|
18 listopada 2012 r.
Ciecień |
|
|
AKAPITRozstaliśmy
się na kilka tygodni z Beskidem Wyspowym, ale nie z górami.
W
październikowy „nauczycielski” długi weekend
wybraliśmy się
na trzy dni w Bieszczady, tydzień później w Tatry Zachodnie.
Następnie dwukrotnie odwiedziliśmy Gorce, choć akurat były to dwa
szczyty leżące w bezpośrednim sąsiedztwie Beskidu Wyspowego –
Kudłoń i Gorc. Teraz czas powrócić do realizacji planu. Dziś
również zabieramy z sobą naszego psa. Ostatnio sporo
trenował
– był z nami na dwóch gorczańskich wycieczkach
–
więc gdy tylko zobaczył poranne krzątanie i pakowanie
plecaków,
od razu całym sobą dał nam do zrozumienia, że bez niego to nawet sobie
nie wyobrażajmy... A że druga połowa listopada mimo pięknej słonecznej
pogody upalna raczej nie bywa, w dodatku planowana trasa jest raczej
rekreacyjna, nie zastanawiając się długo, przystajemy na jego merdające
dictum.
AKAPITTuż
przed godziną 10 stajemy na parkingu przed sklepem w Szczyrzycu.
Miejscowość ta słynie z istniejącego tu od XIII wieku klasztoru
Cystersów. Klasztor zaś słynął z browaru, który
dostarczał przez wieki złocistego trunku nie tylko na szlacheckie
stoły. Po II wojnie w roku 1951 browar został znacjonalizowany i
przejęło go Państwowe Gospodarstwo Rolne utworzone na miejscu
przyklasztornego folwarku. Zmieniając kilkakrotnie nazwę i
zarządców browar jako państwowy funkcjonował do roku 1993,
kiedy
to odzyskali go Cystersi. Kontynuując tradycję warzyli tu piwo do roku
1996, kiedy to ze względów finansowych (brak funduszy na
remont
zabytkowych budowli) musieli zaprzestać jego produkcji. Do chwili
obecnej browar pozostaje nieczynny. |
Czyżby niskolatające piły?
|
|
AKAPITRuszamy
w drogę. Wybieramy drogę wiodącą do celu nieco okrężnie. Z centrum
Szczyrzyca idziemy wzdłuż asfaltu biegnącego czarną nitką w kierunku
Raciechowic. Obok płynie Stradomka. Prowadzącym tędy czarnym szlakiem
dojdziemy do Przełęczy pod Grodziskiem, a stamtąd grzbietem na szczyt
Ciecienia albo jak kto woli Cietnia (829 m n.p.m.).
AKAPITSzlak
po kilkuset metrach odbija z drogi w lewo po czym zaczyna wspinać
się na stok. Ku naszemu zdziwieniu po dojściu do biegnącej w poprzek
niego wąskiej, ale asfaltowej dróżki skręca właśnie na nią,
wyraźnie obiera kierunek w dół i po ponad kilometrowym
zejściu... ponownie dochodzimy do tej samej głównej drogi,
którą wystartowaliśmy. To są właśnie te chwile, kiedy
zastanawiam się co autor miał na myśli...
AKAPITKolejnych
kilkaset metrów pokonanych asfaltem i szlak ponownie,
tym razem już na dobre, opuszcza bitumiczną nawierzchnię. Skręcamy w
lewo i pomiędzy zabudowaniami zaczynamy podchodzić w górę.
Basia
jest lekko zestresowana, bo w takich miejscach
często
|
grasują
nie uwiązane
psy, a nasza czworonożna ciapa ze swoim wrodzonym brakiem agresji nie
zawsze radzi sobie z sytuacjami, gdy lokalni pobratymcy mają mu coś bez
powodu za złe. Na szczęście obawy są płonne i po kilkunastu minutach
definitywnie opuszczamy cywilizację. Pominęliśmy Diabli Kamień.
