Wstęp Główny Szlak Beskidzki Strona Główna
Etap I - Bieszczady Etap II - Beskid Niski Etap III - Beskid Niski i Sądecki Etap IV - Gorce Etap V - Beskid Żywiecki Etap VI - Beskid Żywiecki Etap VII - Beskid Śląski
dzień23 dzień24
...poprzedni dzień

Prognozy zapowiadały w miarę pogodną końcówkę tygodnia. Do tego był to ostatni weekend lata. Grzechem byłoby nie skorzystać z okazji. Mieliśmy do dyspozycji tylko dwa dni. Niewiele, ale potrzebowaliśmy ich dokładnie tylu na przebycie kolejnego etapu. Dodatkowym plusem było to, że aby dostać się na szlak nie potrzebowaliśmy wielogodzinej jazdy kilkoma autobusami. Wystarczył jeden bus i po godzinie byliśmy na miejscu...

Dzień 23, 18 września 2010 r.


...widać stąd praktycznie całą trasę...
Wcześnie rano zjawiamy się na dworcu autobusowym. Mimo, że niebo jest jeszcze mocno zachmurzone, wsiadamy do autobusu do Zakopanego. Oczywiście w Tatry tym razem nie zamierzamy jechać, wysiadamy więc tam, gdzie ostatnio przerwaliśmy naszą podróż - w Zaborni. Widać stąd praktycznie całą trasę kolejnego odcinka naszej wyprawy. Najpierw jednak czeka nas długa droga przez tereny zamieszkane, Skawę, Jordanów i Bystrą, a potem wspinanie się na pasmo Policy. Następnym szczytem, który zdobędziemy, będzie Babia Góra.

Na drodze nr 7 w Zaborni
Królowa polskich Beskidów jest dziś łaskawa. Nie chowa się pod pierzyną. Od razu kierujemy się na szlak, od razu trochę się zagadujemy i od razu go gubimy. W czasie powrotu do ostatniego widzianego znaku, spotykamy samotnego wędrowca. Też podąża Głównym Szlakiem Beskidzkim w kierunku Policy. Przez chwilę idziemy razem. Tak samo jak my, nie ma pojęcia, gdzie szukać szlaku. Nie chce nam się już wracać do drogi, postanawiamy więc pójść na azymut. Rozdzielamy się. Chyba dobrze, bo dzięki temu każdy odpowiada tylko za siebie. Chwilę przedzieramy się z Basią przez las. Dopadamy jakiejś dróżki i postanawiamy się jej trzymać. W międzyczasie pas niebieskiego nieba, który zbliżał się od północnego zachodu, dociera do nas i pojawia się słońce. Od razu robi się nam raźniej. Schodzimy na dno doliny i kilkakrotnie przekraczamy ten sam wąski strumyczek, meandrujący tu niczym pijana żmija. Udaje nam się nie zamoczyć, choć i tak buty mamy mokre od chodzenia po wysokiej, mokrej trawie. Prawdopodobnie jeszcze w nocy padał tu deszcz. W końcu dobijamy do zabudowań Skawy i odnajdujemy szlak. Słonko świeci już na cały regulator. Gdy mijamy stację kolejową, widzimy stojący pociąg. Stoi już od dłuższego czasu. Kojarzę to z informacją słyszaną przez radio w czasie jazdy autobusem, o zderzeniu pociągu z samochodem. No tak, miało ono miejsce gdzieś na tej trasie. Po chwili spotykamy wędrowca, z którym widzieliśmy się wcześniej. Nie łączymy jednak sił. My mamy trochę szybsze tempo, idziemy więc do przodu. Czeka nas teraz kilka kilometrów marszu w smrodzie spalin, wzdłuż ruchliwej drogi przez Skawę i Jordanów. Można byłoby ten odcinek skrócić jadąc busem, ale to niehonorowe rozwiązanie. Gdy w końcu docieramy do centrum Jordanowa, robimy krótką przerwę i w rynku kupujemy drożdżówki. Ja swoje zjadam niemal od razu. Nie umywają się nawet do krościeńskich, ale są jadalne, a ja jestem głodny.

...wchodzimy na terenową część szlaku...
W końcu opuszczamy ostatnie zabudowania i wchodzimy na terenową część szlaku. Mija nas garażowej produkcji terenowy pojazd. Charakterystyczny odgłos silnika nie pozostawia wątpliwości. Jego dawcą był "maluch". Przez chwilę idziemy lasem wzdłuż rzeki Skawa. Przyglądam się jej z zaciekawieniem zastanawiając się, jak będzie wyglądała przeprawa na drugą stronę. Moje wątpliwości spowodowane są sprzecznymi informacjami. Według jednych, kładka w rejonie Bystrej została zmyta przez powódź, według innych da się nią przejść. Po chwili sytuacja się wyjaśnia dość bezpardonowo. Kładka leży w korycie rzeki w postaci sterty pogiętych, metalowych konstrukcji. Krytycznym okiem stwierdzam, że przechodzenie po jej resztkach z plecakiem na grzbiecie stanowiłoby pewne zagrożenie dla integralności naszych tkanek. Pozostaje nam zatem przeprawa w bród. Nie namyślając się długo zdejmuję buty i skarpetki. Woda jest zimna jak diabli, a należałoby się liczyć z koniecznością dwukrotnego przechodzenia. Raz z moim, drugi z Basi plecakiem.

...sterty pogiętych, metalowych konstrukcji...

