TEM2. Idę jeszcze dalej i po chwili w końcu dochodzę do przejazdu kolejowo drogowego. Chwilę po tym szlabany opadają, a po kilkudziesięciu sekundach na horyzoncie ukazuje się skład jadący od granicy. Na tutejszych wodach każda zdobycz będzie egzotyczna, przygotowuję więc małego Nikona do filmowania, a lustrzankę do zdjęć. Długi skład szerokotorowych węglarek ciągnięty jest przez radziecką lokomotywę 2M62 będącą  w  istocie  dwiema  spiętymi  na
stałe lokomotywami M62 zwanymi u nas Gagarinami*. Oczywiście lokomotywa radziecką jest jedynie z pochodzenia. Obecnie służy w kolejach rosyjskich. Zadowolony z łowów idę teraz do miasta na obiad. Miejsce wybrałem na podstawie wcześniejszego internetowego rekonesansu. Bar Europa miał sporo pozytywnych opinii w różnych miejscach. Czeka mnie około 20 minut marszu, bo mieści się w samym centrum miasta. Znajduję go bez większych problemów. W menu żadnych rewelacji, choć ceny są umiarkowane. Mają spaghetti, zamawiam więc carbonarę i jakiś sok. Po około 10 minutach dostaję spaghetti... bolognese. Szybko analizuję: mogłem się aż tak pomylić? Raczej nie. Bywam zakręcony, ale nie teraz. Spoglądam na zegarek. Gdybym teraz zażądał wymiany dania, czekałbym kolejne 10-15 minut, a chcę jeszcze przejść się po mieście. Czasu zbyt wiele nie mam więc... Dobra, zjem to bolognese, choć wcale nie mam na nie ochoty. W dodatku, jak się po chwili okazuje, nie są to wyżyny sztuki kulinarnej. Makaron za miękki, w sosie zdecydowanie za dużo wody, a za mało przypraw, no i ziół tu chyba nie znają. Zaledwie słaba trója. Nie jestem mistrzem patelni ani kulinarnym ekspertem, ale to spaghetti ani się umywa do tego, które zdarza mi się przyrządzić w domu. Na plus baru miła obsługa. Jednak to trochę za mało, bym mógł ten lokal polecić z pełnym przekonaniem.
AKAPITPo obiedzie idę na krótki spacer po tutejszym parku mieszczącym się w pozostałościach dawnej fosy, niegdyś wraz z systemem murów chroniącej braniewskie stare miasto. Zahaczam o mieszczące się opodal budynki sądu i połączonego z nim zakładu karnego. Gdy robię im zdjęcia jakiś młody człowiek sugeruje mi, żebym lepiej zrobił zdjęcie zabytkowego kościółka, który ponoć jest gdzieś niedaleko. Kurtuazyjnie mu dziękuję, ale powstrzymuję się od wyjaśniania, że moje zainteresowanie architekturą sakralną znacznie zmalało od czasów dzieciństwa, kiedy to chcąc nie chcąc, zwiedziłem z rodzicami połowę kościołów Polski i nie tylko.
AKAPITPrzechodzę obok leżącego po drugiej stronie fosy zespołu budynków dawnego Kolegium Jezuickiego (Collegium Hosianum), jednej z najważniejszych jezuickich szkół w Polsce. Obecnie w starym budynku Kolegium oraz w nowych dobudowanych do niego skrzydłach mieści się Zespół Szkół Zawodowych. Nowe skrzydła architektonicznie nie współgrają ze starą częścią, a już w ogóle z ceglanymi murami. Ale kto by się tym przejmował...

budynek sądu

fosa, amfiteatr i Collegium Hosianum

zakład karny
AKAPITNie spiesząc się zbytnio, wracam na dworzec, gdzie czeka już szynobus do Olsztyna. Czeka tu zresztą od mojego nim przyjazdu. Przede mną kolejne dwie godziny w hałaśliwym pudełku na niespecjalnie wygodnych siedzeniach. No cóż, chęć podróżowania wymaga pewnych poświęceń.
AKAPITO ile w Braniewie pogoda była niezdecydowana, a niebo przyrtyte chmurami, o tyle w Olsztynie jest piękne słońce. Słońce popołudniowe, które daje nadzieję na ładne fotografie. Rozglądam się więc czujnie za SOK-istami. Nie dostrzegam ich, natomiast zauważam stojącego w oddali na bocznym torze dwuczłonowego Impulsa* w warmińsko-mazurskich barwach. Łakomy kąsek, choć trzeba będzie trochę zaryzykować, przekradając się w jego okolice. Udaje mi się go złapać w paru ujęciach. Po kilkunastu minutach przejeżdża obok peronu, więc robię kolejne. Ten wyjazd będzie bardzo owocny fotograficznie. Wiąże się to jednak z masą pracy w domu przy obróbce i przygotowaniu zdjęć do publikacji.

