wstęp Beskid Wyspowy - lista wycieczek Strona główna

AKAPITMinął wrzesień. Mokry, zimny i paskudny. Jeden z paskudniejszych jakie pamiętam. Po powrocie z Norwegii i uporaniu się ze smutnymi sprawami rodzinnymi kilka sierpniowych dni spędziliśmy w wyjątkowo wówczas upalnej Wysowej, potem z psem szwendałem się po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, by w końcu ku jego wielkiej radości wylądować na tydzień na Mazurach. Pod sam koniec wakacji wyruszyłem już sam na szlak Karpackiej Kolei Transwersalnej, a w pierwsze, jeszcze pogodne dni września samotnie wędrowałem po Karkonoszach. Z Jeleniej Góry wracałem już w deszczu. W deszczu, który z krótkimi przerwami obficie zraszał ziemię do października. A ja smętnie spoglądałem za okno, wypatrując możliwości wyrwania się choćby na krótką jednodniową wycieczkę. Gdy zatem tylko lekko obeschło, postanowiłem nie zwlekać dłużej. Odkładany od jakiegoś czasu Szczebel wydawał się idealnym celem.
3 października 2013 r.
Szczebel
AKAPITPogoda jest co prawda nieco niezdecydowana, ale wydaje się dawać wyraźne sygnały, że dostaw świeżego deszczu na dziś nie planuje. Pakowanie w praktyce ogranicza się do przygotowania kanapek i czegoś mokrego do picia. Wyjazd będzie mocno spontaniczny. Nie spieszę się. Cała piesza część wycieczki nie powinna mi zająć więcej niż 4-5 godzin i to wliczając kilka postojów po drodze. Dlatego też do Lubnia docieram dopiero około 10:30. Samochód zostawiam pod szkołą. Z sali gimnastycznej dochodzą okrzyki i dźwięk odbijanej piłki, jednym słowem odgłosy zajęć WF. No tak, mamy czwartek, dzieci są więc w szkole. Tylko ja wagaruję...
AKAPITNa wstępie miła niespodzianka. Według mapy czarny szlak, którym mam zamiar iść, prowadzi prawie 2 km wzdłuż drogi  biegnącej
w kierunku Mszany. Zważywszy spory ruch na tej trasie i brak pobocza planowałem go ominąć. Tymczasem okazuje się, że ktoś poszedł po rozum do głowy i przebieg szlaku został skorygowany. I to dokładnie według mojego planu pokonania tego odcinka. Przechodzę więc wiaduktem nad zakopianką, gdy tymczasem w oddali wyłania się mój dzisiejszy cel. Na dole ruch jak zawsze. Wszyscy się gdzieś spieszą, dokądś pędzą, jakby nie dotarło do nich jeszcze, że straconego czasu już i tak nie dogonią.

...straconego czasu już i tak nie dogonią

...wyłania się mój dzisiejszy cel
AKAPITBoczną, ale asfaltową drogą mijam ostatnie zabudowania wsi i coś, co wyglądem przypomina ośrodek wypoczynkowy sprzed 30 lat. Spośród drzew wystają strome dachy drewnianych domków letniskowych. Po bliższym oglądzie ośrodek wydaje się jednak jako tako prosperować. Jest tu boisko do siatkówki plażowej, a nawet kort tenisowy. Asfalt kończy się dokładnie przy bramie ośrodka. Dalej droga staje się drogą leśną, bo i szlak chowa się wśród drzew. Póki co biegnie niejako u stóp Szczebla okrążając go. Dopiero po mniej więcej dwóch kilometrach od startu – tych, które niegdyś trzeba było przejść ruchliwą drogą, szlak skręca  zdecydowanie  w  prawo  i  jednocześnie

