|
22
listopada 2016 r.
trasa:
Kraków Mydlniki – Katowice – Gliwice
– Opole Gł. – Brzeg – Nysa –
Gliwice – Dąbrowa Górn. Ząbkowice –
Katowice – Kraków Mydlniki
[514 km / 9 pociągów]
|
|
|
AKAPITCiepły
front, który w ostatniej dekadzie listopada
przyniósł na kilka dni słoneczną pogodę i południowe
temperatury rzędu 17 stopni, znów wygnał mnie z domu. Jadę
dziś na zachód, do Nysy. Jak zazwyczaj, jadąc w tamtym
kierunku, do pierwszego pociągu wsiądę na stacji Kraków
Mydlniki. Przed wyjściem sprawdzam temperaturę. Są cztery stopnie na
plusie. Trochę chłodno. I jak tu się ubrać, skoro potem ma być znacznie
cieplej? |
AKAPITSpacer
szybkim krokiem na stację rozgrzewa mnie. No bocznym torze stoi skład
towarowy, a na jego czele pomalowana w nietypowe kolory lokomotywa. To Ludmiła*
– twór braci zza wschodniej granicy dla braci zza
granicy zachodniej. Rzecz jasna mam na myśli granice sprzed 1989 roku.
Robię jej kilka kiepskich fotek. Kiepskich, bo mam mało czasu, a i
oświetlenie mi w tym nie pomaga. Słońce dopiero wschodzi i jest trochę
ciemnawo.
AKAPITKu
mojemu zaskoczeniu do Katowic pojadę Impulsem*. Nie
powiem, jest to miłe zaskoczenie, choć na razie pojadę na stojąco. Na
stojąco i ściśnięty w tłumie przy drzwiach niczym w tramwaju w latach
80 ub. stulecia. O tej bowiem porze do pracy w zabierzowskim centrum
biznesowym ruszają rzesze pracowników ulokowanych tam
korporacji. Impuls zaś prócz swoich licznych zalet ma też
jedną wadę. Jest dość krótki. Znacznie krótszy od
standardowego na tej trasie kibla*.
Stąd ścisk i tłok. Na szczęście to tylko dwa przystanki. Wytrzymam.
|
Tamara w Mydlnikach
|
|
...do Katowic pojadę Impulsem... |
|
AKAPITZa
przystankiem Kraków Business Park pociąg jak zwykle
pustoszeje. Bez problemu znajduję teraz wolną czwórkę*.
Rozsiadam się i obserwuję przez okno zmiany, jakie zachodzą na
remontowanym właśnie odcinku szlaku. Zauważam między innymi wiercenia
pod, jak podejrzewam, fundamenty słupów
ekranów akustycznych. Nie brak także i maszyn
przeznaczonych do tego typu prac. To uświadamia mi, że po modernizacji
trasa straci niestety podstawowy dla mnie walor, jakim była
dotąd możliwość robienia ciekawych zdjęć taboru.
|
...nie brak także i maszyn... |
|
|
AKAPITGdy
definitywnie opuszczamy gęstą zabudowę, na polach i łąkach zauważam
gdzieniegdzie resztki szronu. Zapewne było tu sporo chłodniej niż w
mieście. Wszystkie drzewa pozbawione są już liści. Pozostały jedynie
niezerwane jabłka oraz czerwieniejące na przytorowych krzewach owoce
dzikiej róży i głogu. To one nadają teraz żywszych barw
krajobrazowi. Wyschnięte trawy przybrały płową barwę, podobnie jak
nieliczne niezebrane jeszcze łany kukurydzy. Wszystko to na tle błękitu
nieba nie wygląda źle, choć takiej prawdziwej złotej polskiej jesieni w
tym roku nie było. Silny wiatr szamoce się w gałęziach drzew. Niebo
jest jeszcze czyste, ale spodziewam się zobaczyć na nim chmury
soczewkowe charakterystyczne dla południowego, ciepłego halniaka,
który to właśnie przywiał do nas ciepłe powietrze.
