wstęp jednodnióki - lista wycieczek strona główna


14 lutego 2017 r.
trasa:
Kraków Młynówka – Kraków Płaszów – Pyzówka – Kraków Bonarka
[238 km / 3 pociągi]

mapa

AKAPITJest kilka takich miejsc na kolejowo-fotograficznej mapie Polski, do których mam sentyment i gdzie chętnie wracam. Okolica Kępia z pięknym, zwłaszcza jesienią, wąwozem, w którym kryje się szeroki tor LHS-u* czy zalew w Kostkowicach leżący tuż przy Centralnej Magistrali Kolejowej*. Jednak chyba najchętniej, a kto wie, czy i nie najczęściej jeżdżę na Przełęcz Sienawską. Biegnie tamtędy jednotorowa zelektryfikowana linia kolejowa nr 99 prowadząca z Chabówki do Zakopanego. Ruch na niej jest raczej umiarkowany, ale za to przewidywalny. Linią jeżdżą bowiem głównie pociągi pasażerskie od osobowych po ekspresy. Zdarzają się i towarowe, choć to raczej rzadkość. Dość duża różnica wysokości sprawia, że tor biegnie tam ostrymi łukami, na których pociągi układają się w bardzo malowniczy sposób. Jeżeli dodamy do tego zalesione wzgórza, a przy dobrej pogodzie widoczne w oddali Tatry, to czego chcieć więcej?
AKAPITPrognozy pogody dla interesującego mnie miejsca wyglądały optymistycznie i zachęcająco. Pociągi kursują teraz według feryjnego rozkładu jazdy, a zatem mimo powszedniego dnia nie będę skazany wyłącznie na fotografowanie kibli* należących do POLREGIO*. A że akurat w Walentynki? Każdy dzień jest dobry, żeby wybrać się w plener. Zresztą to już chyba końcówka zimy, a ja od dawna obiecywałem sobie zdjęcia na przełęczy w zimowej scenerii. Jeżeli nie teraz to... za rok? A może, mając na uwadze dwie poprzednie bezśnieżne zimy wręcz kilka lat? Nieee... Zważywszy różne okoliczności, to dla mnie wieczność. Zatem klamka zapadła.