Lubogoszcz

Kiczora
zaczyna najpierw lekko, a z upływem czasu coraz bardziej stromo wznosić się do góry.Idąc przez chwilę skrajem łąki, dostrzegam leżącą nie tak przecież daleko Lubogoszcz. Spoglądając zaś za siebie, widzę leżącą po drugiej stronie doliny Raby Kiczorę. Swoją droga to chyba jedna z najczęściej występujących w naszym kraju górskich nazw. Pochodzi z języka wołoskiego, gdzie oznaczała „zarośniętą górę”. A że takich ci u nas dostatek...
AKAPITTeraz już ostatecznie i nieodwołalnie zagłębiam się w lesie zwanym Księżym Lasem. Choć wydawało się, że niebo się wypogadza, to w tej chwili jest dokładnie odwrotnie. Ciemne chmury i gęste korony wysokich świerków powodują, że tu na dole panuje niemal półmrok. Wokół cisza. Ani żywego ducha. Jedynie od czasu do czasu gdzieś w oddali słychać mocno stłumiony odgłos przejeżdżającego samochodu, a czasem nad głową nieśmiało zaświergoli jakaś ptaszyna. Z wolna wspinam się do góry. Po pewnym czasie dochodzę do jaskini „Zimna Dziura”. Jest tak nazywana z uwagi na panującą w jej wnętrzu temperaturę, zazwyczaj o kilka do kilkunastu stopni niższą od zewnętrznej. Spowodowane to jest ukształtowaniem wnętrza. Jej opadający w kierunku końca układ utrudnia wymianę powietrza z otoczeniem. Dzieje się to jedynie wówczas, gdy temperatura na zewnątrz jest niższa niż w środku. Wówczas chłodniejsze powietrze dostaje się do wnętrza i opada na dno jaskini dodatkowo ją wychładzając. Zdarzało się, że i w miesiącach letnich zalegał tam, lód. Eksploracji jaskini jednak nie przeprowadzę, bo pakując się minimalistycznie nie zabrałem latarki. A zatem innym razem.
AKAPITTymczasem droga zaczyna się wspinać coraz bardziej stromo, by w końcu osiągnąć grzbiet i szczyt Małego Szczebla. Stąd już tylko dwa kroki na szczyt właściwy. Zauważam leżącą na ścieżce pustą plastikowa butelkę po soku. W myślach pozdrawiam idiotę, który ją tu rzucił. Bo nie mam najmniejszych wątpliwości, że została właśnie wyrzucona, a nie zgubiona. I to jak mi się wydaje dość niedawno. Może nawet dziś. Etykietka nie zdążyła jeszcze nasiąknąć wilgocią. Zabiorę ją wracając na dół, tymczasem idąc dalej głośno myślę. Nie był to raczej turysta. Szczebel to nie „ceperska” góra, na którą walą nieuświadomione tłumy, a górscy koneserzy zwykle nie zachowują się jak troglodyci. Myślę głośno, ale nie na tyle, by nie usłyszeć odludzkich odgłosów dobiegających od strony wierzchołka. Czyli rzeczywiście ktoś tu dziś dotarł przede mną. Zagadka wyjaśnia się po chwili, gdy dochodzę do mikroskopijnej polanki pod samym szczytem. Znajduje się tu startowisko paralotniowe, na którym widzę rozłożony sprzęt  i  kilku  paralotniarzy  oczkujących  na  poprawę  warunków.

Przypominam sobie czasy, gdy sam tak wyczekiwałem na dogodny do startu moment. Bywało, że długie godziny... Wiatr chwilowo wieje nieco z boku, więc i oni będą musieli poczekać oddając cześć Eolowi. Zatrzymuję się tu na dłuższą chwilę i podziwiam krajobraz. Nie wiedziałem o istnieniu startowiska w tym miejscu, a już absolutnie nie spodziewałem się dziś oglądania takich widoków. Świadom dosyć szczelnego zarośnięcia Szczebla byłem bardziej przygotowany na podziwianie pni drzew niż  odleglejszych  szczytów  Beskidu  Wyspowego.

