wstęp jednodnióki - lista wycieczek strona główna


14 kwietnia 2017 r.
trasa:
Kraków Mydlniki – Katowice – Tarnowskie Góry – Wieluń Dąbrowa – Kalety – Tarnowskie Góry – Oświęcim – Kraków Mydlniki
[7 pociągów / 424 km]


mapa
AKAPITTym razem nie ma lekko. Za oknem egipskie ciemności i 5 stopni na termometrze, a wskazówki ściennego zegara ledwie co przekroczyły godzinę czwartą. Jeśli jednak chce się podróżować koleją, to należy swój rozkład dnia dostosować do rozkładu jazdy. A ten jest nieubłagany. Nie wstaniesz – nie pojedziesz. A jeżeli pojedziesz później, to nie zdążysz wrócić. I tak w koło Macieju. Nie ma się zatem nad czym zastanawiać, tylko trzeba wyskakiwać z piżamki.
AKAPITPół godziny później ze śniadaniem w żołądku, kanapkami i termosem w plecaku cicho zamykam drzwi. No tak, zapomniałem napisać o aparacie fotograficznym. Dzisiejszy wyjazd ma bowiem bardzo ściśle określony cel. Właściwie dwa cele. Mam zamiar zrobić zdjęcia widzianym przeze mnie jesienią ubiegłego roku w Miasteczku Śląskim dwuczłonowym lokomotywom ET40 zwanym bombowcami*. Przeżywają one teraz swój renesans, po wielu latach odstawienia na boczne tory ze wskazaniem na zezłomowanie kilka sztuk zostało bowiem odkupionych od PKP Cargo przez prywatnych przewoźników i są one sukcesywnie przywracane do kolejowego życia. Cel drugi związany jest z uruchomionym niedawno po dłuższej przerwie połączeniem z Tarnowskich Gór do Wielunia. I to tę trasę właśnie mam zamiar dziś przemierzyć. Wyjazd był zaplanowany na wczoraj, ale z powodu fatalnej pogody musiałem plany skorygować. Ponieważ jednak wyjazd na Wielkanoc przesunął się nam o jeden dzień, do zagospodarowania został mi Wielki Piątek. A że pogoda powinna być względna...
AKAPITGdy zaopatrzony we wszystko, co niezbędne wychodzę z domu, mrok rozsnuwa się nadal nad tą częścią świata. Jednak ptaki wydają się o tym nie wiedzieć. Nocną cisze mącą ich arie na cześć trwającej już wiosny. Wiosny? Ostatnio nie czuć jej zbyt mocno. Po trwającym kilka dni ociepleniu na przełomie marca i kwietnia z temperaturami przekraczającymi 20 stopni nadeszły chłody i deszcze. Zadomowiły się chyba na dobre, bo ich końca w prognozach nie widać.
AKAPITAutobus linii 208 wiezie mnie kilka przystanków. W jego wnętrzu zaspani ludzie z walizami spieszący na lotnisko. No cóż, poranne loty wiążą się z pewnymi niedogodnościami. Po kilku minutach wysiadam i spacerem idę na stację Kraków Mydlniki. Ciemności nie pozwalają mi ocenić postępu prowadzonych tu prac modernizacyjnych, jednak wydaje mi się, że ich dynamika ostatnio mocno spadła. Budowa przejścia podziemnego nie posunęła się ani o krok, a dno wykopu w dalszym ciągu przykrywa gruba warstwa wody. I bynajmniej nie jest to deszczówka.
AKAPITPo kilku minutach przyjeżdża mój pociąg. Jak zwykle o tej porze jest to biało-niebiesko-żółty Impuls pomalowany w barwy województwa śląskiego. W środku jest może kilkanaście osób. Do tej sytuacji także pasuje określenie “jak zwykle”. Pociąg rusza i z wolna toczy się w kierunku Katowic, tymczasem za oknami z wolna wstaje dzień. Tuż przed Krzeszowicami mijamy się  z TLK* Przemyślanin jadącym ze Szczecina do Przemyśla. W przeciwieństwie do mojego pociągu jest prawie pełny. Zapewne to efekt przedświątecznego szczytu. W samych Krzeszowicach mój Karlik mija się z siostrą. Karolinka jedzie właśnie z Rybnika do Krakowa. Wiezie również sporo ludzi. Ci jednak, jak podejrzewam, jadą po prostu do pracy.
AKAPITJak dotąd pogoda nie zdecydowała czy ubierze się dziś w błękit, czy w wilgoć. Tymczasem ubrała się więc w szarość chmur. Drzewa z wolna zaczynają wypuszczać listki, te bardziej wyrywne już kwitną. Jednak to są głównie krzaki tarniny, których kwiaty pojawiają się, zanim krzewy zdążą się zazielenić. Pojawiają się zresztą na bardzo krótko, bo płatki szybko zamieniają się w biały dywanik i uch stóp.
AKAPITPrzysypiam. Głowa coraz bardziej mi ciąży, o powiekach nawet nie wspominając. Muszę wspomóc się kawą. Mały kubeczek zaserwowany z termosu szybko stawia mnie na nogi. Napój jest gorący, słodki, z dużą ilością mleka i... nie tylko. Krew w żyłach przyspiesza, a czas od razu zaczyna biec szybciej. Na katowickim dworcu stoi właśnie gotów do odjazdu pociąg Euro Night z Moskwy do Nicei. Mam farta. Zjawia się tu jedynie raz w tygodniu. Mam farta, ale i bardzo mało czasu na przemieszczenie się w miejsce jako tako zdatne do sfotografowania go. Strzelam jedną niezbyt dobrą fotkę i pociąg  rusza.  Pomyśleć,  że  jutro o tej porze będzie w Monte Carlo...