|
AKAPITKiedy
wreszcie po długiej i powolnej jeździe remontowanym szlakiem dojeżdżamy
do Katowic Szopienic, zauważam stojącego na bocznym torze Eurosprintera*
z długim kontenerowym składem. Będzie jechał w kierunku Katowickiego
dworca, a zatem muszę zachować czujność, bo to mógłby być
nowy nabytek w mojej galerii. Tymczasem w kilka minut
później na katowickim dworcu spotykam EIC* Polonia jadący z
Warszawy do Wiednia. Skład ten prowadzony jest lokomotywą Husarz*, także
stosunkowo rzadko spotykaną na polskich torach. Czasu na łapanie
dobrego kadru mam niewiele, bo pociąg po krótkim postoju od
razu rusza w dalszą drogę. Chwilę później zauważam
zbliżający się skład towarowy ciągnięty przez Eurosprintera. Choć to
maszyna z tej samej rodziny, co widziany przed chwilą Husarz, obydwie
lokomotywy z zewnątrz nie są do siebie zupełnie podobne. Mam dziś
wyraźnego farta. Najpierw nieczęsto spotykana Ludmiła, potem Impuls,
którym w komfortowych warunkach dojechałem do Katowic, a tam
Husarz i Eurosprinter. Dalej nie jest wcale gorzej, albowiem do Gliwic
pojadę Elfem*
Kolei Śląskich. Odjeżdżamy z kilkuminutowym opóźnieniem, a z
widoku zdyszanych pasażerów wsiadających w ostatniej chwili
wnioskuję, że czekaliśmy na jakiegoś spóźnialskiego. |
EIC Polonia na katowickim dworcu
|
|
Eurosprinter i katowicka wieża ciśnień |
|
...do Gliwic pojadę Elfem...
|
|
AKAPITPo mniej
więcej pół godzinie wysiadam na Gliwickim dworcu. Tu czeka
mnie przesiadka na żółto-niebieskiego, znanego mi już z
wcześniejszych podróży turbokibla*
Przewozów Regionalnych woj. opolskiego. Znów
spóźniamy się z odjazdem. Po nerwowej bieganinie najpierw
kierowniczki pociągu, a następnie maszynisty, domyślam się, że coś nie
bangla. Na szczęście nie jest to żadna master caution i w
końcu z czterominutowym opóźnieniem ruszamy. Przez całą
drogę kontroluję czas, bo w Opolu będę miał tylko 7 minut na
przesiadkę. Dłuższe opóźnienie byłoby mi zatem wybitnie nie
na rękę.
AKAPITTymczasem
pogoda zdecydowanie się stabilizuje. Na niebie na dobre
zagościł błękit, a i temperatura jest sympatyczna. Mimo
południowej godziny słońce wisi nisko nad horyzontem. Gdyby nie to,
można by było powiedzieć, że jest dopiero początek września. |
Tturbokibel do Opola
|
|
AKAPITDo Opola
utrzymujemy niewielkie opóźnienie, ale tu okazuje się, że
mój kolejny pociąg jadący z Raciborza do Wrocławia także nie
jest specjalnie punktualny. Nawiasem mówiąc, w Opolu stoi
właśnie pociąg do Nysy. Jedzie on jednak inną trasą, a ja mam zamiar do
Nysy dostać się przez Brzeg. W końcu na stację wjeżdża pociąg z
Raciborza. Nie pierwszej czystości kibel. Jest w nim sporo ludzi, sporo
także na niego czeka. Na szczęście skład zatrzymuje się w takim
miejscu, że jestem tuż przy drzwiach. Udaje mi się zająć miejsce przy
oknie na dermowej kanapie. Gdy mijamy Opole Zachodnie, pociąg rozpędza
się do swoich maksymalnych osiągów. Przynajmniej takie
odnoszę wrażenie. Zasuwamy naprawdę zdrowo, kolebiąc się na
nierównościach szyn. Może maszynista stara się nadrobić
opóźnienie? |
AKAPITNa
mijanym polu ozimego rzepaku zauważam wylegujące się na słonku stadko
saren. Przyglądają się bez strachu mijającemu je składowi. Zapewne są
tu stałymi bywalczyniami i widok łomoczącej stonogi nie robi już na
nich wielkiego wrażenia. Ruch na tej trasie jest duży, mogły się
przyzwyczaić. Wzdłuż biegnącej w oddali drogi rośnie szpaler
topól. O tej porze roku wśród ich gałęzi zielenią
się jedynie ogromne kule jemioły.
AKAPITNieco
ponad pół godziny później wysiadam w Brzegu. Do
następnego pociągu zostało mi także około pół godziny.
