|
Dzień 10 -11,
17-18 maja 2007 r. |
|
Ostatni dzień na szlaku
|
|
AKAPITDziś
definitywnie zakończę wędrówkę szlakiem linii Bieszczadzkiej
Kolejki Leśnej. Połączę wszystkie przebyte wcześniej ogniwa w jeden
ponad 70 kilometrowy łańcuch. Ostatni odcinek powinien być łatwy, żeby
nie rzec nudny. Na rozpoznanej już wcześniej rzutem kolej(k)owym trasie
nie ma żadnych utrudnień w postaci zarastających tory drzew czy
krzaków, na przeważającej części trasy będzie też z
górki. Dlatego właśnie ten spacerek postanowiłem odbyć w
dwie strony.
AKAPITPo
pobudce i śniadaniu jadę do Przysłupu. Już po raz trzeci ustawiam
samochód na przystacyjnym parkingu. Pogoda jest
znów piękna, ale na całe szczęście zrobiło się ciut
chłodniej. Od razu ruszam przed siebie żwawym krokiem. Mijam pojedynczo
rozsiane zabudowania osady. Przy niemal każdym domu stoi tablica
informująca o ofercie noclegowej. Trudno się dziwić. To jedna z
najpiękniej położonych bieszczadzkich wsi. Widoki jakie się stąd
rozciągają godne są zazdrości. Nic zatem dziwnego, że po pierwsze w
każdym niemal domu jest gospodarstwo agroturystyczne, a po drugie
powstaje tu wiele nowych domów, nie będących zapewne
własnością rodowitych mieszkańców o czym świadczy choćby
wielkość i rozmach, z jakim są budowane. |
AKAPITPrzestrzeń
między szynami porasta trawa, a tu i ówdzie spotykam
kwitnące kępy polnych kwiatów. Nie jestem zbyt mocny w
botanice, nie podejmuję się więc rozpoznać niczego ponad mlecze,
które żółtym dywanem urozmaicają zieleń trawy. Po
przejściu takiego zamleczonego odcinka moje buty nabierają zupełnie
innego odcienia. |
Długa prosta w okolicy Krzywego.
W oddali widoczny Łopiennik
|
|
Pogoda
jest znów piękna... |
|
Zjazd przed Dołżycą |
|
...żółtym
dywanem... |
|
...urozmaicają
zieleń trawy...
|
|
...nabierają
zupełnie innego odcienia...
|
|
AKAPITPrzed
Dołżycą tor zbliża się do drogi i bierze ją pod rękę. Właściwie do
samej Cisnej będą biec razem omijając wzgórze
Ryczywół, oddalając się od siebie tylko nieznacznie. Takie
towarzystwo wiąże się niestety z pewnymi niedogodnościami, ale na
szczęście ruch samochodów jest tu umiarkowany. Bliskie
spotkanie z pociągiem też mi nie grozi, bowiem poza ścisłym sezonem
kolejka kursuje jedynie w weekendy.
AKAPITPo
stacji w Dołżycy został spory, choć mocno już zarośnięty trawą betonowy
plac i dodatkowy tor. To między innymi tutaj odbywał się przeładunek
drewna z samochodów na wagony kolejki. Przypomina mi się
kolejny stary polski film pt. „Baza ludzi
umarłych”, którego akcja za kanwę mająca
opowiadanie Marka Hłaski „Następny do raju”,
rozgrywa się górach. W filmie nie są one nazwane, ale
znający powojenne realia domyśli się łatwo, że życiowi rozbitkowie
pracujący w koszmarnych warunkach jako kierowcy i z narażeniem życia
wożący drewno z wyrębu, wożą je właśnie w Bieszczadach. |
...zbliża się do drogi i
bierze ją pod rękę...
|
|
Stacja w Dołżycy
|
|
|
...na
wzgórzach ponad Dołżycą...
