wstęp strona główna
dzień1 dzień2 dzień3 dzień3 dzień3 dzień3



Dzień 4,
20 sierpnia 2016 r.


trasa:
Gdynia Główna – Hel – Gdynia Główna –
Tczew – Elbląg – Gdynia Główna
[352 km / 5 pociągów]
mapa


Impulsy SKM
AKAPITBudzik szarpie mnie za uszy o 6:30. Normalnie wypas. Od dawna się tak długo nie wyspałem. Dziś mam jednak nieco mniej napięty grafik. Dziś mój  pierwszy  pociąg  odjedzie z Gdyni o godzinie 9:49. Do tego czasu mam zamiar wpaść na dworzec na małą sesję fotograficzną, a potem zjeść śniadanie w wyszperanym w sieci barze mlecznym. Oczywiście na poranny rozruch zjadam małe co nieco, podziwiając przez kuchenne okno słońce wiszące nad Gdyńskim portem, po czym szybko się zbieram i wychodzę. Kilka minut po godzinie 7 jestem już na dworcu. Udaje mi się sfotografować nowy nabytek trójmiejskiej SKM – dwa czteroczłonowe Impulsy w trakcji podwójnej. Poza tym poluję na nocne pociągi jadące na Hel. Mam nadzieję, że któryś z nich odjedzie z Gdyni za czeską lokomotywą typu 754 zwaną nurkiem* lub okularnikiem. Niestety dla nocnych pociągów TLK przygotowane są zmodernizowane lokomotywy SU42. Mam nadzieję, że choć do Ekspresu IC Jantar podepną coś lepszego. Jednak o tym przekonam się dopiero na Helu, gdzie mam zamiar się na Jantara zasadzić.
AKAPITIdę teraz spacerem na ulicę Morską, gdzie pod nr 97 znajduje się Bar Mleczny Domowy. Według opinii znalezionych w sieci jest to warte odwiedzenia miejsce, gdzie za niewielkie pieniądze można smacznie zjeść. Spróbuję się zatem o tym przekonać. Dziś jest sobota i bar otwiera swe podwoje dopiero o 9:00. Będę się zatem musiał sprężać z jedzeniem. Na szczęście dworzec kolejowy jest w odległości zaledwie trzech przystanków autobusowych. Bar jest prowadzony przez fundację Pro Caritate Gedanensis, która zatrudnia tu osoby niepełnosprawne i długotrwale bezrobotne. O tej porze nie ma wielu klientów. Razem ze mną wchodzi trzech młodych chłopaków o wyglądzie nieco postimprezowym. Po chwili zjawia się jeszcze kilku robotników z pobliskiej budowy. To dobry prognostyk. Zamawiam jajecznicę z 3 jaj, bułkę z masłem i kakao. Za wszystko płacę niecałe 8 zł. Po chwili namysłu dobieram jeszcze dwie kanapki na drogę. Wszystko jest świeżutkie i bardzo smaczne. Wnętrze lokalu, choć stosunkowo ciasne, jest estetycznie urządzone i lśni czystością. Do tego dwie obsługujace

Bar Mleczny Domowy - jeszcze zamknęty na głucho
klientów młode dziewczyny są bardzo miłe i sympatyczne, a ich troska o klienta nie jest fałszywa ani wymuszona. Mam ochotę wyryć na ścianie: „Tu byłem i na pewno wrócę”. Z przyczyn oczywistych tego nie robię.