Poświęcam je na sfotografowanie
odnowionego dworcowego budynku
i spacer po peronach w poszukiwaniu
ciekawych celów dla mojego aparatu. Nie bez
sukcesów. Na stację wtacza się bowiem dziewiątka* ze składem
IC*
Odra jadącym z Wrocławia do Warszawy. I jest to kolejna dziewiątka z
czerwoną rocznicową kokardą. To już trzecia w tym malowaniu w mojej
kolekcji. Nie poluję tu sam. W oddali na końcu peronu widzę innego
railfana. Staram się nie wchodzić mu w kadr, bo sam doskonale wiem,
jakie to irytujące.
AKAPITDalej
pojadę szynobusem* SA103 opolskich Przewozów
Regionalnych. Mając w pamięci letnią podróż z
Olsztyna do Braniewa, zajmuję miejsce z dala od silnika, na
samym przodzie wagonu. Jest odrobinę ciszej. |
...ogromne kule jemioły... |
|
Budynek dworca kolejowego w Brzegu |
|
...dziewiątka ze składem IC Odra... |
|
SA103 z Brzegu do Nysy
|
|
AKAPITRuszamy
zgodnie z rozkładem. W pociągu jest może z 10 osób.
Większość musi jeździć tędy regularnie, bo wyraźnie znają konduktora.
Jedziemy jednotorowym niezelektryfikowanym szlakiem wśród
płaskich i szerokich pól. Konstatuję, że byłoby to bardzo
dobre miejsce na plenery fotograficzne i filmowe. Przestrzeń pozbawiona
słupów trakcyjnych czy innych mniej lub bardziej naturalnych
przesłon jest dość rzadko spotykana na polskiej kolei. Jedyną, ale za
to istotną przeszkodą mógłby jednak być nikły ruch na tej
linii.
AKAPITWleczemy
się. To najwłaściwsze z określeń, jakie przychodzą mi do głowy.
Zastanawiam się nad przyczyną. Przecież ten szlak był dopiero co
remontowany. Nie wiem rzecz jasna czy na całej długości i w jakim
zakresie, ale tak czy tak prędkość mamy mizerną. A może wyjaśnienie
leży w mijanych licznie przejazdach
kolejowo-drogowych, przed
którymi maszynista gęsto
używa ostrzegawczego sygnału i
zwalnia prawie do zera. Bo przejazdy oczywiście pozbawione są
zapór, a na mijanych polach trwają właśnie prace.
Zastanawiam się nawet, o co chodzi, bo wyraźnie widzę ciągniki z
długimi skrzydłami opryskiwaczy zraszające obficie zagony.
Niespecjalnie znam się na uprawach, ale zawsze wydawało mi się, że o
tej porze roku szkodniki śpią już dawno zagrzebane głęboko pod ziemią i
żadne opryski im niestraszne.
AKAPITSiedzenia
w szynobusie są niby wygodniejsze niż w jego olsztyńskim odpowiedniku,
ale są za to rozstawione gęściej. Pasażerowie mają przez to mało
miejsca na nogi. Nawet w czwórce jest ciasno. Gdy zdejmuję
buty i kładę stopy na przeciwległym siedzeniu, nie
mogę w pełni
wyprostować nóg.
AKAPITTen
odcinek podróży trwa około godziny. Chyba wewnętrznie
nastawiałem się na więcej, bo wjazd do Nysy właściwie mnie zaskakuje.
Tak to już jest. Gdy za oknem piękna pogoda i nowe krajobrazy,
podróż mija bardzo szybko. Wypatruję parowozów,
które spodziewam się tu zastać. Choć tak po prawdzie, to
mają być zaledwie wraki. Wyszperałem gdzieś w sieci ich zdjęcia i teraz
próbuję dopasować zapamiętany obraz do zastanej
rzeczywistości. Miejsce udaje mi się dość szybko namierzyć, ale widzę
już tylko jeden parowóz. Stoi na ostatnim torze po
przeciwnej stronie stacji niż dworcowy budynek. Można śmiało
powiedzieć, że to stojąca w krzakach ruina. Pozbawiony tendra, z
otwartymi drzwiami dymnicy, ze zrujnowaną budką mechanika robi raczej
smutne wrażenie. Jednak nawet w takiej formie może stanowić dobry
obiekt do fotografowania. Tymczasem jednak muszę
obejść się smakiem, bo
przyjazd pociągu na stację w
Nysie jest zapewne niemałym wydarzeniem.
Niemałym do tego stopnia, że wyciąga z kanciap SOK-istów,
którzy w odblaskowych kamizelach przechadzają się właśnie po
peronie. No cóż, mając na względzie wcześniejsze
doświadczenia, nie będę teraz biegał w poprzek wszystkich stacyjnych
torów. Trochę czasu mam, wezmę ich na przetrzymanie.
