wstęp strona główna
dzień1 dzień2 dzień3 dzień3 dzień3 dzień3


Dzień 1,
17 sierpnia 2016 r.


trasa:
Kraków Główny – Sędziszów – Kielce – Skarżysko-Kamienna – Radom – Warszawa Zachodnia – Łowicz – Kutno – Toruń Główny
[549 km / 8 pociągów]
mapa


AKAPITSześć  dni  temu  wróciliśmy  znad  morza.  Wytrzymałem  w  domu  jeden  dzień.  Kolejnego  zapakowałem   się   do  Włóczykija i pojechałem nad zalew w Kostkowicach na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Na trzy dni. Jeden z tych dni w całości spędziłem na wytyczaniu trasy i wyszukiwaniu kolejowych połączeń. Obok po Centralnej Magistrali Kolejowej* przemykały pociągi, tablet podpięty do panelu słonecznego pracował przez cały dzień, ja zaś przez cały dzień wychodziłem z samochodu jedynie za potrzebą. Ile różnych kombinacji brałem pod uwagę, tego nikt by nie spamiętał. Najważniejsze, że pod wieczór mogłem w końcu wyjść na zewnątrz, przeciągnąć się i... pójść spać w poczuciu wykonania kawału solidnej roboty. Marszruta została wytyczona. Jutro do domu, pojutrze pakowanie, a kolejnego dnia... Kierunek POmorze, WARmia i KUJawy.

*  *  *

AKAPITBudzik w telefonie komórkowym tym razem uznał, że godzina czwarta rano to zbyt wielki luksus i w związku z tym postanowił zrobić mi pobudkę o 3:00. Winić go jednak nie mogę. Sam wydałem mu takie dyspozycje. Mój pierwszy dzisiaj pociąg odjeżdża z Dworca Głównego w Krakowie o godzinie 4:53, a trzeba przecież jeszcze zjeść śniadanie i dostać się na dworzec. Mając alternatywę, jechać nocnym autobusem i koczować godzinę na dworcu czy wstać 15 minut później i iść tam pieszo, wybieram spacer. Mocno minimalistycznie spakowany plecak jest już gotowy. Waży niewiele ponad 10 kg, z czego pewnie ze 3 kg to banany i woda do picia, które zniszczę w ciągu dnia.
AKAPITCicho wychodzę, by nie obudzić śpiących smacznie dziewczyn. Jest jeszcze zupełnie ciemno. No cóż, to już druga połowa sierpnia, schyłek lata. W dodatku prognozy pogody są średnio zachęcające. W ogóle tegoroczne letnie miesiące zachowywały się jak rozwydrzone nastolatki.
AKAPITNa ulicach pustki. Od czasu do czasu spotykam pojedyncze osoby. Po mniej więcej godzinie marszu dochodzę do Dworca Głównego. Na peronie nr 5 czeka gotów do odjazdu pociąg TLK Hańcza do Suwałk. Pociągnie go lokomotywa EP09 zwana dziewiątką*. Ta ma numer 046 i jest obecnie jedyną w historycznym brązowo-pomarańczowym malowaniu. Chwilę później na peron wtacza się pociąg Kolei Małopolskich z Sędziszowa. Kończy bieg, ale wkrótce pojedzie w drogę powrotną. A ja w nim.
AKAPITRuszamy punktualnie o 4:53. W pociągu jest bardzo niewielu pasażerów. Nie ma się czemu dziwić. O tej porze ludzie raczej przyjeżdżają do Krakowa, niż z niego wyjeżdżają. Po chwili zjawia się konduktorka.
AKAPIT– Jejciuuu... naprawdę do Torunia pan jedzie osobowymi? – kręci głową z niedowierzaniem, ale przyjmuje to z uśmiechem.
AKAPITNiebo za oknem z wolna szarzeje. Jest pochmurno, do tego w okolicach stacji Tunel widać ślady niedawnych opadów. Mam nadzieję, że to tylko zjawisko lokalne.
AKAPITW Sędziszowie mam trzy minuty na przesiadkę. Muszę przejść kładką na sąsiedni peron. Kładka jest dość długa, w dodatku obydwa pociągi stoją dość daleko poza nią. Nie ociągam się, a mimo to wsiadam niemal na styk. Osoba niepełnosprawna ruchowo lub starsza mogłaby tu mieć spory problem ze zdążeniem.
AKAPITDo Kielc pojadę Acatusem Plus* w świętokrzyskich barwach. Jeszcze go dotąd nie widziałem. W środku jest wygodnie, sporo miejsca na nogi nawet w fotelach ustawionych rzędami jeden za drugim. Same fotele są dużo wygodniejsze od tych zamontowanych w Acatusach Plus Kolei Małopolskich, ale daleko im do wygody oferowanej przez te ze świętokrzyskich czy małopolskich Impulsów. I w tym pociągu nie ma zbyt wielu pasażerów. Część z nich wysiada w Jędrzejowie, reszta jedzie do Kielc. Ten sam skład pojedzie również, do Skarżyska. Ja jednak w Kielcach wysiadam, by zrobić mu kilka zdjęć. W końcu to nowy nabytek do mojej galerii.
AKAPITDo Skarżyska jedzie ledwie kilka osób. Ja zaś zaczynam z wolna odczuwać skutki hiperwczesnej pobudki. Powieki mam coraz cięższe i  coraz  trudniej  mi  z  tym  walczyć.  Na