bonanza
AKAPITPosilony wracam na dworzec. Dziś nie muszę iść do kasy. Jest sobota, a więc będę podróżował na kupionym jeszcze w Krakowie Bilecie turystycznym*. Pociąg na Hel jest już podstawiony. Składa się ze spalinowego zespołu trakcyjnego SA137 z doczepionym starym wagonem 120A pomalowanym w stylu „vintydż” na oliwkowy kolor. Wagon tego typu nazywany bywa bonanzą* z racji charakterystycznego rozmieszczenia miejsc siedzących. Zajmuję miejsce na samym końcu wagonu i okopuję się przy oknie. Spodziewam się niezłego tłoku, bo pociągi jeżdżące na tej trasie w sezonie wakacyjnym słyną z przepełnienia. Pociąg rusza z Gdyni prawie pełny, do Rumii wszystkie miejsca siedzące są już zajęte, a pasażerów wciąż przybywa. W Pucku dosiada się jeszcze spora grupa młodzieży szkolnej. Dopiero we Władysławowie robi się luźniej. Obok mnie siedzi mama  z  kilkuletnią  blondynką,  ktora  daje
dość ostro do wiwatu, testując na żywych organizmach, jak dużo jej wolno. Jest w stanie zagłuszyć nawet hałas jadącego po niezbyt nowych szynach wagonu. Mama jednak skutecznie pacyfikuje dyktatorskie zapędy swojej latorośli. Zamiast do kąta, mała nawet na chwilę ląduje sama w przedsionku obok toalety na końcu wagonu. Widać wyraźnie, że nie jest to model tak popularnego ostatnio bezstresowego wychowania. Wychowania, które w praktyce polega na kompletnym braku reakcji na wszelkie zachowania dziecka, a będącego często skutkiem kompletnego nieradzenia sobie dorosłych z rodzicielskimi obowiązkami. Bezstresowe wychowanie jest słowem kluczem, gdy rodzic po prostu nie umie lub nie chce mu się nad dzieckiem zapanować.
AKAPITNiebo od południa zaczyna z wolna przesłaniać się wysokimi chmurami. To zapowiedź kolejnej zmiany pogody. Na Zatoce Puckiej widzę sporo kitesurferów. Mimo zbliżających się ku końcowi wakacji widać sporo wypoczywających na półwyspie ludzi. Kempingi są zastawione przyczepami i camperami, z rzadka namiotami. Parkingi pękają w szwach od samochodów. Wzdłuż uliczek stoją gęsto  stragany z kolorową chińszczyzną wszelkiego przeznaczenia. Wczasowicze uzbrojeni w niezbędny zestaw survivalowy plażowicza PRL (parawan, ręcznik, leżaczek) zmierzają do wejść na plaże czy to po stronie otwartego morza, czy też zatoki. Jedyną oznaką, że sezon ma się jednak wyraźnie ku końcowi, jest brak korków na jedynej drodze łączącej koniec półwyspu ze stałym lądem.
AKAPITNa półwyspie Helskim pociąg dotąd poruszający się tempem mocno umiarkowanym, wyraźnie nabiera prędkości. Momentami wydaje mi się nawet, że pędzi jak szalony. A może to tylko efekt ostatniego wagonu i ostatniego miejsca w nim? Tak czy inaczej, docieramy do końca półwyspu w rozkładowym czasie. Od razu po wyjściu z pociągu kieruję się na boczne tory, na których stoją nocne składy oraz przeznaczone im lokomotywy. Wszystkie to zmodernizowane SU42, zatem tu nic mnie nie jest w stanie zaskoczyć. Przechodzę więc  dalej w kierunku przejazdu kolejowego i tu zajmuję pozycję bojową w oczekiwaniu na EIC Jantar. Najpierw ćwiczebnie ostrzeliwuję widzianą już kilkakrotnie w Gdyni starą lokomotywę SU42 z piętrowymi wagonami. Tym to składem dwa dni temu jechałem z Tczewa. I nim właśnie będę dziś do Gdyni wracał. EIC Jantar przybywa z zadziwiającą punktualnością. Zgodnie z przewidywaniami prowadzi go nurek vel okularnik. Jedno spojrzenie na tę lokomotywę wystarczy, by zrozumieć mechanizm nadania jej żargonowej nazwy. Dla mnie to ukoronowanie dzisiejszego dnia, a może i całego wyjazdu. Nurka bowiem na naszych torach spotkać niełatwo. Zasadniczo pojawia się na linii helskiej i w Olsztynie, skąd prowadzi składy do Białegostoku i Suwałk. Tam jednak tym razem spotkać mi się go nie udało.

zmodernizowane lokomotywy SU42

stara SM42 z wagonami behape

nurek prowadzi pociąg EIC Jantar
AKAPITWracam w kierunku helskiego dworca. Grzyby musiały w  tym  roku  obrodzić,  bo w oknie starego wagonu robiącego teraz za dom letniskowy suszy się ich spora kolekcja.
AKAPITPora wracać na stały ląd. Znów poza torami nie zobaczyłem właściwie nic. Nawet na plażę nie poszedłem. Dziwny ludź ze mnie... Co jednak robić, skoro na plaży nie ma pociągów? Na upartego mógłbym odwiedzić ekswojskową kolejkę wąskotorową wożącą zwiedzających do helskiego Muzeum Obrony Wybrzeża. Niestety brakuje na to czasu, bo przede mną dziś jeszcze sporo kilometrów kolejowych szlaków. Poza tym samo muzeum zwiedziłem kilka lat temu razem z kilkoma innymi helskimi militarnymi atrakcjami. Działobitnie baterii Schleswig-Holstein (nie mylić z pancernikiem o tej samej nazwie, z którego salwy skierowane na Westerplatte uznawane są tyle powszechnie, co błędnie za początek II wojny światowej) zrobiły na mnie wówczas spore wrażenie swym ogromem.  Jeżeli  drogi  Czytelniku