Tymczasem wychodzę przed budynek nyskiego dworca kolejowego. Jest
paskudny jak rzadko. Nawet cyfrowej klatki w aparacie mi szkoda. Robię
też krótki rekonesans, ale nie chce mi wyjść inaczej niż
tak, że do parowozu dostanę się jedynie poprzez stacyjne tory. Do
dzieła zatem! Wracam na stację. Rozglądam się uważnie dookoła, ale
widze jedynie odblaskowe kamizelki robotników remontujących
jeden z peronów. SOK-iści musieli się znów zaszyć
w swojej kanciapie. Trzeba zatem wykorzystać nadarzającą się okazję.
Nie oglądając się dłużej, zdecydowanym krokiem przekraczam kilka nitek
torów i przechodzę na drugą stronę stacji. Podchodzę do
parowozu. Z bliska wygląda jeszcze żałośniej niż z okna pociągu.
Zauważam teraz, że niby macki oplatają go pędy dzikiego wina. Wydają
się syczeć niczym jadowite węże.
AKAPIT–
“Jessssteś nassssz, już
nigdy się sssstąd nie ruszyssssz, wyciągniemy z ciebie wszysssstkie
ssssiły i ssssoki. Zosssstaniesz tu na zawssssze aż sssstoczy cię rdza,
a nasze pędy całkiem cię zassssłonią”.
|
AKAPITA
on pozbawiony ognia na palenisku i pary w kotle nie może im nic
odpowiedzieć. Może tylko stać tu, wyglądając, jakby pijany mechanik
wjechał w rosnące przed jego czołem drzewo. O życiorysie parowozu
świadczy jedynie namalowany niedbale i zapewne bardzo dawno temu,
niegdyś białą, teraz rdzawą farbą napis na budce mechanika –
Ty2-140. Kto wie, może woził w czasie wojny amunicję na wschodni front?
A może prowadził pociągi sanitarne? Tak czy owak, jako produkt wojenny
z 1943 roku nie miał specjalnego wpływu na zakres swoich
obowiązków. Po wojnie natomiast pracował przez kolejnych 45
lat w Polskich Kolejach Państwowych, by na długiej emeryturze wylądować
tutaj w Nysie, gdzie zapewne
będzie stał, aż kiedyś ktoś za biurkiem sobie o nim przypomni i
postanowi pociąć na
złom. |
|
|
AKAPITRobię
kilka zdjęć. Od razu przewiduję, że najlepiej będą się będą prezentować
w sepii. "Seledynowych ludzików Od pilnowania Kolei" w
dalszym ciągu nie widać, natomiast przez stację przetacza się długi
skład towarowy po czym nieruchomieje przed semaforem, odcinając mi
drogę powrotu. Na szczęście po chwili cofa, więc nie muszę kombinować
trasy zastępczej, co mogłoby wcale nie być łatwe.
|
AKAPITWracam na
perony. Strzelam jeszcze fotkę
stojącemu na
jednym z bocznych torów Gagarinowi* po
czym udaję się do swojego kolejnego pociągu, którym pojadę
do Gliwic. Okazuje się, że będzie to ten sam szynobus, którym
przyjechałem tu z Brzegu. Zajmuję
zatem z góry upatrzoną pozycję na miejscu z przodu
wagonu. Tuż przed naszym odjazdem na stację wtacza się inny szynobus,
który najprawdopodobniej przyjechał tu
właśnie z Gliwic.
|
Gagarin w Nysie
|
|
SA103 w Nysie
|
|
AKAPITNiedługo
po tym, jak ruszamy, na horyzoncie po południowej stronie pokazują się
góry. No, może nie są to góry wybitne, ale jednak
góry. Najwyższa z nich to Biskupská kupa inaczej
Biskupia Kopa leżąca na granicy polsko-czeskiej. Ma aż
lub tylko 878 m n.p.m. i jest najwyższym
z leżących po polskiej stronie szczytem Gór Opawskich. Na
południe od nich, nad Czechami widać wyraźny wał chmur. Zapowiadają
nadejście frontu i diametralną zmianę pogody. Granica kluczy tu bardzo.