świętokrzyski Acatus Plus
szczęście ten odcinek trasy jest dość krótki. Na jej końcu wita mnie pochmurne niebo, smugi deszczu na horyzoncie i chłód o wiele bardziej dotkliwy niż o świcie w Krakowie. Spędzę tu trzy kwadranse. Mam do tego miasta ogromny sentyment. W Skarżysku mieszkali rodzice mojego Taty i to u nich spędzałem niekiedy część wakacji. Gdy byłem już na tyle samodzielny, by móc bezpiecznie opuścić ich ogródek, gdzie dotąd gniazdowałem na niemal każdym z licznych drzew owocowych, wsiadałem na rower i udawałem się dokąd? Oczywiście na dworzec kolejowy. Tu na przerzuconej ponad stacją kładce, łączącej nie tylko perony, ale i dwie rozdzielone licznymi torami części miasta, spędzałem długie godziny, „odprawiając” pociągi pasażerskie i przyglądając się pracy manewrujących po stacji lokomotyw. To były lata 70 XX wieku. Jak nietrudno się zapewne domyślić, lokomotywami tymi były głównie parowozy. Do dziś mam w uszach charakterystyczny odgłos pary wydobywającej się z komina w rytm pracujących tłoków i przenikliwy gwizd ostrzegawczej świstawki, a w nozdrzach zapach pomieszanego z parą węglowego dymu. Najciekawiej było znaleźć się na kładce dokładnie nad przejeżdżającym parowozem w chmurze jego spalin. Choć doprowadzenie mnie do stanu jako takiej czystości po kilku tego typu zabiegach stanowiło dla mojej Babci pewne wyzwanie.

