wstęp jednodnióki - lista wycieczek strona główna


29 września 2016 r.
trasa :
Kraków Gł. - Tunel - Kielce - Ostrowiec Świętokrzyski -
- Kielce - Katowice - Kraków Gł.
[554 km / 6 pociągów]

mapa
AKAPITTegoroczna jesień jest dość ładna. Wiem, pisząc te słowa ledwie tydzień po jej zawitaniu, trochę sam ją prowokuję,  ale...  No  jest i już. Dlatego zapowiedź kolejnego słonecznego i ciepłego dnia pobudza moją podróżniczą wyobraźnię. A może by tak odwiedzić Kostkowice? Co prawda byłem tam w tym roku już trzykrotnie, ale dotąd zawsze były to plenery filmowo-fotograficzne odbywane Włóczykijem. Zawsze kusiło mnie, by przejechać się biegnącym tamtędy odcinkiem Centralnej Magistrali Kolejowej*. Nie chcąc wykosztowywać się na PKP InterCity, mam do wyboru jedynie dwa kursujące tą linią pociągi Przewozów Regionalnych. Ostańca i  Łysicę. A i tak tylko jeden z nich i tylko w jednym kierunku da się jako tako połączyć z Krakowem bez konieczności wstawania przed świtem czy obawy, a raczej pewności późniejszego utknięcia na którejś ze stacji na noc. Niestety to właśnie połączenie jest fatalnie skomunikowane*. Popołudniowy pociąg z Krakowa do Kielc przyjeżdża dosłownie kilka minut po odjeździe stamtąd katowickiej Łysicy. Muszę zatem dostać się do Kielc wcześniej. A to oznacza przyjazd pociągiem porannym i albo niemal sześciogodzinne oczekiwanie, albo... No właśnie. Trzeba się będzie zatem jeszcze gdzieś z tych Kielc ruszyć. Najdalej wypada mi Ostrowiec Świętokrzyski. Zdążę pojechać “tam”, a “z powrotem” dowiezie mnie w czasie, który pozwoli mi jeszcze na spokojnie zjedzenie obiadu.
AKAPITPociąg ze stacji Kraków Główny odjeżdża o 8:30. Po drodze kupuję w kasie RegioKarnet*. Nauczyłem się z niego korzystać. Przekonałem się, że w wielu wypadkach, gdy nie da się wytyczyć trasy okrężnej i pewne odcinki trzeba pokonywać dwa razy, opłaca się bardziej niż bilety kombinowane z kilku oddzielnych relacji. W moim przypadku nie zawsze są to różnice duże, ale też na RegioKarnet nie ma żadnych zniżek. Skoro opłaca się mnie, zniżkowemu, to tym bardziej będzie się opłacało płacącemu całość ceny. Dodatkowym atutem tego biletu jest niemal zupełna dowolność w wyborze trasy i możliwość korygowania jej na bieżąco bez kosztu dodatkowych biletów.
AKAPITLinię do Sędziszowa obsługują Koleje Małopolskie. Wsiadam do pomarańczowo-białego Acatusa Plus* (od rozkładu grudniowego 2016/2017 nastąpił powrót na tę trasę Przewozów Regionalnych. Mam nadzieję, że nie jest to jednoznaczne z powrotem do kibli*.
[przyp. autora]). O tej porze dnia nie ma w nim zbyt wielu pasażerów. Co najwyżej kolejarze albo ludzie wracający po nocnej zmianie, a że zakładów pracujących w nocy jest u nas niewiele... Ruszamy punktualnie. W tym momencie przypominam sobie o RegioKarnecie. Przecież go nie wypełniłem! A bez wpisanego imienia, nazwiska i numeru dokumentu jest nieważny. Szybko uzupełniam braki. W samą porę. Konduktorka, której kilka chwil później wręczam mój bilet, wpatruję się weń długo.
AKAPIT– Eeeeee... – najwyraźniej zawiesił jej się system.
AKAPITOddaje mi go nawet nie skasowawszy ani nie sprawdziwszy dowodu osobistego.
AKAPITZa oknem jesień, ale tylko kalendarzowa. Gdyby nie zaorane już pola i snujące się tu i ówdzie dymy, można by śmiało twierdzić, że w dalszym ciągu mamy lato. Liście na drzewach dopiero zaczynają zmieniać kolor i tylko rosnące tu i ówdzie dzikie wino zdążyło zapalić się płomienną czerwienią. Według prognoz temperatura ma dziś sięgnąć 20 stopni. I nie zdziwię się, jeśli te prognozy się sprawdzą. Odcinek do Słomnik jest mocno urozmaicony. Szlak wije się pomiędzy niewysokimi, ale jednak wzgórzami. Jest tu sporo łuków, na których zdarzało mi się nie raz i nie dwa polować na Pendolino*, Flirty* czy dziewiątki*. Z racji długości i bardzo dobrej widoczności, a także licznych miejsc zdatnych do robienia zdjęć najciekawszy jest łuk w Goszczy.
AKAPITW okolicy Miechowa trwają kapuściano-buraczane żniwa. Gdzieniegdzie na polach pozostały zaledwie resztki liści i tylko miejscami stoją wąskie rzędy oczekujących na egzekucję główek. Cukrowe buraki zebrane w stosy czekają tylko na wywózkę, by po  jakimś

