AKAPIT
AKAPITUrodziłem
się na tyle dawno, by doskonale pamiętać czasy, w
których
nie było komputerów i telefonów
komórkowych. Ba, nawet stacjonarny telefon był dobrem
luksusowym, na które czekało się miesiącami, o ile nie
latami. Na tyle niedawno jednak, by nie widzieć siebie wyłącznie jako
pasażera w fotelu obok pilota...
...od telewizora ;-)
AKAPITWiększość
moich zainteresować wiąże się w jakiś sposób z
przemieszczaniem się. Czy to pieszo (góry, ale nie tylko)
czy na kołach (jednak zdecydowanie samochód*). W swoim życiu
miałem również okres poruszania się drogą powietrzną
(paralotnia). Stanowczo nie jestem stworzeniem wodnym, ale i
żeglarstwo nie jest mi całkiem obce. Oczywiście wszystkie swoje
podróże dokumentuję nieodłącznym aparatem foto, gdyż
fotografia
od czasów błony czarno-białej, koreksu i powiększalnika,
również ma swoje miejsce w świecie moich pasji.
AKAPITPierwsze
wycieczki odbywałem z plecakiem "Ural" made by
Polsport,
z gustownym, zewnętrznym aluminiowym stelażem i niezwykle "wygodnym"
systemem nośnym oraz w butach typu pionierki i flanelowej koszuli. Do
dziś pamiętam wycieczkę na
Turbacz, z którego później samotnie błądząc,
szedłem na Lubań
z
0,5 litrową manierką wody. A upał był koszmarny...
AKAPITPoczątkowo
towarzyszył mi bardzo
"zaawansowany"
technologicznie aparat Smiena 8M, z czasem zamieniony na doskonałego
(na ówczesne czasy), ale z racji ciężaru, mogącego służyć za
balast dla płetwonurka Zenita 12XP z całą torbą akcesoriów.
Bywało, że do zestawu dołączał niewielki namiot wyprodukowany w
spółdzielni Żagiel Gdynia. Ale to wszystko już historia.
AKAPITPotem
nadeszła proza życia – praca, rodzina... Na szczęście
przynajmniej część swoich zainteresowań mogę dzielić z
żoną, więc zwykle znajdujemy czas na krótkie lub dłuższe,
mniej lub
bardziej górskie wypady.
AKAPIT
Życie bywa nieprzewidywalne, o czym przekonałem się kilka lat temu,
gdy po dłuższym, bezpośrednim kontakcie
z aniołami w białych fartuchach,
z dnia na dzień musiałem je dokumentnie przemeblować. Choroba co prawda
pozbawiła mnie możliwości pracy, jednak oferowała w
zamian spore ilości czasu, który staram się teraz
wykorzystywać na
to, co naprawdę lubię...
* - z uwagi na nieustannie rosnące
ceny paliw
dojrzałem ostatnio do przesiadki na rower. Zobaczymy co z tego
wyniknie...
* - wynikło z tego to, że jestem aktualnie posiadaczem roweru poziomego
złożonego własnymi rękami na kupionej ramie. Jest zaje...fajny!
Wkrótce wiecej informacji...
* - Od momentu finalnego złożenia i "oblatania", czyli w praktyce od
końca sierpnia 2011, kiedy to wróciliśmy z wakacji, do
początku
listopada zrobiłem na nim 1600 km :-D
Rok
2012
AKAPITKońcówka
roku 2011 była nerwowa. Okazało się, że ktoś na
górze znów sobie o mnie przypomniał i w
niezbyt
dobrym stylu "podarował" mi kolejny prezent. Skutkiem tego walczę z
nową chorobą, ale postanowiłem sobie nie dać się zjeść w kaszy. W końcu
poziomka zakonserwowana czeka w garażu na wiosnę... :-)
AKAPITWiosna
nadeszła, za nią lato. Start "poziomkowego" sezonu miałem mocno
opóźniony z powodu długiego dochodzenia do siebie po urokach
chemioterapii, ale na połowę lipca 600 km pękło. Jak na około
półtora
miesiąca to nieźle :-)
AKAPITLato
minęlo mi na opalaniu. Niestety nie słońce, a akcelerator Clinac
2300 był źródłem promieni.
