Wstęp Boka Kotorska Góry Durmitor Wybrzeże i nie tylko Strona główna
dzień1 dzień2 dzień3 dzień4 dzień5 dzień6 dzień7 dzień8 dzień1 dzień20 dzień11 dzień12 cdn...


...poprzedni dzień
Dzień 8, 15 sierpnia 2011 r. mapa dnia

...mauzoleum poświęcone ofiarom walk...
AKAPITDzisiaj odpoczywamy. W końcu jest święto. Choć rzecz jasna będzie to odpoczynek aktywny. Ale nie idziemy w góry. Raczej poszwendamy się w dolinach. Co dalej, to się zobaczy. Na początek odwiedzamy dziwaczną piramidę widoczną na niewielkim wzgórzu w centrum Žabljaka. Okazuje się, że to mauzoleum poświęcone ofiarom walk z czasów II wojny. Idziemy przez słoneczne miasteczko w kierunku Oddalonego o 3 km od miasta Czarnego jeziora. Odbijamy w lewo na leśną, oznakowaną ścieżkę stanowiącą alternatywę i skrót dla asfaltowej drogi. Tu jest cicho i spokojnie. Chyba wszyscy wolą asfalt. W pewnej chwili zauważamy nadchodzącą z przeciwka trójkę turystów. Wydaje nam się, że słyszymy polską mowę. I rzeczywiście po chwili, gdy wymieniamy pozdrowienia, okazuję się, że są to Polacy. Małżeństwo z nastoletnią córką wybiera się na Savin Kuk. Nie mają jednak mapy, a tylko szkic w przewodniku, stąd trochę się pogubili. Wracają więc z nami i chwilę idziemy razem. Wymieniamy się wrażeniami, a my opisujemy im możliwości dostania się na Savina i zagrożenia wynikające z różnych wariantów schodzenia z niego. Okazuje się, że nasi chwilowi towarzysze mieszkają na pięknie położonym kempingu Ivan Do. Po kilkunastu minutach dochodzimy do jeziora. Tutaj nasze ścieżki się rozchodzą, bo my chcemy je obejść dookoła, natomiast szlak na Savina odbija w lewo.
AKAPITJezioro Czarne (Crno jezero) położone jest na wysokości 1416 m npm. Właściwie składa się z dwóch połączonych ze sobą zbiorników wodnych. Veliko jezero ma około 0,338 km kwadratowego powierzchni i 24,5 m głębokości, natomiast Male jezero 0,177 km kwadratowego i 49,1 m głębokości. Stan wody jest niski. Widać to po odsłoniętych brzegach skalnej niecki. Poza tym cieśnina zazwyczaj łącząca obydwa zbiorniki w tej chwili jest groblą spinającą brzegi. Ponad wodą widać oświetlone jasnymi promieniami słońca szczyty. Widzimy odwiedzony wczoraj Savin Kuk (2313 m), tuż obok Meded (2223 m). Nieco dalej piętrzą się w górę białe, pionowe ściany Crvenej Gredy (2164 m).

Z lewej Crvena Greda, z prawej Mala Greda

...w tej chwili jest groblą spinającą brzegi...

Savin Kuk,a  z prawej fragment Mededa
AKAPITŚcieżka wiedzie nas niemal nad samym brzegiem. Nie ma tłumów, choć spotykamy tu zdecydowanie więcej ludzi niż na szlaku. W niektórych miejscach trzeba wspiąć się lub zejść po kamiennych schodach, ale generalnie trasa jest spacerowa.  I na taką też jesteśmy przygotowani, bo Basia ma tylko lekkie sandałki. Na mapie wynajdujemy informację o leżącej tuż obok jeziora jaskini Titova Pečina, gdzie podobno w czasie wojny ukrywał się dowódca jugosłowiańskiej partyzantki, a późniejszy wieloletni przywódca federacji. Jednak albo my jesteśmy gapy (czego oczywiście nie wykluczam), albo ścieżka do niej nie jest za dobrze oznakowana. Koniec końców nie trafiamy.

...trzeba wspiąć się lub zejść...

Mały akwedukt. Niestety nieczynny. 