Acatus Plus na przystanku Goszcza (02.2016 r.)
czasie trafić na nasze stoły w postaci pustych kalorii. Na rosnących przy torach krzewach dzikiej róży czerwienią się kuleczki owoców. Obrodziły w tym roku. Ptaki będą miały co jeść. Choć tak po prawdzie nie mam pojęcia czy na jej pełne włochatych ziarenek owoce są jacyś zimowi amatorzy. Na pewno nie są nimi gawrony. Te spacerują tymczasem dostojnie po świeżo zaoranych polach, wydziobując z bruzd wszystko, co nadaje się do zjedzenia. Szykują się na zimę. A może dopiero do odlotu? Podobno “nasze” gawrony wymieniają  się  na  zimę z sąsiadami ze wschodu. Ciekawe tylko po co? Przecież cieplej tam nie mają.
AKAPITWysiadam na stacji Tunel. Taki chytry plan uknułem. Tak czy inaczej, będę musiał przesiąść się na pociąg jadący z Katowic przez Wolbrom do Kielc. Mógłbym to zrobić dopiero w Sędziszowie, ale tam na ten właśnie pociąg czeka zwykle sporo pasażerów. W Tunelu zazwyczaj nie ma nikogo. Zdążę zatem zająć dobre miejsce. Prócz mnie w Tunelu wysiada tylko jedna osoba. Zaraz znika za budynkami. Zostaję na peronie sam. Drzewa porastające wzniesienie o nazwie Biała Góra ledwie muśnięte są żółcią. Gdy byłem tu rok temu, pięknie się złociły. Ale też był to koniec października. Z tą stacją Tunel, to w ogóle jest ciekawie. Zazwyczaj nazwa stacji kolejowej pochodzi od nazwy miejscowości. Tutaj jest inaczej. Mała stacyjka wzięła swoją nazwę od dwóch tuneli wykutych w Białej Górze. Tymi tunelami na drugą stronę góry prowadzą dwa tory linii kolejowej nr 8 z Krakowa  do  Warszawy.  W  Tunelu  kończy  swój  bieg  linia  nr  68  prowadząca  tu z Sosnowca i choć z dzisiejszej perspektywy wydaje się to niemożliwe, jako pierwsza powstała właśnie ona.