...woda jest zimna jak diabli...
Mnie w najgłębszym miejscu woda sięga nieco powyżej kolan. Dla Basi to już połowa uda. Okazuje się jednak, że ma dziewczyna szczęście. Gdy ja jestem już prawie po drugiej stronie, a ona zdążyła ściągnąć buty, na horyzoncie pojawia się ciągnik, którego kierowca wyraźnie ma zamiar przejechać przez rzekę w tym właśnie miejscu. Basia korzysta zatem z jego uprzejmości i łapie go na stopa. Po chwili przechodzimy przez tunel pod linią kolejową Sucha Beskidzka - Nowy Targ i wchodzimy do Bystrej. Most nad Bystrzanką na szczęście wisi bezpiecznie na dużej wysokości od nurtu, więc nie ma potrzeby kolejnej mokrej przeprawy.

...łapie go na stopa...

Przeprawa ciągnikiem przez Skawę

...tunel pod linią kolejową...
W Bystrej zwracamy uwagę na nieduże psiaki, które dzięki sprytnej, drewnianej  konstrukcji, mogą przemieszczać się pomiędzy dwiema odgrodzonymi częściami posesji, niczym po kładce. Po chwili mijamy budynek kościoła. Z pewnym zdziwieniem spoglądamy na kościelną wieżę zakończoną ni to basztami, ni okrągłymi wykuszami oraz wyposażoną w pokaźnych rozmiarów balkon. Kilka minut później wchodzimy w końcu na prawdziwie turystyczną część szlaku i zaczynamy piąć się w górę, na pierwsze wzniesienia Beskidu Żywieckiego.

...dwa psiaki...

...mogą przemieszczać się...

..spoglądamy na kościelną wieżę..
Najpierw łagodnie, a po kilkuset metrach dość ostro. Droga jest kamienista. Do tego moje buty są za luźne i nie trzymają odpowiednio stopy. Nie chodzi o ich zasznurowanie, ale o konstrukcję. Idzie mi się niewygodnie. Przy każdej nierówności, czy usuwających się kamieniach, gdy but się przechyla, stopa ślizga mi się w środku na boki. Do tego podeszwa jest dla mnie za miękka na kamieniste luźne podłoże. Wspinamy się na położony około 400 m wyżej od Bystrej, Drobny Wierch (875 m). Robimy tu postój i jemy kanapki. Niewielka polana odsłania widok na północ, gdzie rozciąga się dolina Skawy.

...zaczynamy piąć się w górę...

...dość ostro...

...droga jest kamienista...

...rozciąga się dolina Skawy...
Zimno nie pozwala na dłuższy odpoczynek, więc szybko się zbieramy. Idziemy teraz dość łagodnym, choć nie pozbawionym podejść szlakiem. Droga, cały czas mocno kamienista, nie pozbawiona jest również błota. Chwilami musimy mijać ogromne rozlewiska i głębokie koleiny. Zwózka drewna zrobiła tu swoje. Ale nie tylko. O ile mijanych turystów możemy policzyć na palcach jednej ręki, o tyle co chwila, robiąc wiele hałasu, przemykają obok nas większe bądź mniejsze grupki wielbicieli motocrossu. Cyklicznie, to z jednej, to z drugiej strony pojawiają się przecinki, w których możemy obserwować wzgórza Beskidu Makowskiego i Małego po stronie północnej lub Tatry po południowej.

...możemy obserwować...

...Tatry po południowej...

W oddali majaczą Tatry
Około godziny 17.00 docieramy w końcu do schroniska na Hali Krupowej, które tak na prawdę położone jest na Hali Kucałowej, nieco poniżej przełęczy. Schronisko na razie wygląda na pustawe, choć pojedynczy ludzie już się pokazują. Jesteśmy nastawieni na nocleg w namiocie, więc krytycznym okiem obrzucam teren wokół schroniska. Miejsce przeznaczone na biwak wygląda błotniście i trawy na nim jest tyle, co stojących drzew na zachodnim stoku Turbacza. Decydujemy więc, że będziemy szukać działki pod namiot na przełęczy. Póki co zamawiamy po bigosie. W międzyczasie zaczyna się robić bardziej ludnie. Zjawia się nawet grupa offroadowców. Przyjechali kilkoma samochodami terenowymi i teraz kupują piwo w schroniskowym bufecie. Cieniaki. Spróbowaliby tu wejść z plecakami, jak my. Opuszczamy schronisko i wracamy na przełęcz.Płaskiego terenu co prawda nie brakuje, ale musimy ominąć liczne i gęsto rozsiane kępy trawy. Kilkanaście minut wybieramy miejsce pod namiot. Kolejnych kilka poświęcamy na rozbicie obozowiska.

Na Przełęczy Kucałowej

...musimy ominąć kępy trawy...
Mamy tu dobry punkt obserwacyjny. Widzimy kolejnych turystów zmierzających do schroniska. Tuż przed zmrokiem, około 2 godziny po naszym przybyciu, zauważamy samotnego wędrowca spotkanego na samym początku dnia. No, tempo miał jednak zdecydowanie wolniejsze od nas.

Widzimy zachodzące słońce. Niestety chowa się za chmurami. Gdy zapada zmrok, obserwujemy w dali poświatę wieczornego Krakowa. Widać wyraźnie światła ostrzegawcze na kominach elektrociepłowni w Łęgu. Kładziemy się wcześnie, koło dwudziestej, bo po prostu zrobiło się ciemno.


Rozstaje na Przeł. Kucałowej

Widok z  przełęczy na północny wschód

...tuż przed zmrokiem...

...chowa się za chmurami...

Na tle Złotej Grapy
następny dzień...