|
|
AKAPITMaszeruję
dalej przed siebie. Wysoko na wzgórzach ponad Dołżycą widzę
kolejne wznoszące się w górę domy. Zastanawiam się czy z ich
właścicielami nie będzie tak, jak z bohaterem krążącej kiedyś w sieci
opowieści, której postaciami drugoplanowymi były jelenie i
śnieg i czy podobnie jak w jego wypadku, pierwsza solidna zima nie
zweryfikuje chęci do mieszkania w tak z jednej strony pięknym, ale z
drugiej trudnym do życia miejscu.
|
Nieco wypłowiała Rusałka pawik
|
|
AKAPITDo
samej Cisnej idę schowany w cieniu drzew i wznoszącego się po lewej
stronie Ryczywołu, do którego północnego stoku
przyklejone jest torowisko, po prawej zaś w dole szumi z cicha Solinka.
Tuż po godzinie 11 dochodzę do mostu w Cisnej. Na chwilę schodzę ze
szlaku i odwiedzam miejscowy sklep. Zaopatrzywszy się w prowiant szukam
miejsca nad rzeką by zrobić sobie popas. Znajduję niewielką łączkę i
sadowię się pod pięknie kwitnącą jabłonią. Słońce świeci, wieje lekki
wiaterek, po błękitnym niebie z wolna przesuwają się pojedyncze białe
obłoczki, tuż obok szumią wody Solinki, a u góry słyszę
brzęk pszczół pracowicie zbierających pyłki. Pięknie jest!
Świeże bułki przełożone konserwą smakują w takich okolicznościach w
jedyny i trudny do opisania sposób, znany jedynie tym,
którzy podobnego doznania doświadczyli. |
Rocznik 1955 |
|
Strony się zgadzają. To tylko widok do tyłu. |
|
Mostek na Solince w Cisnej |
|
Protoplasta "Gacka" z filmu "Wino truskawkowe" ;-) |
|
Pięknie jest! |
|
|
AKAPITNajedzony,
ze świeżymi siłami wracam na tory. Zostało mi do przejścia około 1,5
km. Tuż przed stacją w Majdanie przechodzę obok znajomego baru, na
którego parkingu nocowałem. Przy stojącym na jego tyłach
zbitym z drewnianych bali stole już z daleka widzę kilka siedzących na
ławach osób. Jedna ma wygląd typowego bieszczadnika
– w starym kapeluszu, dość niedbałym stroju, z długim i
niespecjalnie uporządkowanym zarostem tak na brodzie, jak i na głowie.
Reszta około czteroosobowej grupki to typowi młodzi weekendowi turyści,
który do Cisnej przyjechali nie dlatego że tuż obok są
góry, ale dlatego, że to Cisna. I że jest tu
„Siekierezada”, gdzie można wypić piwo albo dwa.
Albo i więcej... Bieszczadnik opowiada im coś zawzięcie. Słowa do mnie
nie dochodzą, ale z gestykulacji wnoszę, że historia jest bardzo
emocjonująca i opowiada dramatyczne wyjątki z jego życia. Pewnie
zresztą nieco ubarwione w celu dramatyzmu tego spotęgowania. A że tego
typu opowieści wymagają częstego płukania gardła, w ręku trzyma
charakterystyczną ciemną półlitrową butelkę. W pewnej chwili
widzę jak już opróżnioną podaje jednemu ze słuchaczy i dość
jednoznacznym gestem wskazuje na bar... Ma farta. Historia chwyciła,
złapał sponsorów.
AKAPITDwadzieścia
minut po południu dochodzę do bramy muzeum. To już koniec trasy.
Przeszedłem całą jej obecną długość. Pora zatem wracać. Szybko wchodzę
na stokówkę trawersującą zbocza Małego Jasła. To tędy biegła
niegdyś linia kolejki leśnej. Prowadziła z Majdanu do nieistniejącej
już wsi Beskid położonej u stóp Dziurkowca. Po wyczerpaniu
się zasobów drewna trasa ta została zamknięta, a następnie
rozebrana. Obecnie jedyną jej pozostałością jest właśnie droga, a sama
linia jest zaznaczona jedynie na przedwojennych mapach. |
Przejazd w Majdanie
|
|
Tuż
przed stacją...
|
|
...w
Majdanie
|
|
AKAPITDroga
jest równa i szeroka. Wspina się łagodnie w
górę licznymi zakrętami, trzymając się kurczowo opadających
z
góry żlebów. Po kilkunastu minutach dochodzę do
znanego już sobie miejsca, w którym stokówkę
przecina czerwony szlak. Schodzę nim do miejsca katastrofy policyjnego
śmigłowca z 1991 roku. Wspomnę o niej w relacji z przejścia GSB (Zainteresowanych zapraszam do
lektury – Główny Szlak Beskidzki, dzień 5 [przypis
autora]).