stacja Skarżysko-Kamienna
AKAPITStacja tętniła wtedy życiem. Niemal wszystkie boczne tory zastawione były wagonami towarowymi, które parowozy pracowicie zestawiały w składy. Na rampach trwał wyładunek i załadunek, na perony co rusz z różnych kierunków wjeżdżały pociągi pasażerskie, z których wysypywały się tłumy ludzi.  Dziś  wieje  tu  pustką.  Szyny  są  zardzewiałe i puste po horyzont. Życie towarowe przeniosło się na położoną nieco dalej stację rozrządową. Ruch osobowy też znacznie zmalał. Wtedy jeździły stąd pociągi  do  Stalowej  Woli  przez  Ostrowiec  Świętokrzyski  i  Sandomierz, a w drugą stronę do Końskich. Dziś na linii do Końskich ruchu pasażerskiego nie ma, a bieg pociągów na linii Stalowowolskiej kończy się w Ostrowcu. Nie inaczej jest na linii biegnącej na  kierunku  Kraków  –  Warszawa.  Wówczas
przez Skarżysko jeździły wszystkie pociągi, również ekspresowe, kursujące między tymi miastami. Centralna Magistrala Kolejowa była dopiero w budowie, a pierwszy pociąg pasażerski pojechał po niej dużo później, bo w roku 1984. Dziś wszystkie pociągi ekspresowe relacji Kraków – Warszawa wyniosły się na Magistralę, a te ekspresowe nieco mniej, czyli TLK również przeważnie  Skarżysko  omijają,  głównie z uwagi na tragiczny stan torowisk pomiędzy Radomiem i Warszawą. Pozostało kilka pociągów tranzytowych, jadących do i z Lublina oraz nocne, jadące mocno wężykującymi trasami z południa na północ kraju. Paradoksalnie Skarżysko ma wielki budynek dworca kolejowego. Wielki i odremontowany, choć zielonkawy kolor górnej części elewacji moim zdaniem nie do końca współgra z żółcią piaskowcowych płyt części dolnej. Wnętrze nie zmieniło się zbytnio od czasów, które pamiętam. Tyle że teraz snuje się tu wyłącznie znudzony ochroniarz, a pani w kasie z braku klientów zajęta jest wszystkim, tylko nie sprzedażą biletów. (informacja z października 2016 – dworzec będzie przebudowywany w celu udostępnienia większej jego powierzchni do celów komercyjnych. [przyp. autora])
AKAPITPociąg do Radomia stoi na peronie od chwili mojego przyjazdu. Biało-żółto-zielony kibel* Kolei Mazowieckich jest dokładnie pozamykany. Przechadzam się więc po peronie i kładce. Udaje mi się ustrzelić aparatem nowy pociąg ratownictwa technicznego zbudowany na bazie drezyny* WM-15A. Wysłuchuję zapowiedzi opóźnionych pociągów. Wszystkie mają deficyt 10 minut. Zastanawiam się nawet czy to nie jakieś systemowe i planowe opóźnienie, ale moje rozmyślania przerywa dźwięk odsuwanych drzwi mojego składu. Wsiadam. Prócz mnie wsiada dosłownie kilka osób, jak podejrzewam po ubiorze i wyposażeniu w służbowe torby – kolejarze.
AKAPITWbrew ogólnoskarżyskiej tendencji nasz pociąg rusza punktualnie. Zresztą nie spędza mi to specjalnie snu z powiek, bo w Radomiu będę miał prawie pół godziny na kolejną przesiadkę.
AKAPITPociąg toczy się niespiesznie, ale jak dotąd utrzymuje jeszcze jako takie tempo. Rzecz jasna jako takie dla pociągu osobowego. Gdy zbliżamy się do Radomia, za oknami zaczyna się pojawiać postindustrialny krajobraz. Właściwie powinienem chyba napisać postapokaliptyczny. Częściowo zrujnowane hale, nieczynne kominy, place, na których kiedyś zapewne tętniło robotnicze życie, a teraz tętni w uszach cisza i zieje pustka. Czasem zaparkowany samochód dostawczy świadczy o obecności na pofabrycznych terenach jakiejś niewielkiej firmy. Do tego niespecjalnej urody architektura jedno i wielorodzinna. To obraz Radomia z późnego początku XXI wieku. Obraz dość smutny i dość zniechęcający. Przyznać wszak trzeba, że przynajmniej dworzec kolejowy jest wyremontowany. Choć remont trwał baaardzo długo i jak to zwykle u nas, zakończył się wieloma niedoróbkami. A to strop tunelu przeciekał, a to nie działały windy, a to to, a to tamto... W dodatku na okres około roku zamknięty został tunel dla pieszych pod torami kolejowymi łączący dwie części miasta. Dla Radomian była to prawdziwa udręka. Nie wypowiem się na temat funkcjonalności dworca, bo pół godziny to zdecydowanie za mało, by móc to ocenić. Od strony placu dworcowego budynek przestał jednak straszyć. A straszył, odkąd pamiętam.
AKAPITWłaśnie jest podstawiany pociąg do Warszawy Zachodniej. Mają rozmach Koleje Mazowieckie. Dwa spięte ze sobą zespoły EN57 to w sumie 6 wagonów. W tej chwili są prawie puste. W Radomiu wsiadło do nich może kilkunastu pasażerów. Konduktor sprawdzający bilety długo studiuje mój, zapewne zdziwiony widniejącą na nim relacją. W końcu oddaje mi go, a jego wzrok wydaje się mówić bardzo wyraźnie
AKAPIT– Aha, jeden z tych nawiedzonych...
AKAPITIlekroć podaję konduktorowi bilet, na którym widnieje taka egzotyczna relacja, jestem bardzo ciekaw jego reakcji. Nie raz i nie dwa musiałem tłumaczyć, że bilet jest właściwy, a taka, a nie inna trasa wynika z tego, że po prostu lubię podróżować koleją. Zazwyczaj spotykam się z uśmiechem, choć bywa i tak, że jest to uśmiech politowania. Tego akurat nie rozumiem, choć wiem, że nie każdy ma przywilej wykonywania pracy, którą lubi.
AKAPITPogoda jakby się poprawiała. Pokrywające dotąd niebo grubą warstwą ołowiane chmury rzedną, ustępując miejsca słońcu. Jedziemy przez mazowieckie płaskości. Po obydwu stronach torów ciągną się głównie łąki i nieużytki. Pól uprawnych jest niewiele. Być może po części jest to spowodowane piaszczystą glebą. Rosną na niej za to świetnie sosnowe lasy i brzozowe zagajniki. Mijane po drodze domy w znacznej części wyglądają, jak wyglądać musi zemsta architekta na niesolidnym inwestorze. Przeważnie niewykończone, o siekierą rzeźbionych liniach stoją na równie mało urokliwych podwórkach. Muszę przyznać, że centralna Polska z tej perspektywy wydaje się bardzo peryferyjna.
AKAPITMijamy browar w Warce. Tu czuć powiew nowoczesności. To jeden z największych i ponoć najnowocześniejszy browar w Polsce. Za Warką z kolei zaczynają się sady. Przeważnie jabłoniowe. Można powiedzieć, że to polskie jabłczane zagłębie. Jabłka już się rumienią. Pewnie ze wstydu, bo po jednym z sadów przejeżdża właśnie ciągnik, zraszając drzewa obficie chemikaliami.
AKAPITDo Warszawy wleczemy się 2,5 godziny. Wynika to głównie z fatalnego stanu torowisk. Z uwagi na to z linii tej wyniosły się nawet pociągi PKP IC, nadkładając drogi przez Dęblin z jednej albo Skierniewice z drugiej strony. O rewitalizacji tej linii mówiło się od lat. Najczęściej w sferze życzeń. Teraz coś się tu zaczyna dziać. Za Sułkowicami jedziemy po jednym torze. Drugi jest przebudowywany od samego podtorza. Niestety z uwagi na sporą liczbę pracujących tu robotników i maszyn budowlanych prędkość pociągu jest „grzybiarska”. Wysiadłszy w biegu  z  pierwszego  wagonu,  można  skoczyć  do  pobliskiego  lasu  na  kurki i zdążyć wsiąść do ostatniego.