tunele w Uniejowie Redzinach (03.2015r.)
AKAPITW czasach zaborów Rosja nie pozwalała na zbytni rozwój będącego w jej faktycznym władaniu Kraju Nadwiślańskiego. Dotyczyło to zarówno kwestii gospodarczych, jak i komunikacji. Dyktowały to względy strategiczne. Rosjanie obawiali się, że w razie powstania utracą kontrolę nad znajdującymi się tu zakładami przemysłowymi, a linie kolejowe pomogą ewentualnemu agresorowi z zewnątrz w dostaniu się w  głąb  ich  państwa.  Dopiero w roku 1875 inwestorom udało się przekonać carską administrację o konieczności budowy linii umożliwiającej transport m.in. węgla do wykorzystujących go przy opalaniu kotłów parowych fabryk. Finalnie przyjęty przez carskich urzędników do realizacji projekt tzw. Kolei Iwangorodzko-Dąbrowskiej prowadzić miał z Iwangrodu (Dęblin) do miejscowości Maczki, gdzie znajdowała się granica zaboru pruskiego. Linia miała ponadto kilka odgałęzień prowadzących ze Skarżyska-Kamiennej przez  Końskie  i  Opoczno  do  Koluszek  i  w  drugą
stronę do Ostrowca.
AKAPIT
Zgodnie z rosyjskimi standardami dla linii przyjęto szerokość toru 1524 mm, a zatem nie miała ona mieć bezpośredniego połączenia z linią po drugiej stronie granicy. Budowę pierwszego odcinka pomiędzy Dęblinem a Kielcami prowadzono w latach 1881-83. Drugi odcinek z Kielc do Dąbrowy ukończony został na początku 1885 roku. Warunkiem, pod jakim carska administracja zgodziła się na budowę tej linii, było poprowadzenie jej dwoma tunelami. Tunele te w razie konfliktu zbrojnego miały zostać wysadzone i unieruchomić w ten  sposób  linię. I takim oto sposobem, zamiast ominąć Białą Górę łukiem od zachodu, jak czyni to obecnie Linia Hutnicza Szerokotorowa*, poprowadzono Kolej Iwangorodzko-Dąbrowską, wgryzając się w jej niezbyt wysokie zbocza. Pierwszy z tuneli został ukończony w roku 1884, a w roku następnym oddany do użytku wraz z całą linią. Tunel drugi wybudowano w latach 1910-12.
AKAPITTunele po raz pierwszy zostały zniszczone przez Rosjan w roku 1914, a następnie po wcześniejszej odbudowie jeszcze w tym samym roku przez wycofujących się na Śląsk Niemców. Odbudowane w 1920 r. przetrwały do roku 1945, kiedy zostały ponownie zniszczone przez uciekające wojska niemieckie. Odbudowano je kolejny raz w roku 1946, a w 2005 po renowacji zostały im nadane imiona Włodzimierz i August. Ostatnio tunele znów stały się obiektami strategicznymi. W związku z ogólnoświatową “sraczką” wszelkich służb wywołaną zagrożeniem terrorystycznym tunele były strzeżone jak nigdy dotąd. Gdy byłem tu wiosną robić zdjęcia, spotkałem patrol SOK-u, który miał tu chyba niemal stały posterunek. W okresie poprzedzającym Światowe Dni Młodzieży po północnej stronie widziałem nawet rozstawiony ich namiot.
AKAPITTymczasem przez głośniki słyszę komunikat o nadjeżdżającym pociągu. Kilka minut później zza zakrętu wyłania się kibel będący żywym ucieleśnieniem pociągów Regio*. No cóż, spodziewałem się, ale to jest wersja “full plastic”*. Będzie twardo. Przejeżdżamy ponad 700 metrowy tunel. Kilka minut później w Kozłowie dołącza do nas Linia Hutnicza Szerokotorowa, która od tego momentu pobiegnie równolegle niemal do Jędrzejowa. Zgodnie z moimi przewidywaniami w Sędziszowie dosiada się spora grupa osób. Już stosunkowo niedaleko od Kielc, w Sitkówce-Nowinach, gdzie znajduje się duża stacja towarowa, zauważam stojącego na bocznym torze Dragona* należącego do Freightlinera*. Robię mu zdjęcie, ale przez okno pociągu, z daleka i w ruchu wychodzi  bardzo  kiepsko.  Lokomotywa  wygląda  dość  ładnie w zielono-żółtym malowaniu. Freightliner zamówił 5 tych lokomotyw. To właśnie jedna z nich.
AKAPITW Kielcach mam godzinę. W tym czasie mam zamiar przetestować Bar Turystyczny prowadzony przez Społem, a znajdujący się tuż przy dworcu kolejowym po przeciwnej stronie