...grzyby musiały w tym roku obrodzić...
byłbyś na Helu i szukał możliwości alternatywnej do plażowania formy spędzenia wolnego czasu, to odwiedziny w Muzeum zdecydowanie nie będą czasem straconym. Helska wąskotorówka z racji mocno ograniczonej długości szlaku już tak łakomym kąskiem nie jest. Przynajmniej dla mnie. Ale kto wie, być może przy następnej okazji przejadę się tym 1,5 km odcinkiem i odwiedzę Muzeum Kolei Helskiej.
AKAPITPociąg zestawiony jest z zespołu czterech piętrowych wagonów zwanych behapami i jednego dopiętego zaraz za lokomotywą tzw. bohuna*. Wybieram bohuna. Powody są co najmniej dwa. Po pierwsze behapem jechałem dwa dni temu, po drugie bohun nie ma bezpośredniego wewnętrznego połączenia z resztą wagonów, a jako pierwszy w składzie nie będzie zbyt oblegany. Dodatkowym atutem są sprawne mechanizmy otwierania okien na górnym poziomie. Ale zaraz, zaraz, dokąd ten pociąg właściwie jedzie? Rozkładowo powinien jechać do Gdyni, tymczasem na tabliczce umieszczonej na ścianie bohuna widnieje wyraźnie – Chojnice. Właściwie byłoby mi to nawet na rękę, bo kolejnym przystankiem przesiadkowym na mojej trasie będzie Tczew. Na wszelki wypadek pytam konduktora. Ten potwierdza, że rzeczywiście ten skład pojedzie do Chojnic. Zajmuję miejsce na  pięterku.  W  wagonie  jestem

pięterko bohuna
sam. Otwieram okno na tyle, na ile jest to możliwe, czyli wystarczająco by wysunąć rękę z aparatem, ale już nie głowę. Przymierzam się do filmowania ciekawszych fragmentów trasy. Powinno się udać. Pociąg rusza. Od razu doświadczam uroków bliskości lokomotywy. Spaliny dieslowskiego silnika mają wyjątkowo łatwy dostęp do położonych wysoko okien. Gdy jednak pociąg nabiera prędkości, nie jest to już tak odczuwalne. Będzie się jednak powtarzało po każdym przystanku.
AKAPITZaczynam filmować. Dobrze, że jestem tu sam, bo zachowuję się ciut niekonwencjonalnie. Biegam z jednego boku wagonu na drugi i z powrotem kilka razy. Wystawiam rękę uzbrojoną w mały aparat i celuję nim raz zgodnie, raz przeciwnie do kierunku jazdy. Prostopadle do niego rzecz jasna również. Kilka razy dostaję po łapach gałęźmi drzew czy może raczej krzaków, ale wcale mnie to nie zniechęca. Taka sielanka trwa do Władysławowa, gdzie do mojego prywatnego do tego czasu wagonu wsiadają inni pasażerowie. Mnie jednak i tak najbardziej zależało na helskim odcinku szlaku. Z nie do końca dla mnie jasnych powodów pociąg do Gdyni jedzie dłużej niż w kierunku przeciwnym. Momentami odnoszę wrażenie, że po prostu się wlecze. Może to kwestia mocy wysłużonej stonki. W końcu jednak dojeżdżamy do Gdyni i nagle zostaję w wagonie sam. Nie wysiadam, bo przecież pociąg jedzie do Chojnic. Po chwili przez wagon przechodzi konduktor.
AKAPIT– A pan dokąd chce jechać? – pyta lekko zdziwiony.
AKAPIT– Do Tczewa – odpowiadam zdziwiony jego zdziwieniem – podobno jedziemy do Chojnic.
AKAPIT– Tak, ale dopiero za półtorej godziny. Teraz będziemy się przestawiać na inny tor i sprzątać skład. Musi pan wysiąść. Ale do Tczewa będzie pan miał niedługo inny pociąg – rzuca na odchodnym.
AKAPITKurna, przecież o to wcześniej pytałem...
AKAPITOpuszczam więc wygodne pięterko i wychodzę na zatłoczony peron. Sprawdzam połączenia. Za pół godziny powinienem mieć pociąg do Tczewa, a stamtąd po kolejnych 30 minutach do Elbląga.
AKAPITLudzi na Gdyńskim dworcu jest naprawdę sporo. Ogromne walizy sugerują, że będą raczej klientami PKP IC, czyli nie będą dla mnie konkurencją do pociągu Regio. Miejsca na ławkach są pozajmowane. Dla jednego z pasażerów stanowi to widoczny problem, bo siada na krawędzi  peronu,  zwieszając  nogi  nad  torami.  Chłopak  ma  może  z  18-20  lat  i  jest  tu z kilkuosobową grupą znajomych. Dzieje się to wszystko w momencie, gdy zapowiedziany już został wjazd pociągu na ten właśnie tor. Chłopak oczywiście nie zwraca uwagi na to, co dzieje się wokół, bo zatopiony jest w smartfonie. Tymczasem pociąg zbliża się już do  peronu.  Ktoś z pozostałych osób oczekujących na peronie głośno go upomina. Co istotne, to nikt z jego znajomych. Chłopak jest wielce zdziwiony i wydaje się w ogóle nie rozumieć, o co chodzi.

