Wstęp Główny Szlak Beskidzki Strona Główna
Etap I - Bieszczady Etap II - Beskid Niski Etap III - Beskid Niski i Sądecki Etap IV - Gorce Etap V - Beskid Żywiecki Etap VI - Beskid Żywiecki Etap VII - Beskid Śląski

dzień12 dzień13 dzień14 dzień15 dzień16 dzień17 dzień18 dzień19
...poprzedni dzień

Dzień 15, 10 lipca 2010 r.

Wstajemy na luzie około dziewiątej. Na luzie robimy śniadanie. Jak zwykle jem swoje płatki owsiane z kaszką mleczno-ryżową wzbogacone daktylami. Basia znowu zajada kanapki z konserwą i pije nieodzowną poranną kawę. W międzyczasie suszy się rozwieszony na krzewach, nasz wilgotny od rosy namiot. Na luzie pakujemy się i pożegnawszy rezydentów oraz gości bazy, spokojnie startujemy w dalszą drogę.

...nieodzowną poranna kawę...

...na luzie pakujemy się...
Zbliża się 11.00. Mamy do przejścia odcinek do Hańczowej, gdyż tę właśnie miejscowość obieramy sobie za metę dzisiejszego etapu. Należy się nam odpoczynek po dwóch trudnych dniach. Nie spieszymy się. Pogoda jest piękna, nie ma upału, zresztą i tak znaczna część trasy przebiega lasem. Wspinamy się na Kozie Żebro (847 m). Podejście jest strome, ale nie bardzo długie. Plecaki ciążą, jak co dzień, choć dziś jakby trochę mniej. Pewnie świadomość rychłego końca drogi odejmuje im wagi. Na szczycie Koziego Żebra, na który docieramy w samo południe, robimy postój i seans łączności z najbliższymi.  Z mapy wynikało, że podejście z Regetowa powinno było nam zająć 30 minut. Faktycznie zajmuje nieco ponad godzinę. Fakt - nie spieszymy się. Ze zdumieniem spostrzegamy więc na szczycie tabliczkę informującą o czasie zejścia do Regetowa - 1:15 h. Znaczy - czas mamy olimpijski, a na mapie jest błąd. Podbudowani tym odkryciem zaczynamy schodzić.

...znaczna część trasy przebiega lasem...

...podejście jest strome...

...robimy postój i seans łączności...

...na horyzoncie majaczy...

...na horyzoncie Jaworzyna Krynicka...
Poprzez prześwity między drzewami mamy możliwość spojrzenia na dalszą cześć szlaku. Na horyzoncie majaczy Jaworzyna Krynicka z charakterystycznym masztem przekaźnika. Robi się nam weselej. Beskid Niski wydaje się być na ukończeniu. Nie przewidujemy jeszcze, że zrobi nam kilka psikusów z mocnym akcentem pod koniec. Nasze odczucia co do tej części szlaku są o tyle zbieżne, co ambiwalentne. Niby fajnie, bo mało ludzi ale... Zarówno Basi, jak i mnie podoba się on średnio. Beskid Niski ma swoich gorących zwolenników, jednak dla nas marsz lasem bez jakichkolwiek widoków jest po prostu mało ciekawy. A większość szczytów jest tu dokładnie zarośnięta.
Oczywiście są też piękne widoki na doliny i położone w nich wsie, oglądane najczęściej z leżących powyżej łąk. Jednak konieczność ciągłego schodzenia w te doliny i ponownego mozolnego podchodzenia w celu przecięcia kolejnego pasma górskiego, skutecznie to wrażenie zagłusza. Do tego to fatalne oznakowanie na sporej części trasy...

Stosunkowo łagodnym zejściem maszerujemy do Hańczowej. W międzyczasie zrobiło się już gorąco. Właściwie można powiedzieć - upalnie. Wchodzimy do wsi wąskim, zardzewiałym, stalowym mostkiem, przerzuconym nad rzeką Ropą. Szukamy mety na nocleg. Marzy nam się solidny prysznic. Wczorajsza kąpiel w strumieniu była co prawda ożywcza, ale siłą rzeczy pobieżna, a po dzisiejszym i tak krótkim dniu spływamy potem. Bar "U Romana", który znamy z internetowych relacji, jest zamknięty na głucho. Telefon również nie odpowiada. Nie pozostaje nic innego, jak iść w kierunku Wysowej.

...maszerujemy do Hańczowej...

...wąskim, zardzewiiałym...
Tak też czynimy. To trochę w bok od szlaku, ale nie mamy innego wyjścia. Po przejściu ok. 2 kilometrów znajdujemy gospodarstwo agroturystyczne "Pod grzybkiem". Na domu nie ma co prawda numeru, ale dedukujemy (jak się potem okaże słusznie), że to nr 110, również polecany przez internautów. Ponieważ noc w Regetowie nie zrujnowała nas finansowo (8 zł/2 osoby), pozwalamy sobie na komfortowy nocleg z pościelą za 40 zł od osoby. Jesteśmy jedynymi gośćmi. Mamy do wyłącznej dyspozycji w pełni wyposażoną kuchnię, łazienkę i ogromny taras na piętrze. W końcu jest szansa na porządne wysuszenie butów, bo taras jest mocno nasłoneczniony. Robimy pranie najpotrzebniejszych rzeczy i kąpiemy się. Chwilę odpoczywamy, oglądając (mamy nawet telewizor) jeden z odcinków "Czterech pancernych". Po południu, gdy robi się ciut chłodniej, wybieramy się do Wysowej. Naszym głównym celem są zakupy, ale mamy też ochotę na zjedzenie czegoś gotowanego. Do miasta mamy około 3 kilometry. Wysowa leży w szerokiej dolinie i sprawia wrażenie jeszcze nie zadeptanej przez turystów. Mimo, iż jest to uzdrowisko i mamy sezon wakacyjny, ludzi jest stosunkowo niewiele. Robimy krótki obchód miasteczka.

Cerkiew w Wysowej

Stara willa w Wysowej

Dom w Wysowej
W jednej z nielicznych knajp zjadam zupę gulaszową i placki z gulaszem. Basia zamawia panierowane rydze. Posiłek może mało energetyczny, ale za to jakże wyrafinowany! Po uczcie robimy zakupy i wracamy na kwaterę. Wieczór spędzamy na tarasie, gdzie panuje już przyjemny chłód, wsuwając pyszny sernik i popijając Gingersa.
następny dzień...