z lewej brytyjska Class66, z prawej Dragon

Bar Turystyczny w Kielcach przy ul. Żelaznej 29
ulicy. Oczywiście znalazłem go w sieci. Miał sporo pozytywnych opinii, więc myślę, że warto go wypróbować. A w Kielcach, jak to w Kielcach – wieje wiatr. Na 5  wizyt  tutaj  odbytych w przeciągu ostatnich kilkunastu miesięcy chyba tylko raz nie wiało. Takie miasto.
AKAPITW barze, do którego trafiam po 2 minutach, ruch jest nieduży, ale cały czas. Szybka analiza tablicy z jadłospisem uświadamia mi, że ceny są tu naprawdę niskie. Ku mojemu rozczarowaniu nie ma już jednak kanapek. A taką miałem ochotę  na  bułkę  z  pastą  jajeczną i kakao. Może innym razem. Teraz spróbuję naleśników z serem. Zamawiam. Płacę za porcję 3,19 zł. Dwa naleśniki za taką cenę? Niespotykane! Są smaczne, ale naleśniki zepsuć trudno, to fakt. Choć nie twierdzę, że się nie da. Zjadam je błyskawicznie. Wobec takiego obrotu spraw postanawiam tu zjeść i obiad. Oczywiście nie teraz, tylko po powrocie z Ostrowca. Wtedy również będę miał sporo czasu.
AKAPITGdy ponownie studiuję jadłospis, zastanawiając się, co wtedy zjem, podchodzi do mnie człowiek o lekko bezdomnej aparycji, choć nie jest to zdecydowanie menel. I co najważniejsze jest trzeźwy. Nie owijając w bawełnę pyta, czy nie mógłbym mu kupić czegoś do jedzenia. Skończyły mu się przydziałowe obiady z MOPS-u, a do końca miesiąca przecież trzeba jakoś przetrwać. Nie ma sprawy. Mówię mu, by sobie coś wybrał, płacę i życzę smacznego. Pani siedząca przy kasie patrzy na mnie nieco dziwnym wzrokiem. Właściwie mi to wisi. Na piwo bym mu nie dał, pieniędzy prawdopodobnie też nie, ale jedzenia odmawiać nie można. Poza tym dobro wraca. Kilka razy się o tym sam przekonałem. Zresztą co to za dobro? Parę złotych...
AKAPITJak zaobserwowałem, w ogóle sporą część klientów baru stanowią właśnie ludzie, których życiowe ścieżki musiały być tak wyboiste i poskręcane jak polskie wiejskie drogi. Podobnie jest zresztą i w Krakowie w jednym z barów, do którego czasem zdarza mi się zaglądnąć, gdy jestem w mieście, a perspektywy na obiad w domu są nikłe. Poza drobnymi wyjątkami natury estetyczno-zapachowej nigdy mi tacy ludzie nie przeszkadzali. Po prostu nie każdy może być Kulczykiem. Sam bar jest czysty i estetycznie urządzony. Widać, że stosunkowo niedawno przeszedł generalny remont. Nie ma nakryć ani obrusów czy kwiatków w wazonikach, ale dla mnie nigdy nie było to problemem. Natomiast przerób jest tak duży, że potrawy na pewno nie mają szansy się “znieświeżyć”. Osobiście mogę go z czystym sumieniem polecić jako miejsce, gdzie można dobrze i tanio zjeść.
AKAPITWychodzę z baru i idę kawałek ulicą Sienkiewicza. To główny kielecki deptak. Szukam cukierni lub piekarni. Przydadzą się jeszcze jakieś drożdżówki na drogę. Po kilkudziesięciu metrach znajduję piekarnię “Pod Telegrafem”. Drożdżówki mają tu w cenie 1,8 zł za sztukę. Sporo taniej niż kioskowi sprzedawcy chcą za podobne w przejściu podziemnym koło dworca. Biorę trzy sztuki i wracam, na dworzec. Po drodze zjadam jedną. Może być, przede wszystkim dlatego, że jest świeża. Choć niestety czuć ją nieco sieciową masówką.