Widok ze startowiska na Szczeblu. Jeżeli chcesz zobaczyć panoramę z opisem - KLIKNIJ
A tu taka miła niespodzianka! Po lewej rozciąga się długie pasmo Łysiny i Lubomira, na którym znajduje się obserwatorium astronomiczne, dalej widzę Ciecień z Księżą Górą i charakterystycznym kopcem Grodziska. U stóp Ciecienia rozpościera się natomisat z trudem odcinająca się od jego tła Wierzbanowska Góra. Prawą stronę wycinka horyzontu zajmuje Lubogoszcz i schowana za jej plecami Śnieżnica. Zaś w dolinie rozłożyły się zabudowania Kasinki Małej. Szkoda, że pogoda jest tak marna. Na tle błękitnego nieba i oświetlone słonecznym blaskiem góry wyglądałyby jeszcze efektowniej. Ale nie narzekam. Dla mnie cały ten widok to i tak spory i niespodziewany bonus.
AKAPITPo chwili do mych uszu dobiegają liczne głosy na odległym o 200 m szczycie. Na ucho wygląda na wycieczkę szkolną. Kto zatem zostawił nieszczęsną butelkę? Stawiam na młodzież, ale jak się po chwili okazuje błędnie. Grupa pod opieką dwójki młodych nauczycieli przechodzi obok startowiska. Mimochodem podsłuchuję rozmowę opiekunów, którzy na chwilę się koło mnie zatrzymali i też podziwiają panoramę. Ich uwaga skierowana jest jednak zdecydowanie niżej, bo pokazują sobie wzajemnie znajome miejsca w dolinie, w tym szkołę, w której obydwoje uczą. Są z Kasinki Małej i stamtąd też przyszli. Czyli idą z całkowicie przeciwnego kierunku. Butelki zatem nie zostawili. Nie zostawili jej również dlatego, że w dłoniach niektórych z uczniów widzę sporych rozmiarów częściowo wypełnione worki na śmieci. Sprzątają świat, a zatem zapewne i tę zabiorą. W duchu przepraszam za swoje niewczesne podejrzenia. W kręgu potencjalnych sprawców pozostali zatem paralotniarze...

AKAPITNasyciwszy ducha widokami uznaję w końcu, że teraz pora pomyśleć o ciele. Uzasadnia to również zbliżająca się pora obiadowa. Ruszam zatem na szczyt. Po dwóch minutach jestem na miejscu. Nad wierzchołkiem powiewa biało czerwona flaga umieszczona na wysokim, wystającym nawet ponad wysokie korony drzew maszcie. Tabliczka informuje mnie, że oto właśnie dotarłem do celu i znajduję się na wysokości 976,20 m n.p.m. Znaczy się głowę powinienem chyba mieć gdzieś w okolicy 978 metra...
AKAPITObok masztu znajduje się kamień poświęcony papieżowi Janowi Pawłowi II, który jak wynika z inskrypcji dwukrotnie odwiedził to miejsce podczas swoich górskich wycieczek. Znajduje się tu również kilka ław ze stołami i lekko dymiące miejsce po ognisku. Robię z nich właściwy użytek. Zjadam kanapki i popijam gorącą herbatą. Wcale nie jest gorąco. Ale jakby nie patrzyć, mamy już  październik. Jesień  jest

Na szczycie

...głowę powinienem chyba mieć gdzieś w okolicy 978 metra...
w pełni. Widać ją nie tylko w kalendarzu, ale również na liściach buków porastających wierzchołek góry. Coraz mocniej wpadają w złociste brązy i coraz szczelniejszym dywanem pokrywają ziemię. Przez mocno przerzedzony liściany parawan udaje mi się wypatrzyć szczyty Lubogoszczy, a po drugiej stronie Lubonia Wielkiego z charakterystycznym budynkiem stacji przekaźnikowej. Na chwilę wychodzi słońce. Las nabiera jeszcze bardziej złocistych barw. Wiatr też musiał się zmienić albo paralotniarze mocno zdeterminowani upływającym czasem postanowili nie czekać dalej na poprawę warunków i skorzystać choć ze zlotu na dół. W niewielkich oknach pomiędzy koronami drzew widzę przemykające się kolorowe skrzydła.


Lubogoszcz
AKAPITNie od dziś wiadomo, ze nie lubię wracać tą samą drogą. Mapa co prawda dawała nadzieję na możliwość zejścia do Lubnia zielonym szlakiem, jednak fakty bezlitośnie ją zweryfikowały. Szlak biegnący z Kowańca przez Turbacz, Niedźwiedź, Rabę Wyżną i przeł. Glisne kończy aktualnie swój bieg nie w Lubniu, ale właśnie tutaj na szczycie Szczebla. Zatem albo wracam znaną już drogą czarnym szlakiem, albo próbuję według mapy odnaleźć nieistniejący już szlak. Odpowiedź nasuwa się sama. Choć nie mam zamiaru być ortodoksyjny i stary szlak ma być jedynie wytyczną. Ruszam zatem w drogę powrotną. Najpierw cofam się  nieco  znaną  już  trasą  i  mijam  startowisko,

...widać zamalowane pozostałości...

