wstęp Beskid Wyspowy - lista wycieczek Strona główna
25 luty 2014 r.
Wierzbanowska Góra
AKAPITDzisiejsza wycieczka kwalifikuje się co najwyżej na miano dłuższego spaceru z psem. I co tu kryć, trochę mi wstyd, ale to będzie właściwie rozpoczęcie tegorocznego sezonu turystycznego. Inspiracją była dyskusja na forum górskim, w której pojawił się temat szałasu na Wierzbanowskiej Górze (778 m n.p.m.). A że akurat pogoda trafiła się zdecydowanie bardziej wiosenna niż zimowa, postanawiam zrobić wizję lokalną na miejscu. Pogoda w ogóle jakby zapomniała w tym roku o właściwej kolei rzeczy, a pór roku w szczególności. Zima nie zaszczyciła nas śniegiem, a i mrozu było jak na lekarstwo. Nie żebym tęsknił za tymi atrybutami Lodowej Pani, ale bardzo bym nie chciał, by przypomniała sobie o swoich obowiązkach w połowie marca i za wszelką cenę próbowała wówczas nadrobić stracony czas. Pewnie też i ta niezdecydowana zima miała wpływ na mocno opóźniony rozruch sezonu wędrówkowego. Wszechobecne błoto na szlakach nie zachęcało zbytnio do wybierania się gdziekolwiek poza utwardzone ścieżki.
AKAPITNa Przełęcz Jaworzyce dojeżdżamy niedługo przed południem. Otwarcie drzwi samochodu uświadamia mi, że mimo słonka wcale gorąco nie jest. Zwłaszcza że wieje niby lekki, ale jednak północny wiaterek. On to sprawia, że szybko porzucam myśl o chwilowym nieubieraniu czapki. Mało tego, na wszelki wypadek wkładam do kieszeni i rękawiczki. Portos nie wygląda na przejętego chłodem. Grube czarne futro grzeje go wystarczająco, by już po chwili dreptał z językiem wywieszonym daleko poza granicę zębów. Idziemy wąską asfaltową dróżką przez las. Coś mi się wydaje, że to letniskowy rejon. Mijamy kilka niewielkich domków, które nie wyglądają na całoroczne. Fajnie tu, choć z drugiej strony w lesie to mają trochę ciemnawo, a i wilgotno zapewne też.
AKAPITIdziemy czerwonym szlakiem. To fragment Małego Szlaku Beskidzkiego prowadzącego tu z Bielska Białej grzbietami Beskidu Małego i Makowskiego. Końcowy fragment wiodący przez Beskid Wyspowy na Luboń Wielki według mapy właśnie się rozpoczyna, natomiast według podziału Jerzego Kondrackiego rozpoczął się Uklejną nad Myślenicami i dalej pasmem Łysiny i Lubomira leżącymi po drugiej stronie Przełęczy Jaworzyce. Szlak w pewnym momencie drogę opuszcza wspinając się łagodnie na nabierający nieco stromości grzbiet Wierzbanowskiej. Droga natomiast zdecydowanie choć na krótko skręca na południe i zadowala się trawersem. Wybieramy drogę. Tymczasowo, bo Wierzbanowską mamy zamiar zająć „od zadka”. Po 500 m spaceru lasem wychodzimy na odkrytą przestrzeń. Niestety mimo pięknej słonecznej pogody widoczność nie zachwyca. Nie wydostaliśmy się ponad zalegającą w dolinach warstwę inwersyjnych mgieł, a one rozpraszane dodatkowo słonecznymi promieniami skutecznie zasłaniają wszystko, co tylko mogą zasłonić. Przed nami co najwyżej majaczy cień Lubogoszczy, zaś gdy spojrzeć w lewo można dostrzec wyraźny zarys Śnieżnicy i Ćwilina.

Śnieżnica z trasą narciarską, za nią Ciwilin
AKAPITPrzyjdzie nam teraz przejść przez kilka niewielkich przysiółków. Wiąże się to z pewnym ryzykiem, bo ich mieszkańcy, zwłaszcza ci czworonożni są tu siebie. My nie. Portos zostaje więc uwiązany na smyczy. Droga tymczasem skręca znów na wschód i biegnie równolegle do grzbietu Wierzbanowskiej Góry. Przy okazji niepostrzeżenie zapomina o asfalcie i zmienia się w momentami błotnistą żwirówkę. Na szczęście wszystkie większe lokalne czworonogi są na uwięzi, natomiast te mniejsze czują respekt wobec portusiowych rozmiarów i nie szukają zaczepki. W końcu dochodzimy do miejsca, w którym nasza droga spotyka się z czerwonym szlakiem schodzącym tu z Wierzbanowskiej. Idąc dalej czerwonym szlakiem po około 1,5 km doszlibyśmy do Przełęczy Wielkie Drogi. My jednak robimy zwrot przez lewe ramię i zaczynamy powolną wspinaczkę w przeciwnym kierunku. Tymczasem za plecami zastawiamy coraz lepiej widoczną Śnieżnicę. Widać stąd nawet z lekka jeszcze  przykrytą  śniegiem białą  wstążkę  nartostrady.  Dolina  po  północnej  stronie  Śnieżnicy  jest  całkowicie