piekarnia Pod Telegrafen na ul. Sienkiewicza
AKAPITMój pociąg już stoi przy peronie. To ulubiony  przeze  mnie  świętokrzyski  Impuls* z wygodnymi skórzanymi fotelami. Po plastikowym kiblu będzie to bardzo przyjemna odmiana. Równolegle na sąsiednim peronie stoi drugi taki zespół, który pojedzie do Częstochowy. Trzeci właśnie skądś przyjechał. Czwarty odpoczywa na bocznym torze. Do tego na dokładkę właśnie przyjeżdża Flirtem IinterCity Orłowicz z Olsztyna do Krakowa. Jednym słowem oprócz wiatru powiało na kieleckim dworcu kolejową nowoczesnością.

wnętrze świętokrzyskiego Impulsa

...powiało na kieleckim dworcu kolejową nowoczesnością...
AKAPITDroga do Skarżyska przebiega normalnie. Tuż przed wjazdem do miasta mijamy zalew Rejów. Jego otoczenie zmienia właśnie oblicze. Budowana jest nowa droga i ścieżki rowerowe. Klony nad zalewem nabierają już jesiennych kolorów. Chwilę później przez potrójny i mocno zardzewiały most na rzece Kamiennej wjeżdżamy na stację Skarżysko-Kamienna. Przez okno pozdrawiam tereny znane mi doskonale z dzieciństwa. Odbijemy teraz z głównego odcinka Kolei Iwangorodzko-Dąbrowskiej na jej ostrowieckie odgałęzienie. W Wąchocku do pustawego dotąd pociągu wsiada między innymi około 30-osobowa grupa młodzieży z opiekunami. Nie mają biletów. Z tym że akurat o to trudno mieć do nich pretensję, skoro na stacji nie ma kasy*. Jadą tylko jeden przystanek, do Starachowic, zatem konduktorka musi się mocno sprężać ze sprzedażą biletów. Z trudem zdąża, wystawiając im kilka biletów grupowych. Zauważam, że w ogóle po starachowickim odcinku trasy przemieszcza się sporo pasażerów.

most na rzece Kamienna (06.2015 r.)
AKAPITDo      Ostrowca       przyjeżdżamy z trzyminutowym opóźnieniem. Nie robi mi to różnicy, ponieważ tak czy tak wrócę tym samym składem, a do miasta i tak się nie wybierałem. Rozkładowe 12 minut postoju to zdecydowanie za mało na zwiedzanie. Wysiadam tylko na chwile, by zrobić zdjęcie zrujnowanego budynku dworca i pustej stacji. W latach 70 ubiegłego stulecia miasto było silnym         ośrodkiem         przemysłowym z zatrudniającą w szczytowych momentach ok. 17  tys.  osób  Hutą  Ostrowiec  na  czele.

stacja Ostrowiec Świętokrzyski...

