|
29
września 2016 r.
trasa :
Kraków Gł. - Tunel - Kielce - Ostrowiec Świętokrzyski -
- Kielce - Katowice - Kraków Gł.
[554 km / 6 pociągów]
|
|
|
AKAPITTegoroczna
jesień jest dość ładna. Wiem, pisząc te słowa ledwie tydzień po jej
zawitaniu, trochę sam ją prowokuję, ale...
No jest i już. Dlatego zapowiedź kolejnego
słonecznego i ciepłego dnia pobudza moją podróżniczą
wyobraźnię. A może by tak odwiedzić Kostkowice? Co prawda byłem tam w
tym roku już trzykrotnie, ale dotąd zawsze były to plenery
filmowo-fotograficzne odbywane Włóczykijem. Zawsze kusiło
mnie, by przejechać się biegnącym tamtędy odcinkiem Centralnej
Magistrali Kolejowej*. Nie chcąc wykosztowywać się na PKP
InterCity,
mam do wyboru jedynie dwa kursujące tą linią pociągi
Przewozów Regionalnych. Ostańca i Łysicę. A i tak
tylko jeden z nich i tylko w jednym kierunku da się jako tako połączyć
z Krakowem bez konieczności wstawania przed świtem czy obawy, a raczej
pewności późniejszego utknięcia na którejś ze
stacji na noc. Niestety to właśnie połączenie jest fatalnie
skomunikowane*. Popołudniowy pociąg z Krakowa do Kielc przyjeżdża
dosłownie kilka minut po odjeździe stamtąd katowickiej Łysicy. Muszę
zatem dostać się do Kielc wcześniej. A to oznacza przyjazd pociągiem
porannym i albo niemal sześciogodzinne oczekiwanie, albo... No właśnie.
Trzeba się będzie zatem jeszcze gdzieś z tych Kielc ruszyć. Najdalej
wypada mi Ostrowiec Świętokrzyski. Zdążę pojechać
“tam”, a “z powrotem” dowiezie
mnie w czasie, który pozwoli mi jeszcze na spokojnie
zjedzenie obiadu.
AKAPITPociąg
ze stacji Kraków Główny odjeżdża o 8:30. Po
drodze kupuję w kasie RegioKarnet*.
Nauczyłem się z niego korzystać.
Przekonałem się, że w wielu wypadkach, gdy nie da się wytyczyć trasy
okrężnej i pewne odcinki trzeba pokonywać dwa razy, opłaca się bardziej
niż bilety kombinowane z kilku oddzielnych relacji. W moim przypadku
nie zawsze są to różnice duże, ale też na RegioKarnet nie ma
żadnych zniżek. Skoro opłaca się mnie, zniżkowemu, to tym bardziej
będzie się opłacało płacącemu całość ceny. Dodatkowym atutem tego
biletu jest niemal zupełna dowolność w wyborze trasy i możliwość
korygowania jej na bieżąco bez kosztu dodatkowych biletów.
AKAPITLinię
do Sędziszowa obsługują Koleje Małopolskie. Wsiadam do
pomarańczowo-białego Acatusa
Plus* (od
rozkładu grudniowego 2016/2017 nastąpił powrót na tę trasę
Przewozów Regionalnych. Mam nadzieję, że nie jest to
jednoznaczne z powrotem do kibli*.
[przyp.
autora]).
O tej porze dnia nie ma w nim zbyt wielu pasażerów. Co
najwyżej kolejarze albo ludzie wracający po nocnej zmianie, a że
zakładów pracujących w nocy jest u nas niewiele... Ruszamy
punktualnie. W tym momencie przypominam sobie o RegioKarnecie. Przecież
go nie wypełniłem! A bez wpisanego imienia, nazwiska i numeru dokumentu
jest nieważny. Szybko uzupełniam braki. W samą porę. Konduktorka,
której kilka chwil później wręczam mój
bilet, wpatruję się weń długo.
AKAPIT–
Eeeeee... – najwyraźniej zawiesił jej się system.