Euro Night Moskwa - Nicea

...jutro o tej porze będzie w Monte Carlo...
AKAPITZaczepia mnie jakiś człowiek i pyta o pociąg do Rybnika – ten, którym przyjechałem z Krakowa. Wskazuję mu go, bo stoi zaraz obok. Gość jednak nie odpuszcza i pyta, czy nim jadę. Zaprzeczam, całkiem zresztą zgodnie z prawdą. Mam nieodparte wrażenie, że szuka sponsora na bilet, bo jego wygląd nie wskazuje, żeby był skażony zarobkową pracą. Mówi coś jeszcze o kilku nieprzespanych nocach, ale niespecjalnie mam ochotę tego słuchać. Zresztą na peron wjeżdża i mój pociąg, mam więc okazję, by zakończyć prowadzącą donikąd rozmowę. Powód do zadowolenia jest jeszcze jeden. Po raz pierwszy pojadę elektrycznym zespołem trakcyjnym 14WE*. To rzadki okaz na polskich torach. Koleje Śląskie mają w tej chwili dwa z dziewięciu zbudowanych egzemplarzy. Zostały one odkupione od warszawskiej SKM. W ramach niedawno przeprowadzonej modernizacji otrzymały toalety i zostały przemalowane w śląskie barwy. Wnętrze wagonów jest bardzo “tramwajowe”. To wrażenie potęguje układ siedzeń i poręcze odziedziczone po SKM-ce. No i specjalnej wygody tym siedzeniom zarzucić niestety nie można. Na plus wypada toaleta. Przestronna, z ciepłą wodą i  co  rzadkie,  z  niedużą,  ale  wygodną  umywalką,  która z racji usytuowania umożliwia umycie nie tylko rąk, ale i twarzy. Ogrzewanie składu działa aż za dobrze. Grzejniki umieszczone są na podłodze wzdłuż ścian i podobnie jak w kiblach mocno ogrzewają siedzenia od spodu, co niekoniecznie musi się podobać, a już na pewno nie jest specjalnie zdrowie dla nabiału.