...i budynek dworca
Wówczas stacja kipiała ruchem, przyjmując i odprawiając pociągi towarowe z surowcami i gotowymi wyrobami, a także pasażerskie przywożące ludzi do fabryki z okolicznych miejscowości, a następnie odwożące ich po pracy do domów. W czasach transformacji huta podupadła, a następnie została przejęta przez hiszpańskiego inwestora, który znacznie ograniczył produkcję i zlikwidował część zakładów. Obecnie zatrudnienie znajduje w niej zaledwie ok. 1,5 tys. pracowników. Miało to również znaczny wpływ na ograniczenie ruchu kolejowego w mieście.
AKAPITWsiadam z powrotem do Impulsa. Ruszamy. Pociąg jest niemal pusty. Konduktorka mnie ignoruje i nie sprawdza biletu. Musiała mnie zapamiętać. Za oknem jest bardzo ciepło jak na tę porę roku. W pociągu działa klimatyzacja, ale na szczęście w sposób umiarkowany, nie powodując uczucia przejmującego chłodu, jakiego raz doświadczyliśmy z Basią w letni i naprawdę upalny dzień, podróżując pociągiem do Zakopanego. Mimo panujących na zewnątrz 30 stopni siedzieliśmy wtedy w polarowych bluzach i kurtkach, po prostu marznąc. Ale, jak mawiają bracia Czesi, to se nevrati. Odkąd cały nowy tabor przejęły Koleje Małopolskie, do Zakopanego jeżdżą wyłącznie kible, w których klimatyzacja nie stanowi problemu. Bardziej jej brak.
AKAPITTym razem również pomiędzy Starachowicami i Wąchockiem pociąg się zapełnia. Kolejna duża fala podróżnych wsiada w Skarżysku. Tymczasem właśnie tu na jednym z bocznych torów kończy żywot jakiś EN57 metodycznie cięty na złom. W Skarżysku mamy kilka minut postoju. Nieplanowego, bo czekamy na opóźniony pociąg TLK* Sztygar, jadący z Lublina do Wrocławia. Musimy go przepuścić. Pociąg ten pojedzie dokładnie tą samą trasą, którą i ja mam zamiar jeszcze dziś pokonać. Najpierw do Kielc, potem przez Włoszczowe i Zawiercie do Katowic.
AKAPITZe Skarżyska ruszamy z mniej więcej 10 minutowym opóźnieniem. Niedaleko mnie siedzi młoda mama z maleńkim kilkumiesięcznym dzieckiem w chuście przewieszonej przez piersi. Jedną ręką podtrzymuje dziecku główkę, a w drugiej trzyma smartfona, w którym bez ustanku coś wystukuje. Trzyma go niemal przy samej głowie dziecka. Co prawda  nieznane  są

...kończy żywot jakiś EN57... (dla spostrzegawczych)

ul. Sienkiewicza
wyniki badań na temat wpływu fal elektromagnetycznych wysokich częstotliwości na ludzki organizm, ale jestem przekonany, że koncerny telekomunikacyjne i producenci sprzętu szczególnie pilnują by nieznanymi pozostały.
AKAPITW Kielcach spora część pasażerów wysiada. Ja razem z nimi. Mam około półtorej godziny wolnego. Zgodnie z wcześniejszym planem idę na obiad do Baru Turystycznego. Zamawiam zupę pomidorową oraz mielonego z ziemniakami i surówką z marchewki. Uszom własnym nie wierzę, gdy przychodzi do płacenia. 8,43 zł. Za taką cenę obiad z dwóch dań? Jednak wszystko jest zgodne z cennikiem. Do tego porcja jest naprawdę spora. Najadam się do syta, a nawet powyżej. Ponieważ po obiedzie zostaje mi jeszcze sporo czasu, idę spacerem w górę ul. Sienkiewicza. Dochodzę do mieszczącego się na jej końcu pomnika autora  Trylogii.
Na kamiennym cokole widnieją będące tytułem jednej z jego książek znamienne słowa: “Quo vadis”, a po drugiej jego stronie: “Wszyscyśmy bracia” stanowiące wyjątek z powieści “Ogniem i mieczem”. Jakże szczególnie te cztery słowa pasują za komentarz do wydarzeń w naszym kraju. W naszym kraju i na całym świecie. Zawsze pasowały, ale teraz nabierają wyjątkowej wymowy.
AKAPITPrzechodząc obok Kieleckiego Teatru Tańca, odwiedzam jeszcze Milesa Davisa, który od 2001 roku nieustannie gra tu na trąbce. Co prawda trąbka, jak i zresztą cała postać słynnego trębacza jazzowego, odlana jest z brązu i nie bardzo ją słychać, to jednak tak naprawdę wszystko pozostaje przecież tylko kwestią naszej wyobraźni.