AKAPITOddaje
mi go nawet nie skasowawszy ani nie sprawdziwszy dowodu osobistego. |
AKAPITZa oknem
jesień, ale tylko kalendarzowa. Gdyby nie zaorane już pola i snujące
się tu i ówdzie dymy, można by śmiało twierdzić, że w
dalszym ciągu mamy lato. Liście na drzewach dopiero zaczynają zmieniać
kolor i tylko rosnące tu i ówdzie dzikie wino zdążyło
zapalić się płomienną czerwienią. Według prognoz temperatura ma dziś
sięgnąć 20 stopni. I nie zdziwię się, jeśli te prognozy się sprawdzą.
Odcinek do Słomnik jest mocno urozmaicony. Szlak wije się pomiędzy
niewysokimi, ale jednak wzgórzami. Jest tu sporo
łuków, na których zdarzało mi się nie raz i nie
dwa polować na Pendolino*,
Flirty*
czy dziewiątki*.
Z racji długości i bardzo dobrej widoczności, a także licznych miejsc
zdatnych do robienia zdjęć najciekawszy jest łuk w Goszczy.
AKAPITW
okolicy Miechowa trwają kapuściano-buraczane żniwa. Gdzieniegdzie na
polach pozostały zaledwie resztki liści i tylko miejscami stoją wąskie
rzędy oczekujących na egzekucję główek. Cukrowe buraki
zebrane w stosy czekają tylko na wywózkę, by po
jakimś |
Acatus Plus na przystanku Goszcza
(02.2016 r.)
|
|
czasie trafić na nasze stoły w postaci
pustych kalorii. Na rosnących przy torach krzewach dzikiej
róży czerwienią się kuleczki owoców. Obrodziły w
tym roku. Ptaki będą miały co jeść. Choć tak po prawdzie nie mam
pojęcia czy na jej pełne włochatych ziarenek owoce są jacyś zimowi
amatorzy. Na pewno nie są nimi gawrony. Te spacerują tymczasem
dostojnie po świeżo zaoranych polach, wydziobując z bruzd wszystko, co
nadaje się do zjedzenia. Szykują się na zimę. A może dopiero do odlotu?
Podobno “nasze” gawrony wymieniają się
na zimę z sąsiadami ze wschodu. Ciekawe tylko po
co? Przecież cieplej tam nie mają.
AKAPITWysiadam
na stacji Tunel. Taki chytry plan uknułem. Tak czy inaczej, będę musiał
przesiąść się na pociąg jadący z Katowic przez Wolbrom do Kielc.
Mógłbym to zrobić dopiero w Sędziszowie, ale tam na ten
właśnie pociąg czeka zwykle sporo pasażerów. W Tunelu
zazwyczaj nie ma nikogo. Zdążę zatem zająć dobre miejsce.
Prócz mnie w Tunelu wysiada tylko jedna osoba. Zaraz znika
za budynkami. Zostaję na peronie sam. Drzewa porastające wzniesienie o
nazwie Biała Góra ledwie muśnięte są żółcią. Gdy
byłem tu rok temu, pięknie się złociły. Ale też był to koniec
października. Z tą stacją Tunel, to w ogóle jest ciekawie.
Zazwyczaj nazwa stacji kolejowej pochodzi od nazwy miejscowości. Tutaj
jest inaczej. Mała stacyjka wzięła swoją nazwę od dwóch
tuneli wykutych w Białej Górze. Tymi tunelami na drugą
stronę góry prowadzą dwa tory linii kolejowej nr 8 z
Krakowa do Warszawy. W
Tunelu kończy swój
bieg linia nr 68
prowadząca tu z Sosnowca i choć z dzisiejszej
perspektywy wydaje się to niemożliwe, jako pierwsza powstała właśnie
ona. |
tunele w Uniejowie Redzinach (03.2015r.)
|
|
AKAPITW czasach
zaborów Rosja nie pozwalała na zbytni rozwój
będącego w jej faktycznym władaniu Kraju Nadwiślańskiego. Dotyczyło to
zarówno kwestii gospodarczych, jak i komunikacji. Dyktowały
to względy strategiczne. Rosjanie obawiali się, że w razie powstania
utracą kontrolę nad znajdującymi się tu zakładami przemysłowymi, a
linie kolejowe pomogą ewentualnemu agresorowi z zewnątrz w dostaniu się
w głąb ich państwa. Dopiero w
roku 1875 inwestorom udało się przekonać carską administrację o
konieczności budowy linii umożliwiającej transport m.in. węgla do
wykorzystujących go przy opalaniu kotłów parowych fabryk.