*  *  *

AKAPITNie muszę wstawać bardzo wcześnie, ale i tak gotowe kanapki na drogę czekają na mnie w lodówce od wczorajszego wieczora. Pozostaje zjeść śniadanie i napełnić termos. Po raz ostatni sprawdzam prognozę pogody. Jest bardzo dobrze! Słonecznie i prawie bezwietrznie, w południe temperatura może nawet o kilka kresek przekroczyć 0 stopni. To po raz kolejny utwierdza mnie w słuszności decyzji. Zima najwyraźniej pakuje walizy i wybiera się na północ. No to postaram się jej na koniec przydepnąć ogon. Niestety brak wiatru skutkuje niezbyt czystym powietrzem. Mówiąc wprost, mamy smog. Nie jest dramatycznie jak jeszcze tydzień temu, ale smród czuć mocno. Przed wyjściem z domu ubieram antysmogową maseczkę. W końcu po to ją mam, no nie? W ogóle wyekwipowany jestem jak na arktyczną wyprawę. Termiczny podkoszulek z długimi rękawami, dwie bluzy polarowe i na to zimowa kurtka. Na dole robiące za kalesony zimowe rowerowe leginsy i polarowe spodnie, w których zawsze chodzę w góry. Do tego stuptuty, bo śniegu może być jeszcze sporo, a ja mam niskie buty. Wolałbym nie wybierać z nich śniegu, choć i tak nie jestem pewny, jak będą współpracowały ze stuptutami. Całości dopełnia sprzęt fotograficzny, prowiant, masa niezbędnych drobiazgów i... plecak nabiera całkiem słusznej wagi.
Autobusem podjeżdżam na przystanek kolejowy Kraków Młynówka. Kupuje bilet w automacie, a gdy wyjmuję go z szufladki, na peron wtacza się pociąg z krakowskiego lotniska do Wieliczki. Trochę na styk, ale autobus spóźnił się prawie 8 minut. Przede mną teraz 20 minut jazdy do stacji Kraków Płaszów, skąd odjeżdża Regio Kasprowy do Zakopanego. Niestety ze względu na budowę łącznicy omijającej Płaszów wszystkie pociągi osobowe jadące na południe, zamiast z Krakowa Głównego odjeżdżają właśnie z Płaszowa. A że kolejka aglomeracyjna z tego samego powodu lubi się spóźnić... Do tego na przesiadkę mam według rozkładu tylko 4 minuty. Niby sporo, ale biorąc pod uwagę, że peron 1, z którego odjeżdża mój pociąg, jest sporo oddalony od pozostałych, to sytuacja już tak różowa nie jest. Pociąg SKA oczywiście się spóźnia. Niby niewiele, bo dwie minuty, ale to połowa mojego czasu na przesiadkę. Zbiegam po schodach przejścia podziemnego, podbiegam na drugim jego końcu i zasuwam do pociągu. To raptem jakieś 200 metrów, ale czuję wyraźnie, jak brak kondycji ciągnie mnie do tyłu. Z lekką zadyszką wpadam do gotowego już niemal do odjazdu przedłużonego kibla, czyli EN71 – czterowagonowej wersji EN57. Z racji posiadania dwóch wagonów silnikowych wersja ta jest przeznaczona między innymi do poruszania się po liniach górskich. Chwilę potem słyszę bardzo charakterystyczny dla tych składów dźwięk ostrzegawczego buczka i drzwi pociągu z sykiem ulatującego z zaworów powietrza zasuwają się. Ruszamy. Od razu zauważam, że w składzie jest porządnie napalone. Rozbieram się do podkoszulka i rowerowych leginsów robiących dziś za kalesony. Dalej jest mi gorąco. Grzejniki znajdują się pod kanapami, a te zdążyły się już nieźle nagrzać. Grzeją więc i siedzenia i nawet oparcia.
AKAPITZatrzymujemy się na przystanku Kraków Sanktuarium. Po pięknych nowych peronach hula wiatr. Pięć par ruchomych schodów oraz sześć wind prowadzących na dwie zawieszone wysoko ponad torami nowe kładki stoi bezczynnie. Nie, nie bezczynnie. Trzy pary schodów pracują cały czas na zwolnionym biegu, oczekując na chętnych do skorzystania z nich. Chętnych, których nie ma. Perony są długie i bardzo szerokie. Nie powstydziłby się ich nawet krakowski Dworzec Główny. Tymczasem na drugim co do wielkości krakowskim dworcu w Płaszowie na pamiętających czasy komuny peronach nie ma nawet tablic systemu informacji pasażerskiej. To mógłby być pomnik. Pomnik marnotrawstwa, głupoty i wazeliniarstwa kolejowych władz oraz kościelnej pychy i megalomanii. Nigdy nie zrozumiem, jak można było wybudować takiego molocha w miejscu oddalonym o kilkaset metrów od istniejącego od zawsze przystanku Kraków Łagiewniki. Nigdy nie zrozumiem, jak można było wybudować takiego molocha w sporym oddaleniu nie tylko od przystanków publicznej komunikacji, ale nawet pieszych ciągów. Efekt – kolejowy przystanek nie jest skomunikowany z żadnym miejscem... prócz sanktuarium. Nigdy nie zrozumiem, jak można było wybudować takiego molocha na linii z tak rzadkim taktem pociągów. Co prawda w bliżej nieokreślonej przyszłości mają tędy kursować  pociągi  aglomeracyjne,  jednak  kiedy  to  nastąpi,  tak  naprawdę  nie  wiadomo.  Tymczasem przystanki w Bronowicach, na Prądniku Białym i Czerwonym oraz Grzegórzkach potrzebne, a wręcz niezbędne "na wczoraj" w ramach już działających linii aglomeracyjnych, są w fazie prenatalnej. Gdy ruszamy, słyszę charakterystyczny metaliczny dźwięk otwierającego  mi  się w kieszeni noża.

Są szerokie i długie perony,

dwie wysokie kładki,

windy i ruchome schody,

brak tylko pociągów i pasażerów.
Sanktuarium czerwienieje. Ze wstydu?
(panorama)
AKAPITKilkadziesiąt minut później mijamy przyszły zbiornik Świnna Poręba. To jedna z najdłużej realizowanych inwestycji w Polsce. Jej projekt opracowano już w latach 50 ub. stulecia, a faktyczna realizacja trwa od ponad 30 lat. Wedle ostatnich planów zostanie zalany w tym roku. Jednak jak będzie faktycznie, to się dopiero okaże. Na dnie zbiornika stoi samotny dom. Wydaje mi się, że nie powinien już być zamieszkany, a jednak mam wrażenie, że przez moment ktoś miga mi w otwartym oknie.
AKAPITDo Chabówki pociąg jest prawie pusty. Dopiero w Rabce dosiada się spora grupa pasażerów. W niektórych województwach trwają jeszcze ferie. Wsiada kilka rodzin z dziećmi. Jadą do Zakopanego. Po co? Pewnie pooddychać smogiem. Choć podobno rabczański w tym roku jest również doskonały.
AKAPITMija kolejne pół godziny. Pociąg po wdrapaniu się na sam szczyt przełęczy przystaje na maleńkim przystanku Pyzówka. Wysiadam. Od razu rezygnuję z ciepłej kurtki i troczę ją do plecaka. Słonko pięknie przygrzewa, śniegu jest jeszcze sporo i co najważniejsze – całkiem nieźle widać Tatry. Plan mam luźny, regulowany rozkładem jazdy. Rozkładem niezbyt gęstym. Ledwie trzy pary pociągów w czasie siedmiu godzin.