budynek Kieleckiego Teatru Tańca

ul. Sienkiewicza
AKAPITPowoli wracam tą samą drogą na dworzec. Daję się skusić obietnicą wygranej i kupuję los na losowanie lotto. 21 milionów piechotą nie chodzi. Gdyby poranne dobro miało wrócić do mnie tą właśnie drogą, na pewno bym się nie obraził. Idę spacerkiem. Mam jeszcze sporo czasu. Powoli schodzę schodami długiego przejścia podziemnego i idę w kierunku wyjść na perony. Po drodze zastanawiam się, któreż to miejsce w pociągu sobie wybiorę. Powinienem mieć jeszcze sporo czasu, więc pociąg na pewno nie będzie zapełniony. O ile w  ogóle  będą w nim pasażerowie. Mój wzrok pada przelotnie na jedną z tablic informacyjnych, na których wyświetlane są odjazdy pociągów. Regio Łysica do Katowic – 16:29. 16:29? Jaka k... 16:29??? Miała być 16:49, a przynajmniej tak mi się zakonotowało w sparciałym mózgu. Tracąc cenne sekundy, sprawdzam jeszcze rozkład w szklanej tablicy. Zgadza się! 16:29. Włącza mi się awaryjny tryb myślenia: która może być godzina? Jak kupowałem los, było 15 po czwartej. To było kilkanaście minut temu. Szybko wyciągam telefon i sprawdzam. Jest 16:27. Biorąc poprawkę na ewentualną niedokładność, mam w  porywach  minutę.  Ostrym  biegiem  ruszam  przez  pozostały  mi  do  pokonania  odcinek przejścia  podziemnego i wbiegam na schody. Pociąg jeszcze stoi. Wsiadam dosłownie w ostatnim momencie. Ufff... Znów się udało. Kurcze, ja bez tej adrenaliny to chyba nie umiem. Co prawda, nawet gdybym się spóźnił, tragedii by nie było. Miałbym jeszcze czym wrócić do Krakowa, ale planowaną wycieczkę przez Kostkowice diabli by wzięli. Sprawdzam kartkę, na której rozpisane mam godziny  przyjazdów i odjazdów. No tak, oczywiście jest 16:29. Solennie obiecuję sobie (po raz nie wiem już zresztą który) dokładnie sprawdzać godziny odjazdów. Niestety w ten sposób limit szczęścia na dziś został chyba wyczerpany. Dostałem bardzo jasny sygnał, że z mojej ewentualnej wygranej w totka będą nici. Chociaż w sumie za taką kasę mógłbym do Krakowa czy Katowic pójść choćby na piechotę. Bo o ile pieniądze szczęścia podobno nie dają, o tyle zawsze lepiej jest cierpieć niedolę w dostatku. (Ciekawych uspokajam – moje przypuszczenie było słuszne. Nie wygrałem. [przyp. autora])
AKAPITKu mojemu zaskoczeniu w śląskim Impulsie jest sporo pasażerów. Wszystkie lepsze miejsca są zajęte. No cóż, za gapiostwo trzeba płacić. Sporą część stanowi młodzież wracająca ze szkół do okolicznych miejscowości. Po drodze pociąg się wyludnia, a na stacji Włoszczowa jest już niemal zupełnie pusty. Przesiadam się pod okno na wolną czwórkę*. Za stacją Czarnca zjeżdżamy na Centralną Magistralę Kolejową. Tu pociąg od razu nabiera większej prędkości. To jeden z nielicznych odcinków linii kolejowych, na których Impuls może pokazać, na co go stać. Okolicznością dodatkową jest to, że pomiędzy Czarncą a Zawierciem nie ma stacji, na których pociąg musiałby się zatrzymywać. To sprawia, że przez pół godziny pruje niczym samolot. Ja tymczasem pilnie wypatruję Kostkowic. Przy takiej prędkości przeoczyć je nie byłoby trudno.  W  końcu  są.  Spoglądam  na  znajome  miejsca  nad  niewielkim  zalewem. W sumie spędziłem tu w tym roku 9 dni. I nie był to bynajmniej czas zmarnowany. Efekty mojej tu bytności można zobaczyć w galerii fotograficznej i filmowej.