Dolina we mgle
przykryta mgłą. Ponad jej pofalowaną powierzchnię ledwie co wystają prawie niewidoczne czubki Pieninek Skrzydlańskich. Trzeba się naprawdę dobrze wpatrzyć, by je stąd dostrzec.
AKAPITDocieramy na niewielką polankę tuż pod szczytem. Na jej skraju stoi niewielki drewniany szałas. Choć jego konstrukcja tu i ówdzie nosi wyraźny ślad upływu czasu, wygląda jeszcze dość solidnie. Ale remont dachu byłby więcej niż wskazany. Dachu i fundamentów. Przed szałasem jest miejsce na ognisko i kilka drewnianych ławek. Zrobimy tu krótki przystanek, bo nadszedł czas obiadu. Miska karmy i woda dla Portosa zwanego Misiem, a dla mnie gorąca herbata z termosu i kanapki. Długo się tu jednak posiedzieć nie da. Ogarniający  polankę  cień  ciągnie

za sobą chłodny powiew północnego wiatru i mobilizuje nas do wymarszu. Grzbietem idziemy teraz na zachód w kierunku miejsca, w którym zostawiliśmy samochód. W lesie panuje cień i chłód. Wiatr powoduje, że szybko ubieram wszystko to, co zdjąłem będąc po południowej, nasłonecznionej stronie. Nie jest silny, ale czuć jego polarne pochodzenie. Po niecałej pół godzinie dochodzimy do asfaltu. Robi się coraz chłodniej, a wiatr prócz samego zimna przywiewa też pasemka wilgotnej mgły. Gdy dochodzimy do samochodu, mgła cały czas nawiewana zimnym północnym wiatrem coraz bardziej gęstnieje. Zastanawiam się jak w takim razie będzie wyglądał nasz powrót do domu. Na szczęście wilgotna mgielna warstwa nie jest gruba i okazuje się zjawiskiem mocno lokalnym. Gdy pokonawszy serpentyny przejeżdżamy przez Wiśniową, wita nas ponownie słońce.



K  O  N  I  E  C 
(póki co)


* * *

AKAPITTo miało być rozpoczęcie sezonu. Sezonu, w którym zamierzałem dokończyć zdobywanie szczytów Beskidu Wyspowego. Zostało ich już niewiele i raczej z tej niskopiennej odmiany, niemniej jednak kilka sympatycznych wycieczek udało by się z nich uskładać. Tymczasem 3 tygodnie później wybraliśmy się w Tatry Zachodnie... Zejście z przełączki pomiędzy Rakoniem i Wołowcem zakończyło się dla mnie dość dramatycznie. Już w dolinie, na równej drodze około 15 minut od schroniska na Polanie Chochołowskiej wywinąłem orła na resztkach lodu ukrytych pod warstwą starych liści i kory powalonych drzew. Ponieważ jestem hardkorem, zwieziony przez ratowników do wylotu doliny pełen nadziei, że to tylko mocne stłuczenie wsiadłem w swój samochód i... dojechałem nim do Krakowa. Do dziś nie rozumiem jak mi się to udało. Dopiero w domu po ogarnięciu siebie i sytuacji wezwaliśmy karetkę. Złamanie szyjki kości udowej (upraszczając – biodra) unieruchomiło mnie na... jak dotąd 12 miesięcy. A co będzie dalej? A kto to wie? Mój organizm nigdy nie działał standardowo. Choć już zastanawiałem się jak by to było, gdybym zaczął chodzić po górach o kulach... ;-) Na szczęście równo co do dnia rok po zabiegu ześrubowania mi kości lekarze pozowolili mi odstawić kule. Ale do powrotu do sprawnoći (chciałbyn napisać "pełnej", ale to może nie być osiągalne) droga jest jeszcze bardzo daleka...
koniec
Beskid Wyspowy - lista wycieczek