...na maleńkim przystanku Pyzówka...
AKAPITObchodzę znajome miejsca i wyszukuję optymalnych pozycji do robienia zdjęć. Dziś nie ograniczają mnie ani uprawy, ani nieskoszone łąki. Mogę wybierać wedle uznania spośród pokrytych warstwą bielutkiego śniegu pól. Tatry najpierw delikatnie zasłaniają się inwersyjną mgiełką, ale około południa, gdy wychodzę na najwyższy w okolicy punkt, ukazują się w całej majestatycznej krasie. Unoszące się nad nimi wysokie soczewkowe chmury wróżą jednak nadejście wiatru.

TLK Malinowski z Warszawy...

...do Zakopanego

...wysokie soczewkowe chmury...

Panorama Tatr ze wzgórza nad przełęczą. W dole wije się linia kolejowa. (zdjęcie w dużej rozdzielczości)

...unoszący się nad górami balon...
AKAPITTymczasem jest jednak cicho, ciepło i spokojnie. Po prostu przepięknie. Mógłbym tu zostać na dużo dłużej, jednak wiem, że to południowe ciepełko jest złudne. Po zachodzie zrobi się po prostu zimno. Przez lornetkę obserwuję znajome tatrzańskie widoki. Nagle zauważam ciemniejszy punkcik. To unoszący się nad górami balon na ogrzane powietrze. Ci to dopiero muszą mieć widoki. Aż zazdrość bierze.
AKAPITGdy schodzę ponownie na dół, faktycznie zrywa się wiatr. Nie jest bardzo silny, ale wystarcza, by zburzyć delikatną równowagę panującą w Kotlinie Nowotarskiej.  Chwilę  później  zalegające  ją

mgły unoszą się wyżej i zasłaniają piękny widok gór. Dobrze wybrałem moment na ich fotografowanie. Teraz już nie byłoby to możliwe.
AKAPITPod wpływem słonecznych promieni śnieg wierzchem topnieje. Buty powoli nasiąkają, choć i tak, jak na najtańszą decathlonową odmianę trzymają się nad wyraz dzielnie. Za to bez stuptutów dziś nie dałbym rady, bo śniegu jest naprawdę sporo, mimo że miejscami wyziera spod niego trawa. Czas upływa mi na włóczeniu się po najbliższej okolicy i fotografowaniu.

EIC Tatry z Warszawy do Zakopanego

Regio Kasprowy wraca do Krakowa

EIC Tatry z Zakopanego do Warszawy
AKAPITNiepostrzeżenie nadchodzi zachód. Barwi niebo na wszystkie odcienie pomarańczu, a później różu. W końcu tylko nieliczne obłoczki i pozostawone przez samoloty smugi kondensacyjne odcinają się złoto od ciemniejącego szybko nieba. To znak, że powoli trzeba się szykować do powrotu. Tatr już nie widać. Schowały się za wałem chmur, który przypłynął od południowego zachodu. Nie mam jednak o to żalu. Dziś i tak pozowały bardzo długo.
AKAPITZ zadumy nad kończącym się dniem wyrywa mnie dźwięk telefonu. To sms od Majki. Właśnie zdała najtrudniejszy w tej sesji egzamin. I to zdała go na piątkę. Jestem z niej bardzo dumny!
AKAPITTemperatura wyraźnie spadła. Miejsca będące do niedawna kałużami zaczynają z obawy przed nadchodzącym mrozem kryć się pod delikatną warstewką lodu. Śnieg dotąd raczej ciapiący pod butami przestaje się tak łatwo poddawać. Muszę teraz bardzo uważać, bo na takim samym zdradziecko niewidocznym lodzie pojechałem trzy lata temu w Dolinie Chochołowskiej. Wówczas skończyło się to dla mnie bardzo dramatycznie.
AKAPITPowoli i ostrożnie doczłapuję do stacyjki. Ubieram kurtkę, bo nawet chwilowy brak ruchu powoduje szybkie wychładzanie się. Trudno uwierzyć, że w południe było tak przyjemnie i ciepło. Kilkanaście minut później zajeżdża z łoskotem kolejny kibel. Zarośnmięty rdzawym brudem skład jest niemal pusty. Licząc średnio, wypada po 2-3 pasażerów na wagon. Mimo starań nie znajduję konduktora. Pewnie siedzi w kabinie razem z maszynistą. To już nie mój problem. Jak będzie chciał, sam mnie znajdzie.
W tym pociągu nie jest tak ciepło jak w porannym, ale i tak zdejmuję buty i suszę je przy grzejnikach. Niestety za oknem już nic nie widać. Ciemności spowiły świat. I tak będzie do samego Krakowa, który znów powita mnie smrodem dymu z kominów.
Nieco więcej kolejowych zdjęć z tego wyjazdu znajdziesz w Lokomotywowni
* - odnośniki z wyrażeń okraszonych gwiazdką prowadzą do wyjaśniającego ich znaczenie kolejowego leksykonu
jednodnióki - lista wycieczek