Prowadząca ku niemu ścieżka jakoś nam umknęła, a poza tym dał
znów znać o sobie brak teoretycznego przygotowania do
wycieczki.
Tymczasem warto go obejrzeć choćby z uwagi na wielkość. Ma 55 m
długości, 12 m szerokości i od 17 do 25 m wysokości. Według legendy
znalazł się tu, gdy diabeł rozzłoszczony działalnością miejscowych
zakonników niósł go z zamiarem zrzucenia na
klasztor. Jednak modlitwy zakonników i dźwięk bijących na
Anioł Pański dzwonów sprawiły, że diabeł osłabł i nie mogąc
unieść kamienia upuścił go w lesie. Na ścianach kamienia można podobno
dostrzec wgłębienia od diabelskich palców. Przez długie lata
w stojącej w tym miejscu mikroskopijnej pustelni zamieszkiwał zakonnik
z klasztoru. Po jego śmierci w 1992 roku okresowo mieszkał się tu jego
następca, jednak od roku 1997 pustelnia jest niezamieszkana.
AKAPITJesień
zagościła w górach na dobre. Właściwie rzec by należało,
wyprowadziła się jużl ustępując miejsca zimie. Ta jednak z jakichś
powodów nie ma jeszcze zamiaru się pojawić. Może przeszkadza
jej w tym kalendarz? Tak czy owak po liściach na drzewach nie ma już
śladu. Zaścielają natomiast podszycie gęstym, rudym i mocno
szeleszczącym pod butami dywanem. Miejscami, a zwłaszcza w
zagłębieniach ten dywan jest naprawdę gruby. Od razu zauważa to Portos
i z wielką przyjemnością rzuca się na ziemię, po czym odstawia długi
taniec radości na grzbiecie niemal całkiem się w nim zakopując.
|
AKAPITDroga
poza pierwszym krótkim odcinkiem nie jest ani bardzo stroma,
ani trudna. Idzie się całkiem przyjemnie, choć wokół nie
widać właściwie niczego prócz srebrnych, strzelistych
bukowych pni, na których słońce wygrywa teraz promienną
symfonię cieni. Póki co musi to wystarczyć za wszelkie
bardziej panoramiczne widoki. |
AKAPITPo
osiągnięciu rozwidlenia szlaków tuż pod szczytem Cublej
Góry
(531-565 m n.p.m.) skręcamy w lewo na szlak niebieski. Zostały nam
jeszcze dwie godziny do szczytu. Przynajmniej tak twierdzi szlakowa
tabliczka. Rozpoczynamy zatem niezbyt forsowną wspinaczkę. Mijamy
murowaną kapliczkę z 1869 roku, po czym szlak wyraźnie wznosi się ku
Księżej Górze. Basi, jak zwykle przy wyjazdowych okazjach
grające
marsza kiszki przeszkadzają w marszu, robimy więc krótki
postój.
Zbaczamy nieco ze szlaku i lokujemy się na niewielkiej przecince.
Siadamy pomiędzy zeschniętymi już nieco pędami leśnych malin.
Wokół roznosi się woń jesieni. Woń butwiejących liści,
wilgoci i
mokrej ziemi. Woń przemijania. Ojjj... Bo zaraz wpadniemy w nostaliczny
nastrój. By tego uniknąć spoglądamy w dal. A z miejsca, w
którym się znajdujemy możemy obserwować północno
wschodnią część
Beskidu Wyspowego.
Widzimy charakterystyczny wielorybi kształt Kostrzy (730 m n.p.m.) i
nieco bardziej oddalonej Kamionnej (801 m n.p.m.).
AKAPITListopadowy
chłodek
ciągnący od ziemi reumatyzmem i dmuchający nam w uszy lekkim wiaterkiem
nie pozwala na długie odpoczynki i każe wstawać. Musimy ruszać w dalszą
drogę zanim zmarzniemy.
|
Kapliczka pod Księżą Górą |
|
Z prawej Kostrza, z lewej w oddali Kamionna |
|
Widok z wieży na wschód |
|
AKAPITAtak
szczytowy na Księżą Górę (649 m n.p.m.) zajmuje kilka minut.