Finalnie przyjęty przez carskich urzędników do realizacji
projekt tzw. Kolei Iwangorodzko-Dąbrowskiej prowadzić miał z Iwangrodu
(Dęblin) do miejscowości Maczki, gdzie znajdowała się granica zaboru
pruskiego. Linia miała ponadto kilka odgałęzień prowadzących ze
Skarżyska-Kamiennej przez Końskie i
Opoczno do Koluszek i
w drugą |
stronę do Ostrowca.
AKAPITZgodnie z rosyjskimi standardami dla linii przyjęto
szerokość toru 1524 mm, a zatem nie miała ona mieć bezpośredniego
połączenia z linią po drugiej stronie granicy. Budowę pierwszego
odcinka pomiędzy Dęblinem a Kielcami prowadzono w latach 1881-83. Drugi
odcinek z Kielc do Dąbrowy ukończony został na początku 1885 roku.
Warunkiem, pod jakim carska administracja zgodziła się na budowę tej
linii, było poprowadzenie jej dwoma tunelami. Tunele te w razie
konfliktu zbrojnego miały zostać wysadzone i unieruchomić w ten
sposób linię. I takim oto sposobem,
zamiast ominąć Białą Górę łukiem od zachodu, jak czyni to
obecnie Linia Hutnicza
Szerokotorowa*, poprowadzono Kolej Iwangorodzko-Dąbrowską,
wgryzając się w jej niezbyt wysokie zbocza. Pierwszy z tuneli został
ukończony w roku 1884, a w roku następnym oddany do użytku wraz z całą
linią. Tunel drugi wybudowano w latach 1910-12.
AKAPITTunele
po raz pierwszy zostały zniszczone przez Rosjan w roku 1914, a
następnie po wcześniejszej odbudowie jeszcze w tym samym roku przez
wycofujących się na Śląsk Niemców. Odbudowane w 1920 r.
przetrwały do roku 1945, kiedy zostały ponownie zniszczone przez
uciekające wojska niemieckie. Odbudowano je kolejny raz w roku 1946, a
w 2005 po renowacji zostały im nadane imiona Włodzimierz i August.
Ostatnio tunele znów stały się obiektami strategicznymi. W
związku z ogólnoświatową “sraczką”
wszelkich służb wywołaną zagrożeniem terrorystycznym tunele były
strzeżone jak nigdy dotąd. Gdy byłem tu wiosną robić zdjęcia, spotkałem
patrol SOK-u, który miał tu chyba niemal stały posterunek. W
okresie poprzedzającym Światowe Dni Młodzieży po północnej
stronie widziałem nawet rozstawiony ich namiot. |
AKAPITTymczasem
przez głośniki słyszę komunikat o nadjeżdżającym pociągu. Kilka minut
później zza zakrętu wyłania się kibel będący żywym
ucieleśnieniem pociągów Regio*.
No cóż,
spodziewałem się, ale to jest wersja “full plastic”*.
Będzie twardo. Przejeżdżamy ponad 700 metrowy tunel. Kilka minut
później w Kozłowie dołącza do nas Linia Hutnicza
Szerokotorowa, która od tego momentu pobiegnie
równolegle niemal do Jędrzejowa. Zgodnie z moimi
przewidywaniami w
Sędziszowie dosiada się spora grupa osób. Już stosunkowo
niedaleko od Kielc, w
Sitkówce-Nowinach, gdzie znajduje się duża stacja towarowa,
zauważam
stojącego na bocznym torze Dragona*
należącego do Freightlinera*.
Robię mu zdjęcie, ale przez okno pociągu,
z daleka i w ruchu wychodzi bardzo kiepsko.
Lokomotywa wygląda dość ładnie
w
zielono-żółtym malowaniu. Freightliner zamówił 5
tych lokomotyw. To właśnie jedna z nich.
AKAPITW
Kielcach mam godzinę. W tym czasie mam zamiar przetestować Bar
Turystyczny prowadzony przez Społem, a znajdujący się tuż przy dworcu
kolejowym po przeciwnej stronie |
z lewej brytyjska Class66, z
prawej Dragon |
|
Bar Turystyczny w Kielcach przy ul.
