|
29 grudnia 2012 r.
Mogielica, Krzystonów |
|
|
AKAPITTym
razem od poprzedniej wycieczki minął miesiąc. Ale grudzień to u nas
specyficzny czas. Same okazje potem święta... No i co za tym idzie nie
było okazji do wyjazdów. Postanawiamy zatem to nadrobić i
dobrze skończyć ten rok. Żeby go domknąć ładną klamrą, znów
oddamy cześć Królowej. Końcówka grudnia to
właściwie zima. Tymczasem śniegu nie ma ani na lekarstwo. Za to jest
całkiem konkretny przymrozek, choć śmiało można by rzec
mróz. Resztki traw przyprószone są lekką siwizną,
niewielkie kałuże pozamarzały, a na brzegach przepływającej przez
Jurków Jurkówki zastygły cienkie, przezroczyste
tafelki lodu. Późnogrudniowe słońce dopiero przeciera
zaspane oczy. Przyzwyczajone do jesiennego lenistwa, kierowane
odwiecznym prawem natury musiało się przestawić i od kilku dni zaczyna
wstawać coraz wcześniej. Na mnie działa to zawsze bardzo mobilizująco.
Mimo że dni w tej chwili nie są wcale dłuższe niż na początku listopada
to świadomość, że jednak się wydłużają, podnosi mnie zawsze na duchu w
tym niezbyt lubianym zimowym czasie. Kolejny próg
przekraczam z nastaniem nowego roku. I wtedy mogę zacząć działać z nową
energią.
AKAPITO
9:30 ruszamy z pod kościoła w Jurkowie. Pójdziemy dziś
niebieskim szlakiem przez Cyrlę. Gdy tylko wznosimy się ciut ponad
poziom doliny, ukazuje się kilkoro sąsiadów –
Ćwilin i Śnieżnica na północnym zachodzie i Łopień na
północnym wschodzie. I to ukazują się bardzo czysto i
wyraźnie. To wróży piękną widoczność. Gdy do tego dodamy
błękitne czyste niebo, nasz dzisiejszy wybór celu wycieczki
wydaję się być idealny. |
|
Ćwilin i Śnieżnica
|
|
Łopień
|
|
AKAPITDo
leżącej mniej więcej w połowie drogi Cyrli idziemy przez las, więc
widoki są raczej marne. Co najwyżej słońce gra cieniem na gałęziach
świerków i ścielących się na podszyciu opadłych, pokrytych
cieniutką warstwą szronu liściach. Gdy jednak osiągamy tę rozległą
polanę na zachodnich stokach Mogielicy, przed naszym wzrokiem otwiera
się piękna panorama, na której główną rolę gra
doskonale widoczna choć odległa o 50 km Babia Góra. Ubrana w
zimową czapkę przygląda się z góry swojej Małej imienniczce.
Widzimy też pasmo Policy i wiatrołomową łysinę pod jej szczytem. W
nieco bliższej perspektywie prezentują się Luboń Wielki i Strzebel.
Spoglądając bardziej na południe widać odwiedzony przez nas ostatnio
Jasień i prawie odwiedzony Krzystonów. Dziś mamy zamiar
uzupełnić ten drobny brak.
AKAPITNie
jesteśmy na polanie sami. Mijamy samotnego wędrowca posilającego się i
popijającego herbatę z termosu. Wybrał sobie świetne widokowo miejsce.
Cudowne widoki i nam dodają sił, więc raźnym krokiem ponownie
zagłębiamy się w las i kontynuujemy marsz pod górę.
|
|
Ubrana
w zimową czapkę...
|
|
Po lewej Krzystonów, Z prawej na horyzoncie Babia
Góra, a przed nia Luboń Wielki
|
|
Już
byłam... |
|
AKAPITDokładnie
dwie godziny od startu stajemy pod wieżą widokową. Tu jest biało. Choć
podejrzewam, że w tej bieli więcej jest szronu i szadzi niż śniegu. (Szron powstaje w wyniku
kontaktu wilgotnego powietrza z podłożem o temperaturze poniżej 0*C.
Wówczas para wodna przechodzi od razu w stan stały tworząc
kryształki lodu. Szadź natomiast powstaje z zamarzających
mikroskopijnych kropelek wody znajdujących się np. we mgle czy w chmurze
[przypis autora]).
