|
Dzień 8,
15 maja 2007 r. |
|
Poranek na Przełęczy Wyżniańskiej
|
|
AKAPITO
świcie budzi mnie odgłos samochodowego silnika. Jest koło piątej.
Samochód chyba wjechał na parking, po czym się zatrzymał i
zgasił silnik. Przez moment zastanawiam się kto i przede wszystkim po
co o tak chorej godzinie mógł tu przyjechać. Ale jest za
wcześnie bym sam znalazł logiczne rozwiązanie tej zagadki. Zagadki,
która po chwili rozwiązuje się sama. Słyszę bowiem pukanie w
szybę. Ki czort? Ponieważ mimo zasłonek w oknach nie mam zbytniej
możliwości schowania się przed najeźdźcą, wydostaję się ze śpiwora i
odsuwam drzwi.
AKAPIT–
Dzień dobry, Straż Graniczna, poproszę o dokumenty.
AKAPITZaspany
wyciągam z portfela dowód osobisty i podaję strażnikowi.
AKAPIT–
To nie wie pan, że w strefie nadgranicznej nie wolno spać na dziko?
– pyta strażnik.
AKAPIT–
Teraz już wiem, ale przyznaję, że do tej pory nie miałem o tym pojęcia
– odpowiadam całkiem zresztą zgodnie z prawdą. Fakt, jestem
przecież tuż obok granicy i do tego jest to zewnętrzna granica Unii
Europejskiej, a więc strzeżona dość dokładnie.
AKAPITStrażnik
w tym czasie idzie do samochodu i słyszę jak przez radio sprawdza czy
aby któraś ze służb mundurowych nie pragnie się ze mną
spotkać. Sumienie mam czyste, więc czekam spokojnie. Mija kilka minut i
strażnik wraca. Pytam go gdzie w takim razie mógłbym spać.
Mówi coś o schronisku, kwaterach, ale widzę, że na dobrą
sprawę myślami jest już gdzieś indziej i właściwie szuka pretekstu do
zakończenia rozmowy i udania się w swoich sprawach dalej, a
skontrolował mnie tylko z czystego obowiązku. Życzę mu więc spokojnej
służby i rozstajemy się. Zasadniczo mógłbym wstać. Ale po
co, skoro i tak autobus, którym znów muszę
pojechać z Przysłupu do Wetliny nie zmienił od wczoraj czasu odjazdu i
mam do niego około 4 godzin. A więc jeszcze chwila leniuchowania.
AKAPITWstaję
o siódmej. Kilka godzin temu rozpoczął się piękny słoneczny
dzień. Na niebie nie ma ani jednej chmurki, po wczorajszych wieczornych
burzach zostały zaledwie wspomnienia. Przede mną majestatycznie wznoszą
się oświetlone porannym majowym słońcem Połonina Wetlińska i Osadzki.
Ale to nie one będą moim dzisiejszym celem. Dziś mam zamiar przejść
właściwie ostatni odcinek trasy – z Wetliny do Przysłupu.
Odcinek z Majdanu do Przysłupu zasadniczo zaliczyłem kolejką.
AKAPITPo
niespiesznym śniadaniu jadę z wolna przez Wetlinę, Smerek i Kalnicę.
Już za chwilę będę tę trasę pokonywał po raz kolejny –
autobusem. A potem pieszo. Który to już raz w czasie tego
wyjazdu? Nie chce mi się liczyć, za gorąco jest.
AKAPITW
Przysłupie kolejny raz „nastawiam wodę” na
prysznic. Dziś też na pewno się przyda. Szykuje się gorący dzień.
Autobus przyjeżdża punktualnie i przed godziną 10 jestem
znów w Wetlinie. Od razu wchodzę na kolejowy szlak. Idzie mi
się wygodnie, bo biegnące niewysokim nasypem torowisko zarośnięte jest
jedynie trawą, do tego przez większość czasu idę z górki, a
tory składają się głównie z długich prostych
odcinków. Słońce nie świeci w oczy, ptaki śpiewają jak
oszalałe, wieje bardzo delikatny wiaterek, jednym słowem idylla.
|
Rampa w Wetlinie
|
|
|
...tory
składają się z długich prostych...
|
|
AKAPITW
Smereku przechodzę obok obskurnego drewnianego baraczku. Baraczek
sprawia wrażenie zamieszkanego, a świadczy o tym chociażby stojąca
przed nim... antena satelitarna. Bez wody żyć można, bez telewizji
okazuje się nie. Przed Kalnicą zaczynają się schody. Tory są coraz
gęściej zarośnięte i coraz trudniej się przez te zarośla przecisnąć. Na
moment schodzę nawet na asfalt. Gdy jednak droga odbija w prawo w
stronę wsi, wracam na żelazny szlak. Przeciskam się pomiędzy gałęziami
co rusz wplątując w pajęczyny i strząsając z siebie igły, liście i
połamane gałązki. Ojjj, nie ma lekko.