Żelaznej 29 |
|
ulicy.
Oczywiście znalazłem go w sieci. Miał sporo pozytywnych opinii, więc
myślę, że warto go wypróbować. A w Kielcach, jak to w
Kielcach – wieje wiatr. Na 5 wizyt tutaj
odbytych w przeciągu ostatnich kilkunastu miesięcy chyba
tylko raz nie wiało. Takie miasto.
AKAPITW
barze, do którego trafiam po 2 minutach, ruch jest nieduży,
ale cały czas. Szybka analiza tablicy z jadłospisem uświadamia mi, że
ceny są tu naprawdę niskie. Ku mojemu rozczarowaniu nie ma już jednak
kanapek. A taką miałem ochotę na bułkę z
pastą jajeczną i kakao. Może innym razem. Teraz
spróbuję naleśników z serem. Zamawiam. Płacę za
porcję 3,19 zł. Dwa naleśniki za taką cenę? Niespotykane! Są smaczne,
ale naleśniki zepsuć trudno, to fakt. Choć nie twierdzę, że się nie da.
Zjadam je błyskawicznie. Wobec takiego obrotu spraw postanawiam tu
zjeść i obiad. Oczywiście nie teraz, tylko po powrocie z Ostrowca.
Wtedy również będę miał sporo czasu. |
AKAPITGdy
ponownie studiuję jadłospis, zastanawiając się, co wtedy zjem,
podchodzi do mnie człowiek o lekko bezdomnej aparycji, choć nie jest to
zdecydowanie menel. I co najważniejsze jest trzeźwy. Nie owijając w
bawełnę pyta, czy nie mógłbym mu kupić czegoś do jedzenia.
Skończyły mu się przydziałowe obiady z MOPS-u, a do końca miesiąca
przecież trzeba jakoś przetrwać. Nie ma sprawy. Mówię mu, by
sobie coś wybrał, płacę i życzę smacznego. Pani siedząca przy kasie
patrzy na mnie nieco dziwnym wzrokiem. Właściwie mi to wisi. Na piwo
bym mu nie dał, pieniędzy prawdopodobnie też nie, ale jedzenia odmawiać
nie można. Poza tym dobro wraca. Kilka razy się o tym sam przekonałem.
Zresztą co to za dobro? Parę złotych...
AKAPITJak
zaobserwowałem, w ogóle sporą część klientów baru
stanowią właśnie ludzie, których życiowe ścieżki
musiały być tak wyboiste i poskręcane jak polskie wiejskie drogi.
Podobnie
jest zresztą i w Krakowie w jednym z barów,
do którego czasem zdarza mi się zaglądnąć, gdy
jestem w
mieście, a perspektywy na obiad w domu są nikłe. Poza drobnymi
wyjątkami natury estetyczno-zapachowej nigdy mi tacy ludzie nie
przeszkadzali. Po prostu nie każdy może być Kulczykiem. Sam bar jest
czysty i estetycznie urządzony. Widać, że stosunkowo niedawno przeszedł
generalny remont. Nie ma nakryć ani obrusów czy
kwiatków
w wazonikach, ale dla mnie
nigdy nie było to problemem. Natomiast przerób jest tak
duży, że
potrawy na pewno nie mają szansy się “znieświeżyć”.
Osobiście
mogę go z czystym sumieniem polecić jako miejsce, gdzie można dobrze i
tanio zjeść.
AKAPITWychodzę
z baru i idę kawałek ulicą Sienkiewicza. To główny kielecki
deptak. Szukam cukierni lub piekarni. Przydadzą się jeszcze jakieś
drożdżówki na drogę. Po kilkudziesięciu metrach znajduję
piekarnię “Pod Telegrafem”. Drożdżówki
mają tu w
cenie 1,8 zł za sztukę. Sporo taniej niż kioskowi sprzedawcy chcą za
podobne w przejściu podziemnym koło dworca. Biorę trzy sztuki i wracam,
na dworzec. Po drodze zjadam jedną. Może być, przede wszystkim dlatego,
że jest świeża. Choć niestety czuć ją nieco sieciową masówką.
|
piekarnia Pod Telegrafen na ul.