Oczywiście
teraz o tym nie wiem, bo nie wiem też, że za 3 lata odważę się przejść
cały ten szlak z Wołosatego do Ustronia. Wracam na stokówkę
i idę w kierunku Przysłupu. Stokówka w przeciwieństwie do
obecnego kolejowego szlaku nie okrąża Ryczywołu i dlatego droga nią
mimo że kręta, jest zdecydowanie krótsza. Miejscami, tam
gdzie jej krawędzi nie zarastają drzewa, ukazują się piękne panoramy
okolicznych wzgórz. |
Pośrodku Smerek, po prawej Roh i Osadzki |
|
AKAPITW
końcu dochodzę do szerokiej
szutrowej odnogi prowadzącej w dół w kierunku Przysłupu.
Jej stan wyraźnie wskazuje na to, że jest intensywnie wykorzystywana
przez robotników leśnych. Kurzy się jak diabli... Na
szczęście już wkrótce nawierzchnia zmienia się w asfaltową.
Pół godziny później jestem już przy samochodzie.
Robiąc obiad zastanawiam się nad miejscem, w którym spędzić
mi przyjdzie kolejną noc. Postanawiam pojechać do Starego Sioła nad
rzekę, gdzie już raz spałem. Gdyby ładna pogoda utrzymała się,
mógłbym jutro przed powrotem do domu pójść na
Smerek. Nie jest to wcale oczywiste, bo prognozy zapowiadają nadejście
od zachodu frontu atmosferycznego. Pożyjemy, zobaczymy. Tymczasem po
obiedzie
jadę w znajome miejsce nad rzeką i robię sobie kolejny raz łaźnię z
pomocą nagrzanej na słońcu wody. Potem odpoczynek, a późnym
popołudniem, a właściwie pod wieczór przemieszczam się do
Starego Sioła.
|
AKAPITZbliża
się zachód słońca. Idę kawałek żółtym
szlakiem prowadzącym w kierunku Przełęczy Orłowicza. Ale tylko tyle,
ile potrzebne
jest do obserwacji kryjącej się za horyzontem czerwonej kuli. Na sporej
łące nad wsią sadowię się na trawie i obserwuję zachodzące słońce,
które z wolna zniża się ku horyzontowi kończąc dzienną
zmianę.
Wokół panuje cisza i spokój. Ptaki poszły już
chyba spać, bo nie słychać ich świergolenia. Na nietoperze jest zaś
nieco za wcześnie, a jelenie jeszcze nie myślą o rykowisku.
Turystów jak na lekarstwo, zjawią się być może jutro
wieczorem i pojutrze. O ile pogoda się utrzyma. Tymczasem jednak wiele
wskazuje na to, że będzie jej zmiana. Rzeczywiście zgodnie z prognozami
na
niebie najpierw pojawiają się pojedyncze chmury, które
jednak szybko gęstnieją tuż po zachodzie. Gdy wracam do samochodu, o
szczyt Smereka zaczepiają już co niższe z nich.
|
|
...pojedyncze
chmury...
|
|
...szybko
gęstnieją...
|
|
...o
szczyt Smereka zaczepiają już co niższe z nich...
|
|
Kładę
się spać, a nad ranem budzi mnie szelest kropel na dachu
mojego domu na kołach. Rzut oka w kierunku gór
(których skądinąd wcale nie widać) sprawia, że sytuacja
wyjaśnia się błyskawicznie. Niebo jest dokładnie zaciągnięte i nic nie
wróży szybkiej poprawy, A zatem nici z dzisiejszej
wycieczki. Wracam do
domu. |
|