...papieski pozostał nienaruszony
przy którym w międzyczasie ku mojemu zdziwieniu zdążył się pojawić niewielki terenowy samochód. Pomijając aspekt prawny, zastanawiam się jak ten pieron zdołał się tu wdrapać. Nieco dalej odbijam w lewo na zachód pierwszym solidniej wyglądającym leśnym duktem. Jak się okazuje wybór jest trafny. Na mijanych drzewach widać zamalowane pozostałości po niegdysiejszych oznaczeniach szlaku. Co najciekawsze, szlak turystyczny znikł, ale biegnący równolegle papieski pozostał nienaruszony.
AKAPITZejście jest dość łatwe i wygodne. Tylko widoków brak. Do momentu gdy opuszczam las i znajduję się na łąkach ponad Lubniem. Tu ukazuje mi się Babia Góra i pasmo Policy na zachodzie, a spoglądając nieco bardziej na północ i w o wiele bliższej perspektywie widzę pasmo Kotonia. W dolinie widać zaś zabudowania Lubnia, wijącą się podwójną wstęgę zakopianki i toczącą swe chwilowo niespieszne wody Rabę. Ponad nimi wznosi się Chełm nad Myślenicami i Uklejna. Po stronie północno wschodniej widok jest skromniejszy, ale i tak dostrzegam pasmo Lubomira i Łysiny oraz czubek Wierzbanowkiej Góry nieśmiało wystający spoza  Kiczory.

Babia Góra i Pasmo Policy

Kotoń

W dole Lubień, zakopianka i Raba

Widok z łąk nad Lubniem w kierunku zachodnim i północnym. Jeżeli chcesz zobaczyć panoramę z opisem - KLIKNIJ
AKAPITSłońce coraz śmielej sobie poczyna. Robi się wręcz ciepło i nie chce się wracać do domu. A może by tak jutro też gdzieś się wybrać? Może gdzieś wyżej? Tatry na przykład?
AKAPITTelefon do Basi.
AKAPIT– O! To ty w górach jesteś? Nic rano nie mówiłeś...
słyszę lekki choć maskowany wyrzut w głosie. No rzeczywiście nic nie mówiłem, ale gdy Basia wychodziła do pracy, pomysł dzisiejszej wycieczki jeszcze nie zakiełkował. Propozycja wyjazdu w Tatry działa jednak jak zwykle kojąco. Zorganizowanie wolnego piątku tez na szczęście nie będzie stanowiło problemu, więc szybko ustalamy podział ról. Mam zrobić zakupy, przygotować sprzęt i samochód, a Basia zajmie się rezerwacją miejsca w schronisku w Roztoce. Spróbujemy w końcu zdobyć Krzyżne.


Na pierwszym planie Kiczora, po lewej pasmo Łysiny i Lubomira, nisko po prawej Wierzbanowska Góra

Lubień, teren zabudowany
Piękne popołudnie się szykuje. Słońce na dobre zagościło na błękitnym niebie, a po porannej grubej warstwie chmur pozostały tylko nieliczne białe obłoczki. Wysuszone wiatrem i słońcem łąki przybrały płową barwę tu i ówdzie poprzetykaną rdzaworudymi suchymi łodygami paproci. Pobliskim zaroślom też daleko już do soczystej zieleni. "Jesień idzie, rady na to nie ma..." chciałoby się zanucić.
AKAPITTymczasem schodzę w kierunku samochodu. Ze śmiechem witam tablice miejscowości informujące o wjeździe bądź wyjeździe z niej, umieszczone... przy polnej drodze. Dowcip polega na tym, że droga ta jeast tak stroma i wyboista, że o jej pokonanie mógłby się porwać co najwyżej ciągnik rolniczy lub solidny samochód terenowy. Lubień, teren zabudowany. Witamy w Polsce – kraju urzędniczych absurdów.

koniec
Beskid Wyspowy - lista wycieczek