|
Bez
wody żyć można, bez telewizji nie...
|
|
|
AKAPIT>W
szerokim zakolu drogi w okolicy Kalnicy powstało spore bagnisko. Jak
szybko zauważam i tutaj swój wkład w taki stan rzeczy miały
bobry. Ich spore żeremie leży niemal na samym środku bagnistej i mocno
podmokłej łąki, natomiast gdzieniegdzie przy brzegu widać powalone
przez nie drzewa i pobudowane niewielkie tamy. Zwierzaki bardzo
sprytnie wykorzystały niewielki strumień spływający gdzieś z
góry. W dodatku osiedliły się na terenie rezerwatu
„Olszyna Łęgowa w Kalnicy” więc są tu w miarę
bezpieczne. W cieniu drzew robię krótki odpoczynek i zjadam
kanapkę. Według mapy linia wykona teraz kilka gustownych
zawijasów spowodowanych ukształtowaniem terenu. Ciekaw
jestem jak będzie wyglądało torowisko. |
...pobudowane
niewielkie tamy...
|
|
Rezerwat w Kalnicy
|
|
Żeremie
|
|
|
AKAPITPrzekonuję
się o tym już po chwili, gdy nieco posilony ruszam dalej. Młode świerki
za nic sobie mając powagę linii kolejowej porosły ją dość dokumentnie.
Cały czas kluczę przeciskając się przez iglaste gałęzie. Wyglądają może
i ładnie z tą świeżą zielenią, kwitnącymi na czerwono
końcówkami gałązek i wiszącymi tu i ówdzie
zeszłorocznymi szyszkami, ale przebijanie się przez nie przypomina
marsz przez amazońską dżunglę. Linia klucząc prowadzi
głównie lasem. Tylko od czasu do czasu wybiega na tereny
bardziej odkryte. Musze przyznać, że mimo całej trudności ten odcinek
jest bardzo malowniczy i gdyby znalazł się ktoś, kto porwałby się na
przywrócenie go do stanu używalności, mógłby to
być najbardziej atrakcyjny widokowo fragment całej trasy bieszczadzkiej
kolejki. W końcu po ponad półtorej godzinie przedzierania
się dochodzę do Strzebowisk.
|
|
Do
końca etapu mam zaledwie dwa kroki postanawiam więc zrobić teraz
dłuższy odpoczynek Układam się na łące pod drzewem i podziwiam widoki.
Ponad nielicznymi zabudowaniami Strzebowisk wznosi się Smerek, nieco
dalej widzę charakterystyczne siodło pomiędzy Hnatowym Berdem i Rohem,
a w oddali majaczy Połonina Caryńska. Napawam się tym widokiem, bo na
dobrą sprawę kto wie czy to nie ostatnia okazja podczas tego wyjazdu.
Trasa w zasadzie została zaliczona i można byłoby wracać. |
Widok z nad Strzebowisk na Smerek...
|
|
...Roh i Osadzki
|
|
Do
etapu końca mam zaledwie dwa kroki...
|
|
AKAPITW
czasie pokonywania ostatnich metrów zastanawiam się nad
dalszym planem gry. Decyduję, że najpierw skorzystam z kąpieli. Ciepłej
wody mam pod dostatkiem – słońce spisało się na medal,
prysznicowy worek również. Zjeżdżam więc nad Wetlinkę
niedaleko Kalnicy, w miejsce, w którym kąpałem się wczoraj.
Gdy jestem już prawie na miejscu zauważam z daleka, że na kamieniach
coś czerwienieje. Ożesz! Przecież to moje klapki. Nawet nie zauważyłem
ich braku. Czekały grzecznie od wczoraj w miejscu, w którym
je zostawiłem. Skleroza nie boli...
AKAPITKąpiel
przebiega bez kłopotów, nie ma to jak solidny prysznic na
podrapane i spocone ciało. Siadam teraz nad mapą i zastanawiam się jak
spędzić kolejne dni. Nie mam jeszcze ochoty na powrót do
domu, ale też nie lubię siedzieć bezczynnie. Postanawiam
póki co zostać nad rzeką – jest naprawdę gorąco, a
potem pojechać do Polańczyka i poszwendać się nad jeziorem. Kolejnego
dnia odwiedzę kilka znajomych miejsc z przeszłości.
AKAPITGdy
późnym popołudniem dobijam do celu, od razu decyduję, że
najlepszym miejscem na nocleg będzie rozległy parking przy skrzyżowaniu
z drogą wiodącą do końca półwyspu. Zostawiam tam
samochód, a sam schodzę na dół. Polańczyk jest
jeszcze pustawy, choć na deptaku można spotkać nielicznych
wczasowiczów czy też kuracjuszy. Ale na szczęście do szczytu
sezonu jeszcze daleko. W miejscowym sklepie uzupełniam zapasy,
spaceruję jeszcze chwilę, po czym wracam do samochodu. Pora spać. |
|