Sienkiewicza |
|
AKAPITMój
pociąg już stoi przy peronie. To
ulubiony przeze mnie świętokrzyski
Impuls*
z wygodnymi skórzanymi
fotelami. Po plastikowym kiblu będzie to bardzo przyjemna odmiana.
Równolegle na sąsiednim peronie stoi drugi taki
zespół,
który pojedzie do Częstochowy. Trzeci właśnie skądś
przyjechał. Czwarty odpoczywa na bocznym torze. Do tego na dokładkę
właśnie przyjeżdża Flirtem IinterCity Orłowicz z Olsztyna do Krakowa.
Jednym
słowem oprócz wiatru powiało na kieleckim dworcu
kolejową nowoczesnością. |
wnętrze świętokrzyskiego Impulsa
|
|
...powiało
na kieleckim dworcu kolejową nowoczesnością...
|
|
AKAPITDroga do
Skarżyska przebiega normalnie. Tuż przed wjazdem do miasta mijamy zalew
Rejów. Jego otoczenie zmienia właśnie oblicze. Budowana jest
nowa droga i ścieżki rowerowe. Klony nad zalewem nabierają już
jesiennych kolorów. Chwilę później przez
potrójny i mocno zardzewiały most na rzece Kamiennej
wjeżdżamy na stację Skarżysko-Kamienna. Przez okno pozdrawiam tereny
znane mi doskonale z dzieciństwa. Odbijemy teraz z głównego
odcinka Kolei Iwangorodzko-Dąbrowskiej na jej ostrowieckie
odgałęzienie. W Wąchocku do pustawego dotąd pociągu wsiada między
innymi około 30-osobowa grupa młodzieży z opiekunami. Nie mają
biletów. Z tym że akurat o to trudno mieć do nich pretensję,
skoro na stacji nie ma kasy*.
Jadą tylko jeden przystanek, do
Starachowic, zatem konduktorka musi się mocno sprężać ze sprzedażą
biletów. Z trudem zdąża, wystawiając im kilka
biletów grupowych. Zauważam, że w ogóle po
starachowickim odcinku trasy przemieszcza się sporo
pasażerów. |
most na rzece Kamienna (06.2015 r.)
|
|
AKAPITDo
Ostrowca
przyjeżdżamy z trzyminutowym opóźnieniem. Nie
robi mi to różnicy, ponieważ tak czy tak wrócę
tym samym składem, a do miasta i tak się nie wybierałem. Rozkładowe 12
minut postoju to zdecydowanie za mało na zwiedzanie. Wysiadam tylko na
chwile, by
zrobić zdjęcie zrujnowanego budynku dworca i pustej stacji. W latach 70
ubiegłego stulecia miasto było silnym
ośrodkiem
przemysłowym z zatrudniającą w szczytowych momentach ok. 17
tys. osób Hutą Ostrowiec
na czele.
|
stacja Ostrowiec Świętokrzyski...
|
|
...i budynek dworca |
|
Wówczas stacja kipiała
ruchem, przyjmując i odprawiając pociągi towarowe z surowcami i
gotowymi wyrobami, a także pasażerskie przywożące ludzi do fabryki z
okolicznych miejscowości, a następnie odwożące ich po pracy do
domów. W czasach transformacji huta podupadła, a następnie
została przejęta przez hiszpańskiego inwestora, który
znacznie ograniczył produkcję i zlikwidował część zakładów.
Obecnie zatrudnienie znajduje w niej zaledwie ok. 1,5 tys.
pracowników. Miało to również znaczny wpływ na
ograniczenie ruchu kolejowego w mieście.
AKAPITWsiadam
z powrotem do Impulsa. Ruszamy. Pociąg jest niemal pusty. Konduktorka
mnie ignoruje i nie sprawdza biletu. Musiała mnie zapamiętać. Za oknem
jest bardzo ciepło jak na tę porę roku. W pociągu działa klimatyzacja,
ale na szczęście w sposób umiarkowany, nie powodując uczucia
przejmującego chłodu, jakiego raz doświadczyliśmy z Basią w letni i
naprawdę upalny dzień, podróżując pociągiem do Zakopanego.