AKAPITWychodzimy
na wieżę? Oczywiście! To znaczy ja wychodzę. Basia stwierdza zdawkowo:
AKAPIT–
Już byłam.
AKAPITNo
cóż, widoki widokami, ale lęk wysokości ma swoje prawa i
właśnie o sobie przypomniał. Pomny, że na szczycie wieży zazwyczaj
dmucha, ubieram się szczelnie i wspinam na górę po wąskich i
stromych drewnianych stopniach. Już po drodze szczęka zaczyna mi
opadać, bo widok jest przecudny. Czyste powietrze zmącone jedynie
gdzieniegdzie w dolinach cienkimi warstwami inwersyjnych mgiełek
pozwala na naprawdę dalekie obserwacje. Wyciągam aparat i strzelam,
strzelam, strzelam... Kurcze mógłbym tu siedzieć cały dzień.
Żeby tylko te ręce tak nie marzły...
|
AKAPITWidać
chyba wszystko, czego nie kryje krzywizna ziemi. Od Beskidu Niskiego
począwszy, na Beskidzie Śląskim skończywszy. I żadne słowa nie są w
stanie tego oddać. Proponuję więc bez zbędnych słów zagłębić
się
jedynie w opisy zdjęć. |
Jeżeli chcesz obejrzeć zdjęcie kliknij w nie. Jeżeli chcesz zdjęcie z
opisem uproszczonym kliknij TUTAJ.
Jeżeli chcesz pełen opis - TUTAJ
|
|
Jeżeli chcesz obejrzeć zdjęcie kliknij w nie. Jeżeli chcesz zdjęcie z
opisem uproszczonym kliknij TUTAJ.
Jeżeli chcesz pełen opis - TUTAJ
|
|
Jeżeli chcesz obejrzeć zdjęcie kliknij w nie. Jeżeli chcesz zdjęcie z
opisem uproszczonym kliknij TUTAJ.
Jeżeli chcesz pełen opis - TUTAJ
|
|
Jeżeli chcesz obejrzeć zdjęcie kliknij w nie. Jeżeli chcesz zdjęcie z
opisem uproszczonym kliknij TUTAJ.
Jeżeli chcesz pełen opis - TUTAJ
|
|
Z prawej fragment Modyni, nad nią pasmo Jaworzyny, w środku na
horyzoncie Busov i Lackowa w Beskidzie Niskim
|
|
Pasmo Radziejowej
|
|
Lubań
|
|
Na horyzoncie Babia Góra, Polica i Skrzyczne, bliżej Luboń
Wielki
|
|
Ćwilin i Śnieżnica, za nimi od lewej Lubogoszcz, Lubomir i Ciecień
|
|
Po lewej fragment Śnieżnicy, dalej Ciecień i Grodzisko. U
stóp Ciecienia Pieninki Skrzydlańskie |
|
Tatry od Świnicy do Jarząbczego
|
|
AKAPITMógłbym
tu zamieszkać. Wieżę konserwować albo co... Nawet za darmo. Te widoki
są absolutnie tego warte. Tymczasem jednak z dołu rozlega się cienki
głosik:
AKAPIT–
Głoooodnaaa!
AKAPITNie
ma rady, schodzę. Zresztą zmarzłem już solidnie. Na
górze zgodnie z przewidywaniami trochę wieje, a że
temperatura mimo mijającego właśnie południa nie podnosi
głowy ponad
zerową kreskę,
|
Nad Stumorgową Polaną widoczna Polana
Skalne na Jasieniu, a na horyzoncie Wielka Fatra
|
|
wychłodzenie
jest tylko kwestią czasu. Na dole Basia też
szczęka zębami. Tylko Portosowi taka temperatura wydaję się odpowiadać.
Ale on cwaniak już w połowie sierpnia zaczął zrzucać letnie futro i
ubierać solidną warstwę podszerstka. Od początku nas to zastanawiało, a
i teraz budzi zaciekawienie, bo jak
dotąd zima wydaje się
wyjątkowo
łagodna. (Tym
którzy nie
pamiętają, przypomnę, że zima 2012/2013 co prawda nieco się
spóźniła, ale i zasiedziała się niemal do połowy kwietnia.