AKAPITZa
to jesień spędziliśmy
intensywnie.
Kilka razy Beskid Wyspowy, Bieszczady, Tatry Zachodnie... Mimo
problemów ze skutkami ubocznymi różnych terapii,
było
pięknie. Tylko poziomka na tym straciła. Przez cały sezon przejechała
zaledwie
1100 km...
Rok
2013
AKAPITZima,
zima,
zima... Marzec się prawie skończył, a tu za oknem w dalszym ciągu był
środek stycznia, kiedy to odwiedziliśmy
na kilka dni Beskid Niski i
próbowaliśmy (z pozytywnym efektem) rakiet śnieżnych.
Czekając
na oznaki wiosny, siedziałem przed monitorem komputera i szukałem
tanich lotów. Po co? Bo "człowiek
musi sobie od czasu do czasu
polatać",
jak w kultowym filmie wspomniał Zdzisław Maklakiewicz. Postanowiliśmy
wcielić to hasło w życie. Norwegia, marzenie od wielu lat, wzywa nas...
W końcu się doczeka.
AKAPITDoczekała
się. My też... Ale wcześniej (i potem) były liczne jedno i
kilkudniowe wycieczki przez Beskidy i nie tylko oraz ujeżdżanie poziomki.
Bilans: przeszedłem ponad 900 km pieszo, w tym pokonałem 30 000 m
przewyższeń i
przejechałem 3000 km na rowerze.
Dla mnie to był intensywny rok. Oby następny był co najmniej taki.
Rok
2014
AKAPITWiosna
przyszła wcześnie. Właściwie to zima nie stawiła się do pracy. Sezon
rowerowy rozpocząłem już 28 lutego. 14 marca wybraliśmy się na spokojną
wycieczkę w Tatry Zachodnie. Po zejściu z przełęczy pod Wołowcem,
będąc już w dolinie około 15 minut od schroniska w dol. Chochołowskiej,
poślizgnąłem się na miejscami oblodzonej leśnej drodze. Idiotyczny
upadek, który jednak zakończył się złamaniem szyjki kości
udowej... Albo na górze ktoś mnie naprawdę nie lubi, albo
ktoś
inny ma moją laleczkę voodoo, w którą z systematycznością
godną
lepszej sprawy wbija długie, ostre szpile.
AKAPITTeraz
czeka mnie kilkumiesięczne leczenie i rehabilitacja. W odstawkę idą
góry, rower, Mazury ze swoimi jeziorami też będą musiały na
mnie
poczekać, podobnie jak planowane na ten rok słynne holenderskie ścieżki
rowerowe. Nawet psa wyprowadzić nie mogę. Co w zamian? Niewiele. Może
uzupełnię zaległości filmowe, książkę jaką przeczytam, nad stroną
popracuję. I będę bardzo cierpiał, patrząc przez okno na majaczące w
oddali szczyty Beskidu Wyspowego, którego kompleksowe
obejście
miałem w tym roku zakończyć.
AKAPITŻycie...
*
* *
AKAPITKość
zrasta się niespiesznie (piszę to z perspektywy stycznia 2015
roku –
10 miesięcy po wypadku).
AKAPITRok
2014 właściwie poszedł na straty... No, może nie całkiem i
nie do końca. Udało mi się solidnie popracować nad stroną i dzięki temu
wzbogaciła się ona o dobre kilka nowych artykułów. Aby nie
popaść w totalną fizyczną degrengoladę, latem zakupiłem ramę i na jej
bazie
zbudowałem kolejny rower poziomy – tym razem trzykołowy, a
więc o
wiele bardziej bezpieczny, bo niewywrotny. W sam raz dla inwalidy...