Mimo panujących na zewnątrz 30 stopni siedzieliśmy wtedy w polarowych
bluzach i kurtkach, po prostu marznąc. Ale, jak mawiają bracia Czesi,
to se nevrati. Odkąd cały nowy tabor przejęły Koleje Małopolskie, do
Zakopanego jeżdżą wyłącznie kible, w których klimatyzacja
nie stanowi problemu. Bardziej jej brak. |
AKAPITTym razem
również pomiędzy Starachowicami i Wąchockiem pociąg się
zapełnia. Kolejna duża fala podróżnych wsiada w Skarżysku.
Tymczasem właśnie tu na jednym z bocznych torów kończy żywot
jakiś EN57 metodycznie cięty na złom. W Skarżysku mamy kilka minut
postoju. Nieplanowego, bo czekamy na opóźniony pociąg TLK*
Sztygar, jadący z Lublina do Wrocławia. Musimy go przepuścić. Pociąg
ten pojedzie dokładnie tą samą trasą, którą i ja mam zamiar
jeszcze dziś pokonać. Najpierw do Kielc, potem przez Włoszczowe i
Zawiercie do Katowic.
AKAPITZe
Skarżyska ruszamy z mniej więcej 10 minutowym opóźnieniem.
Niedaleko mnie siedzi młoda mama z maleńkim kilkumiesięcznym dzieckiem
w chuście przewieszonej przez piersi. Jedną ręką podtrzymuje dziecku
główkę, a w drugiej trzyma smartfona, w którym
bez ustanku coś wystukuje. Trzyma go niemal przy samej głowie dziecka.
Co prawda nieznane są |
...kończy
żywot jakiś EN57... (dla spostrzegawczych)
|
|
ul. Sienkiewicza |
|
wyniki
badań na temat wpływu fal elektromagnetycznych wysokich częstotliwości
na ludzki organizm, ale jestem przekonany, że koncerny
telekomunikacyjne i producenci sprzętu szczególnie pilnują
by nieznanymi pozostały.
AKAPITW
Kielcach spora część pasażerów wysiada. Ja razem z nimi. Mam
około półtorej godziny wolnego. Zgodnie z wcześniejszym
planem idę na obiad do Baru Turystycznego. Zamawiam zupę pomidorową
oraz mielonego z ziemniakami i surówką z marchewki. Uszom
własnym nie wierzę, gdy przychodzi do płacenia. 8,43 zł. Za taką cenę
obiad z dwóch dań? Jednak wszystko jest zgodne z cennikiem.
Do tego porcja jest naprawdę spora. Najadam się do syta, a nawet
powyżej. Ponieważ po obiedzie zostaje mi jeszcze sporo czasu, idę
spacerem w górę ul. Sienkiewicza. Dochodzę do mieszczącego
się na jej końcu pomnika autora Trylogii. |
Na kamiennym cokole widnieją będące
tytułem jednej z jego książek znamienne słowa: “Quo
vadis”, a po drugiej jego stronie: “Wszyscyśmy
bracia” stanowiące wyjątek z powieści “Ogniem i
mieczem”. Jakże szczególnie te cztery słowa pasują
za
komentarz do wydarzeń w naszym kraju. W naszym kraju i na całym
świecie. Zawsze pasowały, ale teraz
nabierają wyjątkowej wymowy.
AKAPITPrzechodząc
obok Kieleckiego Teatru Tańca, odwiedzam jeszcze Milesa Davisa,
który od 2001 roku nieustannie gra tu na trąbce. Co prawda
trąbka, jak i zresztą cała postać słynnego trębacza jazzowego, odlana
jest z brązu i nie bardzo ją słychać, to jednak tak naprawdę wszystko
pozostaje przecież tylko kwestią naszej wyobraźni. |
budynek Kieleckiego Teatru Tańca
|
|
|
ul. Sienkiewicza |
|
AKAPITPowoli
wracam tą samą drogą na dworzec. Daję się skusić obietnicą wygranej i
kupuję los na losowanie lotto. 21 milionów piechotą nie
chodzi.
Gdyby poranne dobro miało wrócić do mnie tą właśnie drogą,
na
pewno bym się nie obraził. Idę spacerkiem. Mam jeszcze sporo czasu.