mijanka na trasie
AKAPITPociąg stopniowo zapełnia się pasażerami. W Piasecznie około połowy miejsc jest już zajętych, a gdy w końcu dojeżdżamy do stacji Warszawa Zachodnia, zapełnienie oceniam na ok. 80%. Stację tę znam już dokładnie. W czerwcu 2015 roku spędziłem tu niemal cały dzień na bieganiu po peronach i fotografowaniu składów i lokomotyw. W czerwcu tego roku natomiast,  przy  okazji  jednodniowej  wizyty w Warszawie z Basią i Mają, kilkadziesiąt minut poświęciłem na owocne skądinąd polowanie na nowe newagowskie składy WKD. Zatem mimo ponad 70-minutowej przerwy w podróży nie napalam się już specjalnie na robienie fotek. Jednak darowanemu koniowi... Bez specjalnego wysiłku udaje mi się ustrzelić PKP-owskiego Darta*, dwie należące do tego samego przewoźnika, a bardzo rzadkie na małopolskim gruncie lokomotywy EP08, lokomotywę EP09 w nietypowym malowaniu PKP IC oraz elektryczny zespół trakcyjny* 45We, czyli pięciowagonową odmianę newagowskiego Impulsa* wyprodukowaną dla Kolei Mazowieckich w moim  zdaniem  chyba  najładniejszym

