Wstęp Główny Szlak Beskidzki Strona Główna
Etap I - Bieszczady Etap II - Beskid Niski Etap III - Beskid Niski i Sądecki Etap IV - Gorce Etap V - Beskid Żywiecki Etap VI - Beskid Żywiecki Etap VII - Beskid Śląski

dzień12 dzień13 dzień14 dzień15 dzień16 dzień17 dzień18 dzień19
...poprzedni dzień

Dzień 19, 14 lipca 2010 r.

Wiatr wiejący z północy trochę nam w nocy hałasował, ale mimo tego spało nam się dość dobrze. Znowu wstaję wcześniej i robię krótki rekonesans po okolicy. Wieczorne chmury urosły co prawda do rozmiarów burzowych, ale na szczęście wypadały się gdzieś w nocy i deszcz nam nie grozi. Po śniadaniu bez żalu opuszczamy Przehybę. Na odchodnym wymieniamy jeszcze uwagi z dwiema dziewczynami, które miały wątpliwą przyjemność spania w schronisku. Nasze zdania na temat ogólnie rozumianej jakości usług w tym miejscu są zadziwiająco zbieżne. Chyba tu nie wrócimy, a w każdym razie jeżeli nie będziemy zmuszeni sytuacją.

Jest gorąco, mimo że to dopiero ranek. Czeka nas jeszcze zejście do Krościenka i powrót do domu. Ruszamy w kierunku Dzwonkówki (983 m). Na szczęście las znów przyjmuje nas pod swe zielone skrzydła i otula przyjemnym cieniem. Około godziny 10.00 docieramy do Przełęczy Przysłop. Piękne miejsce do zamieszkania, toteż nie dziwimy się stojącym tam zabudowaniom. Zastanawiamy się jednak, jak ludzie radzą tu sobie z zimą. Dróżka z doliny nie ma zapewne pierwszej kolejności odśnieżania. O ile wogóle ją ma...

...docieramy do Przełęczy Przysłop...

...piękne miejsce do zamieszkania...
Po kolejnych kilkunastu minutach jesteśmy na szczycie Dzwonkówki. Na polanie poniżej szczytu robimy postój. Właściwie nie jesteśmy jeszcze bardzo głodni, ale po pierwsze dalej może już nie być takiego przyjemnego miejsca, a po drugie chyba chcemy opóźnić moment powrotu do cywilizacji. Niespiesznie przygotowujemy więc herbatę i kanapki, niespiesznie jemy, a potem równie niespiesznie zaczynamy wcinać rosnące wkoło borówki. Właściwie jedynym argumentem przemawiającym za schodzeniem jest słońce, które przesuwając się po nieboskłonie zabiera nam ostatnie skrawki cienia. Nie pozostaje nam zatem nic innego, jak po raz kolejny zarzucić na plecy nasze bagaże.

Przełęcz Przysłop z Przehybą w tle

...na polanie poniżej szczytu...

...zabiera nam ostatnie skrawki cienia...
Po chwili spotykamy grupę wędrującą w przeciwnym kierunku. Przed nimi jeszcze długa droga, a upał robi się coraz bardziej dokuczliwy. Im niżej schodzimy tym jest goręcej. Tuż przed Krościenkiem spotykamy jeszcze parę, która z podobnymi do naszych worami na plecach wspina się do góry. Spoglądamy na nich współczująco... Po chwili przekraczamy Dunajec starym mostem (nowy jest właśnie budowany) i znajdujemy się na rynku.

...tuż przed Krościenkiem...

...przekraczamy Dunajec...

...znajdujemy się na rynku...

...w klimatyzowanym wnętrzu...
Rzut oka na rozkład jazdy przekonuje nas, że mamy chwilę na odwiedzenie cukierni (są tu pyszne drożdżówki) i kibelka. Zauważam, że nieujęty w rozkładzie bus z Krakowa do Szczawnicy właśnie odjeżdża. Słusznie podejrzewam, że za kilkanaście minut będzie wracał. I tak, tuż przed godziną 14.00 siedzimy w klimatyzowanym wnętrzu i z bardzo kwaśnymi minami wracamy do domu. Jesteśmy zmęczeni - to fakt. Ale mimo tego zmęczenia jakoś nie bardzo chce nam się wracać do miejskiego zgiełku. Tuż po godzinie 16.00 wysiadamy w Krakowie na Placu Inwalidów, a kilkanaście minut później witamy się z Majką  i tańczącym z radości psem.

Za nami około 307 kilometrów szlaku. W czasie tego etapu przeszliśmy więc prawie 150 km w czasie 8-miu dni. Wynik może nie oszałamiający i na pewno nie ekstremalny, ale dla nas stanowi powód do dumy. Łatwo nie było. Szlak, czy raczej jego oznakowanie, a mówiąc najściślej jego brak, robił wszystko by nas zmęczyć. Na szczęscie pogoda dopisywała i tylko czasami upał był nie do wytrzymania. Teraz czeka nas odpoczynek i regeneracja sił nad morzem. A w kolejce już czekają Gorce.
następny dzień...