Wchodzimy na wierzchołek, który położony jest nieco na
zachód od szlaku. Wchodzimy głównie dlatego, że
zauważamy
na drzewie informację o stojącej tam wieży widokowej. Wieża okazuje się
być w stanie co nieco nadszarpniętym zębem czasu, ale jeszcze nadającym
się do użytku. Z lekką niepewnością wchodzimy na górę.
Schody
trzeszczą, ale nie puszczają. Barierki takoż. Co
|
prawda
widok z niej nie jest oszałamiający, bo korony drzew niemal
sięgają wysokości naszych oczu, ale coś tam jednak widać. (Z uwagi na stan grożący
zawaleniem wieża została zamknięta we wrześniu 2013 roku, a w roku 2014
ostatecznie rozebrana. [przypis autora z 2014
r.])
Co prawda południową cześć dokładnie zasłania dominujący wierzchołek
Ciecienia, ale spoglądając na wschód widzimy zauważoną już
wcześniej Kostrzę z Kamionną, a także długi grzbiet Łopienia (961 m
n.p.m.) i najwyższą w Beskidzie Wyspowym Mogielicę (1171 m n.p.m.).
Dwie ostatnie góry odwiedziliśmy we wrześniu. Gdy przenosimy
się na zachodnią część horyzontu ukazuje się nam pasmo Łysiny (891 m
n.p.m.) i Lubomira (904 m n.p.m.) z Kamiennikiem (827 m n.p.m.) (wg map
góry te należą do Beskidu Makowskiego, wg klasyfikacji do
Wyspowego) oraz niewielki fragment Wierzbanowskiej Góry (778
m n.p.m.) przysłoniętej w większej części przez stożek Ciecienia. |
Wieża widokowa na Księżej Górze
|
|
|
|
Wisdok z wieży na wschód. Od lewej Kostrrza,
Zęzów, długi grzebiet Łopienia i ledwie widoczna Mogielica
po prawej
|
|
Widok z wieży na zachód. Po lewej za stokiem Ciecienia
fragment Wierzbanowskiej Góry, dalej Lubomir i Kamiennik
|
|
AKAPITSchodzimy
na dół do lekko zaniepokojonego psa, któremu po
prostu znikliśmy z
oczu. Mimo naszych nawoływań nie wpadł na pomysł, by spojrzeć w
górę. Z
Księżej Góry idziemy w dół na przełęcz. Tymbark
życzy nam tu po raz
kolejny na naszych ścieżkach wspaniałych wędrówek.
Dziękujemy, na pewno
skorzystamy, a i jakiś soczek pewnie po drodze wypijemy, bo akurat
Tymbark ma u nas spory kredyt zaufania. |
Widok z wieży na północ. Za drzewami ukryte
Grodzisko
|
|
...w
stanie co nieco nadszarpniętym zębem czasu...
|
|
...nie
wpadł na pomysł, by spojrzeć w górę
|
|
|
AKAPITSkończyły
się żarty, zaczyna się podejście. Do tego pogoda jakby się zmęczyła i
zbierają się chmury. Deszcz z nich nam raczej nie grozi, ale pozbawieni
słonecznych promieni szybko zaczynamy sobie przypominać jaką to właśnie
mamy porę roku. Podobno przed nami godzina marszu do szczytu. Ale
nauczyliśmy się nie ufać zanadto informacjom na szlakowych tabliczkach.