19WE na dworcu Warszawa Zachodnia
malowaniu tego typu jednostki. Wisienką na torcie jest (nomen omen czerwony) elektryczny zespół trakcyjny 19WE – lokalny endemit, który wyprodukowany przez Newag w liczbie zaledwie czterech sztuk zasila warszawską SKM-kę. Przy okazji strzelam w kierunku kilku innych pociągów. Tiaaaa... A miało nie być robienia zdjęć... To już chyba jednak nałóg.
AKAPITZdjęcia zdjęciami, ale trzeba pomyśleć i o ciele. W stacyjnym sklepiku kupuję 2 bułki z serem i szynką za 5 zł. Cena wydaje mi się akceptowalna, choć przebitka i tak jest spora. Podczas tej podróży nie raz jeszcze się zdziwię, jak w dziurach o wiele mniejszych od Warszawy o wiele wyżej mogą być wywindowane ceny podobnych artykułów. Zjadam bułki od razu, decydując, że prowiant wieziony z domu będzie na później.
AKAPITKolejny pociąg zawiezie mnie do Łowicza. Na peron wjeżdża skład Kolei Mazowieckich. Turbokible* w trakcji podwójnej (dwa zespoły tego samego typu lub “pasujące do siebie"  połączone  rozłącznym  sprzęgiem,  sterowane  wspólnie  z  kabiny   prowadzącego
w danej chwili zespołu). Odmalowane z nowymi siedzeniami pokrytymi tapicerką w kolorach przewoźnika. Skład jest zapełniony w jednej czwartej. Idę wzdłuż składu lustrując pasażerów. Niemal wszędzie jeden pasażer zajmuje jedną czwórkę* siedzeń. Jakaż alienacja... Hmmm... W zasadzie i ja zazwyczaj wpisuję się w ten klimat i szukam „swojej” czwórki. Tym razem również skutecznie, choć to chyba jedna z ostatnich o ile nie ostatnia wolna.
AKAPITPogoda znów kaprysi. Niebo w dalszym ciągu wstydliwie zasłania się tu i ówdzie ciemnymi kłębiastymi chmurami. Kto zwycięży?
AKAPITKonduktor i tutaj długo studiuje treść mojego biletu, ale oddaje go z kamienną twarzą. Nawet nie skasował.
AKAPITPociąg zatrzymuje się w Sochaczewie. Spora część pasażerów tutaj wysiada. Od razu rzuca mi się w oczy ładny ceglastoczerwony budynek dworca. Widać, że jest świeżo wyremontowany. Zasłaniają go dwa okazałe kasztanowce, więc o dobre zdjęcie będzie trudno, zwłaszcza że będzie to zdjęcie zaokienne. Wolę nie ryzykować wysiadania mimo kilkuminutowego postoju. Nie skusi mnie nawet stojący po drugiej stronie dworca maleńki parowozik, prezentujący się równie godnie, jak budynek. Będzie musiał poczekać na specjalną wizytę, która w końcu zapewne nastąpi, bo w Sochaczewie mieści  się  największe  w  Europie