Wnętrze zespołu 14WE

14WE na stacji w Tarnowskich Górach
AKAPITGdy jedziemy przez Bytom, zza chmur wychodzi słońce. Na razie dość nieśmiało, jakby badało grunt. Tuż przed stacją w Tarnowskich Górach pociąg się zatrzymuje. Dotąd jechał w miarę punktualnie, ale teraz, gdy do końcowej stacji zostało dosłownie kilkaset metrów, chyba się to zmieni. Stoimy tak około 10 minut, czekając, nie wiem na co. Na przesiadkę miałem około 40 minut. Zostało pół godziny. Niby sporo, ale chciałem rozejrzeć się po okolicy tutejszej lokomotywowni PKP Cargo i wybadać jak jest z dostępem. Na  jej  terenie  również  powinny
stać zaparkowane bombowce. Oceniam, że od strony dworca dojście jest raczej trudne i może się udać jedynie na bezczela. Próbuję od drugiej strony od ul. Sienkiewicza. Tutaj to już w ogóle jest mizeria. Na dłuższy rekonesans nie mam czasu. Wracam na dworzec. Wsiadam do czekającego już kibelka PolRegio i po chwili skład rusza. Jedziemy wzdłuż długiego szeregu torów postojowych pomiędzy Tarnowskimi Górami a Miasteczkiem Śląskim. To tutaj jesienią ubiegłego roku widziałem stojące lokomotywy ET40. Wypatruję ich bardzo uważnie, ale ku mojemu rozczarowaniu znikły. Czyżby były to te odkupione egzemplarze? A może nastąpiły jakieś inne przetasowania? Wykluczyć tego nie sposób. Hmmm... wygląda zatem na to, że z dzisiejszego polowania będą nici, chyba że... spróbuję jednak w drodze powrotnej zakraść się jak najbliżej lokomotywowni w Tarnowskich Górach.
AKAPITNa stacji Kalety stoi kilka oczekujących przed semaforami składów towarowych. Postanawiam zatrzymać się tu w drodze powrotnej i nieco pobuszować. Jeżeli miałoby się nie udać polowanie na gniazdującego bombowca, to przynajmniej ustrzelę coś w locie. AKAPITDroga do Wielunia mija przyjemnie, choć niebo sukcesywnie zaciąga się chmurami. Wzmaga się także wiatr. Na  końcowej  stacji w Wieluniu Dąbrowie jestem jedynym pasażerem opuszczającym skład. Zresztą przez całą drogę było ich zaledwie od kilku do kilkunastu. Pociąg powrotny rusza za 10 minut mam więc czas jedynie na szybkie obiegnięcie składu i stacji w poszukiwaniu ciekawych kadrów. Tutejszy dworcowy budynek jest bardzo okazały, mimo że linia nigdy nie cieszyła się dużym ruchem pasażerskim, a sama stacja jest znacznie oddalona od centrum miasta. Niedawno przejęła go gmina, która dzięki unijnej dotacji ma go przekształcić w lokalny ośrodek kultury.