Powoli schodzę schodami długiego przejścia podziemnego i idę w
kierunku wyjść na perony. Po drodze zastanawiam się, któreż
to
miejsce w pociągu sobie wybiorę. Powinienem mieć jeszcze sporo czasu,
więc pociąg na pewno nie będzie zapełniony. O ile w
ogóle
będą w nim pasażerowie. Mój wzrok pada przelotnie
na jedną z
tablic informacyjnych, na których wyświetlane są odjazdy
pociągów. Regio
Łysica do Katowic – 16:29. 16:29? Jaka k... 16:29??? Miała
być
16:49, a przynajmniej tak mi się zakonotowało w sparciałym
mózgu. Tracąc cenne sekundy, sprawdzam jeszcze rozkład w
szklanej tablicy. Zgadza się! 16:29. Włącza mi się awaryjny tryb
myślenia: która może być godzina? Jak kupowałem los, było 15
po
czwartej. To było kilkanaście minut temu. Szybko wyciągam telefon i
sprawdzam. Jest 16:27. Biorąc poprawkę na ewentualną niedokładność, mam
w porywach minutę. Ostrym
biegiem ruszam
przez pozostały mi do
pokonania
odcinek przejścia podziemnego i wbiegam na schody.
Pociąg jeszcze stoi. Wsiadam dosłownie w ostatnim momencie. Ufff...
Znów się udało. Kurcze, ja bez tej adrenaliny to chyba nie
umiem. Co prawda, nawet gdybym się spóźnił, tragedii by nie
było. Miałbym jeszcze czym wrócić do Krakowa, ale planowaną
wycieczkę przez Kostkowice diabli by wzięli. Sprawdzam kartkę, na
której rozpisane mam godziny przyjazdów
i odjazdów. No tak, oczywiście
jest 16:29. Solennie obiecuję sobie (po raz nie wiem już zresztą
który)
dokładnie sprawdzać godziny odjazdów. Niestety w ten
sposób limit szczęścia na dziś został chyba wyczerpany.
Dostałem
bardzo jasny sygnał, że z mojej ewentualnej wygranej w totka będą nici.
Chociaż w sumie za taką kasę mógłbym do Krakowa czy Katowic
pójść
choćby na piechotę. Bo o ile pieniądze szczęścia podobno nie dają, o
tyle zawsze lepiej jest cierpieć niedolę w dostatku. (Ciekawych uspokajam –
moje przypuszczenie było słuszne. Nie wygrałem. [przyp. autora]) |
AKAPITKu
mojemu zaskoczeniu w śląskim Impulsie jest sporo pasażerów.
Wszystkie lepsze miejsca są zajęte. No cóż, za gapiostwo
trzeba
płacić. Sporą część stanowi młodzież wracająca ze szkół do
okolicznych miejscowości. Po drodze pociąg się wyludnia, a na stacji
Włoszczowa jest już niemal zupełnie pusty. Przesiadam się pod okno na
wolną czwórkę*.
Za
stacją Czarnca zjeżdżamy na Centralną Magistralę Kolejową. Tu pociąg od
razu nabiera większej prędkości. To jeden z nielicznych
odcinków
linii kolejowych, na których Impuls może pokazać, na co go
stać.
Okolicznością dodatkową jest to, że pomiędzy Czarncą a Zawierciem nie
ma stacji, na których pociąg musiałby się zatrzymywać. To
sprawia, że przez pół godziny pruje niczym samolot. Ja
tymczasem
pilnie wypatruję Kostkowic. Przy takiej prędkości przeoczyć je nie
byłoby trudno. W końcu są.
Spoglądam na
znajome miejsca nad niewielkim
zalewem. W
sumie spędziłem tu w tym roku 9 dni. I nie był to bynajmniej czas
zmarnowany. Efekty mojej tu bytności można zobaczyć w galerii
fotograficznej i filmowej. |
Włoszczowa |
|
Zalew w Kostkowicach co prawda z poziomu
szyn, ale uchwycony bardzo wczesnym czerwcowym rankiem |
|
...może
być ciekawy
zachód... |
|
AKAPITDo
Zawiercia docieramy o godzinie 18:00, 4 minuty po czasie. Po drodze
konduktorka (a może jest to pani kierownik pociągu?) chodzi wzdłuż
składu i pyta pasażerów o ewentualne
przesiadki w Katowicach. Będzie zgłaszała skomunikowanie. Miła
to z jej strony inicjatywa. Mnie się nie spieszy. Będę miał około 40
minut. Jednak mając na uwadze dzisiejszą kielecką przygodę, sprawdzam
to trzy
razy.