Aż się boje co będzie tej zimy, bo nasz pies w tym roku garderobę
zaczął zmieniać już w lipcu [przypis autora z września 2014
roku])
AKAPITSchodzimy
na
Stumorgową Polanę i rozkładamy się na ławce z bufetem. Pies też dostaje
swoją rację żywnościową. Słonko niby świeci, ale bardziej w oczy niż
grzeje. Nie zabawimy tu zatem dłużej, niż potrzeba na zjedzenie
kanapek. I to dokładnie opatuleni.. |
|
Wrażenie, iż nasz pies na obiad dostal jedynie śnieg, jest całkowicie
falszywe ;-)
|
|
Na Stumorgowej Polanie
|
|
AKAPITKilkanaście
minut później maszerujemy wzdłuż polany, kierując się
żółtym szlakiem na Krzystonów. Po drodze
spoglądamy jeszcze na Babią Górę, choć w dolinach widać
coraz grubszą warstwę inwersyjnych mgieł. Dobra widoczność się powoli
kończy. Latem polanę porastają krzewinki borówek (zwanych w
niektórych kręgach czarnymi jagodami). Teraz przybrały one
kształt wielkich jeży wystających igłami z pod cienkiej warstwy śniegu.
|
...przybrały
one kszstałt...
|
|
...wielkich
jeży...
|
|
|
AKAPITOpuszczamy
odkryty teren i zagłębiamy się w las. Choć ten, w tym miejscu w
przewadze liściasty, nie zabiera na szczęście ciepłodajnego słońca.
Około godziny później znajdujemy znajome miejsce –
drogowskaz do bazy namiotowej na Polanie Wały. A zatem szczyt
Krzystonowa minęliśmy właściwie go nie zauważając. Ale też nie ma w tym
nic dziwnego. Jego wierzchołek jest dosyć plaski, zalesiony i spokojnie
można go przeoczyć. Teraz opuszczamy grzbiet i zaczynamy schodzić
zielonym szlakiem w kierunku Półrzeczek. Poprzez leśną
przecinkę świeci nam łysina Ćwilina (rym niezamierzony ;-) ). Nieco
niżej zaczyna się ostra jazda. To znaczy zaczęłaby się, gdybyśmy na tę
wycieczkę zabrali łyżwy. |
|
Łysina Ćwilina
|
|
...zaczynamy
schodzić...
|
|
AKAPITZ
jakichś przyczyn płynącemu wzdłuż drogi niewielkiemu strumyczkowi
znudziło się stare koryto i zapragnął wypróbować nowego. A
że w sąsiedztwie znajdowała się akurat droga... Teraz płynie nią, a
raczej płynął. Do momentu, w którym nie zamarzł. Niemal całą
szerokość leśnej drogi pokrywa lód. I to z gatunku tych
najbardziej śliskich i zdradliwych. Nie da się go za bardzo ominąć, nie
wchodząc w las. A tam z kolei czeka gąszcz suchych świerkowych gałązek,
splątane w gęste sieci pędy ostrężnic i temu podobne atrakcje. No
cóż, nikt nie mówił, że będzie łatwo. Z wolna
posuwamy się do przodu ważąc każdy krok. Przydałyby się buty z
kolcami... |
...znudziło
się...
|
|
...stare
koryto...
|
|
|
|
AKAPITGdy
w końcu po niemal godzinie udaje nam się w jako takiej całości donieść
swoje gnaty do asfaltu, oddychamy z ulgą. Z ulgą? Guzik tam, a nie
ulga. Asfalt jest momentami tylko nieco mniej śliski, bo aż cały szkli
się od pokrywającej go cieniutkiej lodowej glazury. A więc uważać
trzeba dalej, a czeka nas jeszcze prawie 3 km takiej przyjemności.
|
...szkli
się od cieniutkiej lodowej glazury...
|
|
AKAPITDo
samochodu zaparkowanego w Jurkowie pod kościołem dochodzimy o w
pół do czwartej. Właściwie zaczyna się już zmierzchać. Niebo
ubiera wieczorny szlafroczek, otulając świat ciepłą pomarańczową
poświatą. Gdy dojeżdżamy na Przełęcz Gruszowiec, słońce macha nam na
dobranoc i chowa się za horyzontem. A nas czeka jeszcze 70 km jazdy do
domu. To niesprawiedliwe.
AKAPITTymczasem
z bagażnika dochodzi już cichutkie pochrapywanie. Oj tak, tak, nie ma
sprawiedliwości na tym świecie... |
|