dworzec w Sochaczewie

dworzec Łowicz Głowny
muzeum kolei wąskotorowej liczące około 150 sztuk wystawionego taboru. Tymczasowo parowozik będzie musiał się zadowolić słabą fotką przez okno mojego pociągu.
AKAPITKolejną stacją przesiadkową jest Łowicz. Mam kilkanaście minut do przyjazdu kolejnego składu. Robiąc zdjęcia dworca, zastanawiam się, czymże to przyjdzie mi dalej jechać. Po chwili wszystko jest już jasne. A jakże – kibelek. Tym razem wracam do Przewozów Regionalnych. Na plus jednak trzeba mu policzyć, że jest dzisiaj pierwszym kiblem, w którym jest woda w toalecie. A czas po temu najwyższy, bo moje ręce rozpaczliwie domagają się umycia.
AKAPITPrzypominam sobie zeszłoroczną toruńską podróż. Sięgam na wyżej położone  półki z pamięcią i wychodzi mi, że wówczas przejeżdżałem tędy bardzo  podobną  porą. Sprawdzam i okazuje się, że numer pociągu w rozkładzie jazdy także  się  zgadza.  Zatoczyłem  więc  duże
koło w czasoprzestrzeni, bo i data jest niemal taka sama. Byłem tu rok temu bez jednego dnia. A że 2016 jest rokiem przestępnym, można powiedzieć, że minął równy rok. Wtedy za oknami rozciągał się wysuszony step, dziś jest o wiele bardziej zielono. To zapewne efekt lipcowo-sierpniowych opadów, którym miejsca musiały ustąpić zeszłoroczne upały. Na polach zieleni się kukurydza, a na rżyskach zdążyły już powschodzić niezebrane resztki ziaren zbóż. Na jednym z pól widzę uprawę kapusty. Wygląda bardzo malowniczo, bo ich główki mają różne kolory i stoją równymi rzędami niczym żołnierze różnych formacji podczas państwowych uroczystości.
AKAPITZaczyna się robić lekko nerwowo, bo pociąg ma 2-3 minuty opóźnienia. Niby niewiele, ale jeżeli zauważyć, że na przesiadkę w Kutnie rozkładowo miałbym tych minut 6, to sytuacja nie jest już tak różowa. Oczywiście zazwyczaj w takich sytuacjach kolejny pociąg czeka na spóźnialskiego kolegę, ale tak czy tak, nie chciałbym wtopić, będąc tak blisko celu. Sprawdzam w rozkładzie perony. Jasne! Mój wjedzie na trzeci, tamten będzie czekał przy pierwszym. Zatem czeka mnie popołudniowa przebieżka po schodach przejścia podziemnego. W dodatku jak się okazuje, pociąg stoi niemal na samym  końcu  tego  peronu.  Ale  co  tam, w przelocie trzaskam mu jeszcze fotkę. Upolowałem tygrysa*, bo tak mówi się o nowym pomarańczowym malowaniu pociągów Przewozów Regionalnych. Okazuje się jednak, że to tylko zwykły kocur w tygrysiej skórze. Zmodernizowany EN57 w nowych barwach, ale zmodernizowany 10 lat temu. Teraz tylko zmienił kolory. Tuż po nas ze stacji rusza także Ekspres IC Mewa do Świnoujścia. Nie będzie jednak rywalizacji na szlaku, bo tory w Kutnie rozwidlają się na kilka kierunków. My jedziemy bardziej na północ, Mewa na zachód.