AKAPITSłońce
jest już nisko. Przebija się przez niezbyt grubą warstwę chmur na
zachodzie. O ile chmury się nie rozrosną, może być ciekawy
zachód. Ehh... jesieni, możeś ty i piękna, ale co ci
przeszkadzały długie dni?
AKAPITW
pewnej chwili doznaję deja
vu.
Widzę znów otulony banerami dworcowy budynek. Na banerach
napis,
który już znam: “zmieniamy dworzec dla
Ciebie”. No
tak, jechałem tą trasą niedawno, nawet bardzo niedawno, bo tydzień
temu, ale... zaraz, zaraz! O ile pamiętam, tamten budynek
miał
charakterystyczną wieżę. Ten nie ma jej na pewno. Nie przypominam sobie
w tej chwili nazwy stacji, ale to było gdzieś w tych okolicach. |
AKAPITZaczynam
powątpiewać w swoje zmysły, bo albo wtedy nie zauważyłem tego budynku,
który mam dziś przed oczami, albo dziś nie zauważyłem
tamtego z
wieżą. Możliwości deklarowanej hasłem zmiany polegającej na
zlikwidowaniu wieży raczej nie biorę pod uwagę. Trzeba będzie to
sprawdzić w domu (Faktycznie
dworcowy budynek z wieżą znajduje się kilka stacji wcześniej, w
Dąbrowie Górniczej Gołonogu, tymczasem teraz faktycznie
byłem w Będzinie, gdzie PKP PLK z równą starannością dba o
swój, bo przecież nie budynku, wizerunek [przyp. autora]).
AKAPITDojeżdżamy
do Katowic. Tu czeka mnie niesamowity spektakl na wieczornym niebie.
Zgodnie z moimi przewidywaniami słońce, które teraz schowało
się
już za linią horyzontu, podświetla od spodu chmury, które
nabierają dzięki niemu barw z całej palety ciepłych kolorów
od
żółci poprzez wszystkie odcienie
pomarańczu aż
po głęboką czerwień. |
"zmieniamy dworzec dla Ciebie" - jak
długo jeszcze? |
|
AKAPITDo
barwnej symfonii dołącza gra ich cieni. Wszystko odbywa się w anturażu
kolejowych semaforów i wybiegających w kierunku zachodnim
torów. Przepiękny pokaz trwa kilkanaście minut i nie jestem
jedyny, który go podziwia. Nie jestem też osamotniony w
próbach uwiecznienia tego zjawiska. Niestety mój
Nikonek,
który jest dziś moim jedynym fotograficznym towarzystwem,
mimo
swych wielu zalet kiepsko radzi sobie z oddaniem wszystkich cieni,
świateł i barw. No cóż, mimo to warto było. Warto było dla
samych wspomnień tego pięknego zachodu przyjechać tu, do Katowic. |
AKAPITW
drodze powrotnej czeka mnie w pewnym sensie niespodzianka. I nie powiem
wcale, że miła. Bo kibla się co prawda spodziewałem, ale że
znów
będzie to kibel plastikowy? Drugi dzisiaj? To ja zawsze powtarzam, że
wolę niejednego kibla od nowych składów z twardymi i
niewygodnymi siedzeniami, a tu taki afront w moim kierunku? A fe!
Nieładnie.
AKAPITGdy
mój pociąg rusza, jest już zupełnie ciemno. Z programu
zewnętrznego nici, rzecz jasna, jeżeli ktoś nie lubi oglądać czarnego
ekranu. Ja nie lubię, pozostają mi zatem rozmyślania. O czym? Jak to o
czym? O tym co zwykle. Dokąd następnym razem. |
* - odnośniki z
wyrażeń okraszonych gwiazdką prowadzą do wyjaśniającego ich znaczenie kolejowego leksykonu |
|