|
Dzień 3,
19 lipca 2012 r. |
|
|
AKAPITWbrew
wczorajszym obawom gwałtownej zmiany pogody nie ma. Ranek wstał lekko
zachmurzony, ale na deszcz się raczej nie zanosi. Nie mając przed sobą
bardzo ambitnych planów nie spieszymy się zanadto i w
efekcie zbieramy się dość późno. I tylko synek naszych
sąsiadów był dokładnie przeciwnego zdania i już około 7
zaczął głośno dawać znać o swojej obecności. Ze zorganizowaniem się
schodzi nam naprawdę długo i do Szczawnicy docieramy dopiero po 11.
Mamy zamiar pójść szlakiem grzbietowym z Palenicy, a
właściwie z Szafranówki. Na tę pierwszą tradycyjnie
wjedziemy
wyciągiem. Oby tylko był czynny. Nasze obawy są jednak płonne. O tej
porze roku, a przede wszystkim dnia, gdy wszyscy zdążyli już zjeść
śniadanie i odwiedzić większość pamiątkowych kramów, wyciąg
ma wielkie powodzenie. Oczywiście w obydwie strony, bo większość
chętnych to zwykli wczasowicze, którzy nie dostrzegają
potrzeby, a wręcz sensu wędrowania górskimi szlakami. Na
całe szczęście dla nas. Jazda na górę trwa zaledwie 3
minuty, ale Basia i tak ma motyle w brzuchu. Faktycznie momentami
krzesełko wisi dobrych kilkanaście metrów nad ziemią, a tego
moja ukochana bardzo, ale to bardzo nie lubi. Z ulgą więc wyskakuje z
krzesełka gdy tylko dojeżdżamy do górnej stacji. Rozkładamy
kijki – dzisiaj nie byliśmy już tak lekkomyślni – i
żwawym krokiem ruszamy przed siebie drogą znaną sobie niemalże na
pamięć.
AKAPITTatry
pokazują się dziś w pełnej krasie, choć za lekką mgiełką. Nieco lepsza
widoczność jest w kierunku północnym i zachodnim, gdzie
powyżej zabudowań Szczawnicy widać rozciągające się w oddali pasmo
Lubania. Wprawne oko dostrzeże również charakterystyczną
sylwetkę Mogielicy w Beskidzie Wyspowym. Spoglądając bardziej na
północ obejrzeć można Dzwonkówkę w pełnej krasie,
długie pasmo Radziejowej z Przehybą i dalej na wschód
Wielkim Rogaczem. |
W dole Szczawnica, nad nią po prawej Dzwonkówka, z lewej na
horyzoncie Lubań
|
|
AKAPITZ
lewej strony zostawiamy Jarmutę i maszerujemy grzbietowym szlakiem w
kierunku Wysokiego
Wierchu. Dla mnie jest on jednak Szerokim Wierchem, gdyż jako taki jest
zaznaczony na jednej z najstarszych map Pienin jakie są w moim
posiadaniu. I tak się jakoś utarło...
AKAPITNiebo
robi się coraz ciekawsze. Chmury przybierając różne
kształty, prócz wrażeń estetycznych dają nam też chwilami
nieco cienia. Kilka minut po pierwszej osiągamy szczyt Wysokiego
Wierchu.
|
Na pierwszym planie Jarmuta, za nią pasmo Radziejowej
|
|
AKAPITTradycyjnie
robimy tu postój na posiłek. Obserwujemy też gęstniejące i
ciemniejące chmury. Czyżbyśmy mieli dziś doświadczyć prysznica?
Póki co nie przejmujemy się nimi zbytnio i obserwujemy
świetnie widoczne Tatry. Staramy się odnaleźć znane sobie szczyty.
Udaje się nam to z różnym skutkiem. O wiele łatwiej jest
spojrzeć nieco bardziej na zachód i odnaleźć Trzy Korony
doskonale widoczne w nietypowym przysłoniętym chmurami świetle albo na
północ gdzie sterczy wyraźnie maszt przekaźnika na Przehybie. |
...maszerujemy
w kierunku Wysokiego Wierchu...
|
|
...obserwujemy...
|
|
...świetnie
widoczne Tatry...
|
|
Panorama z Wysokiego Wierchu w kierunku południowym i zachodnim
|
|
Tatry z Wysokiego Wierchu
|
|
|
W oddali Trzy Korony
|
|
|
|
Przehyba
|
|
Widok na słowacki Velky Lipnik
|
|
AKAPITFajnie
się tu siedzi i wcale nie chce się nam iść dalej. Plan, może nie do
końca wypowiedziany, zakładał dojście do Wysokiej. Ale byliśmy tam już
milion razy, a co najmniej drugi jeszcze będziemy. Może zatem
spróbować czegoś nowego? Może zejść ku tym pięknie kuszącym
świeżą zielenią i pachnącym ziołami słowackim łąkom? Nic prostszego. W
końcu właśnie tamtędy prowadzi żółty szlak na przełęcz
Lesnickie Sedlo. Decydujemy się bardzo szybko. Trzeba poznawać nowe
ścieżki, a nie wciąż i wciąż dreptać tymi doskonale już znanymi.