Do tego stopnia, że w okolicy miejscowości Racławice Śląskie na
krótkim odcinku zbliża się do szlaku kolejowego na mniej niż
100 m. |
...na horyzoncie po południowej stronie pokazują się góry...
|
|
AKAPITSłońce
stacza się coraz niżej. Zaczyna się gra pomiędzy jego promieniami z
jednej a stawiającymi im opór okolicznościami przyrody z
drugiej strony. Efektem są coraz bardziej wydłużające się cienie tychże
okoliczności i coraz bardziej pomarańczowo-różowa tonacja
barw otaczającej rzeczywistości. Niestety to pewnie jeden z ostatnich o
ile w ogóle nie ostatni tak ładny i ciepły dzień tej
ogólnie zimnej i mokrej jesieni.
AKAPITNa
odcinku z Nysy mój pociąg rozwija całkiem przyzwoite
prędkości. Zatem to prawdopodobnie ten właśnie fragment szlaku został
wyremontowany. W obrębie stacji w Prudniku odnawiane są semafory
kształtowe. W dobie wymiany wszystkich urządzeń na nowe to ciekawa i
pożyteczna odmiana. Nie, żebym był przeciwnikiem nowoczesności, ale
nieco ducha starej kolei można tu i ówdzie zostawić. I nie
mam tu na myśli dziesiątek mniej lub bardziej zdezelowanych towarowych
wagonów, którymi zastawione są prudnickie boczne
stacyjne tory. Nieopodal stoi ogromny elewator. Pomalowany na wściekle
żółty kolor w promieniach zachodzącego słońca nabiera
właściwości niemalże odblaskowych. Jednakże to nie potrwa
już długo. Słońce jest coraz niżej i niżej. Gdy mój pociąg
zbliża się do Głogówka, cienie |
...właściwości niemalże odblaskowych...
|
|
dobiegają linii
horyzontu i gasną, a
wszystko z wolna zaczyna się pogrążać w nadchodzącym zmierzchu. Gdy
zatrzymujemy się w Kędzierzynie-Koźlu jest już niemal ciemno. Pociąg ma
tu 20 minut postoju. Wykorzystują to nałogowcy spacerujący po peronach
i mniej lub bardziej ukradkiem palący papierosy.
Stacja jest pusta, jeżeli nie
liczyć kilku palaczy i przechadzającego się
ostatniego
spóźnionego gołębia, który zresztą po chwili
z łopotem skrzydeł wzbija się w górę i kryje w metalowej
konstrukcji peronowej
wiaty.
AKAPITProgram
wizyjny na dziś się zakończył. Po
drodze widać już tylko migające w
przelocie światła nielicznych latarni i rozświetlone okna domostw.
Tymczasem przede mną jeszcze kawał drogi. W Gliwicach przesiadam się na
pociąg Kolei Śląskich jadący do Częstochowy. Oczywiście nie
pojadę nim tak aż daleko.
Mógłbym oczywiście wysiąść w Katowicach i czekać tam
na pociąg Regio do Krakowa, ale czekanie to nuda. Jadę więc kilka
stacji dalej do Dąbrowy Górniczej,
by wrócić do Katowic pierwszym
pociągiem
|
jadącym w odwrotnym kierunku. Oczywiście pewne
ryzyko istnieje, bo gdyby nastąpiło jakieś większe opóźnienie,
mógłbym w tej Dąbrowie utknąć na amen. Jednak jak to
mówią, no risk, no fun.
Po sprawdzeniu przez internet wszystkie interesujące mnie pociągi
wydają się jednak jechać planowo, czyli wiele adrenalinki dziś nie
będzie. Po przesiadce w Dąbrowie Górniczej wracam do Katowic, a
tu po niedługim oczekiwaniu przesiadam się na pociąg do Krakowa.
Zmodernizowany kibel w wersji SPOT*. Żadna mi tam atrakcja. To wolałbym już zwykłego kibla z kanapami zamiast tych twardych siedzeń.
AKAPITZa
oknami egipskie ciemności, robię więc notatki z podróży i
dochodzę do wniosku, że była to bardzo fajna wycieczka. Oczywiście co
najmniej w połowie jest to zasługa pięknej pogody, ale i samej trasie
nie można odmówić atrakcyjności. Pod względem napotkanego po
drodze taboru i zrobionych zdjęć wyprawę też można zaliczyć do udanych.
Trzeba będzie w tamte rejony wybrać się w cieplejszym okresie.
Cieplejszym i oferującym dłuższe dni. |
* - odnośniki z
wyrażeń okraszonych gwiazdką prowadzą do wyjaśniającego ich znaczenie kolejowego leksykonu |
|