Włoszczowa

Zalew w Kostkowicach co prawda z poziomu szyn, ale uchwycony bardzo wczesnym czerwcowym rankiem

...może być ciekawy zachód...
AKAPITDo Zawiercia docieramy o godzinie 18:00, 4 minuty po czasie. Po drodze konduktorka (a może jest to pani kierownik pociągu?) chodzi wzdłuż składu i pyta  pasażerów o ewentualne przesiadki w Katowicach. Będzie zgłaszała skomunikowanie. Miła to z jej strony inicjatywa. Mnie się nie spieszy. Będę miał około 40 minut. Jednak mając na uwadze dzisiejszą kielecką przygodę, sprawdzam to trzy razy.
AKAPITSłońce jest już nisko. Przebija się przez niezbyt grubą warstwę chmur na zachodzie. O ile chmury się nie rozrosną, może być ciekawy zachód. Ehh... jesieni, możeś ty i piękna, ale co ci przeszkadzały długie dni?
AKAPITW pewnej chwili doznaję deja vu. Widzę znów otulony banerami dworcowy budynek. Na banerach napis, który już znam: “zmieniamy dworzec dla Ciebie”. No tak, jechałem tą trasą niedawno, nawet bardzo niedawno, bo tydzień temu, ale... zaraz, zaraz! O ile pamiętam, tamten budynek miał charakterystyczną wieżę. Ten nie ma jej na pewno. Nie przypominam sobie w tej chwili nazwy stacji, ale to było gdzieś w tych okolicach.
AKAPITZaczynam powątpiewać w swoje zmysły, bo albo wtedy nie zauważyłem tego budynku, który mam dziś przed oczami, albo dziś nie zauważyłem tamtego z wieżą. Możliwości deklarowanej hasłem zmiany polegającej na zlikwidowaniu wieży raczej nie biorę pod uwagę. Trzeba będzie to sprawdzić w domu (Faktycznie dworcowy budynek z wieżą znajduje się kilka stacji wcześniej, w Dąbrowie Górniczej Gołonogu, tymczasem teraz faktycznie byłem w Będzinie, gdzie PKP PLK z równą starannością dba o swój, bo przecież nie budynku, wizerunek [przyp. autora]).
AKAPITDojeżdżamy do Katowic. Tu czeka mnie niesamowity spektakl na wieczornym niebie. Zgodnie z moimi przewidywaniami słońce, które teraz schowało się już za linią horyzontu, podświetla od spodu chmury, które nabierają dzięki niemu barw z całej palety ciepłych kolorów od żółci poprzez wszystkie  odcienie  pomarańczu  aż  po  głęboką  czerwień.

"zmieniamy dworzec dla Ciebie" - jak długo jeszcze?
AKAPITDo barwnej symfonii dołącza gra ich cieni. Wszystko odbywa się w anturażu kolejowych semaforów i wybiegających w kierunku zachodnim torów. Przepiękny pokaz trwa kilkanaście minut i nie jestem jedyny, który go podziwia. Nie jestem też osamotniony w próbach uwiecznienia tego zjawiska. Niestety mój Nikonek, który jest dziś moim jedynym fotograficznym towarzystwem, mimo swych wielu zalet kiepsko radzi sobie z oddaniem wszystkich cieni, świateł i barw. No cóż, mimo to warto było. Warto było dla samych wspomnień tego pięknego zachodu przyjechać tu, do Katowic.
AKAPITW drodze powrotnej czeka mnie w pewnym sensie niespodzianka. I nie powiem wcale, że miła. Bo kibla się co prawda spodziewałem, ale że znów będzie to kibel plastikowy? Drugi dzisiaj? To ja zawsze powtarzam, że wolę niejednego kibla od nowych składów z twardymi i niewygodnymi siedzeniami, a tu taki afront w moim kierunku? A fe! Nieładnie.
AKAPITGdy mój pociąg rusza, jest już zupełnie ciemno. Z programu zewnętrznego nici, rzecz jasna, jeżeli ktoś nie lubi oglądać czarnego ekranu. Ja nie lubię, pozostają mi zatem rozmyślania. O czym? Jak to o czym? O tym co zwykle. Dokąd następnym razem.

* - odnośniki z wyrażeń okraszonych gwiazdką prowadzą do wyjaśniającego ich znaczenie kolejowego leksykonu
jednodnióki - lista wycieczek