no comment
AKAPIT– Przecież nic się nie stało. Poza tym to moje życie. Nie?
AKAPITW tym momencie włączam się do rozmowy i w dość krótkich, ale bardzo, może nawet do przesady dosadnych słowach sugeruję młodemu idiocie, aby może skorzystał z jakiegoś mostu i z niego się rzucił w dół, zamiast stwarzać potencjalne problemy innym podróżnym. Skoro jemu samemu na własnym życiu zależy niespecjalnie, to tym bardziej nie zależy mnie. Zależy mi natomiast na dalszej niezakłóconej podróży, więc nie uśmiecha mi się opóźnienie lub odwołanie pociągu z powodu wypadku wynikającego z czyjejś bezgranicznej głupoty. Biedak wydaje się dalej nie rozumieć. Kilkanaście sekund po tym, jak chłopak wstaje, na peron z łoskotem wtacza się pociąg. Mój pociąg.
AKAPITWsiadam i zajmuję miejsce. Jak nietrudno się domyślić jest to oczywiście kibel. Wyraźna niechęć województwa pomorskiego do zakupu nowego taboru obrosła już niemal legendą. Pociąg jest pustawy, ale zapełnia się w miarę przejazdu przez Trójmiasto, W Gdańsku jest już pełny, wszystkie miejsca siedzące są zajęte, a i to nie wystarcza. Po minięciu Trójmiasta pociąg wyraźnie przyspiesza. Daje jednak znać o sobie jego przestarzała konstrukcja, bo wagon mocno wężykuje powodując silne szarpanie na boki. Czuję jak w brzuchu wszystko mi się kotłuje. Na szczęście ta szaleńcza jazda nie trwa długo. Wysiadam w Tczewie. O dziwo tutaj pogoda jest o wiele lepsza niż na Helu. Na niebie znów króluje błękit i słoneczna tarcza.