:-\ W sumie w tym roku nakręciłem 850 km, z czego 550 na
trójkołowcu. Niewiele... Spacerując o kulach i jeżdżąc na
rowerze, przypomniałem sobie też o
swoich innych poza górskich zainteresowaniach. Efekt
– kolejowa galeria
"Lokomotywownia". W pociągach jest coś... pociągającego ;-)
Rok
2015
AKAPITRówne
365 dni spędzone o kulach miały fatalny wpływ na moją ogólną
kondycję nie tylko fizyczną. Nic zatem dziwnego, że góry
tego roku oglądałem głównie na fotografiach. Kilku
górskich lub okołogórskich "spacerów"
nie warto nawet wymieniać. Rower na trzech kołach okazał się niestety o
wiele mniej wygodny od swojego dwukołowego poprzednika, stąd roczny
przebieg był równie mało imponujący. Jednak nie był to rok do
końca stracony. Postawiłem na wycieczki koleją. Bilans końcoworoczny to
ponad 13 tysięcy przejechanych kilometrów łącznie 178
pociągami.
AKAPITNiestety
kitlarze znów sobie o mnie przypomnieli i mają
wobec mnie wrogie plany, więc na 2016 rok znów trudno
cokolwiek planować...
Rok 2016
AKAPITKońcówka
roku 2015 i pierwszy kwartał roku 2016 były
znów mocno nerwowe i wypełnione
lekarskimi wizytami. W końcu po
wydeptaniu wielu nowych ścieżek w
marcu doczekałem się operacji. Szczegóły litościwie pominę.
Gdybym jednak miał kiedyś o tym napisać, na pewno nie byłby to
pean. Prędzej satyra.
AKAPITNiemniej
w ramach rekonwalescencji odbyliśmy kilka delikatnych górskich
wycieczek, w tym także w austriackich Alpach, choć nie ukrywam, że
przede wszystkim skupiałem się w tym roku na
wędrówkach kolejowych. Nabyłem kilka
nowych doświadczeń związanych z długodystansowymi
podróżami, wzbogaciłem swoje archiwum
fotograficzne i przejechałem koleją dla czystej przyjemności
nieco ponad 20 tysięcy kilometrów 227 pociągami.
Na rower nawet nie wsiadłem. I trochę mi z tego powodu
wstyd...
ROK 2017
AKAPITRok
2017 mogę śmiało nazwać rokiem udanym. Niestety górsko właściwie
nie zaistniał. Podobnie rowerowo. Po części wynikało to z
czynników zdrowotnych, ale po części z całkowitego "oddania się"
pasjom kolejowym, tak podróżniczym, jak i fotograficznym. Udało
mi się zrealizować niemal wszystkie plany, które założyłem sobie
na początku roku oraz wiele, wiele dodatkowych, które wynikły z
bieżących wydarzeń. Z racji fatalnej pogody musiałem jedynie
zrezygnować z planowanych kilkudniowych odwiedzin na Dolnym Śląsku.
Jednak co się odwlecze... Znów jestem bogatszy o nowe
doświadczenia, tym razem w dziedzinie noclegów w miejscach
przygodnych. Do kolejowego licznika kilometrów przybyło 30
tysięcy kilometrów przejechanych 367 pociągami, a do
fotograficznego archiwum dużo ciekawych zdjęć. Mam nadzieję, że kolejny
rok będzie co najmniej tak udany.
ROK 2018
AKAPITPodsumowanie
roku w kwietniu? Bo jest akurat 12 dzień tego jak dotąd pięknego
słonecznego i ciepłego od kilku dni miesiąca. Cóż, to tak na
wszelki wypadek. Znów pojawiły się czarne chmury na horyzoncie i
niestety wyłączyły mnie tymczasem z podróży, pisania, a kto wie
czy nie będą chciały pójść na całość i zrobić mi całkowitego
offline. Tak czy owak drodzy Czytelnicy dziękuję za poświecony mi czas.
Nie mogę obiecać, że coś nowego pojawi się jeszcze na stronie, a to co
jest, pozostanie na wieczność (na pewno jednak do 14.01.2020 r.). Dla
mnie możliwość opisywania swoich podróży była także formą
terapii, więc i Wy byliście jej częścią. Dziękuję raz jeszcze i do
zobaczenia! Gdzieś, kiedyś na pewno. :-)
|
|
|