Wstęp
Strona główna
dzień1 dzień2 dzień3 dzień4 dzień5 dzień6 dzień7 dzień8 dzień9
...poprzedni dzień

Dzień 3, 19 kwietnia 2011 r. mapa odcinka dziennego

Ranek wstaje pochmurny. Noc była ciepła, dopiero przed świtem musiałem zapiąć śpiwór. Budzę się wśród śpiewu ptaków. Oczywiście słyszę też odgłosy cywilizacji, ale w nocy ratowały mnie przed nimi zatyczki w uszach. Czuję się bardzo dobrze, wypoczęty i gotów do wielkich czynów. Zdaję sobie jednak sprawę, że to uczucie może się zmienić po przejściu kilkuset metrów. Póki co robię śniadanie. Płatki dodają chęci do życia. Mimo że jestem kilkaset metrów od drogi, na której mógłbym próbować szukać transportu powrotnego, decyduję się iść dalej w kierunku Jaroszowca. Jest tam stacja kolejowa. Liczę na to, że w razie konieczności złapię stamtąd jakiś transport do Olkusza. Namiot jest suchy, więc bez problemu zwijam obozowisko. Pakuję się, sprawdzam czy nie pozostawiłem jakichś „pamiątek” po czym ruszam w drogę. Początkowo idzie mi się nieźle. Przebity odcisk siedzi cicho. Niestety bardzo szybko okazuje się, że ścięgno się nie naprawiło i nie ma zamiaru więcej pracować. Obmacuję je i zauważam, że bardzo nieładnie skrzypi. Z bólem decyduję się przerwać wędrówkę. Jest to nie tylko ból fizyczny, ale i żal, że znów nie udaje mi się osiągnąć zamierzonego celu. Ale nie dam się zjeść w kaszy. Podleczę się i wrócę na szlak.

Ścieżka na Górę Zubową  (zapamiętajcie to zdjęcie)
Na razie idę przez las pomiędzy wapiennymi ostańcami. Około 9:30 dochodzę do stacji kolejowej w Jaroszowcu. Choć określenie „stacja” nie oddaje w pełni klimatu tego miejsca. Właściwie jest tu tylko peron, bo stojący opodal budynek wygląda na nieużywany. Na domiar złego na peronie nie ma rozkładu jazdy. Jest za to cennik, więc wiem, że bilet do Olkusza kosztuje 3,70 zł, choć nie wiem czy i kiedy nadjedzie pociąg.

Tu jeszcze wiosny nie widać
Wszystkie widziane z tego miejsca semafory jednoznacznie zabraniają wjazdu. Zastanawiam się co w takiej sytuacji zrobić. Ponieważ nigdzie mi się nie spieszy, powoli przepakowuję się na podróż i wyrzucam śmieci. Na peronie prócz mnie nie ma żadnych innych pasażerów. Jest mi właściwie obojętne, w którym kierunku pojadę, bo czy z Wolbromia czy z Olkusza, busy do Krakowa powinny być jednakowo łatwo osiągalne. Jednak równie dobrze mogę na pociąg czekać dziesięć minut, co cztery godziny. Po kilkunastu minutach bezowocnego oczekiwania zrezygnowany biorę plecak na plecy i idę w kierunku przejścia podziemnego. Mam zamiar poszukać alternatywnego transportu. I tu opatrzność daje o sobie znać, bo gdy jestem w połowie schodów słyszę komunikat z niemych do tej pory peronowych głośników, niczym głos z samych niebios, zapowiadający pociąg. Nie bardzo słyszę, ale wydaje mi się, że ma jechać w kierunku Olkusza. Uśmiech pojawia się na mojej twarzy. Faktycznie po kilku minutach nadjeżdża bordowo-czarny skład osobowy. Wsiadam i po 10 minutach dojeżdżamy do Olkusza.

Kiedyś był tu rozkład... Może...

Jednak się udało!
Po drodze obserwuję miejsca, które już znam. To te, w których szlak przecina tory kolejowe. Busy z Olkusza do Krakowa jeżdżą bardzo często, więc bez problemu udaje mi się złapać jeden z nich. Równo z wybiciem godziny 11 wysiadam w okolicy IKEI. Stamtąd kuśtykam do domu z mocnym postanowieniem jak najszybszego powrotu na szlak.
następny dzień...