Republikańsko-Ciechowsska Tekatka (TKt48)
AKAPITPrzy Tczewskim dworcu stoją dwa pomnikowe parowozy. Jeden sfotografowałem dwa dni temu, teraz pora na drugi, stojący bliżej  galerii  handlowej.  Zastanawiam  się  tylko, w czyim pijanym widzie urodziła się myśl, by pomalować go w zebrze pasy. (Tę zagadkę pomógł mi rozwiązać jeden z internetowych znajomych redagujący blog o tematyce kolejowej https://upadektechnikikrakowa.blogspot.com Lokomotywa została tak pomalowana na cześć Grzegorza Ciechowskiego, lidera noszącego takie właśnie barwy zespołu Republika, który urodził się w tym mieście. Szkoda, że autorom tego skądinąd niezłego pomysłu nie przyszło do głowy, iż nie każdy był fanem Republiki i bez choćby najmniejszej tablicy informacyjnej będzie miał problem ze zrozumieniem przekazu. [przyp. autora]) Samą galerię też odwiedzam. Bynajmniej nie w celach handlowych. Po prostu obiekty tego typu kryją zazwyczaj w swoich wnętrzach toalety, a ja pragnąłbym skorzystać z nieco lepszego komfortu od oferowanego przez pomorskie kible.
AKAPITW dalszą drogę tym razem do Elbląga pojadę czym? To chyba jasne – kiblem. Pociąg jest zestawiony z dwóch jednostek. Wybieram starszą. Ma dermowe kanapy. W jednostkach zmodernizowanych kanapy najczęściej są zastępowane pojedynczymi fotelami. Ładniejszymi, ale zdecydowanie mniej wygodnymi.
AKAPITZaczynam głodnieć. Czas po temu najwyższy, bo pora obiadowa dawno już minęła, a ja nie miałem w ustach niczego konkretnego poza kanapkami. W Elblągu mam zamiar przetestować kolejny bar, na którego temat informacje zaczerpnąłem z internetu. Tymczasem dla oszukania głodu zaczynam snuć plany na jutrzejszy dzień. Pogoda ma się popsuć, a ja wybierałem się do Łeby i miałem tam zamiar spędzić nieco czasu. Gdyby jednak przywitała mnie deszczem, to narzucał się nie będę. Wrócę tym samym pociągiem i... No właśnie. I co? Jutro muszę dostać się do Torunia, skąd kolejnego dnia będę wracał do domu. Pierwotny plan zakładał jazdę przez Trójmiasto, a potem Grudziądz. Gdybym jednak musiał wracać z Łeby wcześniej, zostanie mi sporo czasu do wykorzystania. A może by tak pojechać od drugiej strony? Przez Słupsk, Szczecinek i... gdzieś tam? Biorę się za układanie trasy. W końcu po przeanalizowaniu rozkładów wybieram mocno wężykującą trasę z Łeby przez Lębork, Słupsk, Szczecinek, Chojnice, Piłę i Bydgoszcz. Jeżeli doliczyć do tego przejazd z Gdyni do Łeby wychodzi ponad 550 km. Całkiem niezły wynik.
AKAPITW Elblągu mam do wykorzystania półtorej godziny. Czasu niby niewiele, ale też na szczęście nie jest to metropolia, choć akurat dworzec jest od centrum oddalony o 20-25 minut marszu. Bar Słoneczny znajduję bez problemu. Właściwie jest po drodze, na ul. Hetmańskiej pod nr 16. Wewnątrz nie ma gości, ale późnopopołudniowa pora wydaje się to usprawiedliwiać. Właściwie to za pół godziny będą zamykać. Czy uda mi się coś jeszcze zjeść? Ależ oczywiście. Zamawiam barszcz czerwony z kołdunami i pierogi z mięsem. W oczekiwaniu na zamówienie rozglądam się po wnętrzu. Wystrój lokalu jest dość nowoczesny, a z informacji widniejącej na ścianie wynika, że zajmują się również organizacją przyjęć. Nie mam jednak zbyt wiele czasu na analizy, bo już po chwili odbieram zamówienie. I muszę przyznać z pełną świadomością swych słów, że tak dobrego barszczu  czerwonego  nie  jadłem

Bar Słoneczny na ul Hetmańskiej 16
dawno. Wbrew pozornej prostocie nie jest to wcale zupa łatwa do przyrządzenia. Musi  mieć  odpowiedni  kolor,  smak,  ostrość,  kwaśność i zapach. Jadałem barszcz czerwony nie raz. Czasem przypominał barszcz, czasem wodę spod ścierki. Ten jednak kwalifikuje się na wzorzec barszczu godny przechowywania go w Sèvres pod Paryżem. Ma to wszystko, o czym pisałem wyżej i to dobrane w odpowiednich proporcjach. Jest po prostu pyszny. Pływającym w nim kołdunom też nie można niczego zarzucić, choć tu już moja ocena nie musi być miarodajna, bo nie mam porównania. Kołduny jem bowiem po raz pierwszy. Gdy po ostatniej łyżce barszczu z ostatnim kołdunem zostaje tylko wspomnienie na mym podniebieniu, obok na talerzu parują już pierogi. Po takim barszczu, nie ukrywam, obiecuję sobie po nich wiele. I nie doznaję zawodu. To nie są żadne pierogi z mrożonek z farszem zaledwie udającym wyrób mięsopodobny. To są prawdziwe, ręcznie lepione pierogi z prawdziwym mięsem, polane tłuszczykiem z prawdziwymi skwareczkami. Pychota! Co prawda skwarki mogłyby być ciut miększe, ale to już fanaberie posiadacza nie pierwszej nowości uzębienia. Nie rozczulam się nad pierogami zbyt długo. Po pierwsze są zbyt smaczne, po drugie nie chcę zmuszać obsługi do zostawania po godzinach. Obsługi skądinąd bardzo miłej. Bar Słoneczny ląduje w ścisłej czołówce odwiedzonych przeze mnie budżetowych lokali. Aha! Byłbym zapomniał. Za wszystko płacę niecałe 10 zł.
AKAPITNażarłem się. Tylko tak mogę opisać to, co stało się chwilę temu. Teraz pora przynajmniej część tej obfitej obiadokolacji spalić. Szybkim krokiem kieruję się nad rzekę Elbląg w okolicy starego miasta. To z tego miejsca w 2009 roku startowałem w rejs po Kanale Elbląskim. Przy nabrzeżu odpoczywa zacumowany statek wycieczkowy Żeglugi Elbląsko-Ostródzkiej. Zapewne jutro popłynie w kierunku pochylni. Pod podniesionym w tej chwili zwodzonym mostem przepływa niewielki jacht. Po chwili cumuje przy nabrzeżu. Muszę przyznać, że trochę zazdroszczę załodze. Chyba więcej niż trochę.