"farbowany" tygrys w Kutnie
AKAPITW moim pociągu jak dotąd jest może z 10 osób. Podobnie było rok temu, gdy linię tą obsługiwała jeszcze Arriva. Jednak jak się już za chwilę okaże, po drodze zbierze się trochę pasażerów. Za oknem wyraźnie się chmurzy i wieje silny wiatr. Stojące na polach wiatraki elektrowni wiatrowych pracują na pełnych obrotach.
AKAPITKible same w sobie nie należą do najciszej poruszających się pociągów. Jeżeli do tego otwarte są drzwi przejścia pomiędzy sąsiednimi wagonami, hałas jest już trudny do zniesienia. Gdzieś po drodze zasuwam je. Robi się ciut ciszej. Nie na długo. Na najbliższej stacji wsiada kilka osób, a pewna starsza pani udając się prawdopodobnie po bilet do konduktora, zostawia je za sobą niezasunięte. Robi to dopiero, wracając po kilku minutach zapewne już z biletem. Starsza pani okazuje się członkinią „upiornej rodzinki”, która pomimo generalnie pustego pociągu usadowiła się tuż za mną. Dopóki pociąg jedzie, jego łoskot zagłusza ich ciągłe nadawanie. Gdy jednak zatrzymujemy się we Włocławku na kilkunastominutowy postój, mam nieprzepartą ochotę zmienić wagon. Skład rodzinki „na ucho” wygląda następująco: Dwie osoby dorosłe – kobieta i mężczyzna, babcia i najmłodsza latorośl płci męskiej w wieku 6-8 lat. Kilkulatek musiał stosunkowo niedawno wzbogacić swój bardzo przecież w tym wieku chłonny słownik o nowe słówko: „kurde”. Używa go z częstotliwością, jakiej na pewno nie powstydziłby się stały mieszkaniec dworca kolejowego chwilowo przebywający w bliskim swemu sercu miejscu, czyli pod symboliczną budką z piwem. Choć fakt faktem on zapewne używałby tego słówka w wersji mniej cenzuralnej. Na słowa malca nie ma praktycznie żadnej reakcji ze strony opiekunów. Babcia zajęta jest rozmową przez telefon, w której czasie krytycznie, ale za to głośno komentuje czyjś związek, wujek (jak wnioskuję z późniejszego toku rozmów) równie głośno prowadzi telekonferencję z „partnerem byznesowym”, mamusia natomiast zajęta jest ich uciszaniem. Ich. Ale nie synka... I choć jej reakcje są najbliższe temu, co zwykło się określać mianem norm społecznych, to jednak brakuje mi w nich stanowczości i zdecydowania. A bez tego niestety pozostają głosem wołającego na puszczy. Do wyjątkowo głośnego hałasu samego pociągu i kakofonii upiornej rodzinki dołącza podawany co rusz przez maszynistę bardzo wyraźnie tu słyszalny sygnał ostrzegawczy. Czuję jak powoli moja głowa zmienia się w wielkiego i dojrzałego arbuza, który za moment pęknie. Tyle stacji za nami, a rodzinka nie wysiadła. Dam radę?
AKAPITW Aleksandrowie Kujawskim zatrzymujemy się obok zrujnowanego budynku dworca. Robi bardzo przygnębiające wrażenie. Patrząc na osypujący się tynk i kruszejące mury trudno uwierzyć, że to jedna z największych o ile nie największa atrakcja tego miasta. Wybudowany w latach 1860-62 na nowo wówczas otwartej linii Kolei Warszawsko-Bydgoskiej był stacją graniczną pomiędzy zaborami rosyjskim i pruskim. Pozostał do czasów obecnych jednym z najdłuższych o ile nie najdłuższym budynkiem stacyjnym Europy, jest także jednym z nielicznych zachowanych budynków granicznych rosyjskiego imperium. W 1879 roku miało tu miejsce spotkanie cara Aleksandra II i cesarza Wilhelma. Kłopoty zaczęły się w roku 1920, gdy na mocy Traktatu Wersalskiego zmianie przebiegu uległy granice i dworzec w Aleksandrowie Kujawskim przestał być wówczas stacją graniczną. Obecnie stacja bardzo straciła  na znaczeniu i choć przejeżdżają tędy zarówno pociągi pasażerskie (zatrzymują się tylko regionalne oraz TLK i IC jadące linią Bydgoszcz – Kutno), jak i towarowe, to nie daje to możliwości wykorzystania wszystkich, a nawet części pomieszczeń dworcowych budynków. Miasto kilka lat temu przejęło ruinę od kolei i powoli, bardzo powoli ją remontuje. Czy jednak dojdzie kiedyś do pełnej restauracji całości? Osobiście wątpię. A szkoda, bo ten wpisany do rejestru zabytków dworzec to prawdziwa perełka.
AKAPITKu mojej radości związanej z rozstaniem z „upiorną rodzinką” w końcu dojeżdżamy do Torunia. Moja radość nie trwa jednak zbyt długo, bo właśnie zaczyna padać deszcz. Chowając się pod zadaszeniem, na szybko łapię kilka ujęć, po czym kieruję się do hostelu Toruń Główny, gdzie mam zarezerwowany nocleg. Dokładnie opisywałem go przy okazji zeszłorocznej sierpniowej podróży, dodam więc tylko, że w dalszym ciągu położony jest pomiędzy peronami dworca i w dalszym ciągu jest tam tak samo sympatycznie. Zameldowanie trwa kilka minut. Tym razem dostaję pokój na parterze. Jestem w nim sam. Póki co. Choć nie ukrywam, nie obraziłbym się o taki stan do rana. Ponieważ jest jeszcze stosunkowo wczesna pora, decyduję się na mały spacer po terenie dworca.