warmińsko-mazurski Impuls

schron na stacji Olsztyn Główny
AKAPITCzas pomyśleć i o ciele. W dworcowym sklepiku kupuję 2 kanapki. Płacę 7 zł. Więcej niż w Warszawie, ale oddając sprawiedliwość, muszę przyznać, że olsztyńskie są nieco większe. Do tego litrowa butla oranżady. A co! Czas najwyższy przypomnieć sobie smak dzieciństwa.
AKAPITSnując się po peronach w poszukiwaniu kolejnych celów, natrafiam na betonową konstrukcję jako żywo przypominającą schron bojowy. Ma zamknięte stalową pokrywą wejście i otwory na bocznych ścianach przypominające nieco otwory strzelnicze. (Co do faktycznego przeznaczenia obiektu znalazłem w sieci rozbieżne informacje. Według jednych był to schron wartowniczo-strzelniczy, według innych schron przeciwpożarowego posterunku obserwacyjnego.
[przyp. autora])
AKAPITMam teraz do wyboru albo powrót do Gdyni bezpośrednim pociągiem przez Iławę, albo trasą  nieco  krótszą,  ale  z  przesiadkami w Elblągu i Malborku. Ponieważ trasą przez Iławę jechałem rano, decyduję się na jazdę z przesiadkami przez Elbląg. Podjeżdża kibel. Niestety siedzenia ma twarde. Mój kościsty tyłek zaczyna się powoli buntować. W końcu ileż można?
AKAPITGdy przejeżdżamy przez Małdyty, przypominam sobie, jak w 2009 roku w czasie wakacyjnej włóczęgi po północno-wschodnich rubieżach Polski wracałem stąd pociągiem do Elbląga po rejsie Kanałem Elbląskim. Wówczas mój statek po uprzednim przebyciu systemu pochylni płynął już beze mnie dalej do Ostródy. Taki rejs  trwał  cały  dzień.  Obecnie  z  Elbląga  można  popłynąć  jedynie  do  Buczyńca, a z Ostródy do Miłomłyna. Gdyby jednak ktoś miał okazję, to rejs z Elbląga przez pochylnie Kanału Elbląskiego zdecydowanie godny jest poświęcenia czasu. To naprawdę warta swej ceny atrakcja turystyczna.
AKAPITW Pasłęku do pociągu wsiada para młodych ludzi. Nadpobudliwy ruchowo chłopak w wieku około 25 lat i zapewne jego partnerka. Nie mają biletów, bo słyszę jak dziewczyna wysyła chłopaka do konduktora, dając mu 10 złotowy banknot. Pociąg hałasuje, ale dolatują do mnie strzępki odpowiedzi chłopaka.
AKAPIT– ...zobaczysz, że nie... gwarantuję ci – po czym chowa dane mu 10 zł do kieszeni.
AKAPITGdy konduktor przechodzi wzdłuż pociągu, przygląda się im uważnie, ale para nie daje po sobie poznać, że nie mają biletów. Powtarza się to dwukrotnie. W tym miejscu chciałem tej bohaterskiej parze z całego serca pogratulować iście obywatelskiej postawy. To między innymi dzięki takim jak oni spryciarzom likwidowane są pociągi. Są likwidowane, bo są nierentowne. Ale jak mają być, skoro wożą pasażerów niepłacących za bilety?
AKAPITDo Elbląga przyjeżdżamy planowo o godzinie 20:39. Zapada już zmrok, a nad peronami unosi się srebrna tarcza księżyca w pełni. Wychodzę na plac przed budynkiem dworca. Nie będę się zapuszczał nigdzie dalej, bo mam tylko pół godziny na przesiadkę. Głupio byłoby się spóźnić na ostatni odjeżdżający stąd pociąg. Skwerek przed dworcem jest ładnie oświetlony i utrzymany. Wiele się tu zmieniło od czasu mojej wizyty w 2009 roku. Sam dworcowy budynek również przeszedł generalny remont i prezentuje się całkiem nieźle. Wracam na peron. Podstawia się pociąg do Malborka. Oczywiście jest to kibel, ale tym razem przynajmniej w wersji z dermowymi kanapami. Do tego prawie pusty. W całym składzie jest ledwie kilkanaście osób. Zaokienny program z racji panujących ciemności niespecjalnie nadaje się do oglądania, w pociągu pusto, zabieram się więc za sporządzanie notatek z dzisiejszego dnia. Dobrze, że wczoraj uzupełniłem zapasy energii w tablecie, bo dziś cały dzień był unplugged.

skwerek przed dworcem PKP w Elblągu
AKAPITW Malborku czeka mnie przesiadka na kolejny pociąg, tym razem już ostatni, do Gdyni. To ten sam pociąg, którym miałbym możliwość pojechać z Olsztyna przez Iławę. Ku mojemu zaskoczeniu jest pełny. Większość pasażerów stanowią młodzi ludzie. Nie byłoby to dla mnie dziwne, gdyby był rok szkolny czy akademicki i do tego niedziela. Tymczasem mamy wakacyjny piątkowy wieczór. Czyżby wszyscy jechali do Trójmiasta na imprezy?
AKAPITDo mojego celu, którym jest stacja Gdynia Główna, dobijam o 22:50. 15 minut później dochodzę do akademika. Tym razem wita mnie już inna portierka.  Biorę  szybką  kąpiel,  a  później  przygotowuję  kolację  przy  energooszczędnej  żarówce.  Energię  to  może  ona i oszczędza, ale na pewno nie moje niedowidzące w ciemnościach oczy. Kładę się spać kilka minut po północy. Znów nie widziałem sąsiadów.


* - odnośniki z wyrażeń okraszonych gwiazdką prowadzą do wyjaśniającego ich znaczenie kolejowego leksykonu


następny dzień