I faktycznie, na wierzchołek docieramy po 35 minutach. Jest bardzo
niepozorny i gdyby nie znak geodezyjny, można byłoby go przeoczyć. W
dodatku jest dokładnie zarośnięty. Uzupełniamy zapasy kalorii, ale
najpierw stosownie się ubieramy, bo zrobiło się naprawdę nieprzyjemnie
zimno. Po kilku minutach postoju ruszamy i idziemy kilkadziesiąt
metrów w kierunku startowiska paralotniowego licząc na ładne
widoki. Tak naprawdę w tym momencie nie mamy pojęcia, że jest tam
startowisko. Nie mamy nawet pojęcia, że jest tam w ogóle
jakaś łączka. Po prostu idziemy w ciemno licząc, że a nóż...
Jednak gdy nieco niżej zauważamy biegającego luzem wilczura,
postanawiamy nie ryzykować spotkania
z nim i zawracamy.
|
Niepozorny wierzchołek Ciecienia
|
|
AKAPITSchodzić
będziemy szlakiem zielonym, który niedaleko szczytu odbija w
dół w kierunku Szczyrzyca. Na tym odcinku rośnie sporo
modrzewi, jakiś czas idziemy więc po żółtym iglastym
kobiercu. Zejście jest dość strome, więc z ulgą dochodzimy do granicy
lasu, gdzie teren się wypłaszcza. Chwilę przedtem spotykamy
dwóch mężczyzn. Niespecjalnie wyglądają na
turystów, ale pytają o drogę na szczyt. Wskazujemy im
kierunek, ostrzegając jednocześnie, że to spory kawałek pod
górę.
|
...po
żółtym iglastym kobiercu
|
|
Nie
zniechęceni ruszają. My też, tyle że teraz idziemy już łagodnie na
dół leśną drogą, która po niedługim czasie
przeradza się w drogę nie leśną. Znów odsłania się przed
nami widok na wschodnią stronę i znów spomiędzy chmur
wychodzi słońce. Jest już nisko i dzięki temu wszystko oświetlone jego
promieniami nabiera głębi i plastyczności. Mijamy jabłoniowe sady.
Okoliczne tereny słyną z uprawy jabłek, choć o tej porze roku owoce
dawno są już zebrane. Po raz kolejny mruga do nas z oddali Mogielica
– wszędobylska góra widoczna niemal zewsząd. Z
nieco bliższej perspektywy widzimy Śnieżnicę z charakterystycznymi
trzema wierzchołkami. |
Kostrza, Łysa i Zęzów
|
|
kościół w Górze Świętego Jana
|
|
|
jak wyżej, a po lewej Kamionna
|
|
Końska Śnieżnica
|
|
...mruga
do nas z oddali Mogielica... |
|
okoliczne
tereny słyną...
|
|
AKAPITDo
samochodu dochodzimy tuż przed godziną 15, gdy słońce schowało się już
za
grzbietem Ciecienia. No cóż, listopad... Pies z ulgą
wdrapuje się do
bagażnika i wydawszy długie i przeciągłe westchnienie, zalega. Jedziemy
do domu. Po drodze rzucamy tylko okiem na położone na południowy
wschód od Ciecienia Pieninki Skrzydlańskie. To zaledwie
kilka niezbyt wybitnych wzniesień, ale nazwa oddaje jak najwierniej ich
charakter. Widzę z tej odległości spory kamieniołom, który
niemal rozebrał jedną z górek. Trzeba się tu będzie wybrać
zanim całkiem zniknie.
|
...z
uprawy jabłek |
|
Pieninki...
|
|
...Skrzydlańskie
|
|
AKAPITDopiero
teraz, jadąc już samochodem w kierunku Trzemeśni, zauważamy tuż pod
szczytem Ciecienia po jego
zachodniej stronie niewielką polankę. Wychodzi na to, że
zrezygnowaliśmy, będąc w odległości około 100 m od niej. Ale wracać tam
teraz na pewno nie mamy zamiaru, do tego wniosku dochodzimy
wspólnie i bez długich sporów. Wyłączając psa, bo
z bagażnika dochodzi nas już tylko cichutkie pochrapywanie.
|
Ciecień
|
|
Wierzbanowska Góra, za nią Śnieżnica, na horyzoncie Łopień
|
|
|