dworzec Toruń Główny

stacja Toruń Główny, na pierwszym planie hostel w budynku starej poczty
AKAPITPierwszy, zbudowany z muru pruskiego toruński budynek dworcowy pochodził z roku 1861. Wówczas tereny po tej stronie Wisły nie należały jeszcze do Torunia, a miasto na drugim brzegu nazywało się Thorn. Sama stacja zaś powstała w niewielkiej wsi leżącej pod miasteczkiem Podgórz. Powstała nie bez przyczyny, albowiem w tym samym roku otwarto nową linię kolejową łączącą Thorn z miastem Bromberg, czyli dzisiejszą Bydgoszczą. Dzięki temu Thorn-Toruń poprzez linię Bromberg-Berlin otrzymał kolejowe połączenie z zachodnią częścią Europy. W roku 1874 pierwotny budynek dworca zastąpiono nowym, którego bryłę można oglądać do dziś. Podczas II wojny został on spalony, a po jej zakończeniu odbudowany. Modernizacja i przebudowa miała miejsce w latach 60 XX wieku. Od tego czasu na dworcu nie działo się nic. Nietrudno zatem sobie wyobrazić, w jakiej pozostawał on kondycji. Biorąc pod uwagę kompletny brak zainteresowania władz kolejowych stanem dworca, zainteresowały się nim władze Torunia. Na początku roku 2014 przejęły one budynek i rozpoczął się jego gruntowny remont. Jego końcówkę obserwowałem rok temu. Teraz dworzec wygląda naprawdę ładnie i jest funkcjonalny. Jedynym dla mnie pewnego rodzaju mankamentem jest brak zejścia do przejścia podziemnego z peronów przylegających do budynku. Aby to zrobić, należy wejść do środka i odnaleźć szeroką klatkę schodową. Dla osób znających rozkład dworca nie stanowi to problemu. Jednak przyjezdny, który miałby dajmy na to kilka minut na przesiadkę, może już mieć kłopot. Toruńską stację charakteryzuje niespotykany na południu układ przestrzenny. Główny budynek dworca rozkłada się pośrodku, na jednym szerokim peronie, a perony kolejne znajdują się po jego bokach. Jak będę się miał okazję przekonać, jest to układ często stosowany na północy kraju, czy może raczej na terenach, które w czasach rozkwitu kolei należały do Prus. Obok wejścia do podziemnego tunelu po północnej stronie dworca stoi niewielki  parowóz  Tkh49,  wdzięczny  obiekt

do fotografowania. Jak będę się miał okazję przekonać, jest to układ często stosowany na północy kraju, czy może raczej na terenach, które w czasach rozkwitu kolei należały do Prus. Obok wejścia do podziemnego tunelu po północnej stronie dworca stoi niewielki parowóz Tkh49, wdzięczny obiekt do fotografowania.
AKAPITWewnątrz budynku oprócz kas znajduje się kilka punktów handlowych. Wszystkie pomieszczenia i główny hall wykończone są ładnym ciemnym drewnem. Cóż z tego, gdy kanapka w jednej z sieciówek kosztuje tu się 5 zł. Dwukrotnie więcej niż w Warszawie. Kosmos... Wybieram zapiekankę w małym barze za 4 zł. Jadalna. I tylko tyle.
AKAPITDeszcz nie daje za wygraną, więc muszę dać ja. Wracam do pokoju. Po umyciu się i nastaniu godziny 21 przyjmuję, że jest już 23 i najwyższa pora położyć się spać.



* - odnośniki z wyrażeń okraszonych gwiazdką prowadzą do wyjaśniającego ich znaczenie kolejowego leksykonu


następny dzień