Durmitorskie tabliczki szlakowe
AKAPITPonieważ jezioro nie jest aż tak wielkie i jego obejście zajmuje nam niecałą godzinę, decydujemy się iść za ciosem i odwiedzić ukryte w lesie Zminje jezero (jez. Żmijowe). Czarnogórska nazwa kojarzy nam się bardziej z zimnem niż ze żmijami, więc nie mamy żadnych oporów. Ale gdybyśmy znali język... Basia w sandałkach za żadne skarby by tam nie poszła. Nad jezioro dochodzimy  po kilkudziesięciu minutach, ale nie robi na nas wybitnego wrażenia. Ukryte pośród drzew, po części zarośnięte jest sitowiem i wodorostami. Usiłujemy je obejść, ale ścieżka z pewnym momencie znika, pojawiają -się -natomiast -trudności w postaci

jez. Żmijowe
skał, które należałoby pokonać. Basi buty wybitnie nie nadają się na takie eskapady, więc mając w pamięci przygody dnia wczorajszego, robimy wycof.
AKAPITW drodze powrotnej idziemy nad Barno jezero (jez. Bagienne). Tu podoba nam się zdecydowanie bardziej. Choć do samego jeziora nie możemy dojść z racji podmokłego i bagnistego terenu, to układamy się na łące powyżej i odpoczywamy. W ogóle ten rekreacyjny dzień wprowadza nastrój rozprężenia. Do tego panuje lekka duchota, która także nie wpływa na nas mobilizująco. I przez to około godziny spędzamy na lenistwie, wygrzewając się w niezbyt nachalnym słonku.

Mieniak tęczowiec

jez. Bagienne

...nie wpływa na nas mobilizująco...
AKAPITWracamy drogą koło kempingu Ivan Do. O ile warunki oferuje on raczej skromne, o tyle przyznać musimy, że położenie ma zupełnie wyjątkowe i naprawdę oferuje niesamowity widok. Właściwie nie wychodząc z namiotu, można spoglądać na większość szczytów Durmitoru.
AKAPITNad górami znów zbierają się chmury. Nie zdziwimy się, jeśli i dziś deszcz będzie chciał nas ochłodzić. Póki co kierujemy się do centrum Žabljaka. Mamy zamiar zjeść coś regionalnego. Bałkańska kuchnia opiera się na smażonym bądź grilowanym mięsie, najczęściej wcześniej zmielonym i przyprawionym, podawanym w formie niewielkich kiełbasek czy mięsnych paluszków zwanych čevapi lub čevapčiči albo też spłaszczonego hamburgera nazywanego pljeskavica. Zazwyczaj jako dodatek podawane są do nich frytki (świadectwo nowoczesności i internacjonalizmu) i pieczywo (tradycja).
AKAPITWyszukujemy niewielki lokalik na jednej z bocznych uliczek, sadowimy się przy stoliku na zewnątrz i zamawiamy tutejszą specjalność. Do čevapi bierzemy jeszcze sałatki – serbską i szopską – pierwsza wybitnie jarzynowa, druga o podobnym składzie, jednak wzbogacona słonym, owczym serem. Basia oczywiście zamawia mniejszą porcję i dostanie tylko pięć kiełbasek, ja – dwa razy tyle. Pieczywo jest kukurydziane, ale wcale nam to nie przeszkadza, bo jesteśmy naprawdę głodni, a poza tym nie odbiega ono bardzo w smaku od tradycyjnego. Dziesięć kiełbasek robi wrażenie, ale nie mam wątpliwości – wciągnę je bez trudu, poprawię frytkami i sałatką, a dopchnę kukurydzianą bułką. Zajadamy aż nam się uszy trzęsą. Fakt faktem, specjalnie wyszukany posiłek to na pewno nie jest, ale za to lokalny, tradycyjny i prosty, bez obcych naleciałości (jeśli nie liczyć frytek). Smakuje nam, więc pewnie kiedyś to powtórzymy.

...nie wychodząc z namiotu, można spoglądać na większość szczytów...

Zabytek, ale na chodzie

...aż nam się uszy trzęsą...
AKAPITPosileni idziemy na zakupy i zaopatrujemy się na kolejny dzień. Kupujemy coś do jedzenia, coś do picia i fundujemy sobie arbuza. W domu dokonujemy jego degustacji. Niestety nie jest jeszcze dojrzały i smakuje średnio. Za to piwo jest bez zarzutu, a do tego jest go aż 2 litry w dużej, brązowej, plastikowej butli za śmieszne pieniądze. Oczywiście nie wypijam wszystkiego za jednym razem (Basia na szczęście piwa nie lubi), ale i tak spać kładziemy się w dobrych nastrojach.

...dokonujemy jego degustacji...

Zmierzch nad Žabljakiem
następny dzień...