Budynek dworca w Wieluniu Dąbrowie

kibelki na stacji Wieluń Dąbrowa
AKAPITW drogę powrotną ruszam innym składem, który czeka już przy sąsiednim peronie. To również kibel. Mam podejrzenia, że także mogę być w nim jedynym pasażerem. Co prawda na położonej bliżej centrum miasta stacji Wieluń wsiadło kilka osób, jednak wydaje mi się, że te same osoby wysiadły przystanek dalej w Pątnowie Wieluńskim. Po wizycie sprawdzającej bilety kierowniczki pociągu, która zapewnia mnie, że jadą nim jeszcze inni pasażerowie, z ciekawości idę wzdłuż składu. Faktycznie miała rację. Miała, ale szła samą granicą prawdy. Doliczam się jeszcze dwóch osób. Czyli z jednej strony pomyliłem się niewiele, z drugiej jednak  aż o 200%. Jak we wszelkiego rodzaju statystykach istotna jest metodologia pomiaru. Zresztą na kilku następnych stacjach wsiadają kolejne 3 osoby, wskaźniki opłacalności idą wiec ostro w górę. W związku z powyższym całkiem już uspokojony zaprzestaję prowadzenia dalszych statystyk, skupiając się nad widokami za oknem. Drzewa dopiero zaczynają tu nieśmiało wypuszczać młode listki. Przodują w tym brzozy poświecające żółto-zielonymi końcówkami gałązek. Las miejscami bieli się dołem zawilcami. Jednak z uwagi na  utrzymującą  się  niską  temperaturę  wszystko  to  dzieje  się z wolna i jakby bez przekonania.
AKAPITPonieważ wskazówka zbliżyła się do czerwonego pola, a kontrolka rezerwy zaczęła do mnie puszczać ostrzegawcze oko, uzupełniam     zapasy     energii      kanapkami i kilkoma łykami kawy z termosu. Wskaźnik łaskawie wraca we właściwe położenie, a ja zaczynam   czuć   szybsze    krążenie   krwi. W samą porę, bo chyba pora wysiadać. Wyglądam przez okno. Zbliżamy się do jakiejś dużej stacji, co potwierdza zwiększająca się gwałtownie liczba torów.  Aha,  to  już  pewnie
Kalety. Zauważam ciekawą wieżę ciśnień i na niej skupiam uwagę. Trzeba będzie ją sfotografować. Pociąg zatrzymał się, z sykiem otwierając drzwi, pora zatem wysiadać. Wychodzę na peron, poprawiam plecak na plecach i zaczynam iść w stronę kładki. Nagle kątem oka zauważam tablicę z nazwą stacji. Jakaś za długa ta nazwa. “Herby Nowe”... Co?! Jakie Herby? KALETY miały być! Robię natychmiastowy w tył zwrot i biegiem wracam do drzwi pociągu. Ufff... Zdążyłem. Ale było blisko. Tuż po tym słyszę długi brzęczyk i drzwi się z łoskotem zamykają. No żesz... Ja chyba nie mogę funkcjonować bez tej gapiowskiej adrenalinki. Który już raz na skutek nieuwagi, zapomnienia, czy błędnego przekonania o mały włos nie zostaję gdzieś, mogąc jedynie pomachać odjeżdżającemu pociągowi? I to pomimo lekcji, jaką odebrałem w Jabłonowie Pomorskim. Nie-po-praw-ny. Choć po prawdzie tragedii żadnej by nie było. Po prostu musiałbym poczekać na następny pociąg z Wielunia. Na szczęście jeszcze jeden dziś pojedzie. W Kaletach do rozkładu dochodzą jeszcze pociągi jadące z Lublińca. W dodatku tamże upatrzyłem sobie już pozycję strzelecką.
AKAPITKilkanaście minut później wysiadam już na właściwej stacji. Od razu rzuca mi się w oczy siódemka* w historycznym zielonym malowaniu oczkująca przed semaforem ze składem towarowym. Tydzień temu ta sama lokomotywa występowała w charakterze dublerki parowozu Ty2 prowadzącego skład retro pomiędzy Krakowem i Wieliczką. Idę  około  kilometra  wzdłuż  torów  do  upatrzonego  miejsca. Z bliska miejscówka nie wydaje się aż tak rewelacyjna, ale nie grymaszę. Przez następne półtorej godziny robię zdjęcia przejeżdżających składów. Muszę przyznać, że zarówno ruch na tej linii, jak i różnorodność taboru nie pozostawiają wiele do życzenia.  W  końcu  nastawiony

...siódemka w histrorycznym malowaniu...

ET42 zwany Czapajewem

Siemens Vectron
w telefonie powiadamiacz przypomina mi, że jeśli mam dziś zamiar wrócić do Krakowa, to muszę się zbierać. Wracam więc na stację, gdzie po kilku minutach przyjeżdża ten sam 14WE, którym rano przyjechałem do Tarnowskich Gór. Teraz również tam właśnie pojadę, zdecydowałem bowiem zapolować jednak na bombowce. Jazda twa zaledwie kilka minut, bo to tylko dwa przystanki. Postanawiam zagrać va banque i sprawdzić, czy tutejsza lokomotywownia jest bardzo pilnie strzeżona. Zakradnę się od strony stacji, maszerując wzdłuż torów. Choć idę z duszą przykucniętą na ramieniu, staram się robić wrażenie osoby doskonale wiedzącej gdzie i po co idzie. Co więcej, mającej do tego pełne prawo. Równocześnie jednak strzelam oczami na wszystkie strony, skanując teren w poszukiwaniu ewentualnych przeszkód czy niebezpieczeństw. Horyzont wydaje się czysty, prę więc śmiało ku widocznym w oddali lokomotywom. Broń jest załadowana i zaopatrzona w długie szkło na wypadek, gdyby jednak zwierza nie udało się podejść z bliska. Horyzont jest ciągle czysty, pokonuję więc kilka linii postojowych torów i zatrzymuję się dopiero, mogąc spojrzeć zwierzynie głęboko w oczy. Jest ich tu zresztą całkiem spore stadko. Razem około 6 sztuk. Trudno się ich doliczyć bo stoją wymieszane z innymi gatunkami. Najważniejsze jednak, że w końcu udało mi się je upolować. Mogę więc wrócić na stację w dumnie uniesionym czołem i trofeami uwiecznionymi na karcie aparatu.