statek Żeglugi Elbląsko-Ostródzkiej

...trochę zazdroszczę załodze...

jeden z mostów zwodzonych na rzece Elbląg
AKAPITElbląska starówka bardzo ucierpiała w wyniku działań II wojny światowej.  Największe  zniszczenia  przynieśli  jej  "wyzwoliciele" z Armii Czerwonej w lutym 1945 roku. Stare miasto zostało wówczas zniszczone w niemal 90%. Po wojnie podjęto decyzję o rozebraniu pozostałych ruin, a odzyskane materiały wywieziono i zużyto do odbudowy Warszawy. Dopiero w latach 80 ubiegłego stulecia (sic!) podjęto decyzję o odbudowie starówki, który to proces trwa do dziś dnia. Budowane kamienice nawiązują stylem do budowli z okresu przedwojennego, niektóre zaś są ich wiernymi kopiami.

ul. Mostowa, po prawej odbudowany ratusz

sala ślubów Urzędu Miasta

ul. św. Ducha
AKAPITPora wracać na dworzec. Z wolna zapada zmierzch. Do Gdyni pojadę turbokiblem. Zatem na moją odwrotną stronę czekają znów twardawe siedzenia. Pasażerów jest niewielu. Za oknem także niewiele widać, więc po raz kolejny o tej porze uzupełniam notatki. Mijamy Malbork, po niedługim czasie po raz kolejny przejeżdżamy przez most w Tczewie. Stacyjny zegar na zmianę wyświetla godzinę 20:22 i temperaturę 25 stopni.
AKAPITDo mojego wagonu wsiadają trzy młode dziewczyny. Właściwie to bardziej je słyszę, niż zauważam, bo ich miejsca są nieco oddalone.
AKAPIT– Ale masz super buty, ile dałaś?
AKAPIT– No fajne są, ale wiesz, nie jestem opalona.
AKAPIT– No, ja też... – w tym momencie łoskot jadącego pociągu zagłusza ich dalszą rozmowę. Ja jednak mam nieodparte skojarzenie z jedną ze scen z filmu Marka Koterskiego “Dzień świra”. Scenę nota bene rozgrywającą się w pociągu. Podczas kolejnej audycji na którejś ze stacji mimowolnie podsłuchuję, jak komentują fejsbukową rzeczywistość. Właściwie nie muszę podsłuchiwać, bo zachowują się tak hałaśliwie, jakby chciały, by wszyscy wiedzieli o ich towarzyskich klęskach. O ile można tak określić bycie porzuconą przez kolejnego chłopaka. Nie wydają się jednak tymi porażkami poruszone, bo kwitują wszystko głośnym śmiechem. Wysiadają w Sopocie i dopiero wtedy mogę się im przyjrzeć. Ich stroje jednoznacznie wskazują na cel wizyty. Jest letni sobotni wieczór. Klubowe łowy czas zacząć. Tylko dlaczego potem dziwią się, że faceci je rzucają, skoro szukają ich w ten sposób i w takich miejscach?
AKAPITDo Gdyni pociąg dojeżdża niemal pusty. Tym razem nie chce mi się iść na piechotę. Korzystam z tego, za na przystanek akurat podjeżdża autobus. Dwa przystanki dalej wysiadam. Krótki spacer pod morenowe wzgórze i po raz ostatni przekraczam progi akademika Akademii Morskiej.
AKAPITKąpię się i po raz ostatni sprawdzam rozkład pociągów na jutro. Trzeba będzie wstać przed szóstą. A zatem teraz szybko pod kołdrę.


* - odnośniki z wyrażeń okraszonych gwiazdką prowadzą do wyjaśniającego ich znaczenie kolejowego leksykonu


następny dzień