Ruszamy zatem w dół. Najpierw dość stromo, ale
później już łagodnie przez ukwiecone pachnące łąki schodzimy
z dół, zbliżając się do przełęczy. Wczoraj nie mieliśmy tyle
szczęścia, ale dziś w końcu możemy oglądnąć stoki Małych Pienin z
zupełnie innej perspektywy. I ta perspektywa powoduje, że podobają nam
się jeszcze bardziej. Widzimy stąd też doskonale Lesnicę, a nad nią
szczyty Pienin Właściwych. I tylko chmury niepokoją, bo
niektóre z nich coraz bardziej przypominają burzową odmianę cumulonimbus. |
Na tle Tatr...
|
|
...i Pienin
|
|
W dole Lesnica, a nad nią Pieniny Właściwe
|
|
Po lewej Durbaszka, w środku Wysoka (Wysokie Skałki)
|
|
AKAPITCały
czas idąc wśród łąk, dochodzimy do Lesnickiego Sedla. Tu
nabieramy
ochoty na lody, a że na miejscu jest budka i do tego jest
otwarta, nie ma z tym problemu. Na
szczęście zabraliśmy trochę transeuropejskich drobniaków
przeznaczonych na
rozkurz.
AKAPITChwilę
odpoczywamy na zadaszonej ławce ustawionej na
przełęczy. Kryjemy się przed słońcem, bo to, mimo że momentami kryje
się za chmurami, to jednak przygrzewa dosyć mocno. Podobnie jak my,
czyni niewielkie stadko owiec, które widzimy na stoku
poniżej. Tyle że
owce nie mając do dyspozycji wiaty, skorzystały ze schroniska bardziej
naturalnego – z rozłożystego drzewa. |
...skorzystały
z rozłożystego drzewa...
|
|
Widok z Lesnickiego Sedla na Velky Lipnik
|
|
Kryjemy
się przed słońcem...
|
|
AKAPITGdy
cukier ze zjedzonych lodów zaczyna pobudzać nasze
komórki do pracy, ruszamy dalej. Idziemy teraz asfaltową
serpentyną w kierunku Lesnicy. Na niebie robi się coraz ciemniej.
Chmury gęstnieją i wygląda na to, że naprawdę będzie chciało z nich
popadać. Czy jednak zdążymy przed ulewą? |
Idziemy
asfaltową serpentyną...
|
|
...w
kierunku...
|
|
...Lesnicy
|
|
AKAPITPo
kilkunastu minutach szybkiego marszu dochodzimy do wsi. Mimo pośpiechu
nie mogę sobie odmówić złapania kilku ujęć ładnie zadbanych
i ukwieconych domków. Jesteśmy tu świadkami śmiesznego
(oczywiście tylko z naszego punktu widzenia) zdarzenia. Otóż
w pewnej chwili wyprzedza nas młody chłopak jadący na rowerze. Gdy
znajduje się przed nami czy to z fantazji, czy chęci popisania się
nagle wykonuje na swoim rowerze wyskok do góry. I gdy na
skutek powszechnego prawa ciążenia nieuchronnie wraca do kontaktu z
Matką Ziemią następuje coś, czego zapewne nie przewidywał.
Otóż tylne koło widocznie nie nawykłe do tak brutalnego
traktowania wykrzywia się do tego stopnia, że blokuje się w widełkach i
zaczyna ostro hamować trąc o asfalt i powodując poślizg. Chłopakowi
najwyraźniej zaskoczonemu takim obrotem spraw udaje się jednak opanować
swoją narowistą maszynę i nie upada. Staje koło roweru i chwilę mu się
przygląda ze zdziwieniem. W końcu kręci z dezaprobatą głową, ale o
dalszej jeździe mowy być nie może. Role się odwracają. Rower
podróżuje teraz na grzbiecie chłopaka. |
...niegdyś
zatrudniona...
|
|
...w
armii...
|
|
AKAPITGdy
zbliżamy się do turystycznego parkingu zaczyna kropić, a zaraz potem
mocno padać. Słychać też grzmoty. Trwa tu gorączkowa zwózka
siana z łąk. Jako sianowóz wykorzystywana jest tu mocno
zabytkowa ciężarówka Praga, po kolorze sądząc niegdyś
zatrudniona na etacie w słowackiej albo i czechosłowackiej armii.
AKAPITDeszcz
nas nie zaskakuje o tyle, że mamy peleryny. Ale bez nich byłoby
niewesoło, bo przez chwilę
leje naprawdę
|
ostro.
Bez zazdrości spoglądamy na spływających Dunajcem na flisackich
tratwach turystów. Mają przechlapane. I to w bardzo
dosłownym tego słowa znaczeniu. Woda z dołu, woda z góry,
woda z boków... Jak to jednak zwykle się dzieje, letnia
burza przechodzi stosunkowo szybko, a deszcz już po chwili zmienia się
w delikatny kapuśniaczek, który z przerwami towarzyszy nam
właściwie do samej Szczawnicy.
AKAPITNa
deptaku nad Grajcarkiem spotykamy kota. Basi na jego widok od razu
miękną kolana. No ładny rudzielec jest, nie powiem, ale jakie miny robi
i jak się wdzięczy! Wykonawszy kilka ćwiczeń izometrycznych w końcu
wolno podchodzi i łaskawie daje się podrapać za uchem. Choć zapewne
najchętniej coś by przekąsił... |
...towarzyszy
nam do samej Szczawnicy.
|
|
|
|
AKAPITDeszcz
łapie nas jeszcze w drodze powrotnej do Huby, a i po powrocie kilka
frontów przechodzi nad naszym domem, dając efektowny pokaz
na
niebie. Tęcze, przewalające się wały ciemnych chmur na przemian z
jaśniejszymi pasmami nieba oświetlającymi słonecznym światłem dalekie
łąki, ulewy, ale i wyłaniające się co jakiś czas tatrzańskie turnie.
Wszystko to obserwujemy z balkonu, No ładnie stąd widać, nie?
|
|