Bombowiec ET40

Panorama lokomotywowni w Tarnowskich Górach
AKAPITZ obliczeń wynika mi, że w dalszą trasę pojadę kiblem. Obliczenia nie zawodzą. W porze odjazdu zjawia się kibel we własnej bordowo-grafitowej osobie. To znaczy bordowo-grafitowej niegdyś. Obecnie cały skład jest rdzawy od grubej warstwy specyficznego kolejowego brudu. Rdzawy i w dodatku na sporej części pokryty pseudograficiarskimi bohomazami do wysokości połowy okien. Ja pierdziele! Tak brudnego składu nie widziałem naprawdę dawno. Tym samym pociąg obejmuje zdecydowane prowadzenie w rankingu najbrudniejszych składów roku, a w zasadzie to ever. Wsiadam i przechodzę wzdłuż wagonów w poszukiwaniu choć półprzezroczystego okna. Bezskutecznie. W końcu zajmuję miejsce. Szyba niemal pozbawiona jest bohomazów, widać przez nią jednak niewiele. Właściwie to nic nie widać. Nie po raz pierwszy przychodzi mi krytykować Koleje Śląskie za koszmarnie brudne pociągi. Zamiast więc podziwiać mijane krajobrazy, skupiam się na notatkach z podróży. Niezauważenie (dosłownie) mijamy Chorzów, Katowice, potem Mysłowice i Imielin.  Gdy w końcu wysiadam na stacji w Oświęcimiu, czuję się, jakbym znów odzyskał wzrok po operacji usunięcia zaćmy. A uwierz mi drogi Czytelniku, doskonale wiem, o czym piszę. Nie mógłbym zrobić Kolejom Śląskim tej przyjemności i odmówić sobie udokumentowania stanu, w jakim znajduje się ich pociąg. Gdy tylko pasażerowie wysiadają, robię mu pamiątkowe zdjęcie do Księgi Antyrekordów Guinessa, która jeśli jeszcze nie istnieje, to tylko  dlatego,  że  lobby  przeciwników  jest  za  silne.  Na  mnie  czeka  znajomy  Edek,  czyli  turbokibel*

...widać przez nią jednak niewiele...

Pierwsze miejsce w kategorii...

...Najbardziej Brudny Skład
w odmianie ED72A z nowym malowaniem Polregio. Odkrywam, że ma on ex pierwszą klasę. Fotele w czołowej częsci jednego z wagonów sterowniczych są szersze, wygodniejsze i rzadziej rozstawione. Nietrudno się domyślić, że to tu własnie się lokuję.
AKAPITPrzejeżdżamy obok nieczynnej fabryki lokomotyw Fablok w Chrzanowie. Trudno uwierzyć, że zakład, w którym powstawała najczęściej chyba spotykana lokomotywa manewrowa SM42 zwana stonką* (wyprodukowano niemal 2000 sztuk w różnych odmianach) oraz wiele innych lokomotyw spalinowych, jest teraz w kompletnej ruinie. Ba, jaki tam zakład. Co najwyżej te resztki zarośniętych chaszczami budynków, które z niego pozostały.

...na mnie czeka znajomy Edek...

...ma on ex pierwszą klasę...

Nieczynna fabryka Fablok
(foto przez okno pociągu)

Nieczynna fabryka Fablok
(foto przez okno pociągu)
AKAPITJeszcze jakieś półtorej godziny i będę w domu. Niebo znów się wypogodziło, ale wiatr nie chce dać za wygraną i dmie z całej siły. Słońce zaczyna powolną wędrówkę ku linii horyzontu, a jego światło nabiera żółtego odcienia. Zbliża się godzina 19, a jest ciągle jasno. Jak mnie to cieszy! Nigdy nie ukrywałem, że jesienno-zimową porą najbardziej nie lubię nie niskich temperatur czy pluchy, ale właśnie krótkich dni.
AKAPITPrecz z zimą!
AKAPITPrecz z krótkim dniem!
AKAPITPrecz z preczem!

* - odnośniki z wyrażeń okraszonych gwiazdką prowadzą do wyjaśniającego ich znaczenie kolejowego leksykonu. Zaprzestałem oznaczania w ten sposób często stosowanych w moich tekstach wyrażeń. Do ich wyjaśnienia odsyłam do wcześniejszych wpisów lub bezpośrednio do leksykonu.
jednodnióki - lista wycieczek